Wywiad z oddziałowym oddziału XIV Zakładu Karnego w Barczewie – Janem Lewandowskim.
Tytuł „9855 dni z Erichem Kochem" pochodzi z reportażu telewizyjnym, którego drugoplanową postacią był pan (Jan Lewandowski). Czy te 9855 dni nie są przesadą.
– Do służby więziennej wstąpiłem 1 maja 1954 roku. Na zaopatrzenie emerytalne poszedłem 19 października 1981 r. Przepracowałem w więziennictwie 27 lat, 5 miesięcy i 18 dni., czyli 10023 dni. Natomiast przez 8 ostatnich lat służby byłem oddziałowym pawilonu XIV, gdzie pod celą nr 12 przebywał Erich Koch.
Czy był pan na służbie w tym dniu kiedy do więzienia przywieziono Ericha Kocha?
– Było to 13 marca 1965 r. W tym dniu wraz z innymi funkcjonariuszami uczestniczyłem w przeszukaniu i osadzaniu Kocha w pawilonie czternastym. Oprócz drobiazgów jakie miał przy sobie były wycinki z okresu okupacji. Przebywał sam w tej samej celi od początku do końca pobytu w pawilonie. Później przeniesiony został na szpital. Siedział na tych samych warunkach co inni skazani. Wyżywienie takie same jak inni, z tym że miał dietę. Później miał dłuższe spacery po dwie godziny. Wówczas o nim różnie mówiono. Nie miał żadnych przywilejów ani telewizora czy też służących.
Nie był pan jedynym oddziałowym pawilonu XIV, którzy mieli kontakt ze zbrodniarzem wojennym i partyjnym tak wysokiej rangi.
– Najdłużej pełnił służbę w pawilonie Zdzisław Słoń. Inni, którzy obok mnie pełnili służbę to m.in. Czesław Potarzycki, Marian Rogoś, Józef Kuta, Stanisław Krasnowski.
Jakim więźniem był E.Koch na przestrzeni ośmiu lat pana służby?
– Był przeważnie spokojnym w tym dniu kiedy pełniłem służbę. Otrzymywał to, co mu się należało. Spacer miał w tamtym okresie dwa razy dziennie. Pierwszy o 10.00 rano. Gdy tylko nastąpiło czasowe opóźnienie, dobijał się o spacer. Później miał już zegarek. Nie wymagałem od niego więcej niż nakazywał to regulamin. Otrzymywał dużo gazet i dużo czytał. Wstawał rano o 5.00, gimnastyka, toaleta, siadał na łóżku i czekał. Więźniowie z pawilonu XIV jak i innych oddziałów z bloku głównego w stosunku do niego na początku odnosili się wulgarnie. W trakcie spacerów był obrzucany różnymi przedmiotami. Później przyzwyczaili się do jego obecności i nie zwracali już na niego żadnej uwagi.
W tamtych latach był najważniejszą postacią odbywającą karę. Więzienie w Barczewie łączono z jego osobą. Czy odwiedzano go?
– Oprócz siostrzenicy i innych z urzędu, "oglądali" go przez wizjer również inne osoby i funkcjonariusze z różnych jednostek. Koch był wrażliwy na takie podglądanie i zawsze odpowiadał zgryźliwie: "Koch nie malpa". Był taki okres, że bał się, gdyż mógł być na nim wykonany wyrok. Był czujny. Pamiętam jak na wieczór po zgaszeniu światła i po zamknięciu wszystkich cel, pod swoje drzwi kładł metalową szufelkę od śmieci. Robił to w obawie, gdyby ktoś chciał wejść do jego celi. Za Gierka miał nadzieję, że opuści więzienie. Później pogodził się z tą myślą, że już do końca tu pozostanie.
Szczególne wspomnienie o E. Kochu jakie utkwiło w pańskiej pamięci w ciągu ostatnich ośmiu lat służby w pawilonie XIV?
– Któregoś dnia otrzymałem polecenie dostarczenia mu telegramu. Koch spojrzał na telegram, wziął mnie za rękę i powiedział - oddziałowa wyjdź!. Wyszedłem. Zobaczyłem przez wizjer w drzwiach celi jak Koch płacze. Zdziwiłem się bardzo. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem płaczącego Kocha. Po półgodzinie wszedłem do celi i spytałem - no jak, dobry telegram, czy zły? - odpowiedział - szajs! Siostrzenica, która przyjeżdżała nie żyje!
Przez osiem lat służby było wiele możliwości do rozmów. Czy rozmawiał pan z nim na jakieś tematy?
– Na temat okupacji nie chciał rozmawiać. Był nieufny. Wierzył w Hitlera. Opowiadał mi wiele m.in. jak był u Hitlera na urodzinach oraz jak Hitler był u niego. Był - jak powiadał jego prawą ręką. Kiedyś była audycja w radiu, którą usłyszał. Był obrażony, gdyż to jego winili między innymi, że to on morderca, że i on podpisywał wyroki. W rozmowie ze mną twierdził, że nigdy tego nie robił, a większość morderców, których zna z imiona i nazwiska zamieszkują w RFN. Dlatego nie chcą go wypuścić. Wielokrotnie próbowałem z nim rozmawiać na temat bursztynowej komnaty. Kiedyś mi tylko powiedział, że została wywieziona do Królewca i tam rzekomo powinna być.
Czy pamięta pan ostatnie spotkanie z Erichem Kochem?
– Pamiętam ostatni dzień mojej służby w pawilonie XIV. Rano byłem u niego w celi i powiedziałem mu, że odchodzę na emeryturę. Pod koniec służby dał mi swoje zdjęcie wraz z dedykacją na odwrocie - jak sądzę - na pożegnanie.
Przez te osiem lat spędzonych w jego obecności zawsze pozostał dla mnie takim, jakim go zobaczyłem na początek. Od początku do końca był źle nastawiony.
Mimo wszystko, niewiadomo jakim by człowiek nie był, to obcowanie z takimi ludźmi jak on przez tyle lat spowoduje, że do obecności nawet największego wroga można się przyzwyczaić.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Wojciech Zenderowski.
Wojciech Zenderowski „Nowiny Barczewskie”, 1996, nr 6, s. 5.
Więcej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz