sobota, 8 grudnia 2007

Czy CBA utrudnia pracę prokuratury?

Marek Kruczek
2007-12-08, ostatnia aktualizacja 2007-12-07 19:47

"Bezczynność CBA utrudnia śledztwo w sprawie akcji w Ministerstwie Rolnictwa" - napisał do premiera Donalda Tuska rzeszowski prokurator okręgowy Janusz Drozdowski.

Zobacz powiekszenie
Fot. Krzysztof Miller / AG
Mariusz Kamiński, szef CBA
"Brak żądanych materiałów z CBA uniemożliwia zaplanowanie jak i przeprowadzenie czynności procesowych pomimo wszczęcia śledztwa. Dotychczasowa bezczynność CBA utrudnia zatem postępowanie karne prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Rzeszowie" - czytamy w liście.

Wczoraj poinformował o tym na swojej stronie internetowej "Newsweek".

Drozdowski tłumaczy: - Użyłem sformułowania "utrudnia", ale bardziej w znaczeniu potocznym niż karnym. Dlatego prokuratura okręgowa nie wszczęła i nie zamierza wszcząć śledztwa przeciwko szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu.

Rzeszowska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie nieprawidłowości podczas akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Akcja została przerwana z powodu przecieku. Prokuratorzy sprawdzają, czy CBA miało pewne i wymagane prawem informacje o przestępstwach. Oddzielne postępowanie toczy się w sprawie fałszowania przez agentów CBA dokumentacji, która miała być pretekstem do wręczenia łapówki.

Prokurator Drozdowski uważa, że problem z informacjami od CBA polega na innym rozumieniu ustawy o CBA. - Mariusz Kamiński twierdzi, że nie ma obowiązku przedstawiania pewnych materiałów prokuraturze. My jesteśmy odmiennego zdania. To tylko różnica poglądów prawnych - mówi. Ubolewa nad tym, że ktoś próbuje prokuraturę powiązać z oczekiwaniami niektórych środowisk politycznych: - Prokuratura nie ma nic wspólnego z polityką. Przykro mi, że są tak wykorzystywane.

Prokuratura okręgowa zwracała się o informacje do CBA dwa razy. W sierpniu prokuratorzy pytali Mariusza Kamińskiego, czy informował ówczesnego prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę o kulisach tajnej akcji w Ministerstwie Rolnictwa. Niepełna odpowiedź przyszła we wrześniu. CBA potwierdziło jedynie, że jego funkcjonariusze przeprowadzili prowokacje. Na szczegółowe pytania odpowiedzi nie było.

Drugie pismo wysłane zostało do CBA w listopadzie. Prokuratura wnioskowała o udostępnienie dokumentów operacji. Według rzeszowskiej prokuratury Kamiński odmówił ich wydania.

Wczoraj Tomasz Frątczak, szef gabinetu szefa CBA, rozesłał do mediów oświadczenie, w którym pisze, że stwierdzenie o utrudnianiu postępowania przez CBA jest nieprawdziwe. "(...) Materiały i informacje związane z operacją specjalną w Ministerstwie Rolnictwa zostały przekazane przez CBA kilka miesięcy temu Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Wśród nich także te niejawne. Kilka tygodni temu Szef CBA wyraził zgodę na dostęp do nich także Prokuraturze Okręgowej w Rzeszowie (...)" - czytamy w nim.

W piątek nie udało nam się jednak ustalić, dlaczego rzeszowska prokuratura nie wystąpiła do warszawskiej okręgówki, prokurator Drozdowski był nieuchwytny.

- Trudno powiedzieć, jakie podejmiemy kroki w tej sprawie. Na pewno tego tak nie zostawimy - powiedział w czwartek "Newsweekowi" Marek Staszak, szef Prokuratury Krajowej.

Miller radzi Tuskowi jak postępować z L. Kaczyńskim

mig, PAP
2007-12-08, ostatnia aktualizacja 2007-12-08 07:37

Donald Tusk szuka wsparcia u Leszka Millera. W czwartek obaj premierzy spotkali się w wielkiej tajemnicy. Jak dowiedział się "Dziennik", Miller radził szefowi rządu, jak powinien ułożyć sobie napięte relacje z prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Zobacz powiekszenie
Fot.Bartosz Bobkowski / AG
Donald Tusk
Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Leszek Miller
Zdaniem gazety, doradcą w tej kwestii jest kompetentnym - "szorstka przyjaźń" Millera z Aleksandrem Kwaśniewskim stała się już symbolem ostrych sporów na linii rząd - prezydent.

Rozmowa odbyła się w cztery oczy i trwała około godziny. Choć spotkanie było oficjalne, bo odbywało się w gabinecie premiera, otoczone jest jednak tajemnicą. O spotkaniu nie mieli pojęcia współpracownicy Tuska.

Nie wie o nim na przykład nic minister Julia Pitera. "Byłam wczoraj w kancelarii prawie cały dzień. Ale nic nie wiem o spotkaniu. Nie widziałam tam Millera" - mówi zdziwiona Pitera. I dodaje: "To dziwne, że jeżeli do spotkania doszło, to nikt z pracowników kancelarii o tym nie mówił. Przecież Miller jest rozpoznawalny i jeśli był w kancelarii, to na pewno ktoś go musiał widzieć".

W spotkanie nie chce wierzyć poseł PO Janusz Palikot. "To niemożliwe. Znam pana premiera. Nie wierzę, że spotkał się z panem Millerem, bo niby po co?" - pyta Palikot. Jednak fakt, że do spotkania Tuska z Millerem doszło, potwierdza szef kancelarii premiera Tomasz Arabski.

"W kancelarii premiera pan premier Donald Tusk spotkał się z panem Leszkiem Millerem" - mówi "Dziennikowi" Arabski. Zaznacza jednak, że rozmowa odbyła się w cztery oczy i żadnych szczegółów nie zna.

Dość enigmatycznie o spotkaniu mówi też Miller. Były premier przyznaje jedynie, że rozmawiał z Tuskiem o bieżącej sytuacji politycznej. Politycy rozmawiali też o relacjach między premierem Tuskiem a prezydentem Lechem Kaczyńskim. Miller opowiadał Tuskowi o swoich szorstkich relacjach z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, kiedy Miller był premierem.

I to właśnie spór z Pałacem Prezydenckim jest tym, co łączy Tuska z Millerem. Otwarty konflikt między premierem a Lechem Kaczyńskim trwa od kilku tygodni. Najpierw poszło o kandydaturę Radosława Sikorskiego na szefa MSZ. Później pojawiły się kolejne spory w kwestii polityki zagranicznej. I choć w środę prezydent spotkał się z premierem, by załagodzić nieco sytuację, różnice w kwestiach zagranicznych pozostały - czytamy w sobotnim "Dzienniku".

piątek, 7 grudnia 2007

Kotecka pozwie "Super Express"

mar, PAP
2007-12-07, ostatnia aktualizacja 47 minut temu

Wiceszefowa Agencji Informacji TVP zapowiedziała pozew przeciwko redakcji "Super Expressu". Kotecka zarzuca "SE" "nieetyczną manipulację" i naruszenie jej dóbr osobistych poprzez publikację jej zdjęcia z nagim biustem.

Zobacz powiekszenie
fot. za "Super Expressem"
"Oświadczam, że zdjęcie, które zamieścił dziś na okładce 'Super Express', zostało wykonane 11 lat temu. Było ono ilustracją do publikacji na temat raka piersi i badania metodą biopsji (stąd strzykawka) zamieszczonej w tygodniku kobiecym 'Naj', w rubryce zdrowie" - napisała Kotecka w piątkowym oświadczeniu prasowym.

Kotecka: To manipulacja

"Zgodziłam się wystąpić w tym materiale, gdyż jego celem było zwrócenie uwagi na profilaktykę tej choroby. Ocenienie mnie jako dziennikarza przez pryzmat tego zdjęcia, oderwanie go od artykułu o tematyce medycznej i umieszczanie tytułu 'Naga prawda o Patrycji Koteckiej' jest nieetyczną manipulacją i ewidentnym naruszeniem moich dóbr osobistych" - podkreśliła Kotecka.

"Chodziło nie tylko o upokorzenie mnie jako dziennikarki, ale także jako kobiety. Dlatego jestem zmuszona pozwać redakcję 'Super Expressu' do sądu" - napisała.

"SE": Kupiliśmy te zdjęcia w agencji

Redaktor naczelny "SE" Sławomir Jastrzębowski odpiera zarzuty. Jego zdaniem publikacja nie narusza dóbr osobistych Koteckiej. Jastrzębowski podkreślił, że zdjęcie, które znalazło się na okładce, zostało pozyskane oficjalną drogą - kupione w agencji fotograficznej - i dostęp do niego miał każdy.

Pytany, dlaczego akurat to zdjęcie znalazło się na pierwszej stronie, wyjaśnił, że tekst prezentuje historię całej kariery zawodowej Koteckiej i ilustrują go różne zdjęcia. Dodał, że fakt iż Kotecka była także modelką jest "niezwykle intrygujący i mało znany", więc wart był pokazania.

"Jest piękną kobietą i nie ma się czego wstydzić"

Jak podkreślił, Kotecka "jest piękną kobietą i nie ma się czego wstydzić". W jego opinii, publikacja nie naruszyła dóbr osobistych wiceszefowej Agencji Informacji TVP.

Komunikat w sprawie wiceszefowej AI wydał też zespół rzecznika TVP. "Publikacje, których celem jest podnoszenie świadomości społecznej w zakresie profilaktyki raka piersi - jednej z najgroźniejszych chorób cywilizacyjnych - uwrażliwiają odbiorców na problemy dotykające milionów obywateli" - napisano w komunikacie.

TVP w obronie Koteckiej

"Zamieszczenie na pierwszej stronie 'Super Expressu' zdjęcia pani Patrycji Koteckiej w kontekście paszkwilu jest tym bardziej niesmaczne, że uderza w przesłanie tego rodzaju kampanii społecznych" - oświadczyło biuro prasowe TVP.

Piątkowy "SE" zamieścił na pierwszej stronie duże zdjęcie nagiej od pasa w górę Koteckiej. Na zdjęciu widać też wkłuwaną w jej pierś igłę strzykawki. Zdjęcie opatrzono wielkim tytułem "Naga prawda o Koteckiej" oraz drugim mniejszym: "To ona rządzi telewizją publiczną".