piątek, 11 kwietnia 2008

Bartoszewski: Polski nie stać, by zwracać cały majątek

Bartoszewski: Polskie stosunki z Izraelem są najlepsze od czasu powstania tego państwa

Nikt normalny nie liczy na to, że stosunkowo biedne państwo w skali Europy wypłaci sto procent wartości utraconego majątku. W Izraelu jest to rozumiane - mówi w rozmowie z "Faktem" były minister spraw zagranicznych i pełnomocnik premiera ds. relacji międzynarodowych Władysław Bartoszewski.

Dlaczego relacje polsko-izraelskie są złe?

Nazwałbym je najlepszymi od czasów, kiedy istnieje państwo Izrael, a także najlepszymi od 1989 roku. Nie mogę porównywać obecnej Polski do tego, co wyczyniali komuniści. Od 1989 roku ewidentnie pokazujemy, że chcemy jak najlepszych stosunków z Izraelem. Potwierdzeniem tych deklaracji jest normalna współpraca obydwu rządów. Dowody na to mamy i tym razem. Wizyta Donalda Tuska w Izraelu jest zasadna i ważna. Doradzałem, by się na nią zdecydował tuż po tym, jak wpłynęło zaproszenie. W momencie, kiedy nowy polski rząd przyjechał do państwa żydowskiego, świat otrzymał sygnał, iż dla Izraela jesteśmy ważnym gościem. I tak nas tu traktują. Powtarzam: nasze relacje są bardzo dobre.

Najwyraźniej więc Żydzi odbierają je inaczej. Pytani w Jerozolimie mówią jednogłośnie, że celem wizyty Donalda Tuska w Izraelu jest ocieplenie wzajemnych relacji. Może potrzebują jakiegoś dowodu miłości?

Nie mam pojęcia, co mają na myśli. Trzeba ich zapytać, co w naszych wzajemnych stosunkach uważają za złe, bo w moim przekonaniu cieplejsze już nie mogą być. Niech oni spojrzą na Francję, Włochy, Hiszpanię, Wielką Brytanię i ocenią relacje tych państw z Izraelem. Nasze stosunki są naprawdę dobre. Ale musimy prowadzić je w wielu kierunkach. Należy na przykład ograniczyć wspominanie historii. Choć to ważne i potrzebne, to jednak to jeszcze nie wszystko. Musimy m.in. rozszerzyć kontakty między młodzieżą. I wyeliminować idiotyzmy, które pojawiają się co pewien czas, gdy jakiś dziennikrz obdarzony kompletną ignorancją połączoną z arogancją pisze na przykład o polskich obozach koncentracyjnych. Takim skandalom trzeba zapobiegać. A najlepszym kierunkiem do tego jest polsko-izraelska wspólna taktyka. Idziemy w dobrym kierunku.

Ten kierunek to także spłata długów wobec Żydów?

Materialne długi mamy wobec wszystkich, którzy potracili majątki na ziemiach polskich w czasie wojny i nie będziemy rozróżniać ani według wyznania, ani według rasy. Potracili je właściciele mieszkań, domów, bogaci chłopi i stracili także Żydzi. Państwo polskie prowadzi przygotowania do ustawowego rozwiązania w jakiejś formie tej sprawy.

Być może już dziś Żydzi czekają na sygnał dotyczący wypłaty tych odszkodowań?

Ta sprawa podczas obecnej wizyty premiera Tuska nie jest podnoszona. Premier i prezydent Izraela tego tematu nie poruszali. Była ogólna deklaracja poparcia premiera Izraela dla wysiłku Donalda Tuska, który chce uporządkować wiele spraw, w tym kwestie z przeszłości. A do tych spraw należy wyraźna zapowiedź dotycząca odszkodowań. Nie padły jednak żadne konkrety.

A zdaje sie, że Żydzi właśnie takich konkretów oczekiwali.

Premier powiedział, że w ramach zakończenia rachunków historycznych i otwarcia perspektywy dla ludzi młodych musimy pewne sprawy, które obciążają nasze relacje, uregulować. Premier wie, że Żydzi stanowią większość tych, którzy mają roszczenia wobec polskiego rządu. Słowacy, Czesi i Węgrzy potrafili tę sprawę załatwić. I teraz nikt im nie dokucza. Wszystko się uciszyło. A przecież Żydzi dostali od nich drobiazgi, ułamek wartości tego, co utracili. Bo nikt normalny nie liczy na to, że stosunkowo biedne państwo w skali Europy, wypłaci sto procent wartości utraconego majątku. W Izraelu jest to rozumiane. Tu są bardzo rozsądni ludzie.

A czy Polacy nie będą podważali zasadności tych odszkodowań?

Nie. Te roszczenia są moralnie zasadne. No chyba że koś powie, iż nic się nie należy Polakowi, który stracił ziemie na wschodzie lub mieszkanie w Warszawie, lub jego majątek zabrali komuniści albo Niemcy i że dobrze tak tym Polakom. Więc dlaczego niby ktoś miałby powiedzieć: dobrze ci tak Żydzie?

Albańczycy sprzedawali organy serbskich jeńców

Kosowscy Albańczycy wywozili do Albanii serbskich więźniów, gdzie wycinano im organy wewnętrzne, które trafiały następnie na czarny rynek - pisze "Daily Telegraph".Proceder miał mieć miejsce w czasie wojny w Kosowie w latach 1998- 99.

Brytyjski dziennik powołuje się w swoich rewelacjach na fragmenty książki "Polowanie. Ja i zbrodniarze wojenni" Carli del Ponte, do niedawna naczelnej prokurator oenzetowskiego trybunału ds. zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii. Według autorki, w jednym z domów w albańskim mieście Burrel mieścił się nielegalny gabinet zabiegowy.

- Śledczy znaleźli fragmenty gazy, zużytą strzykawkę i dwie plastikowe torby od kroplówki pobrudzone błotem, a także puste fiolki po lekach, wśród których znajdował się środek rozkurczający mięśnie, często stosowany podczas operacji chirurgicznych - pisze del Ponte.

Źródła byłej prokurator sądzą, iż dowództwo Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK) wiedziało o tych zbrodniczych praktykach. Według tych nienazwanych źródeł, z Kosowa do północnej Albanii przewożono ciężarówkami setki młodych Serbów, a tam wycinano im organy.

- Ofiary, pozbawione nerki, były po raz kolejny zamykane w barakach, dopóki nie zabito ich dla innych ważnych organów. W ten sposób inni więźniowie byli świadomi losu, który ich czekał, i (...) błagali, przerażeni, o natychmiastową śmierć - napisała del Ponte.

Były serbski minister sprawiedliwości Vladan Batić powiedział "Daily Telegraph", że jeśli te zarzuty się potwierdzą, będzie to najokrutniejsza zbrodnia od czasów Josefa Mengele. Nazywany "Aniołem Śmierci" doktor Mengele to hitlerowski zbrodniarz wojenny, prowadzący w obozie koncentracyjnym Auschwitz okrutne eksperymenty medyczne na więźniach.

Bliski doradca premiera Kosowa Hashima Thaci i wysoki rangą członek albańskiej UCK Bekim Collaku zaprzeczył w czwartek oskarżeniom o czerpanie korzyści z handlu organami. - To okrucieństwo trudne do wyobrażenia - powiedział dodając, że cała historia to "wytwór wyobraźni" pani del Ponte.

Bukareszt: Ukarać winnych śmierci Rumuna

as
2008-04-11, ostatnia aktualizacja 2008-04-11 08:17

Ciało Rumuna, który zmarł w wyniku głodówki prowadzonej w polskim więzieniu będzie ekshumowane - zapowiedział szef rumuńskiego MSW Cristian David.

Zobacz powiekszenie
Fot. Grażyna Makara / AG
Curlic we wrześniu trafił do aresztu na Montelupich, bo był podejrzany o kradzież portfela z kartami kredytowymi sędziemu
Rodzina mężczyzny, w tym przebywająca w Turynie matka, już wyraziła na to zgodę. Zbadanie zwłok ma pomóc w jednoznacznym ustaleniu przyczyny zgonu 33-latka, którego historię opisał "Tygodnik Powszechny".

Crulic został aresztowany w Polsce we wrześniu 2007 r. razem ze swoją dziewczyną. Oboje byli podejrzani o kradzież portfela z kartami i pobranie przy ich pomocy 22 tys. zł z konta znanego sędziego.

Rumun twierdził, że jest niewinny, i że w czasie, gdy doszło do kradzieży, jechał autobusem do Włoch. Rozpoczął strajk głodowy w krakowskim areszcie. Zmarł z wycieńczenia 18 stycznia w szpitalu MSWiA w Krakowie, cztery dni po tym, gdy sąd zdecydował, że powinien być karmiony przymusowo. W chwili śmierci przy wzroście 175 cm ważył 40 kg.

Śledztwo w tej sprawie prowadzi krakowska prokuratura, ale dochodzenie wszczęli także Rumuni. Rząd w Bukareszcie zlecił szefowi MSZ przygotowanie raportu o krakowskim zdarzeniu.

- Oczekuję, że będzie zawierał nie tylko opis tego, co się stało, ale też zaproponuje podjęcie kroków wobec osób odpowiedzialnych za tę tragedię - powiedział w środę premier Calina Popescu Tariceanu. Specjalna komisja rozpoczęła już kontrolę w ambasadzie Rumunii w Polsce. Ma sprawdzić, czy placówka odpowiednio reagowała w sprawie więźnia.

- Trzeba wyjaśnić, co tam się stało, co nie działało pomiędzy władzami rumuńskimi i polskimi. I w końcu trzeba ustalić, kto jest winien śmierci rumuńskiego obywatela - powiedział premier. Zdaniem Tariceanu współodpowiedzialne za śmierć Rumuna są ambasada Rumunii w Warszawie i polskie władze.

Według oświadczenia rumuńskiego MSZ ambasada Rumunii w Polsce nie została poinformowana przez Polaków o głodówce prowadzonej przez Crulica.

Na polecenie premiera szef rumuńskiej dyplomacji Adrian Cioroianu w środę odwołał konsula urzędującego w Warszawie. Do kraju został wezwany ambasador Rumunii w Polsce Gabriel Bârta . Rumuńskie MSZ poprosiło o złożenie wyjaśnień również polskiego ambasadora w Bukareszcie Jacka Paliszewskiego.

- Sprawa Crulica jest wyjątkowo dramatyczna. Nie możemy być obojętni wobec tego, jak został potraktowany przez system sprawiedliwości i władze więzienne w Polsce oraz sekcję konsularną ambasady Rumunii w Warszawie - mówił szef rumuńskiego MSZ.

Źródło: Gazeta Wyborcza