środa, 5 września 2012

Roman Giertych: Pozwy o ochronę dóbr osobistych to moje hobby


Rozmawiał Sebastian Kucharski
2012-09-05, ostatnia aktualizacja 2012-09-05 12:29

Roman Giertych
Roman Giertych
 Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

W 90 procentach takich spraw odradzam postępowania sądowe. Tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z ewidentnym kłamstwem naruszającym dobra osobiste - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Roman Giertych, adwokat Michała Tuska i były wicepremier w rządzie PiS.

Sebastian Kucharski: Jak to się stało, że reprezentuje pan Michała Tuska?

Roman Giertych: - Bo jestem adwokatem, który reprezentuje ludzi.

To zacznijmy od początku. Dlaczego w imieniu syna premiera pozwał pan "Fakt", a w przypadku "Wprost" i "Super Expressu" złożył jedynie wnioski ugodowe?

- Na razie skupiliśmy się na tym, co jest ewidentne. "Fakt" naruszył - w moim przekonaniu - dobro Michała Tuska w najbardziej jaskrawy sposób. Tu ugoda nie wchodzi w grę.

Czyli?

- Powiem, jaką ja mam filozofię prowadzenia spraw o ochronę dóbr osobistych. W 90 procentach takich spraw odradzam postępowania sądowe. Przyjmuje jakieś 10 procent spraw dotyczących tego, co ludzi boli. Wtedy, gdy mamy do czynienia z ewidentnym kłamstwem naruszającym dobra osobiste. Tylko takich spraw podejmuje się w mojej kancelarii.

A w tej sytuacji to konkretnie co?

- Chciałbym, aby "Fakt" dowiedział się tego z pozwu, a nie mediów. Ale bez względu na to, jakie kto ma opinie na temat afery Amber Gold, czy uważa, że powinna powstać komisja śledcza czy nie, czy dobrze robił Michała Tusk pracując dla OLT czy źle, nie można używać sformułowań, które są po prostu zwykłą nagonką mającą na celu zwiększyć sprzedaż danego dziennika.

A pana zdaniem powinna powstać komisja śledcza w tej sprawie?

- Nie ma najmniejszych podstaw, żeby amatorzy z PiS-u zastępowali pracę prokuratury. Mówiłem to już dwa tygodnie temu.

Miał pan osobiste procesy z redakcją "Faktu". Zaczęło się w 2007 roku, gdy redakcja podała, że jako ówczesny wicepremier wozi pan rodziców na zakupy rządową limuzyną z ochroną BOR. Informacja okazała się nieprawdziwa, co potwierdził sąd. Pana walka z wydawcą "Faktu" trwała w tej sprawie 5 lat, wysyłała pan nawet komornika do jego siedziby.

- W tej sprawie pozwałem redakcję w swoim imieniu, imieniu ojca oraz mamy. W każdej z tych spraw wygraliśmy. W przypadku mamy zasądzono przeprosiny na pierwszej stronie "Faktu". Niestety, moja mama ich nie doczekała. Zmarła zanim się ukazały. Po wyroku, ale przed jego uprawomocnieniem. Szczerze przyznam, że mam o to żal do tego wydawnictwa. Nie wykonało ono oczywistego wyroku w sytuacji, w której zdawali sobie sprawę w jakim stanie zdrowia jest moja mama. To było ujawnione w postępowaniu sądowym.

Poza pana sprawą rodzinną i teraz pozwem syna premiera reprezentował pan jeszcze jakieś osoby w procesach z tą redakcją?

- Publicznie mogę jedynie powiedzieć, że reprezentuje jeszcze ministra Radosława Sikorskiego w sprawie dotyczącej antysemickich wpisów na forach internetowych. Ta sprawa się jeszcze nie skończyła.

"Fakt" to dla pana ulubiony przeciwnik na sali sądowej?

- W sprawie, w której wygrałem z nimi osobiście, musieli mnie przeprosić w gazetach, w TVN i Interia.pl. To chyba były najbardziej kosztowne przeprosiny w historii sporów o dobra osobiste w Polsce. Koszt tych przeprosin zbliżał się do pół miliona złotych. Wydaje mi się, że dotychczas nie było większej kwoty. Byłem też jedyną osobą, która trzy razy wysłała komornika do tego wydawnictwa.

Ile razy pozywał pan już tę gazetę?

- W sumie, ze wszystkim postępowaniami egzekucyjnymi, to może być jakieś kilkanaście spraw.

Chce być pan postrzeganym, jako skuteczny adwokat w walce o dobra osobiste naruszone właśnie przez "Fakt"?

- Nie tylko ich pozywałem. Miałem też wygrany proces z TVN. Wygrałem z "Super Expressem" po publikacji dotyczącej mojej żony. To nie jest tak, że pozywam tylko wydawcę "Faktu". Ale to wydawnictwo zaliczyło tę wielką wtopę z "jedynką" dotyczącą moich rodziców.

Wróćmy do pozwu Michała Tuska. Kontaktował się w tej sprawie z panem ktoś z rządu? Na przykład minister Sikorski, o którym wcześniej pan wspominał?

- To nie jest pytanie do mnie. Jestem adwokatem i nie ujawniam takich informacji.

Czy Michał Tusk sam do pana zadzwonił?

- Sposób w jaki pracuje kancelaria jest objęty tajemnicą adwokacką. I w tym zakresie obowiązuje żelazna zasada: żadnych informacji na te temat nie ujawniamy.

Unowocześniony Nissan Navara
Oto pełnia życia. Napęd 4x4 łączy zalety SUVa i pickupa. Sprawdź!
Urządzenia Wielofunkcyjne
Niskie Koszty oraz Wysoka Wydajność. Idealne dla Firm. Zobacz!
Nowe możliwości inwestowania
Zacznij zarabiać duże pieniądze! Sprawdź sam!
BusinessClick
Panie mecenasie, chce się pan specjalizować w pozwach dotyczących ochrony dóbr osobistych?

- Nie. Kancelaria liczy 20 osób. Prowadzimy bardzo liczne sprawy. Spraw o dobra osobiste jest zaledwie kilka procent. Z zainteresowaniem je śledzę, bo sam miałem różne spory. Dla mojej kancelarii to poboczny wątek pracy, ale ważny ze względu na hobby jej szefa.

Czyli rozumiem, że Michała Tuska będzie pan reprezentował osobiście?

Tak.

A może interesując się sprawami dotyczącymi dóbr osobistych zauważył pan, że "Fakt" mógł naruszyć dobra Micha Tuska i sam się z nim skontaktował?

- Nigdy czegoś takiego bym nie zrobił. Nie wiem, czy byłoby to naruszenie etyki zawodowej, ale na pewno było by to dziwaczne. Tak nie funkcjonują poważne kancelarie.

Źródło: Gazeta Wyborcza



Brak komentarzy: