środa, 14 listopada 2007

Dożywotni sędzia grodzki mógłby zastąpić asesora

Marek Domagalski 06-11-2007, ostatnia aktualizacja 06-11-2007 10:38

Tydzień temu Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że asesorzy nie mogą zastępować sędziów. Pojawiły się dwa pomysły wyjścia z tego pata: zmiana konstytucji lub ustanowienie dodatkowego szczebla w sądownictwie

Trybunał orzekł, że powierzanie asesorom czynności sędziowskich jest niekonstytucyjne, gdyż są oni powoływani na czas określony, czekają na sędziowską nominację – dlatego nie są w pełni niezawiśli. Aby nie doprowadzić do zapaści w sądach, TK odroczył wejście w życie orzeczenia na półtora roku (szerzej: „Asesorzy już nie będą orzekać w sądach”, „Rz” z 25 października 2007 r.).

Co dalej z asesorami?

Najprostsza wydaje się zmiana konstytucji. Zamiary są zresztą takie, aby nowy Sejm jak najszybciej rozpoczął nad nią prace (odpowiedni projekt był już w Sejmie, ale zmian nie uchwalono). W myśl prezydenckich propozycji, pierwsza nominacja dla sędziego następowałaby na czas oznaczony od dwóch do czterech lat. Byłby to więc tzw. sędzia na próbę. Kolejna nominacja, po pozytywnej ocenie lat próby, byłaby już na czas nieoznaczony.

Nie wszyscy są jednak zwolennikami zmian w konstytucji. Krajowa Rada Sądownictwa uważa, że wystarczy znowelizowanie prawa o ustroju sądów powszechnych.

– Nasz pomysł polega na powołaniu dodatkowego, czwartego szczebla w sądownictwie: sędziego grodzkiego, może sędziego pokoju – powiedział „Rz” sędzia Marek Celej z KRS.

Sędzia grodzki czy pokoju (kwestia nazewnictwa jest drugorzędna) orzekałby w najdrobniejszych sprawach cywilnych, karnych i wykroczeniowych. Od sędziego na próbę różniłby się jednak tym, że byłby powoływany na czas nieoznaczony. Mógłby oczywiście z tego szczebla awansować, ale równie dobrze piastować swoje stanowisko przez lata, aż do emerytury. Łatwiejszy dostęp do takiego stanowiska trwale mógłby rozwiązać problem braku sędziów.

Kręcenie się w koło

– Czym ma się różnić instytucja sędziego na próbę od sędziego, który orzeka, starając się o nominację, poza formalną zgodnością z konstytucją? – pyta adwokat Jerzy Naumann. – I jeden, i drugi zabiega przecież o to samo. Problem leży gdzie indziej – w poziomie etycznym i właściwym doborze kadry sędziowskiej.

– Musimy przestać kręcić się w kółko wokół pomysłów w rodzaju sędziego na próbę. Czas na odważny krok. Poprzez zwiększenie wynagrodzeń sędziów oraz jednorazowe zwiększenie liczby etatów sędziowskich trzeba zaprosić do orzekania doświadczonych prawników z innych zawodów – uważa z kolei adwokat Andrzej Michałowski, członek władz Naczelnej Rady Adwokackiej. – Nabór doświadczonych adwokatów, radców i prokuratorów, na wzór dokonanego bezpośrednio po 1989 r., zmieniłby na trwałe oblicze sądów. Można to zrobić szybko, w ciągu owych 18 miesięcy. W II Rzeczypospolitej stworzenie całego sądownictwa zajęło znacznie mniej czasu.

Prawnika łatwo przyuczyć

– Sędzia nie powinien uczyć się dopiero za stołem sędziowskim, zdobywając doświadczenie na konkretnych sprawach. Powinien przystępować do nich w pełni przygotowany do zawodu – powiedziała „Rz” sędzia Elżbieta Z. z jednego z sądów na Mazowszu. – To, że do tego zawodu przyjmuje się wciąż niewielu prawników z innych profesji, wynika także z oporu środowiska sędziowskiego.

30 procent kadry orzekającej w sądach rejonowych stanowią asesorzy

Tymczasem adwokata czy radcę można szybko przyuczyć do pracy na stanowisku sędziego, każdy z nich ma zresztą jakąś praktykę w sądzie. Poza tym to zwykle inteligentni ludzie – uważa sędzia.Według Krzysztofa Józefowicza, prezesa poznańskiego Sądu Okręgowego (wcześniej wiceministra sprawiedliwości), kandydaci na sędziów mogą zdobywać doświadczenie także jako referendarze (orzekają m.in. w sprawach rejestrowych, wieczystoksięgowych i w postępowaniach uproszczonych) oraz asystenci sędziego – ci pomagają doświadczonym sędziom w pracy. Z obu tych profesji droga do stanowiska sędziego już teraz jest otwarta. Zdaniem sędziego Józefowicza najlepszym rozwiązaniem jest zmiana konstytucji i sędzia na próbę.

Zdaniem niektórych specjalistów obecna „górka” asesorska jest wynikiem ogólnego zwiększania zatrudnienia w sądach. Z czasem będzie jednak maleć.

Wiemy już, skąd brać doświadczonych prawników, by zastąpili asesorów, ale co z samymi asesorami i aplikantami sędziowskimi (po egzaminie sędziowskim)? Aplikacja nie wystarczy bowiem do wpisu na listę adwokatów czy radców. Pojawia się tu znów kwestia ułatwień w przepływie między różnymi profesjami prawniczymi i samego dostępu do aplikacji.

Zamiast asesora sędzia grodzki powoływany przez prezydenta

Jerzy M. Żuralski 14-11-2007, ostatnia aktualizacja 14-11-2007 12:55

Nie trzeba zmian w konstytucji, by rozwiązać problem asesorów sądowych – uważa sędzia Jerzy M. Żuralski, prezes Sądu Rejonowego w Wąbrzeźnie, były podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości

Specyfiką naszego sądownictwa jest to, że wymiar sprawiedliwości sprawują – poza sędziami powołanymi na urząd przez prezydenta RP – liczni początkujący asesorzy sądowi, czyli osoby, które po uniwersyteckich studiach prawniczych odbyły aplikację sadową (obecnie przeważnie pozaetatową), zdały egzamin sędziowski i zostały mianowane przez ministra sprawiedliwości, a więc przedstawiciela władzy wykonawczej, do pełnienia czynności sędziowskich na czas określony. Ten stan rzeczy od lat budził sprzeciw licznych teoretyków i praktyków prawa mających wątpliwości, czy urzędnicy wykonujący obowiązki sędziowskie, których przyszła kariera jest uzależniona od decyzji organu powołującego, w pełni dają gwarancję niezawisłości, bezstronności i niezależności.

Trochę o zaszłościach

Świadomość tę mieli również członkowie zespołu ds. reformy struktury organizacyjnej sądownictwa, którzy w opracowanym w 1997 r. projekcie utworzenia wyodrębnionych jednostek organizacyjnych sądów zdolnych do szybkiego i sprawnego rozpoznawania drobnych spraw cywilnych i karnych – sądów grodzkich przewidywali, że będą w nich orzekać głównie początkujący sędziowie: sędziowie grodzcy.

Prace nad reformą sądownictwa były kontynuowane w latach następnych. W ich efekcie 1 stycznia 2000 r. rozpoczęły działalność wydziały cywilno-karne, które 17 października 2001 r. zaczęły również rozpoznawać sprawy o wykroczenia, przekształcone następnie 1 stycznia 2002 r. w wydziały grodzkie na mocy przepisów ustawy z 27 lipca 2001 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych (usp).

W ustawie tej jednak odstąpiono od zawartych w projekcie z 10 czerwca 1999 r. przepisów o likwidacji instytucji asesorów sądowych i wprowadzenia innej drogi dochodzenia do urzędu sędziego. Według nich istniejący stan rzeczy miał na zasadzie wyjątku trwać do 31 grudnia 2010 r., natomiast zasadą miało być powoływanie na urząd sędziego osoby, która poza spełnianiem warunków formalnych ukończyła 35 lat i bezpośrednio przed powołaniem była profesorem lub doktorem habilitowanym nauk prawnych, sprawowała urząd sędziego sądu wojskowego albo przez cztery lata wykonywała zawód adwokata, radcy prawnego lub notariusza, przez dwa lata prokuratora powszechnych lub wojskowych jednostek organizacyjnych prokuratury lub przez dziesięć lat asystenta sędziego.

Dzisiaj można jedynie podziwiać dalekowzroczność autorów tego projektu, a jednocześnie żałować, że nie stał się obowiązującym prawem. Zaoszczędziłoby to konieczności podejmowania pod presją czasu zmian legislacyjnych, niezbędnych do zadośćuczynienia treści orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 24 października 2007 r., w myśl którego przepisy uprawniające ministra sprawiedliwości do powierzenia asesorom sądowym prawa pełnienia czynności sędziowskich są niezgodne z ustawą zasadniczą.

Według dyskutantów

W ostatnich miesiącach rozgorzała dyskusja na temat, co dalej z asesorami sądowymi. Jest to problem istotny, bo stanowią oni jedną trzecią kadry orzeczniczej sądów rejonowych i liczba ich rośnie, gdyż już po orzeczeniu TK minister sprawiedliwości podpisał ponad 100 nowych nominacji asesorskich.

Jedną z dróg wyjścia zasugerował prezydent RP: powoływanie sędziów na czas określony. Jednak Sejm minionej kadencji nie uchwalił stosownej ustawy.

Profesor Andrzej Zoll uważa natomiast („Rz” z 25 października), że początkujący sędzia powinien najpierw orzekać wyłącznie w wydziałach odwoławczych sądów okręgowych w składzie z dwoma doświadczonymi sędziami. Oni byliby nauczycielami wskazującymi błędy popełniane przez sądy pierwszej instancji. Ich opinia decydowałaby o dalszych jego losach, a więc o tym, czy będzie sędzią, czy też odejdzie do innej pracy. Podobnie widzi drogę do zawodu sędziego prof. Zbigniew Ćwiąkalski („Rz” z 8 listopada): naukę zawodu należy zacząć właśnie od orzekania na próbę w składach trzyosobowych, ale nie samodzielnie. Również za wprowadzeniem sędziów na próbę opowiada się były wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Józefowicz („Rz” z 6 listopada).

Inni hołdują koncepcji, by zawód sędziego był ukoronowaniem zawodów prawniczych. Prof. Zbigniew Hołda opowiada się („Polityka” z 20 października) za modelem kariery prawniczej autorstwa prezesa TK Jerzego Stępnia, według której magister prawa mógłby odbywać aplikację dwuetapową – wstępną ogólną i specjalistyczną, np. w zawodzie prokuratora, notariusza, adwokata czy radcy prawnego, które byłyby przedzielone pracą w sądzie, prokuraturze lub kancelarii prawniczej. Następnie wykonywanie jednego z zawodów prawniczych przez odpowiedni okres dawałoby podstawę do ubiegania się o powołanie na urząd sędziego. Niezależnie od tego byłby on dostępny dla profesorów i doktorów habilitowanych nauk prawnych. Także poseł Cezary Grabarczyk, adwokat z zawodu, jest za szerszym dostępem praktyków do zawodu sędziego („Rz” z 5 listopada)

Czwarty szczebel

Najbardziej kompleksową propozycję rozwiązania problemu asesorów sądowych wyraża stanowisko Krajowej Rady Sądownictwa z 1 czerwca 2007 r. omówione przez sędziego Marka Celeja („Rz” z 16 października i 6 listopada). Pokrótce sprowadza się do tego, by bez zmiany konstytucji wprowadzić do usp czwarty, najniższy szczebel zawodowy: sędziego grodzkiego (sędziego pokoju) powoływanego tak jak inni sędziowie przez prezydenta na wniosek KRS na czas nieokreślony. Zdaniem rady powołanie sędziego na czas nieoznaczony przewidziane w art. 179 ustawy zasadniczej przedstawia istotną wartość konstytucyjną. Stanowi mianowicie ważny element zespołu gwarancji niezawisłości sędziowskiej – to po pierwsze. A po drugie – jest dopełnieniem gwarantowanego w art. 45 konstytucji prawa do sądu.

Propozycja ta jest niezwykle trafna i w świetle zapadłego orzeczenia TK z 24 października 2007 r. powinna stanowić punkt wyjścia do prac legislacyjnych, w efekcie których za 18 miesięcy bez zmiany konstytucji sądy powszechne będą należycie zorganizowane i orzekać w nich będzie odpowiednia liczba niezawisłych i niezależnych od władzy wykonawczej sędziów. Aby to osiągnąć, należałoby wzbogacić ją o pewne sugestie wskazanych autorytetów i stworzyć zasady dochodzenia do urzędu sędziego grodzkiego oraz mechanizm jego powoływania.

Należy więc wrócić do projektu reformy sądownictwa powstałego przed dziesięciu laty i połączyć urząd sędziego grodzkiego z istniejącymi już wydziałami grodzkimi sądów rejonowych. Nowo powołany szczebel stanowisk sędziowskich – sędziego grodzkiego, powinien być ściśle związany z orzekaniem w tych wydziałach, natomiast po określonym czasie, np. roku czy dwóch latach, mogliby oni być delegowani na zasadach ogólnych do rozpoznawania innych spraw w sądzie rejonowym lub okręgowym. Awans na stanowisko sędziego rejonowego mógłby natomiast nastąpić najszybciej po czterech latach orzekania.

Wydziały grodzkie istnieją w przeważającej liczbie sądów rejonowych, a w sądach największych działa ich po kilka. Z kilkuletniej obserwacji ich pracy oraz analizy szybkości postępowania i uzyskiwanych przez nie wyników należy wnioskować, że tworząc je, osiągnięto nie tylko cele dostosowujące organizację sądownictwa do wymogów konstytucji, ale również poprawę w szybkości postępowania. Fakt ich istnienia oraz wyspecjalizowanie się sędziów w nich orzekających do szybkiego rozpoznawania drobnych spraw przyczyniło się w znaczący sposób do sukcesu wprowadzonych wiosną 2007 r. kontrowersyjnych sądów 24-godzinnych. Stworzony jednakże model wydziału (sądu) grodzkiego nie jest dziełem skończonym, powinien ulegać stałej ewolucji i być dostosowywany do bieżących potrzeb. Liczba tych wydziałów powinna rosnąć, nie zaś maleć, jak to zapisano w projekcie rozporządzenia ministra sprawiedliwości z lipca 2007 r. Nadto, by sprostać obecnym i przyszłym potrzebom, należy maksymalnie uprościć i odformalizować istniejące procedury lub też stworzyć nowe specjalne procedury do rozpoznawania drobnych spraw cywilnych, karnych i wykroczeń, uwzględniające specyfikę tych spraw.

Na czas nieokreślony

Sędziów grodzkich powinien powoływać prezydent RP na wniosek KRS na czas nieokreślony spośród osób, które po ukończeniu uniwersyteckich studiów prawniczych odbyły aplikację sadową – etatową (aktualnie lansowany system aplikacji pozaetatowej jest nieefektywny) ewentualnie pozaetatową połączoną z pracą w charakterze asystenta sędziego, zdały egzamin sędziowski i następnie przez minimum rok pracowały w charakterze asystenta sędziego zarówno w sądzie rejonowym, jak i okręgowym. Zdobyta w ten sposób wiedza oraz przejęte doświadczenie od sędziów patronów dawałyby gwarancje odpowiedniego przygotowania do rozpoznawania spraw należących do kognicji wydziałów grodzkich. Natomiast opinie tych sędziów byłyby dla KRS wystarczającym materiałem do oceny, czy kandydat zasługuje na złożenie wniosku do prezydenta o powołanie na pierwszy szczebel w hierarchii stanowisk sędziowskich.

Nie ma natomiast potrzeby tworzenia unormowań prawnych umożliwiających dochodzenie do urzędu sędziego przedstawicieli innych zawodów prawniczych, bo obowiązujące przepisy usp przewidują taką ewentualność. Jednakże przedstawiciele korporacji adwokatów, radców prawnych i notariuszy niezwykle rzadko starają się o zmianę koloru togi. Z opinii sędziego Stanisława Dąbrowskiego, przewodniczącego KRS („Rz” z 24 października), wynika, że stanowią oni mniej niż 1 proc. ubiegających się o urząd sędziego, a powód tego jest prozaiczny, dochody osiągane przez nich z prowadzonej działalności znacznie przewyższają uposażenie sędziego sądu rejonowego. Oznacza to, że do czasu, gdy uposażenia sędziów nie wzrosną i będą proporcjonalne do ich wynagrodzeń, przedstawiciele tych korporacji nie będą się ubiegać o ukoronowanie swojej kariery.

wtorek, 13 listopada 2007

Mimo spadków na giełdzie nie wszyscy panikują

Choć na GPW sytuacja jest nie wesoła, a pesymistyczne nastroje pogłębiają dodatkowo, niepokojące doniesienia zza oceanu i Dalekiego Wschodu to nie wszyscy panikują. Względny spokój zachowują jeszcze klienci TFI oraz spółki planujące oferty publiczne. Posiadacze jednostek funduszy nie rzucili się do ucieczki, a część inwestorów postanowiła nawet je dokupić zwabiona niską ceną. Firmy planujące debiut na GPW podtrzymały plany wejścia na giełdę.

„Czy klienci TFI zdążyli już przestraszyć się serii spadkowych sesji na warszawskiej GPW i rozpoczęli ucieczkę z funduszy? Jak się okazuje: i tak, i nie. Pojawiły się pierwsze umorzenia, ale pojawiają się też tacy, którzy spadające watości jednostek postrzegają jako świetną okazję, do taniego wejścia w inwestycję.” - donosi gazeta Parkiet.


„W największych TFI na rynku nie widać jeszcze fali umorzeń jednostek. Jednak pewne nerwowe ruchy już się rozpoczęły. – W naszych funduszach widzimy niewielki odpływ środków, ale nie mamy masowych umorzeń. – przyznaje Robert Fijołek, zarządzający funduszami z oferty BPH TFI. Zmiany w zachowaniu klientów widzi również Adrian Adamowicz, wiceprezes Pioneer Pekao TFI. Zauważyć można mniejsze niż zwykle zakupy jednostek funduszy polskich akcji.” – pisze gazeta.

"Zazwyczaj jednak klienci TFI nie rezygnują z funduszy całkowicie, a jedynie przenoszą pieniądze do innych produktów. Widać, że inwestorzy z większą uwagą oceniają swój profil ryzyka i decydują się coraz częściej na produkty o mniejszym udziale akcji” – komentuje dla dziennika Tomasz Jędrzejczak, prezes Legg Mason TFI.


Gorsza sytuacja na rynku póki, co nie odstrasza także firm planujących swoje oferty publiczne. „Owszem w, czasie hossy sprzedaje się wszystko po każdej cenie. Ale to nie jest sytuacja normalna. W gorszych czasach sprzedaje się wszystko po odpowiedniej cenie. Ci, którzy chcą zrobić skok na kasę, rzeczywiście nie mają wtedy czego na parkiecie szukać. Ci, którzy potrzebują pieniędzy, inwestorów, perspektyw, wciąż mogą znaleźć swoją szansę. Trzeba im to tylko uzmysłowić „ - czytamy w gazecie.


Zapewne zarówno klienci TFI jak i firmy planujące swoje debiuty giełdowe mają trudny orzech do zgryzienia. Co niektórzy z awersją do ryzyka już się wycofali. Pozostali zachowują umiarkowany spokój. Czas pokaże, które podejście było właściwe.


Więcej dowiesz się czytając artykuły gazety „Parkiet”: „Strach przed krachem i szansa na tanie zakupy” autorstwa Adama Roguskiego oraz „Przesłanie dla spółek” autorstwa Krzysztofa Jedlaka.