środa, 23 lipca 2014

Zbigniew Mandziejewicz: Legia musi pokazać, kto rządzi

 

Łukasz Jachimiak
23.07.2014 , aktualizacja: 23.07.2014 11:04

- Na tych Irlandczykach wystarczyło wyjść bardzo wysokim pressingiem i załatwić sprawę, bo oni na początku czekali na wyrok - mówi Zbigniew Mandziejewicz przed rewanżowym meczem Legii z St. Patrick's.


Po sensacyjnym remisie 1:1 w Warszawie Legia do awansu potrzebuje zwycięstwa albo remisu bramkowego 2:2 i każdego wyższego. Przy wyniku 1:1 dojdzie do dogrywki. Mandziejewicz, który w sezonie 1995/1996 grał z Legią w Champions League, jest przekonany, że nie dojdzie do kolejnego upokorzenia polskiej piłki.

Łukasz Jachimiak: Boi się pan rewanżu Legii z półamatorami z Irlandii w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów?

Zbigniew Mandziejewicz: Kiedy grałem w piłkę, nigdy nikogo i niczego się nie bałem, więc teraz na pewno też nie będę się bał, kibicując Legii. Wiadomo, że każdego trzeba szanować, ale Legia musi patrzeć na siebie i nie może zagrać w taki sposób, jak tydzień temu u siebie.

Szanować trzeba chyba przede wszystkim siebie? Z tak słabym rywalem nie wypada ratować remisu w doliczonym czasie gry.

- Tak jest. Właśnie do tego zmierzałem. Legioniści nie mogą mówić, że teraz czeka ich trudny mecz. Bez przesady, niech nie opowiadają o presji. Byłem na pierwszym meczu i denerwowałem się, że nie robili tego, co wręcz musieli zrobić. Przecież na tych Irlandczykach wystarczyło siąść, wyjść na nich bardzo wysokim pressingiem i załatwić sprawę. Teraz Legia musi pokazać swój charakter - walczyć, pokazać, że nie bez powodu jest faworytem tego dwumeczu.

A nadal jest? Skoro był pan na pierwszym meczu, to musiał się mocno denerwować, bo Irlandczycy mogli zdobyć jeszcze kilka bramek.

- Pierwszą połowę powinni wygrać 3:0. Powiem szczerze - byłem zdziwiony. Kiedy grałem w piłkę od wielu trenerów słyszałem, że łatwe mecze są najtrudniejsze, teraz jako trener sam mówię, że do takich spotkań trzeba odpowiednio podejść. W taki sposób, jak już powiedziałem. Od razu trzeba pokazać, kto rządzi, żeby rywal nie zdążył pomyśleć, że ma szansę i uwierzyć w siebie.

Czuję, że zgodzi się pan z Andrzejem Iwanem, który stwierdził, że jeśli Legia awansuje do trzeciej rundy, to w niej lepiej będzie się jej grało z Celtikiem Glasgow niż teraz z St. Patrick's.

- Rzeczywiście się zgadzam. Z Celtikiem powinno być łatwiej, bo - niestety - takich mamy zawodników, że mentalnie nie radzą sobie z rolą faworytów. Co zrobić? Mam nadzieję, że będą te mecze ze Szkotami, chciałbym wybrać się na stadion, żeby takie spotkanie zobaczyć.

Mówi pan o wysokim pressingu, o mentalności - czy o to wszystko nie powinien zadbać Henning Berg? Aleksandar Vuković wyliczył błędy Norwega, a za główny uznał odpuszczenie meczu z Zawiszą Bydgoszcz o Superpuchar Polski.

- Nie jestem od oceniania trenera, nie wiem, dlaczego wybrał inną taktykę, nie wiem też, dlaczego nie wystawił najmocniejszego składu na Zawiszę. Widocznie miał swoje powody, to jego decyzja. Ale gdybym ja decydował, na pewno wyszedłbym na Superpuchar Polski w najmocniejszym składzie, żeby wszystko przetestować przed meczem z Irlandczykami. Przecież piłkarze St. Patrick's na początku byli bardzo cofnięci, czekali na najwyższy wyrok, a legioniści zachowywali się tak, jak gdyby to ich zaskoczyło, nie wiedzieli, co mają robić. W końcu goście zaczęli grać odważniej, zdobyli gola, narobili sobie apetytu na mecze z Celtikiem. A my się martwimy, bo we wszystkich trzech meczach nowego sezonu - w Superpucharze [2:3 z Zawiszą], w Lidze Mistrzów [1:1 z St. Patrick's] i w ekstraklasie [0:1 z Bełchatowem] Legia wyglądała słabo, była zagubiona.

Może więc pora zacząć się bać? Skoro Legii nie idzie, to dlaczego nagle miałoby zaskoczyć?

- Myślę, że są w niej tacy zawodnicy, którzy przed meczem z inaczej podchodzącymi do piłki i zupełnie inaczej zarabiającymi rywalami powiedzą sobie kilka słów i odpowiednio podejdą do sprawy. Oni muszą się wziąć w garść, wiedzą, o co grają. Jak odpadną, to co nam z tego, że znów zdominują krajowe podwórko? To by była katastrofa. Ale nie będzie. Na awans Legii postawiłbym duże pieniądze.

Ale dużo by pan nie zarobił, bo bukmacherzy cały czas nie dają Irlandczykom większych szans (Fortuna na ich awans wystawia kurs 2,78, a na awans Legii - 1,33).

- Nie gram. Powiedziałem tak, żeby podkreślić, że nie wierzę w kolejne upokorzenie polskiej piłki.

Brak komentarzy: