wtorek, 3 marca 2009

Jakub Tomczak posiedzi "po angielsku"

ika , mns , pap , zyt 03-03-2009, ostatnia aktualizacja 03-03-2009 15:37

Zasądzone przez brytyjski sąd dożywocie dla Jakuba Tomczaka nie podlega dostosowaniu do polskiego prawa - zdecydował Sąd Najwyższy. - To nietrafne stanowisko - ocenia w rozmowie z "Rz" karnista, prof. Piotr Kruszyński

Jakub Tomczak
autor zdjęcia: Bartosz Jankowski
źródło: Fotorzepa
Jakub Tomczak

Za gwałt, ciężkie pobicie i okaleczenie 48-letniej Brytyjki, których dopuścił się Tomczak, prawo w Polsce przewiduje maksymalnie 12 lat więzienia. Sąd jest też związany tym, że Tomczak po 9 latach może się ubiegać o zwolnienie z więzienia. Według naszego prawa, skazani na dożywocie mogą starać się o przedterminowe zwolnienie dopiero po 25 latach.

SN uznał jednak, że wyroki zagranicznych sądów wobec polskich obywateli przekazanych tym państwom na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA), a potem wydanych Polsce do odbycia kary, nie podlegają dostosowaniu do polskiego prawa.

"Nasz ustawodawca trochę się pośpieszył" - powiedział w uzasadnieniu sędzia SN Piotr Hofmański. Przyznał, że nie jest to "rozwiązanie najlepsze z możliwych, ale SN nie może redefiniować woli ustawodawcy". Podkreślił, że jest już nowa decyzja ramowa UE w całej sprawie, którą polski ustawodawca musi się zająć, co "może polepszyć sytuację Tomczaka".

"Trzeba poszukiwać drogi do zmiany prawa" - powiedział dziennikarzom obrońca Tomczaka, mec. Mariusz Paplaczyk. Dodał, że liczy tu na inicjatywę ministra sprawiedliwości. Nie wykluczył skargi konstytucyjnej w całej sprawie, bo według niego SN przyjął wersję najgorszą dla Tomczaka.

Prof. Kruszyński: 12 lat - to byłby rozsądny wyrok

Dzisiejszą decyzję Sądu Najwyższego negatywnie ocenia karnista, prof. Piotr Kruszyński.

– Moim zdaniem zaprezentowane przez sąd stanowisko jest nietrafne. Z pełnym szacunkiem, ale ja się z nim nie zgadzam – mówi "Rz" prof. Kruszyński. Przyznaje, że polski sąd jest związany wymiarem kary orzeczonej wobec Tomczaka przez sąd w Wielkiej Brytanii. – Ale jeśli w polskim kodeksie karnym taka kara nie jest przewidziana, to mechaniczne jej przenoszenie nie ma sensu. Choćby dlatego, że mamy teraz do czynienia z takim oto dziwolągiem prawnym: skazany dostał dożywocie, a zarazem po dziewięciu latach będzie mógł starać się o przedterminowe zwolnienie. A to przy dożywociu w Polsce jest możliwe po 25 latach – wyjaśnia.

Zdaniem prof. Kruszyńskiego najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby orzeczenie 12 lat więzienia, co proponowali obrońcy, bo taką właśnie maksymalną karę przewiduje za gwałt polski kodeks karny.

Prof. Hołda: to trafna decyzja

Przeciwnego zdania jest prof. Zbigniew Hołda z UJ, który ocenia decyzję Sądu Najwyższego jako trafną. - Klucz do tej sprawy tkwił gdzie indziej, mianowicie w tym, że już na początku, gdy brytyjski sąd wystąpił do Polski z wnioskiem o Europejski Nakaz Aresztowania wobec tego obywatela, polski sąd zastrzegł, że w razie skazania ma on odbywać karę w Polsce - uważa profesor. Gdyby nie to - twierdzi prawnik - dopiero po wyroku skazującym w Wielkiej Brytanii można byłoby wystąpić o przekazanie go do Polski "na zasadach ogólnych". - Wtedy można byłoby dostosować przepisy i pan Jakub otrzymałby karę 12 lat więzienia, a po 6 latach mógłby się starać o przedterminowe zwolnienie - podkreślił Hołda.

- Wydaje mi się, że był to pierwotny błąd obrońców, którzy sami tego chcieli - dodał.

Tomczak zaprzecza

Jakub Tomczak od początku procesu (najpierw przed polskim potem przed brytyjskim sądem) zaprzeczał stawianym zarzutom.

Został on skazany za to, że w nocy z 22 na 23 lipca 2006 r. brutalnie pobił i zgwałcił kobietę w brytyjskiej miejscowości Exter. W czasie procesu pojawiło się wiele wątpliwości co do materiału dowodowego. Najpierw kontrowersje wzbudzały badania DNA, którym Polak został poddany.

Później pojawiły się niejasności przy identyfikacji Tomczaka na nagraniu monitoringu miejskiego. Obrońcy twierdzili, że mężczyzna widoczny na nagraniu z kamer przemysłowych, jak idzie za Brytyjką, to nie Tomczak.

Rodzina i przyjaciele skazanego Polaka założyli specjalną stronę internetową, na której opisują szczegóły dotyczące procesu i późniejszych wydarzeń związanych z określeniem długości odbywania nałożonej na Tomczaka kary.

"Rz" Online

poniedziałek, 2 marca 2009

Katastrofy górnicze w Polsce

Katastrofy górnicze na dzisiejszych terenach Polski (lista niekompletna):


1 XV wiek [edytuj]

  • XV wiek - wypadek w Złotym Stoku, w korytarzu "Himmelfahrt" w polu górniczym "Złoty Osioł" zginęło 59 górników.

2 XIX wiek [edytuj]

3 XX wiek [edytuj]

3.1 1901-1970 [edytuj]
  • 31 stycznia 1923 - pożar w kopalni "Rozbark" w Bytomiu, w wyniku którego poniosło śmierć 145 osób.
  • 9 lipca 1930 - wyrzut dwutlenku węgla w kopalni "Wenceslaus" (Wacław) w Miłkowie. Poprzednie nazwy miejscowości do roku 1945 Arnsdorf, do marca 1946 Hlondów. Śmierć poniosło 151 górników.Kopalnia znajdowała się na terenie III Rzeszy - Dolny Śląsk, miejscowość włączona w granice Polski po 1945 roku.
  • 1941 - wyrzut dwutlenku węgla w Nowej Rudzie. Zginęło 180 ludzi, w tym dwóch Brytyjczyków - jeńców wojennych z RAF.
  • 29 listopada 1950 - czad z uszkodzonej tamy w "KWK Katowice" spowodował śmierć 4 górników i 3 ratowników (dwa dni później). Kilkudziesięciu górników zostało podtrutych.
  • 18 lipca 1956 - pożar w kopalnia "KWK Boże Dary" w Katowicach- Kostuchnie, 24 górników i ratowników poniosło śmierć. W wyniku wybuchu gazów pożarowych na miejscu zginęło 12 górników. Z 72 górników i ratowników, którzy ucierpieli w czasie wypadku, w krótkim czasie 12 z nich zmarło w szpitalach na skutek odniesionych obrażeń.
  • 28 sierpnia 1958 - pożar w kopalni "Makoszowy", w wyniku którego zginęły 72 osoby. (więcej informacji)
  • lipiec 1969 - w wyniku zalania i zmulenia w kopalni KWK "Gen. Zawadzki" zginął jeden górnik, a ok. 100 zostało uwięzionych na dłuższy okres.

3.2 1971-1990 [edytuj]

3.3 1991-2000 [edytuj]

4 XXI wiek [edytuj]

4.1 2001-2005 [edytuj]
  • 6 lutego 2002 - wybuch pyłu węglowego w kopalni "Jas-Mos" w Jastrzębiu-Zdroju, w wyniku którego poniosło śmierć 10 górników. (więcej informacji)
  • 7 listopada 2003 - wybuch metanu w KWK Sośnica - 10 osób poszkodowanych - jeden górnik ginie na miejscu, z trzech poparzonych dwóch umiera i czterech zatrutych tlenkiem węgla.
  • 2003 - zapalenie sie ściany w kopalni "KWK Brzeszcze" ginie 1 górnik (spłonął a jego szczątki wydobyto po kilku miesiącach) kilku innych górników zostało poparzonych w tym jeden był w stanie ciężkim.
  • czerwiec 2005 - po wejściu w zamkniętą strefę o atmosferze niezdatnej do oddychania, zginęli dwaj górnicy (szef działu wentylacji i jego zastępca) w rudzkiej kopalni KWK Pokój.
  • 22 listopada 2005 - w wyniku wyrzutu metanu i skał zginęli trzej górnicy kopalni KWK Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju.

4.2 2006-dziś [edytuj]

Katastrofa kolejowa pod Nowym Dworem Mazowieckim

Data: 22 października 1949

Gdyby w jakimkolwiek w miarę normalnym kraju wydarzyła się katastrofa kolejowa, w której zginęłoby 200 ludzi, media – trochę nieładnie mówiąc – trąbiłyby o niej przez co najmniej kilka miesięcy, a przy okazji kolejnych jej rocznic mówiono by i pisano o niej dziesiątki lat później. Katastrofa pociągu relacji Gdańsk – Warszawa, do której doszło 22 października 1949 r., pochłonęła ponoć taką liczbę ofiar – wzmianki na jej temat powinny więc pojawiać się co jakiś czas w prasie, radiu, telewizji, a obecnie także w serwisach internetowych. Niestety jednak, na temat tego wydarzenia nie wiadomo praktycznie nic – nie jest nawet jasne, czy miało ono w ogóle miejsce.

Pewne w tej kwestii jest tylko jedno: w dwóch amerykańskich gazetach - Reno Evening Gazette z 24 X 1949 r. i Gettysburg Times z 25 X 1949 r. - pojawiła się wzmianka o tym, że 22 października tego samego roku koło Nowego Dworu Mazowieckiego lokomotywa i kilka wagonów pociągu pasażerskiego z Gdańska do Warszawy wypadło na łuku toru z szyn i wykoleiło się. Według wspomnianych źródeł katastrofa ta pociągnęła za sobą ponad 200 ofiar śmiertelnych.

Piąta co do wielkości katastrofa kolejowa w Europie

Jeśli przedstawiona w owych gazetach informacja odpowiadała prawdzie, znaczyłoby to, że największa tragedia w historii polskiego kolejnictwa miała miejsce nie w 1980 r. koło Otłoczyna pod Toruniem, lecz przeszło 20 lat wcześniej koło Nowego Dworu Mazowieckiego. Zakładając, że wypadek ten miał rzeczywiście miejsce – byłaby to piąta co do wielkości katastrofa kolejowa w historii Europy. Pod względem liczby ofiar przewyższałyby ją:

  • Wykolejenie się pociągu z wojskiem koło wjazdu do tunelu Mont Cenis koło Modane we Francji 12 grudnia 1917 r. – 543 zabitych.
  • Zatrucie tlenkiem węgla z niesprawnej lokomotywy pasażerów pociągu w tunelu koło Salerno we Włoszech 2 marca 1944 r. – 521 ofiar.
  • Zderzenie pociągów w tunelu Torro w prowincji Leon w Hiszpanii 16 stycznia 1944 r. – ponad 500 zabitych.
  • Zderzenie pociągu pasażerskiego z pociągiem wojskowym w Gretnie (Szkocja) 22 maja 1915 r. – 227 zabitych.

Czasy straszne, ale czy aż tak bardzo?

O tym, co wydarzyło się na torach kolejowych koło Nowego Dworu Mazowieckiego 22 października 1949 r., nie da się, niestety, napisać nic więcej – po prostu nie ma na ten temat żadnych informacji. Wzmianka na ten temat jest jednak dobrą okazją do postawienia pytania, na które ewentualnie mogliby odpowiedzieć ludzie, którzy mają większe, niż autor tego artykułu, pojęcie o czasach, w których doszło do tej tragedii:

Czy rzeczywiście cenzura, zastraszenie świadków (których musiało być przecież sporo) – najogólniej mówiąc eliminowanie kłopotliwych dla władzy informacji – były w czasach, zwanych potocznie stalinowskimi, aż takie, że o największej katastrofie kolejowej w historii Polski nie przetrwała praktycznie żadna wiadomość? Okres, w których się to wydarzyło, był niewątpliwie straszny, ale czy aż tak bardzo?

Wielki, wielki, głuchy telefon?

A może było zupełnie inaczej? Np. tak, że w sprzyjającej plotkom zimnowojennej atmosferze jakiś stosunkowo niewielki (a w każdym razie, nie wyróżniający się w sposób szczególny) wypadek urósł do rangi dramatu, jakich niewiele było w historii światowego kolejnictwa? Pamiętajmy, że w czasach, w których się to działo, o rzetelne informacje ze znajdującej się za tzw. żelazną kurtyną Polski było raczej trudno. Może więc cała ta informacja o 200 zabitych w katastrofie kolejowej pod Nowym Dworem Mazowieckim była efektem procesu przypominającego – w olbrzymiej skali – zabawę w głuchy telefon (mogło np. być tak, że faktycznie doszło do katastrofy, w której zginęło np. 20 osób – a wspomniane zjawisko spowodowało, że do liczby tej zostało dopisane jeszcze jedno zero)?

Było – nie było?

Tragedia pod Nowym Dworem Mazowieckim nie jest jedynym masowym wypadkiem w historii Polski, o którym praktycznie nic nie wiadomo. W różnych źródłach można się też zetknąć z informacją o podobnym wypadku koło Rzepina w 1952 r., w wyniku którego zginęło ok. 150 osób. Czy takie zdarzenia miały w ogóle miejsce? Jeśli w archiwach nie ma informacji na ich temat (a pamiętajmy, że zdarzało się, iż pewne informacje były z archiwów eliminowane – tak było np. z przypadkiem wjechania przez czołg w grupę osób obserwujących defiladę w Szczecinie w 1962 r.), niedługo – z racji choćby wieku, w jakim mogą być świadkowie tych katastrof – stracimy możliwość poznania odpowiedzi na to pytanie.

Obecnie ciągle jest na to – być może – szansa.

Bartłomiej Kozłowski, 2008