sobota, 4 października 2008

Premier Donald Tusk idzie na wojnę z FIFA

Jacek Sarzało
2008-10-04, ostatnia aktualizacja 2008-10-04 09:49

Zobacz powiększenie
Donald Tusk
Fot. Czarek Sokolowski ASSOCIATED PRESS

Donald Tusk zablokował porozumienie między PZPN i ministrem sportu. Rozmowy nie będą kontynuowane, dopóki FIFA nie przestanie grozić Polsce wykluczeniem z mistrzostw świata

FIFA nie wycofuje się z gróźb pod adresem Polski, ale minister stawia FIFA ultimatum »

- Dosyć tego bałaganu. Najwyższy czas zaryzykować. Jeżeli minister Drzewiecki wytrwa w stanowczości, ma moje poparcie - mówił premier w piątek rano. Po takich słowach sensowność pojednawczych rozmów ministra sportu Mirosława Drzewieckiego z zawieszonymi działaczami PZPN stanęła pod znakiem zapytania. Doszło do nich dlatego, że w środę - w odpowiedzi na wprowadzenie dwa dni wcześniej przez Trybunał Arbitrażowy przy PKOl kuratora do związku - FIFA zagroziła Polsce zawieszeniem kadry w eliminacjach mundialu 2010 (najbliższe mecze 11 i 15 października z Czechami i Słowacją).

Rozmowy jednak się odbyły. W zastępstwie Drzewieckiego prowadził je szef gabinetu politycznego ministra Adam Giersz. Ustalono, że PZPN w ciągu dwóch tygodni rozwiąże problemy, przez które do związku został wprowadzony kurator. Teczkę z porozumieniem minister Drzewiecki zabrał do Donalda Tuska. Według naszych informatorów premier miał powiedzieć, że dopóki FIFA nie wycofa się z szantażu, nie ma mowy o żadnym porozumieniu. O zmianę stanowiska światowej federacji ma zadbać PZPN. - Nie pozwolimy, by UEFA szantażowała demokratyczny kraj - powiedział w TVN 24 Stefan Niesiołowski z PO.

Zachowanie wicemarszałka Sejmu, premiera Tuska, a także wicepremiera Grzegorza Schetyny, który stwierdził, że sytuację w PZPN trzeba w końcu wyczyścić, oznacza prawdopodobnie, że rząd obrał kurs na starcie z FIFA. - Wiem, że szczególnie wśród tej kibicowskiej części opinii publicznej pojawia się pytanie: a co, jeśli będziemy zmuszeni do wycofania z rozgrywek jakichś drużyn? Nie wierzę w czarny scenariusz, ale znam życie i wiem, że jeśli potrzebne jest twarde stanowisko, to czasami musi to kosztować. Co nam po eliminacjach, które będziemy przegrywali, po klubach, które będą masowo odpadały, co nam po piłce, gdzie strach wejść na trybuny? Tak nie może być, dlatego uważam, że lepiej podjąć twarde i radykalne decyzje w tej kwestii, bo inaczej będziemy w półmroku, udając zadowolonych. Czasami Lech pokona Austrię Wiedeń albo wejdziemy do finałów mistrzostw Europy - mówił Tusk do dziennikarzy w Sejmie.

A co z wnioskiem PZPN o wycofanie kuratora, który związek w czwartek złożył do trybunału? Według niektórych opinii jego pozytywne rozpatrzenie byłoby w miarę honorowym wyjściem z sytuacji dla Drzewieckiego. To jednak niemożliwe. - Wniosek PZPN będzie rozpatrzony 21 października - ujawniła "Gazecie" Romana Trocka-Sosińska, sędzia trybunału. Jaka jest więc droga, by spełnić ultimatum FIFA? Trocka-Sosińska: - Minister sportu musi po prostu wycofać własny wniosek. Wtedy nie musimy nawet przeprowadzać rozprawy, wystarczy formalne zatwierdzenie. W razie czego jesteśmy cały weekend pod parą.

Wsparty słowami Tuska silniejszy poczuł się też niewątpliwie kurator Robert Zawłocki, który wczoraj zwołał konferencję prasową. Zgodnie z zapowiedziami miał na niej przedstawić harmonogram prac naprawczych w PZPN i podać nowy termin wyborów. Nie zrobił tego, a winą obarczył działaczy związku. - Zostali przeze mnie zawieszeni, a zbierają się nadal. Łamią prawo i nie pozwalają mi pracować - stwierdził. Obecny na konferencji Michał Tomczak, od poniedziałku nowy szef departamentu prawnego PZPN, podtrzymał swoje słowa, by nie poddawać się dyktatowi FIFA i kuratora nie odwoływać.

Donald Tusk: Trzeba zaryzykować, nawet za wysoką cenę »

Zbigniew Boniek - kandydat na prezesa PZPN

Mam zbyt duży szacunek dla władzy i dla pana premiera Tuska, żeby krytykować jego stanowisko. Rozumiem, że premier chce naprawiać sport, ale trzeba się zastanowić, czy koszty, jakie możemy ponieść, nie będą za wysokie. Moim zdaniem sprawy, o które teraz się spieramy, można załatwić w pięć minut, ale ambicja każdej ze stron bierze górę nad merytorycznymi argumentami.

Surkis o groźbach UEFA o odebraniu nam Euro 2012: Ubolewam, że reputacja polskiego futbolu zawisła na włosku »

Źródło: Gazeta Wyborcza

piątek, 3 października 2008

Ćwiąkalski: Leczenie będzie przymusowe w dwóch przypadkach: gwałt na nieletnim i gwałt kazirodczy

Rozmawiał Jacek Żakowski
2008-10-03, ostatnia aktualizacja 2008-10-03 12:09

-Nieporozumienie polega na tym, że kastrację chemiczną utożsamia się z definitywnym pozbawieniem zdolności płodzenia- powiedział w "Poranku Radia TOK FM" Zbigniew Ćwiąkalski, minister sprawiedliwości.

Zobacz powiekszenie
Zbigniew Ćwiąkalski
Jacek Żakowski: Czy to prawda, że rząd wycofuje się z chemicznej kastracji? Tak podaje na pierwszej stronie "Gazeta".

Zbigniew Ćwiąkalski: Nie wiem z jakiego powodu. Wczoraj odbyła się komisja uzgodnieniowa z udziałem seksuologów i w art. 95 pozostały dwie sytuacje, w których sąd jest zobowiązany i musi orzec leczenie: gwałt na nieletnim i gwałt kazirodczy.

Jacek Żakowski: Leczenie czy kastracja?

Zbigniew Ćwiąkalski: Kastracja chemiczna to zmniejszenie popędu, odwracalne, i to nie to samo co kastracja chirurgiczna. Zostanie zastosowana w wypadkach, kiedy będzie absolutnie niezbędna.

Jacek Żakowski: Będą decydowali seksuolodzy czy sędziowie?

Zbigniew Ćwiąkalski: Ostatecznie sędziowie, w oparciu o wiedzę seksuologów, psychiatrów i być może psychologów.

Jacek Żakowski: Jak będzie brzmiał wyrok?: Sąd postanawia zastosować wobec oskarżonego dwa zastrzyki w tygodniu? Czy: Sąd postanawia skierować na leczenie, a dalej będą decydowali lekarze.

Zbigniew Ćwiąkalski: Osoba, odbywająca karę pozbawienia wolności, w ostatnich sześciu miesiącach będzie oczekiwała postanowienia sądu, który stwierdzi, czy po odbyciu kary, należy ją umieścić w zamkniętym ośrodku leczniczym. W dwóch przypadkach leczenie będzie przymusowe, ale zawsze możliwe jest leczenie dobrowolne. Sąd nie decyduje o sposobie leczenia, pozostawia to lekarzom w ośrodku. Może to być psychoterapia lub lekarstwa.

Jacek Żakowski: Do tej pory też była możliwość skierowania skazanego na obligatoryjne leczenie.

Zbigniew Ćwiąkalski: Tak, ale sąd nie był zobowiązany do orzeczenia w tych dwóch wypadkach.

Jacek Żakowski: Czy czas leczenie będzie określony? Czy może być bezterminowy?

Zbigniew Ćwiąkalski: Tak, jeżeli lekarze orzekną, że jest zagrożenie możliwością popełnienia przestępstwa.

Jacek Żakowski: Czy mówienie o kastracji chemicznej było błędem?

Zbigniew Ćwiąkalski: Nieporozumienie polega na tym, że utożsamia się kastrację chemiczną z definitywnym pozbawieniem zdolności płodzenia [kastracja chirurgiczna]

Jacek Żakowski: Ile osób jest oskarżonych w procesach piłkarskich?

Zbigniew Ćwiąkalski: W kręgu zainteresowania prokuratury jest sto lub ponad sto osób.

Jacek Żakowski: Czy zapadły już jakieś wyroki?

Zbigniew Ćwiąkalski: Prokuratura prowadzi bardzo intensywne czynności, ale problem polega na tym, że każda kolejna przesłuchiwana osoba mówi: "to nie tylko ja" i wymienia następne. Nie można zakończyć śledztwa, bo coraz więcej osób staje się podejrzanymi.

Jacek Żakowski: Podoba się panu, że minister sportu postanowił wprowadzić do PZPN komisarza? Czy to była trafna decyzja?

Zbigniew Ćwiąkalski: Zdecydowanie tak, jako kibic opowiadam się za radykalnymi działaniami.

Jacek Żakowski: Woli pan stracić mistrzostwa, niż pogodzić się z tym, że PZPN sam będzie się reformował?

Zbigniew Ćwiąkalski: Nie wierzę w samoreformę PZPN. W pełni popieram to, co robi minister Drzewiecki.

Jacek Żakowski: Czy nie lepiej było poczekać na wyroki sądów? O ile wiem nikt z zarządu nie ma prokuratora na karku i nic nie wskazuje na to, żeby można im było udowodnić winy.

Zbigniew Ćwiąkalski: Nie chodzi o zarzuty kryminalne. Zarządzona przez ministra sportu kontrola, wykazała, że dochodzi do ewidentnych naruszeń prawa. Nie wyobrażam sobie, aby FIFA akceptowała naruszanie prawa.

Jacek Żakowski: Zależy jeszcze, czy są one poważne, czy nie. Pański rząd na co dzień narusza prawo, na przykład nie wydając rozporządzeń wykonawczych do ustaw.

Zbigniew Ćwiąkalski: Chodzi o to, czy mamy do czynienia z naruszeniami o charakterze bezwzględnym, czyli takimi, które powodują nieważność konkretnych decyzji, czy z sytuacją, kiedy ktoś jest do czegoś zobowiązany, ale tego nie wykonuje, bo nie ma terminu w jakim ma to zrobić. W PZPN mamy do czynienia z przypadkiem, gdzie podejmowane uchwały mają charakter bezwzględnie nieważny, ze względu na naruszenie prawa, na przykład telefoniczne głosowanie. Przepisy mówią, gdzie jest możliwość głosowania telefonicznego.

Jacek Żakowski: Może to drobna proceduralna nieprecyzyjność i nie warto robić afery.

Zbigniew Ćwiąkalski: Nie miałem dostępu do raportu, ale nie sądzę, by na kilkudziesięciu stronach była mowa tylko o drobnych. Wiem, że chodzi o ewidentne naruszenie prawa.

Jacek Żakowski: To dlaczego nie wkroczyła prokuratura? To zadanie dla niej, nie dla ministra.

Zbigniew Ćwiąkalski: Nie każde naruszenie prawa ma charakter kryminalny i nie w każdym przypadku przy błędnej decyzji administracyjnej wchodzi prokurator.

Jacek Żakowski: Ale przy błędnej decyzji administracyjnej nie odwołuje się premiera czy rządu, tylko naprawia się ją.

Zbigniew Ćwiąkalski: Mamy do czynienia z ogromną organizacją sportową, która ma wpływ na funkcjonowanie wszystkich lig w Polsce. Sam zarząd PZPN jest trzydziesto paroosobowy i nie obraduje w pełnym statutowym składzie, dlatego, że nie wszystkie miejsca są obsadzone. Z tego tytułu można twierdzić, że takie uchwały są nieważne.

Jacek Żakowski: W normalnym trybie wszystkie stowarzyszenia podlegają sądowej kontroli. Dlaczego rząd zastosował praktykę, w jakimś sensie na skróty, zamiast doprowadzić do zaskarżenia uchwały do sądu?

Zbigniew Ćwiąkalski: Zgodnie z przepisami Międzynarodowej Federacji sądem dla PZPN jest Trybunał Arbitrażowy. Na razie wydano postanowienie zabezpieczające, stwierdzono, że zarząd traci uprawnienia do decydowania i wprowadzono kuratora. Ale to nie jest orzeczenie. Orzeczenie ma dopiero zapaść.

Jacek Żakowski: Czyli to co pisze "Polska" o tym, że minister się rozmyślił i kurator ma być odwołany, to treść przyszłego postanowienia, które musi zapaść, żebyśmy mogli grać.

Zbigniew Ćwiąkalski: Nic mi o tym nie wiadomo. Słyszałem wczorajszą wypowiedź ministra, który twierdził, że nie zamierza wycofywać się ze swoich decyzji, ale nie uczestniczę w rozmowach ministra z PZPN.

Jacek Żakowski: Czy śledzenie Jacka Kurskiego przez ABW jest zgodne z przepisami, czy nie?

Zbigniew Ćwiąkalski: Jeżeli ,w odczuciu pana posła, podejmowane są jakieś bezprawne działania, to właściwym organem, żeby to zbadać, jest prokuratura.

Jacek Żakowski: Będzie badała?

Zbigniew Ćwiąkalski: Na razie nie ma takiego zawiadomienia.

Jacek Żakowski: A sama z siebie nie powinna się zainteresować? Może to nie ABW, tylko irański wywiad, albo Al Kaida?

Zbigniew Ćwiąkalski: Wszystko jest możliwe. Wtedy pan poseł z całą pewnością dostałby ochronę, którą przydziela szef MSWiA.

Jacek Żakowski: Ale nie wiadomo jak zapytać Al Kaidę, czy śledzi, czy nie śledzi.

Zbigniew Ćwiąkalski: Służby mają swoje sposoby, żeby to sprawdzić.

Jacek Żakowski: Rozumiem, że nie martwi się pan tym, że politycy w Polsce są śledzeni przez polskie służby?

Zbigniew Ćwiąkalski: Politycy mają to do siebie, szukają haków, że są śledzeni, podsłuchiwani. Prawa polityków, które w rzeczywistości, na ogół, nie sprawdzają się.

Jacek Żakowski: Czy według pana wiedzy, może to mieć związek z podejrzeniami o nieprawidłowości przy finansowaniu kampanii wyborczej PiS?

Zbigniew Ćwiąkalski: Tak sugeruje Jacek Kurski. Twierdzi, że ma to związek z prezydentem Sopotu. Nic mi nie wiadomo, aby przeciwko Jackowi Kurskiemu miało być prowadzone postępowanie. Na pewno nie jest w to zaangażowana prokuratura.



Źródło: TOK FM

USA: Giełda ostro w dół. 700 mld dol. to za mało?

tm, PAP
2008-10-04, ostatnia aktualizacja 2008-10-04 01:30

Nowojorska giełda zakończyła piątkową sesję wyraźnymi spadkami, pomimo uchwalenia tego dnia przez Izbę Reprezentantów USA planu reanimowania pogrążanych w kryzysie rynków finansowych. Inwestorzy obawiają się bowiem, że wykup przez rząd niepłynnych aktywów za 700 mld dol. nie powstrzyma recesji w amerykańskiej gospodarce.

Zobacz powiekszenie
Fot. Hiroko Masuike NYT
wall street
W oczekiwaniu na przyjęcie planu ratunkowego, w pierwszej połowie sesji główne indeksy nowojorskiego parkietu wykazywały tendencję wzrostową. Indeks blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) zyskiwał w pewnym momencie ponad 2 proc. Jednak już po głosowaniu w niższej izbie Kongresu, entuzjazm ustąpił miejsca obawom, że zaakceptowany w środę przez Senat pakiet ratunkowy nie pobudzi rynków finansowych i nie zapobiegnie recesji.

Tymczasem na wyraźne spowolnienie gospodarki USA wskazują opublikowane w piątek dane dotyczące sytuacji na tamtejszym rynku pracy. We wrześniu amerykańskie firmy po raz dziewiąty z rzędu zmniejszyły liczbę miejsc pracy, tym razem o blisko 160 tys.

Największej przeceny doznały akcje instytucji finansowych. Skupiający je wskaźnik spadł o 3,9 proc. Walory Citigroup straciły ponad 18 proc., najwięcej od sześciu lat, pod wpływem doniesień, że jego oferta przejęcia nękanej trudnościami Wachovii została przebita przez konkurencyjny bank Wells Fargo. Z kolei akcje JP Morgan Chase, największego amerykańskiego banku pod względem wartości depozytów, zniżkowały o blisko 8 proc.

Akcje Wells Fargo, jednego z nielicznych banków na Wall Street, który pomimo kryzysu przynosi zyski, także zakończyły piątkową sesję na minusie. Natomiast walory Wachovii zwyżkowały aż o 58,8 proc.

Wskaźnik DJIA stracił ostatecznie 1,5 proc. (157,15 pkt.) do 10325,50 pkt. Indeks szerokiego rynku Standard & Poor's 500 osłabił się o 1,35 proc. (15,04 pkt.) do 1099,24 pkt. Natomiast wskaźnik Nasdaq zniżkował o 1,48 proc. (29,33 pkt.) do 1947,39 pkt.

W skali tygodnia DJIA stracił 5 proc., Nasdaq 8,5 proc., zaś S&P 500 blisko 9 proc., najwięcej od siedmiu lat,

Akcje taniały w tym tygodniu na wszystkich parkietach świata. Indeks światowych walorów MSCI All-Country stracił od poniedziałku do piątku 8,9 proc.

Kongresmeni: Zatrzymaliśmy krwotok

Izba Reprezentantów Kongresu USA uchwaliła w piątek ustawę wprowadzającą w życie rządowy plan ratowania pogrążonego w kryzysie systemu finansowego przez wykupienie za 700

mld dolarów nieściągalnych wierzytelności banków inwestycyjnych.

Za planem głosowało 263 członków Izby, przeciw 171. W środę plan uchwalił także Senat. Ustawę podpisał już prezydent George W. Bush.

"Zatrzymaliśmy krwotok" - powiedział republikański kongresmen John Larson z Connecticut mając na myśli spadki na rynkach finansowych.

Giełda w Nowym Jorku jeszcze przed głosowaniem w Izbie znacznie zwyżkowała w oczekiwaniu, że uchwali ona plan, ale potem wskaźnik Dow Jones i inne indeksy spadły, wracając niemal do poziomu z poprzedniego dnia.

Izba Reprezentantów w poniedziałek odrzuciła w głosowaniu plan, idąc za głosem większości wyborców. Wywołało to falę krytyki pod adresem Kongresu, potępianego za ustąpienie "populistycznej rewolcie", a także pod adresem całej politycznej elity USA za brak przywództwa.

Plan autorstwa ministra skarbu Henry'ego Paulsona ma umożliwić bankom wznowienie kredytowania dzięki uwolnieniu ich od "toksycznych aktywów", czyli papierów wartościowych opartych na wierzytelnościach hipotecznych, oraz zastrzykowi potrzebnej gotówki.

Administracja prezydenta Busha i większość polityków w USA ostrzegało, że nieuchwalenie planu nieuchronnie wpędzi kraj w recesję, ponieważ biznes nie może działać bez kredytu. Obawiano się nawet Wielkiego Kryzysu, jak w latach 30., gdy bezrobocie sięgnęło 25 procent.

Zdaniem komentatorów, dzięki decyzji Izby Reprezentantów do najgorszego nie powinno teraz dojść, ale przeważa opinia, że recesja - będąca normalnym zjawiskiem w cyklu kapitalistycznej gospodarki - jest już raczej nieunikniona. W piątek Ministerstwo Pracy poinformowało, że we wrześniu pracodawcy zlikwidowali kolejnych 159 tys. miejsc pracy.

Biały Dom jeszcze przed głosowaniem podkreślał, że plan nie ma na celu "pobudzenia gospodarki", a tylko "zapobieżenie kryzysowi gospodarki".

Izba początkowo odrzuciła plan, gdyż orzekła, że jest on tylko "ratowaniem Wall Street", czyli chciwych bankierów, na koszt podatnika. Domagano się pomocy dla zwykłych Amerykanów, zwłaszcza zadłużonych właścicieli domów.

Plan uzupełniono, wprowadzając m.in. ściślejszy nadzór nad bankami, rozszerzając zakres państwowej ochrony depozytów oraz limitując premie i odprawy prezesów banków - aby zapobiec tzw. złotym spadochronom dla chciwych i nieuczciwych szefów banków, które bankrutują wskutek nieodpowiedzialnych spekulacji.

Aby zadowolić Republikanów, do planu dodano także obniżki podatków, a dla przekonania innych jego przeciwników - także rozmaite wydatki, w sumie podrażające jeszcze koszt pakietu dla budżetu federalnego o kolejne 110 miliardów dolarów.

W nowej postaci plan zyskał uznanie Izby. Jej decyzję pochwalił prezydent Bush.

"Jednocząc się w tej ustawie zadziałaliśmy odważnie, aby zapobiec przekształceniu się kryzysu na Wall Street w kryzys w całym kraju. Pokazaliśmy światu, że Stany Zjednoczone ustabilizują swój rynek finansowy i utrzymają czołową rolę w światowej gospodarce" - powiedział prezydent.

Po głosowaniu na konferencji prasowej demokratyczni przywódcy Izby gratulowali sobie uchwalenia planu. Kongresmeni z Partii Republikańskiej byli jednak nieobecni. "To nie najlepsza ustawa. Nie ma powodu do świętowania" -powiedział przywódca republikańskiej mniejszości w Izbie John Boehner. Izba poprzednio odrzuciła plan głównie głosami Republikanów