czwartek, 21 lutego 2008

Oficer BOR w 11 dni

Wojciech Czuchnowski
2008-02-21, ostatnia aktualizacja 2008-02-21 07:54

W 2007 r. Biuro Ochrony Rządu w nadzwyczajnym trybie awansowało na stopnie oficerskie 46 osób. Kursy oficerskie trwały po 11 dni. Ostatni odbył się dwa tygodnie przed wyborami.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Pokazy walki oficerów BOR-u
Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Samochody BOR-u
Zobacz powiekszenie
11-dniowym kursem oficerskim BOR przebił kontrwywiad wojskowy kierowany przez Antoniego Macierewicza, gdzie po kontroli okazało się, że awanse oficerskie dostawali ludzie po 17 dniach szkolenia.

Według źródeł "Gazety" w MSWiA przyspieszone kursy oficerskie w BOR odbyły się 14-25 maja i 24 września - 5 października. Od tych dni odliczyć trzeba weekendy. Po cztery dni kursów zabrały zajęcia wychowania fizycznego. Kursy zakończył egzamin na pierwszy stopień oficerski - podporucznika. - Nie wiem, jaka jest przyczyna, dla której przeszkolenie trwało tak krótko. Badam to. Była to decyzja poprzedniego kierownictwa - mówi obecny szef BOR gen. Marian Janicki.

BOR jest liczącą ok. 2200 funkcjonariuszy elitarną służbą specjalną, która zajmuje się ochroną VIP-ów, budynków rządowych i obiektów dyplomatycznych. Wcześniej w BOR podoficerowie bez wyższego wykształcenia, by awansować na oficerów, przechodzili trzyletnie szkolenie. Osoby po studiach zatrudniane w biurze szkolono pół roku, w nadzwyczajnych przypadkach (lekarze, prawnicy) - trzy miesiące.

Po opisywanych przyspieszonych kursach awansowano osoby zatrudnione we wszystkich pionach BOR. Największą grupę - 13 osób - stanowią podoficerowie z ochrony prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Awansowali ze stopni chorążych i sierżantów. Oficerami zostało też pięciu kierowców - awans z plutonowego lub sierżanta. Najciekawsze są awanse wśród pracowników kadr i gabinetu szefa BOR. Tutaj podporucznikami zostali szeregowiec, kapral i plutonowy.

Jaki był klucz awansu? - Kiedy PiS przejął władzę, z BOR zwolniono 240 osób. Szybki awans był nagrodą dla nowo przyjętych i tych funkcjonariuszy, którzy byli lojalni wobec władzy - mówi oficer BOR.

Przy okazji załatwiano sprawy rodzinne: według naszego informatora z BOR dyrektor kadr Biura ppłk Sławomir Rowicki przyjął do służby dwóch swoich braci, z których jeden po zakończonym w październiku kursie awansował na podporucznika.

Pomysłodawcą przyspieszonych kursów był szef BOR płk Andrzej Pawlikowski. Pozostaje w dyspozycji obecnego szefa BOR. Nie udało nam się z nim skontaktować.

BOR podlega MSWiA. Czy Władysław Stasiak (ostatni szef MSWiA w rządzie PiS, dzisiaj kieruje BBN) wiedział o szybkich awansach? - Minister nie wiedział, ile trwają te kursy. To była odpowiedzialność szefa BOR - mówi Patrycja Hryniewicz, rzeczniczka BBN, i dodaje: - Nie ma żadnej ustawy ani rozporządzenia, które określałoby czas trwania takich kursów.

- Nie ma rozporządzenia, bo nigdy nie było potrzebne, nikt nie przypuszczał, że w czasie pokoju można robić coś takiego. Podobne awanse wymuszają tylko nadzwyczajne okoliczności, takie jak wojna czy stan wyjątkowego zagrożenia - denerwuje się płk Zygmunt Kolasa, wiceprzewodniczący Związku b. Żołnierzy Zawodowych i Oficerów Rezerwy

Źródło: Gazeta Wyborcza

Ziobro unika dr. G., a dowodów coraz mniej

Iwona Hajnosz, Jarosław Sidorowicz
2008-02-21, ostatnia aktualizacja 2008-02-21 08:10

Prokuratura zwraca dr. Mirosławowi G. alkohole i wieczne pióra, które CBA przedstawiało jako dowody korupcyjnej działalności kardiochirurga, a Zbigniew Ziobro robi wszystko, by nie stanąć w sądzie twarzą w twarz z oskarżanym przez siebie lekarzem

Zobacz powiekszenie
Fot. CBA
Gdzie te dowody? Z kilkuset rzeczy zarekwirowanych podczas przeszukań CBA w mieszkaniu dr . G. jako dowody zostanie zaledwie kilka: szkatułka na cygara, butelka wina za 40 zł,dwie butelki wódki i sygnet z czerwonym oczkiem
Na stronach internetowych CBA do dziś można obejrzeć film i zdjęcia z zatrzymania dr. G., eksponujące dziesiątki markowych piór wiecznych oraz drogich alkoholi. Rzędy koniaków, whisky i wódek miały dowodzić, że lekarz przyjmował łapówki. Z informacji zamieszczonej na stronie CBA można też wyczytać, że Mirosławowi G. nadal grozi dożywocie w związku z podejrzeniami o zabójstwo pacjenta.

Tymczasem już w ub. roku sąd, wypuszczając lekarza z aresztu, uznał, iż prokuratura nie zgromadziła dowodów uprawdopodobniających zarzut zabójstwa. Wątpliwości sądu potwierdziła potem opinia niemieckiego kardiochirurga prof. Rolanda Hetzera z Centrum Serca w Berlinie, który nie dopatrzył się winy w postępowaniu lekarza. Teraz okazało się, że większość tego, co CBA pokazywała na filmikach, to nie są dowody przestępstwa.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że prokuratura chce zwrócić Mirosławowi G. dziesiątki zajętych butelek z alkoholem i wieczne pióra. - Prokurator podjął decyzję w tej sprawie, ale o jej treści najpierw musi dowiedzieć się Mirosław G. - powiedziała nam Katarzyna Szeska, rzecznik prasowy warszawskiej prokuratury. Jak jednak ustaliliśmy, obrońca dr. G. już o tym wie. - Potwierdzam, że rzeczywiście prokurator zarządził zwrot prawie wszystkich przedmiotów, które zajęto w mieszkaniu mojego klienta, bo okazuje się, że nie są dowodami w sprawie korupcji - mówi mec. Magdalena Bentkowska-Kiczor.

Z kilkuset rzeczy zarekwirowanych podczas przeszukań w CBA zostanie więc zaledwie kilka przedmiotów. - Szkatułka na cygara, butelka wina za 40 zł, dwie butelki wódki i sygnet z czerwonym oczkiem - wylicza pani mecenas. Rzeczniczka prokuratury Katarzyna Szeska poinformowała nas też, że dr. G. zwrócono paszport. - 28 stycznia prokurator uchylił zakaz opuszczania kraju, uznając za wystarczające poręczenie majątkowe i społeczne - powiedziała.

Tymczasem Zbigniew Ziobro, który jeszcze przed ostatnimi wyborami do Sejmu mówił, że G. jest postacią odrażającą i nie wycofa się ze słów "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie", po raz kolejny nie odważył się stanąć twarzą w twarz z kardiochirurgiem. Już po raz drugi nie stawił się wczoraj w Krakowie na procesie, który lekarz wytoczył mu za naruszenie dóbr osobistych na pamiętnej konferencji prasowej tuż po zatrzymaniu go w lutym 2007 r. (Mirosław G. domaga się przeprosin w prasie i 70 tys. zł zadośćuczynienia). - Prędzej czy później pan Ziobro będzie musiał stanąć twarzą w twarz z doktorem G. - komentowała jego nieobecność mecenas Magdalena Bentkowska-Kiczor, pełnomocnik lekarza.

Tymczasem Ziobro przed wczorajszą rozprawą przysłał wnioski o wyłączenie sędziego prowadzącego proces i zawieszenie postępowania. Jak twierdzi, ma obawy, czy sędzia Zbigniew Ducki będzie bezstronny.

O co chodzi?

W zeszłym roku sędzia Ducki rozstrzygał spór między krakowskim biznesmenem a gminą Kraków. Niezadowolony z wyroku przedsiębiorca doniósł na sędziego do prokuratury, że ma on powiązania z urzędnikami lewicowego prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, więc biznesmen napisał skargę do Ministerstwa Sprawiedliwości. Zobaczył ją Ziobro i nakazał zająć się sprawą. Sąd zwrócił sprawę, postępowanie trwa, nikomu nie postawiono zarzutów.

"Doświadczenie życiowe wskazuje, że fakt prowadzenia przez prokuraturę śledztwa dotyczącego działań podejmowanych przez konkretną osobę budzi u tej osoby określony stan emocjonalny o negatywnym zabarwieniu. Istnieje zatem uzasadniona obawa, że sędzia nie wyzbędzie się owych negatywnych emocji wobec mojej osoby jako strony postępowania" - pisze Ziobro. Żądając wyłączenia sędziego, powołał się też na swoje prawa wynikające z Konwencji o Ochronie Praw Człowieka.

- Mogę ubolewać, że ktoś, kto podeptał prawa mojego klienta, teraz na nią się powołuje - komentowała podczas rozprawy prawniczka lekarza. - Naszym zdaniem pismo pozwanego jest obraźliwe dla sądu, bo nie zawiera żadnych dowodów potwierdzających zarzut stronniczości sędziego. Złożenie wniosku niezawierającego rzetelnych dowodów jest czynem nieetycznym - mówiła.

Sąd odroczył rozprawę do czasu rozstrzygnięcia wniosku o wyłączenie sędziego. Tymczasem śledztwo w sprawie łapówek trwa. Prokuratura postawiła kardiochirurgowi 45 zarzutów korupcyjnych. Lekarz nie przyznaje się do winy.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Sto dni Tuska

Monika Margraf, Katarzyna Łuka, Bartosz Buk, Bartłomiej Dreśliński
2008-02-21, ostatnia aktualizacja 2008-02-24 11:41
Zobacz powiększenie
16 listopada - pierwszy dzień urzędowania nowego gabinetu
Fot. Sławomir Kamiński / AG

Mija sto dni rządów Donalda Tuska i jego ekipy - to czas pierwszego rozliczenia, kończy się też "taryfa ulgowa" od PiS-u. Rządowi udało się spełnić kilka przedwyborczych obietnic, ale tylko tych najłatwiejszych, których realizacja polegała głównie na odkręcaniu wcześniejszych działań ekipy J. Kaczyńskiego. Blado wypadają osiągnięcia rządu w dziedzinach, w których oczekiwania były największe, a potrzeba najwięcej profesjonalizmu, zdolności organizacyjnych i działań pozytywnych (nie negatywnych), np. ws. służby zdrowia czy Euro 2012.

Zobacz powiekszenie
Fot. GRZEGORZ CELEJEWSKI / AG
3.12.2007, Bytom, Premier Donald Tusk odwiedza górników w kopalni Bobrek
Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Donald Tusk i Waldemar Pawlak
Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Spotkanie z Władimirem Putinem i Siergiejem Ławrowem na Kremlu. Obok Donalda Tuska szef MSZ Radosław Sikorski i szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak
Zobacz powiekszenie
Fot. S3awomir Kaminski / AG
14.01.2008, Warszawa, Donald Tusk i Lech Kaczyński na pierwszym posiedzeniu Rady Gabinetowej
Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
31.01.2008, Warszawa Donald Tusk razem z Januszem Sawą, przedstawicielem protestujących celników i Jarosławem Jakoniukiem - przedstawicielem kierowców ciężarówek, które stoją zablokowane przez strajk celników
Zobacz powiekszenie
Fot. Markus Schreiber AP
11.12.2007, Berlin, Donald Tusk i Angela Merkel w czasie pierwszej wizyty premiera w Niemczech
Najlepsi i najgorsi ministrowie w rządzie Tuska - głosuj!

Co Platforma obiecywała przed wyborami: 10 zobowiązań

Sto dni Tuska, czyli miłość bez konsumpcji - komentarz Łukasza Szeleckiego z TOK FM

Największą, realnie odczuwaną zmianą wprowadzoną przez PO jest ucywilizowanie uprawiania polityki, skończenie z nieustannym jazgotem i osobistymi docinkami, którymi męczył Polaków Jarosław Kaczyński i bardziej gorliwi członkowie jego ekipy. Najpewniej dzięki temu rząd i Platforma nadal utrzymują dobre notowania: poparcie dla partii Tuska deklaruje co drugi Polak, a rząd ma lepsze notowania niż gabinet PiS-u po tym samym czasie urzędowania - najnowszy sondaż. Złośliwi mówią, że pod tym względem każdy rząd po PiS-ie będzie lepszy i mają rację. Rekordowe, 58-proc. poparcie Platforma utrzymuje też m.in. dzięki dobremu marketingowi politycznemu i złemu stylowi działań polityków PiS-u, którzy tracą na własne życzenie, a PO zyskuje - często niezasłużenie i przez kontrast. - Sukces rządu Tuska to przede wszystkim dobry PR - ocenia prof. Wawrzyniec Konarski.

Oprócz powrotu do normalności na polu kultury politycznej, niewątpliwym i najbardziej chyba widocznym sukcesem tego rządu jest

poprawa polityki zagranicznej.

Jak zapowiadano, tak jest: w końcu zaczęliśmy negocjować, a nie tylko się zgadzać, ze Stanami Zjednoczonymi, a także m.in. rozmawiać z Niemcami (gdzie Tusk odbył swoją pierwszą wizytę zagraniczną) i Rosją. W polityce zagranicznej trwa dobra passa, rozpoczęta już od pozytywnych komentarzy prasy zarówno zachodniej jak i np. rosyjskiej nt. rezultatu wyborów. Podsumowując pierwsze sto dni swego urzędowania Radosław Sikorski powiedział, że jego największym dotychczasowym sukcesem jest odmrożenie stosunków z Rosją. To niewątpliwie pozytywna zmiana, ale uśmiechy i nawiązanie kontaktu na dłuższą metę nie wystarczą - oczekiwania są większe. Istotniejsze okazać się więc mogą negocjacje ws. tarczy, których wynik określi warunki obecności u nas Amerykanów na długie lata.

Wyjście z Iraku: załatwione

Jedno z dziesięciu zobowiązań Platformy to wycofanie się z Iraku przed końcem 2008. Spełnione: 18 grudnia rząd skierował do prezydenta wniosek, by misję naszych wojsk zakończyć do 31 października. W 2008 roku polski kontyngent ma wykonywać zadania związane z zakończeniem misji. Prezydent - po kolejnym, zupełnie niepotrzebnym sporze - dokument podpisał.

Pozostaje rachunek zysków i strat: co zyskaliśmy pchając się do tej wojny i czy nie należało pomyśleć o naszych przedsiębiorcach?



Podatki: same obietnice

Platforma zapowiedziała uproszczenie podatków: m.in. 15-procentowy podatek liniowy z ulgą prorodzinną i likwidację ponad 200 opłat urzędowych oraz tzw. podatku Belki. Podatek Belki został. PO nie spełniła też i nie spełni (główny powód to sprzeciw koalicjanta) zapowiedzi wprowadzenia podatku liniowego. Choć Donald Tusk nagle, w piątek, zapowiedział, że wprowadzą go najpewniej w 2010. Eksperci tylko się uśmiechają:



Na razie nie wiadomo, co z resztą zapowiedzi: zmniejszeniem składek czy odciążeniem przedsiębiorców od wypełniania wielu dokumentów. Przedsiębiorcy byli jedną z głównych grup, do których zwracała się w kampanii Platforma. Teraz trochę o nich ciszej.



Ponadto PO chce m.in. "radykalnie" ograniczyć przechodzenie na wcześniejsze emerytury, postawić na rehabilitację rencistów, wydłużać wiek emerytalny kobiet (dobrowolnie), zreformować i zachować KRUS - co według wielu ekonomistów jest błędem. Za te sprawy rząd też jeszcze się nie zabrał.

Radykalnych podwyżek płac w budżetówce nie będzie

Podczas kampanii politycy prześcigali się w obietnicach zwiększenia wynagrodzeń pracownikom budżetówki. Podobnie, jak zrobiłyby to inne partie (gdyby wygrały), PO tej obietnicy nie spełni. Pierwsze sto dni nowego rządu upłynęło jednak pod znakiem protestów: lekarzy, pielęgniarek, celników, niepokoją się nauczyciele, kolejarze. Celnikom w rozmowach 31 stycznia rząd obiecał 500 zł brutto - za mało, by zadowolić ich na dłuższy czas, za dużo by oskarżać rząd o nicnierobienie i zarzucać mu złą wolę. Przy pomocy podobnych półśrodków ekipa Tuska spróbuje poradzić sobie np. z nauczycielami, co na krótki czas zamknie im usta, ale nie zmieni tego, że są skazani na wegetację.

Zmniejszenie wydatków na administrację

Budżet na 2008 był przygotowany przez rząd PiS-u, na pierwszym posiedzeniu rząd Tusk przyjął go bez autopoprawki (deficyt: 28,6 mld zł). Eksperci są zgodni, że w 2007 Platforma nie miała pola do popisu, ale 2008 musi wykorzystać na prawdziwą reformę finansów (likwidacja wielu instytucji zbędnych, ale kosztownych - agencji, funduszy, przywrócenie ministerstwom kontroli nad ich wydatkami), co skutkowałoby zmniejszeniem długu. Na razie żaden rząd nie miał na to odwagi. Co zrobi rząd Platformy, to też wielka niewiadoma: na razie nie ma żadnych sygnałów o gotowości rozpoczęcia pilnie nam potrzebnej poważnej reformy.

Biorąc pod uwagę możliwości w pierwszych stu dniach nie można Platformie zarzucić, że ws. "taniego państwa" nic nie robi: ograniczyła liczbę ministerstw, a 29.11. na nieformalnym posiedzenie rządu ws. budżetu zdecydowano m.in. o zmniejszeniu wydatków na Kancelarię Prezydenta o 2 mln zł, a na Kancelarię Premiera - o 6 mln zł. Donald Tusk wyraźnie lubi też pewne tanie chwyty propagandowe, które wzbudzają sympatię (latanie samolotami rejsowymi, jeżdżenie busikami). Wszystko to jednak tylko działania kosmetyczne w porównaniu do tego, co można zrobić i czego oczekujemy w 2008.



Służba zdrowia: potrzeba większej spójności

Jedno z największych wyzwań dla nowego rządu, głównie dlatego, że tuż po wyborach ruszyła fala protestów w służbie zdrowia. Przed wyborami Platforma - ustami m.in. Donalda Tuska i Ewy Kopacz - obiecywała likwidację NFZ i wprowadzenie konkurencji wśród ubezpieczycieli oraz dwustopniowego modelu ubezpieczeń z koszykiem tzw. świadczeń gwarantowanych. W pakiecie czterech ustaw Ewy Kopacz, które mają być uchwalone przez Sejm jeszcze w tym kwartale, zostały spełnione oba te postulaty, a decentralizację NFZ ministerstwo przewiduje w 2010. Platforma sprzeciwia się też zwiększeniu składki (podczas gdy główna recepta prof. Religii na kryzys w służbie zdrowia to pompowanie w nią coraz większych ilości pieniędzy), ale na razie cztery ustawy to projekt - po pierwsze - bardzo wstępny. Po drugie: pomysły w nich zawarte nie są spójne i połączone nie będą pracować na to, by dźwignąć szpitale z zapaści. - Oprócz tego wszystkiego potrzebna jest zmiana funkcji państwa: wycofanie się z prowadzenia szpitali i ustalania płac. Jeśli rząd tego nie zrobi, realizacja pomysłów minister Kopacz tylko zwiększy kryzys - mówi Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha:



Kopacz - choć jest jednym z najbardziej konsekwentnych i niekonformistycznych - jest też jednym z najbardziej atakowanym przez PiS ministrów w rządzie Tuska - głównie dlatego, że atakować ją łatwo, bo kieruje jedną z najbardziej kłopotliwych działek. PiS twierdzi, że obecny rząd jest bezradny wobec protestów i żądań. Brzmi to kuriozalnie, gdy przypomnieć sobie białe miasteczko czy tłumaczenia, że "inni szatani byli tam czynni". Tym bardziej, że - jak podkreśliła Ewa Kopacz - przez pierwsze sto dni praca jej resortu z konieczności polegała na działaniach doraźnych i gaszeniu pożarów, którym nie zapobiegł poprzedni rząd.

Autostrady: coś się ruszyło

W czasie kampanii Platforma szczególnie mocno atakowała PiS za fatalny stan polskich dróg i nieudolność rządu Jarosława Kaczyńskiego w tej kwestii. Przy każdej okazji, zwłaszcza pod koniec kampanii, błędy wytykał tu ekipie Kaczyńskiego sam Tusk. Polepszenie stanu dróg powinno więc być dla niego punktem honoru. Jest plan, a rząd realizuje jego pierwsze punkty.

Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk zapowiedział, że do czerwca 2012 roku Polska wybuduje ponad 3 tysiące km autostrad i dróg ekspresowych (przede wszystkim: kolejny odcinek A2: Łódź - Warszawa i całej A1), w tym roku wyda na to 2,8 mld zł, w ciągu najbliższych trzech latach - 83 miliardy. Strategia: dopuszczenie do budowy autostrad firm prywatnych w ramach tzw. partnerstwa publiczno-prywatnego. Przetarg ma się zakończyć do połowy tego roku, budowa ruszy wiosną 2009. - Jest dobrze - ocenia Adrian Furgalski, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.



Euro 2012: jest źle

Zdecydowaną porażką jest na razie sprawa Euro 2012. Ze stadionami, hotelami, drogami - w ogóle z całą infrastruktura niezbędną do organizacji Euro 2012 jesteśmy w polu. Problem z organizacją Euro to nie tylko brak stadionów, ale całkowity brak infrastruktury: dróg (nie tylko autostrad, ale i np. ekspresowych), hoteli, ośrodków treningowych dla drużyn. Od ponad pół roku nie zrobiliśmy nic, co w dużej mierze zawdzięczamy poprzedniej ekipie.

Od stycznia mamy wykonawcę Stadionu Narodowego i plan budowy, który - przez zmarnowanie poprzednich miesięcy - musi zostać wykonany "bez choćby jednodniowego opóźnienia" - jak zapowiedział Mirosław Drzewiecki. To, zresztą, tylko ułamek tego, czego potrzebujemy, a projekty stadionu we Wrocławiu czy Gdańsku znajdują w podobnej fazie rozwoju. Na miejscu gdańskiej Baltic Areny są obecnie nadal ogródki działkowe.



Edukacja: wielka niewiadoma

Główna przedwyborcza obietnica Platformy w dziedzinie edukacji to podniesienie poziom edukacji i upowszechnienie internetu. Zaczęło się od sporu o religię na maturze, który rozwiał złudzenia części Polaków dotyczące stanowiska Platformy ws. obecności Kościoła w szkole: obecna minister edukacji należy do tych, którzy nie tylko boją się zadzierać z biskupami, ale świadomie, wbrew woli wyborców, chcą zwiększać ich wpływy w szkołach. Kosztem budżetu.

Minister Hall rozpoczęła od sprzątania po Giertychu: mundurki już nie są bezwzględnie obowiązkowe, a ZNP i domagający się swoich praw nauczyciele - wrogami numer jeden. To wszystko za mało. Podsumowując swoje sto dni Katarzyna Hall wyliczyła zadania, jakie opracowała dla siebie i resortu - najbardziej konkretna obietnica to obniżenie wieku szkolnego do sześciu lat dla przedszkolaków.

Platforma od kampanii zapowiada wprowadzenie bonu edukacyjnego, co zakłada, że te szkoły, które zdołają przyciągnąć do siebie więcej uczniów, będą otrzymywać na swoją działalność więcej pieniędzy - zgodnie z zasadą "kasa idzie za uczniem". Ciągle słyszymy o bonie, na razie bez konkretów, małe szkoły natomiast obawiają się, czy reforma im nie zaszkodzi.

Walka z korupcją i zbadanie działań PiS-u

CBA - jak zapowiedział Donald Tusk - działa nadal, nadal pod tym samym kierownictwem. Julia Pitera opracowała też raport o pracy CBA, o którym jednak na razie wiadomo tyle, że jest. PiS kpi, że to "kilka odręcznie napisanych notatek".

Działalność Julii Pitery to na razie wielka niewiadoma - co jakiś czas ktoś zleca jej sprawdzanie kogoś innego, najczęściej konkurencji politycznej, a pani minister ma się tym zająć. Cicho też o proponowanym przez Tuska "międzypartyjnym pakcie antykorupcyjnym".

Powrót emigracji i wzrost gospodarczy

By realizować te punkty programu, Platforma musi wprowadzić pozostałe planowane reformy. Z badań grupy ARC Rynek i Opinia wynika, że Polacy na emigracji chcieliby pozostać za granicą tak długo, jak to możliwe, odkładając decyzję o powrocie na czas za 3-5 lat. Dokładnie wtedy efekty rządów Platformy zaczną być najbardziej widoczne.

PiS zarzuca Platformie, że Sejm i rząd są przez nią leniwe: że ostatnie posiedzenie Senatu zostało odwołane, bo powstaje za mało ustaw. - Nigdy nie mówiłem, że mam szuflady pełne ustaw. Polityków, którzy twierdzą, że to ich główny atut, z góry bym skreślał. Mogę obiecać, że przez kolejne sto dni będzie nie więcej, ale mniej projektów ustaw - mówi Donald Tusk.