
Wczoraj, prowincja Paktia na granicy z Pakistanem. Amerykański żołnierz robi zdjęcie tęczówki oka do identyfikacji
Amerykański prezydent posłuchał generałów - USA wyślą do Afganistanu w przyszłym roku ok. 35 tys. dodatkowych żołnierzy, by szybko przechylić na swoją korzyść szalę wojny z talibami. Kilka tysięcy mają dorzucić europejscy sojusznicy Ameryki, w tym Polska
ZOBACZ TAKŻE
- Obama testuje Europę (25-11-09, 01:00)
- W Afganistanie można wygrać (25-11-09, 00:00)
- Zachód okopuje się w Afganistanie (10-11-09, 00:00)
- Czy i jak bić się z talibami (31-10-09, 01:00)
- Obama po cichu zwiększa siły w Afganistanie (14-10-09, 01:00)
Amerykańskie media, powołując się na anonimowe źródła w rządzie, twierdzą, że po prawie stu dniach wahań prezydent Barack Obama podjął decyzję w sprawie wojny w Afganistanie. Stało się to po poniedziałkowej nocnej naradzie wojennej z najbliższymi współpracownikami.
- Chcę wreszcie zakończyć tę wojnę - mówił wczoraj Obama, który oficjalnie ogłosi decyzję 1 grudnia w orędziu do narodu. Już jednak wiadomo, że podzieli Amerykanów - wczorajszy sondaż telewizji CNN pokazał, że aż 49 proc. z nich nie chce wysłania tak wielu żołnierzy.
W przyszłym roku liczba wojsk USA w Afganistanie ma przekroczyć 100 tys. (dziś jest ich 68 tys.), a wszystkich zachodnich sił sięgnie 150 tys. Taką liczbę żołnierzy utrzymywał w Afganistanie w apogeum interwencji zbrojnej w połowie lat 80. Związek Radziecki.
30 tys. wojsk USA pojedzie na afgańskie południe i wschód, gdzie toczą się najcięższe walki z rosnącymi w siłę talibami. Pozostałe 4-5 tys. zajmie się szkoleniem afgańskiego wojska, by jak najpilniej mogło zastąpić zachodnie kontyngenty.
Amerykanie mają zluzować na południu przede wszystkim żołnierzy z Kanady i Holandii, których rządy postanowiły wycofać oddziały - Kanadyjczycy prawie 3 tys. żołnierzy w przyszłym roku, a Holendrzy ok. 2 tys. w 2011 r.
Waszyngton oczekuje jednak, że pozostali sojusznicy, głównie z NATO, także wyślą do Afganistanu dodatkowe wojska. Wczoraj Obama podkreślał, że cały świat musi czuć się odpowiedzialny za tę wojnę. Amerykańscy dyplomaci i wojskowi zamierzają twardo domagać się tego podczas grudniowej narady ministrów obrony i dyplomacji Sojuszu.
Jednak Europa bez entuzjazmu reaguje na ten pomysł. Wielka Brytania obiecała na razie pół tysiąca dodatkowych żołnierzy, tysiąc wyśle Gruzja, pół tysiąca Turcja, 250 Słowacja, a 120 - Niemcy.
Szef MON Bogdan Klich zapowiedział, że na wiosnę może dosłać 200 żołnierzy, a według informacji "Gazety" w kolejnym kontyngencie szkoli się jeszcze 600 wojskowych. W Afganistanie jest 2 tys. Polaków.
Waszyngton liczy też na Francuzów, Włochów i Rumunów.
Pilnego wzmocnienia wojsk w Afganistanie jeszcze pod koniec sierpnia domagał się ich dowódca, amerykański generał Stanley McChrystal. Ostrzegał, że bez tego nie wygra z talibami. Obecny rok jest dla zachodnich wojsk najkrwawszy w historii ośmioletniej wojny - zginęło już 481 żołnierzy.
W raporcie dla Obamy McChrystal przedstawił trzy rozwiązania: wysłanie 80 tys. żołnierzy, 40 tys. lub jedynie 10-15 tys., co oznaczałoby rezygnację z wojny z talibami i skupienie się na walce z członkami Al-Kaidy z użyciem bezzałogowych samolotów szpiegowskich.
Według amerykańskich mediów, decydując się na wysłanie 35 tys. żołnierzy, Obama chciał wybrać wariant najbezpieczniejszy, a jednocześnie dający nadzieję na przechylenie szali wojny na korzyść Zachodu, i to już w ciągu najbliższego półrocza. Najważniejsi politycy Partii Demokratycznej są coraz bardziej podzieleni w sprawie tego konfliktu. Boją się, by Afganistan nie zaciążył na prezydenturze Obamy jak Wietnam na rządach Lyndona B. Johnsona w latach 60.
Media w USA spekulują, że jeśli wysłanie dodatkowych wojsk nic nie da, już w czerwcu 2010 r. Obama może drastycznie zmienić strategię i zacząć przygotowywać się do wycofywania z Afganistanu. A pakistańska gazeta "Dawn" twierdzi, że przedstawiciele wywiadów USA i Wielkiej Brytanii za pośrednictwem Pakistanu i Arabii Saudyjskiej chcą jak najszybciej nawiązać rozmowy z przedstawicielami talibów. Ich emir mułła Omar wyznaczył do rokowań swego ministra dyplomacji Aghę Motsama.
- Chcę wreszcie zakończyć tę wojnę - mówił wczoraj Obama, który oficjalnie ogłosi decyzję 1 grudnia w orędziu do narodu. Już jednak wiadomo, że podzieli Amerykanów - wczorajszy sondaż telewizji CNN pokazał, że aż 49 proc. z nich nie chce wysłania tak wielu żołnierzy.
W przyszłym roku liczba wojsk USA w Afganistanie ma przekroczyć 100 tys. (dziś jest ich 68 tys.), a wszystkich zachodnich sił sięgnie 150 tys. Taką liczbę żołnierzy utrzymywał w Afganistanie w apogeum interwencji zbrojnej w połowie lat 80. Związek Radziecki.
30 tys. wojsk USA pojedzie na afgańskie południe i wschód, gdzie toczą się najcięższe walki z rosnącymi w siłę talibami. Pozostałe 4-5 tys. zajmie się szkoleniem afgańskiego wojska, by jak najpilniej mogło zastąpić zachodnie kontyngenty.
Amerykanie mają zluzować na południu przede wszystkim żołnierzy z Kanady i Holandii, których rządy postanowiły wycofać oddziały - Kanadyjczycy prawie 3 tys. żołnierzy w przyszłym roku, a Holendrzy ok. 2 tys. w 2011 r.
Waszyngton oczekuje jednak, że pozostali sojusznicy, głównie z NATO, także wyślą do Afganistanu dodatkowe wojska. Wczoraj Obama podkreślał, że cały świat musi czuć się odpowiedzialny za tę wojnę. Amerykańscy dyplomaci i wojskowi zamierzają twardo domagać się tego podczas grudniowej narady ministrów obrony i dyplomacji Sojuszu.
Jednak Europa bez entuzjazmu reaguje na ten pomysł. Wielka Brytania obiecała na razie pół tysiąca dodatkowych żołnierzy, tysiąc wyśle Gruzja, pół tysiąca Turcja, 250 Słowacja, a 120 - Niemcy.
Szef MON Bogdan Klich zapowiedział, że na wiosnę może dosłać 200 żołnierzy, a według informacji "Gazety" w kolejnym kontyngencie szkoli się jeszcze 600 wojskowych. W Afganistanie jest 2 tys. Polaków.
Waszyngton liczy też na Francuzów, Włochów i Rumunów.
Pilnego wzmocnienia wojsk w Afganistanie jeszcze pod koniec sierpnia domagał się ich dowódca, amerykański generał Stanley McChrystal. Ostrzegał, że bez tego nie wygra z talibami. Obecny rok jest dla zachodnich wojsk najkrwawszy w historii ośmioletniej wojny - zginęło już 481 żołnierzy.
W raporcie dla Obamy McChrystal przedstawił trzy rozwiązania: wysłanie 80 tys. żołnierzy, 40 tys. lub jedynie 10-15 tys., co oznaczałoby rezygnację z wojny z talibami i skupienie się na walce z członkami Al-Kaidy z użyciem bezzałogowych samolotów szpiegowskich.
Według amerykańskich mediów, decydując się na wysłanie 35 tys. żołnierzy, Obama chciał wybrać wariant najbezpieczniejszy, a jednocześnie dający nadzieję na przechylenie szali wojny na korzyść Zachodu, i to już w ciągu najbliższego półrocza. Najważniejsi politycy Partii Demokratycznej są coraz bardziej podzieleni w sprawie tego konfliktu. Boją się, by Afganistan nie zaciążył na prezydenturze Obamy jak Wietnam na rządach Lyndona B. Johnsona w latach 60.
Media w USA spekulują, że jeśli wysłanie dodatkowych wojsk nic nie da, już w czerwcu 2010 r. Obama może drastycznie zmienić strategię i zacząć przygotowywać się do wycofywania z Afganistanu. A pakistańska gazeta "Dawn" twierdzi, że przedstawiciele wywiadów USA i Wielkiej Brytanii za pośrednictwem Pakistanu i Arabii Saudyjskiej chcą jak najszybciej nawiązać rozmowy z przedstawicielami talibów. Ich emir mułła Omar wyznaczył do rokowań swego ministra dyplomacji Aghę Motsama.