piątek, 16 października 2009

Śmierć za udział w pogromach

Marcin Szymaniak 15-10-2009, ostatnia aktualizacja 16-10-2009 11:53
Sinkiang. Już 12 osób, w tym co najmniej jeden Chińczyk Han, zostało skazanych na śmierć za udział w krwawych zamieszkach etnicznych w mieście Urumczi.
źródło: AFP
W starciach pomiędzy muzułmańskimi Ujgurami i Chińczykami Han, które wybuchły 5 lipca w Urumczi, stolicy prowincji Sinkiang (Xinjiang), zginęło co najmniej 197 osób, a 1700 zostało rannych. Wczoraj sąd skazał na śmierć za udział w zamieszkach kolejnych sześć osób, w tym jednego rdzennego Chińczyka (Han).
– Władze szafują karami, bo chcą zastraszyć ludzi skłonnych sięgnąć po przemoc w tej wciąż bardzo niespokojnej prowincji – mówi „Rz” politolog dr Steve Tsang, ekspert ds. Chin z Uniwersytetu w Oksfordzie. – Należy pamiętać, że wyroki chińskich sądów są generalnie bardzo ostre. Trudno więc było się spodziewać, że w przypadku takich wydarzeń nie będzie drakońskich kar – zauważa.
Skazany na śmierć Chińczyk Junbo znalazł się w tłumie mężczyzn, którzy 7 lipca ruszyli na ujgurską dzielnicę miasta, bijąc jej mieszkańców kijami, metalowymi prętami i łańcuchami. Junbo wraz z innym uczestnikiem zajść dopadł dwóch Ujgurów, którzy uciekli na dach budynku. Jeden z napadniętych zeskoczył z dachu, odniósł ciężkie obrażenia. Drugiego Chińczycy zakatowali na śmierć, tłukąc go nawet wtedy, gdy leżał nieprzytomny w kałuży krwi.
Junbo usłyszał wczoraj wyrok razem z 13 innymi uczestnikami zamieszek. Pięć osób dostało kary śmierci, w tym trzy – w zawieszeniu na dwa lata. W praktyce kończy się to z reguły dożywotnim więzieniem. Pozostali oskarżeni usłyszeli wyroki więzienia – od dziesięciu lat do dożywocia.
Procesy w Urumczi potępili przebywający na emigracji liderzy ujgurskiej opozycji, podkreślając, że podsądnym nie dano możliwości wyboru własnych adwokatów. – Wyroki śmierci wzmogą jeszcze gniew Ujgurów – powiedziała AFP Rebija Kadir, szefowa emigracyjnego Światowego Kongresu Ujgurskiego.
Zdaniem ekspertów znaczące jest jednak skazanie na karę główną Chińczyka Han oraz częste pokazywanie w telewizji uwięzionych, czekających na procesy Hanów. Władze wysyłają w ten sposób sygnał, że samosądy na Ujgurach nie będą tolerowane. Pekin chce też złagodzić gniew ujgurskiej mniejszości, która – mając dosyć faworyzowania Hanów przez administrację – wywołała zamieszki 5 lipca.
Jak się okazało, duża część zabitych podczas tego pierwszego wybuchu przemocy to chińscy robotnicy, którzy przyjechali do pracy w Urumczi z centralnej części kraju. – Ujgurzy od dawna się skarżą, że Hanowie dostają najlepiej płatne posady w miastach, a oni wegetują w podupadających wioskach albo w miejskich slamsach. Konflikty w Sinkiangu pozostają nierozwiązane i żadne, nawet najbardziej surowe, wyroki tego nie zmienią – podkreśla dr Tsang.
W liczącym niecałe 20 milionów mieszkańców Sinkiangu Ujgurzy stanowią obecnie45 procent mieszkańców, a Hanowie, których udział stale rośnie, już 41 procent.
Rzeczpospolita

czwartek, 15 października 2009

Miłość do dentystki zaprowadziła go do więzienia

Piotr Machajski
2009-10-15, ostatnia aktualizacja 2009-10-14 23:27

- Chce mi się skakać i śpiewać ze szczęścia - powiedziała po wczorajszym wyroku sądu Angelika Krupska, ofiara stalkingu - przestępstwa, którego nie ma w polskim kodeksie karnym. Sąd odrzucił wczoraj apelację mężczyzny, który zamienił jej życie w koszmar

W środku Andżelika Krupska, ofiara stalkingu
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
W środku Andżelika Krupska, ofiara stalkingu
- Naprawdę odetchnęłam - powiedziała "Gazecie" chwilę po wyjściu z sądowej sali. - Bardzo się bałam procesu. Tego, że coś się może zmienić w wyroku.

Angelika Krupska jest dentystką. Jesienią 2006 r. (jeszcze jako stażystka) pomagała w usunięciu zęba Sebastianowi W. Następnego dnia młody mężczyzna zjawił się pod gabinetem, w którym pracowała. - Zakochałem się - oznajmił. Roześmiała się, ale później nie było jej już do śmiechu.

Sebastian W. nie dał jej żyć. Przychodził pod dom, pojawiał się w pracy. Wyznaniem miłości oplakatował klatkę schodową. Dzwonił, wysyłał listy, chodził za nią krok w krok. Kiedyś rzucił się na samochód, którym jechała, i całował szybę. Innym razem wpadł za nią do autobusu i próbował obmacywać. Był agresywny w stosunku do niej i do bliskich, którzy próbowali ją chronić.

- Jak nikt nie mógł mnie odwieźć do pracy, to sprawdzałam, czy go nie ma, biegłam do taksówki, kładłam się na tylnym siedzeniu i krzyczałam: "Jedziemy!". Jak w filmie sensacyjnym. - mówiła latem w rozmowie z reporterem "Wysokich Obcasów"

Angelika Krupska jest modelową wręcz ofiarą stalkingu, czyli uporczywego nękania, nagabywania. W polskim prawie to ledwie wykroczenie, zagrożone jedynie karą grzywny. Dlatego policja przez długi czas zbywała jej prośby o pomoc. Aż wreszcie po skardze do ministra sprawiedliwości organy ścigania wzięły się do pracy. Sebastian W. został oskarżony z innych artykułów kodeksu karnego, m.in gróźb karalnych, zmuszania do określonego zachowania, naruszenia miru domowego i napastowania seksualnego (obmacywanie w autobusie). W marcu 2008 r. trafił do aresztu.

Niedługo potem rozpoczął się jego proces. Sąd uznał go winnym 12 z 13 różnych przestępstw, które zarzuciła mu prokuratura. Skazał go na 3,5 roku więzienia i, co niezwykle ważne dla pokrzywdzonej, zakaz zbliżania się do niej i jej bliskich przez 15 lat po wyjściu zza krat.

Sebastian W. odwołał się od tego wyroku. Wczoraj pojawił się w sądzie. Doprowadzili go tam policjanci uzbrojeni w pistolet maszynowy. Był skuty nie tylko kajdankami, ale też łańcuchami. Podczas jednej z poprzednich rozpraw próbował wyskoczyć przez okno, więc w areszcie ma status "niebezpieczny".

Sędziowie nie dali się jednak przekonać i odrzucili apelację. Uznali, że wyrok sądu pierwszej instancji był prawidłowy. A nawet, zasugerowali między wierszami, zbyt łagodny. Nie mogli jednak podwyższyć kary, bo ani prokuratura, ani Angelika Krupska nie apelowali. - Teraz żałuję, bo mam wrażenie, że sąd mógłby orzec nawet cztery i pół roku więzienia - przyznał po wczorajszej rozprawie mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik dentystki. - Tylko że w pierwszym procesie nie byliśmy pewni, czy sąd da choćby dwa lata.

Angelika Krupska: - Chce mi się skakać i śpiewać ze szczęścia.

Mecenas Rogalski: - Dzisiejsza rozprawa pokazuje, że on niczego nie zrozumiał. Dalej uważa się za ofiarę spisku - zaznacza.

- Po roku i ośmiu miesiącach będzie mógł się starać o przedterminowe zwolnienie. Prędzej czy później wyjdzie z więzienia. A jak wyjdzie, to na pewno znów się pojawi. Będę musiała się na to przygotować - mówi Angelika Krupska.

Ale o tym, czy już wyszedł, nikt jej nie poinformuje. W polskim prawie nie ma przepisu, który by na to pozwalał.




Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

niedziela, 11 października 2009

"Gorzkie zwycięstwo" Czechów. W szatni były łzy

08:58, 11.10.2009 /idnes.cz, lidovky.cz, CT24

CZESI O MECZU Z POLSKĄ: WYGRALIŚMY I CO Z TEGO

"Gorzkie zwycięstwo" Czechów. W szatni były łzy
Fot. PAP/EPACzesi się cieszą ze zdobytej bramki. Jeszcze nie wiedzą, że Słowacja poległa
"Gorzkie zwycięstwo", "Czesi rozgromili Polaków. Szanse na awans są jednak minimalne", "Zła wiadomość czekała w szatni. A piłkarze nie wstrzymywali łez" - to tytuły, jakimi witają Czechów w niedzielę internetowe media.
Polska reprezentacja przegrała w sobotę 0:2 z Czechami i już wiemy, że z Mundialem się pożegnaliśmy. Ale i nadzieja zwycięzców została pogrzebana. Przez... Słowaków. Ci przegrali ze Słowenią również 0:2.
Niewiarygodne. Polska reprezentacja przegrała 0:2 z Czechami, ostatecznie... czytaj więcej »


Złą wiadomość czescy zawodnicy otrzymali w szatni. "Nie powstrzymywali łez" - pisze prasa. - Bardzo chciałem pobić się o mistrzostwo świata, na kolejny wielki turniej będę musiał czekać dwa lata - żałował po meczu Tomasz Sivok.

Na San Marino nie ma co liczyć
Stefan "Doktor" Majewski kadry nie uzdrowił: Polacy po słabej grze... czytaj więcej »


W tej konfiguracji, żeby Czesi mieli jakąkolwiek szansę na awans do MŚ 2010 w RPA, sami musieliby wygrać z Irlandią Północną, a Słowenia musiałaby przegrać z San Marino. - Nie ma co liczyć nawet na to, by San Marino zremisowało. Nie mamy już żadnych szans - komentował Roman Hubnik.

Czeski napastnik Michal Papadopulos dodał: - Od dziś wiemy, że nie możemy liczyć na nikogo, tylko na nas samych. Żeby pomogło nam San Marino, to science fiction.

Milan Baros tłumaczył Słowaków: - Byli pod presją - własną i z naszej strony.

Trzymają fason?

I nie powiodło się. Słowacy polegli. Czescy piłkarze, starą piłkarską tradycją próbują ostatkiem sił trzymać fason. Jaroslav Plasil zapewniał: - W piłce nożnej wszystko jest możliwe. Szansa na awans wciąż jest, więc dlaczego się o nią nie pobić?

Wyniki grupy 3:
Czechy - Polska 2:0 (0:0)
Słowacja - Słowenia 0:2 (0:0)

Tabela:
1. Słowacja 9 6 1 2 21:10 19
2. Słowenia 9 5 2 2 15:4 17
3. Czechy 9 4 3 2 17:6 15
4. Irlandia Płn. 9 4 2 3 13:9 14
5. Polska 9 3 2 4 19:13 11
6. San Marino 9 0 0 9 1:44 0

Ostatnie mecze eliminacji:
Polska - Słowacja 20.30
San Marino - Słowenia 20.30
Czechy - Irlandia Płn. 20.30

//kdj