poniedziałek, 19 grudnia 2011

Możliwa jest akcja zbrojna po stronie Korei Płn.

Nie można wykluczyć incydentów zbrojnych po stronie Korei Północnej; być może jakiś generał zechce umocnić swoją pozycję, podejmując akcję zbrojną - ostrzega prof. Krzysztof Gawlikowski z Zakładu Azji Wschodniej i Pacyfiku Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Nicolas Levi z Centrum Studiów Polska-Azja wskazuje, że teraz oficjalnie władzę obejmie syn dyktatora Kim Dzong Un, ale faktycznie państwem będą kierowały inne osoby z rodziny zmarłego Kim Dzong Ila. 



Zobacz też: To on będzie następcą Kim Dzong Ila 

Według niego jest mało prawdopodobne, aby śmierć Kim Dzong Ila poważnie zdestabilizowała sytuację na Półwyspie Koreańskim. - Wojska Korei Płd. postawiono w stan gotowości, ponieważ wojska Korei Płn. są od zawsze w stałej gotowości, a na granicy z Koreą Płd. stacjonuje około 2 mln żołnierzy. Oczywiście jest pewne zaniepokojenie, ale wydaje się, że nic złego się nie stanie na Półwyspie Koreańskim. Śmierć Kim Dzong Ila na pewno nie jest tam powodem do wojny - powiedział Levi. 

Śmierć Kim Dzong Ila "zaskoczeniem" 

Podkreślił jednocześnie, że "ponieważ Korea Płn. jest niestabilną dyktaturą" każdy scenariusz możliwych wydarzeń musi zostać przeanalizowany przez władze USA, Korei Płd. i Japonii. - To standardowa procedura w sytuacjach nadzwyczajnych - dodał Levi. Zauważył przy tym, że śmierć Kim Dzong Ila jest zaskoczeniem. 

W ocenie Leviego, Korea Płn. nadal będzie potrzebowała międzynarodowej pomocy gospodarczej, w tym Korei Płd., a także Chin i Japonii. - Dlatego Korea Płn. będzie dążyła do tego, aby mieć co najmniej poprawne stosunki z tymi krajami i będzie dalej liczyć na współpracę zwłaszcza z Chinami - podkreślił Levi. 

Zobacz też: Tajemnice zmarłego dyktatora Korei Północnej 

Jego zdaniem następca Kim Dzong Ila, Kim Dzong Un, który ma zaledwie 29 lat, posiada "bardzo ograniczone doświadczenie". - 
Kim Dzong Un będzie pełnił ograniczoną, symboliczną rolę przywódcy Korei Płn., za to inne osoby z rodziny Kim Dzong Ila będą kierowały państwemNicolas Levi
Kim Dzong Un będzie pełnił ograniczoną, symboliczną rolę przywódcy Korei Płn., za to inne osoby z rodziny Kim Dzong Ila będą kierowały państwem - dodał Levi. 

Nicolas Levi jest absolwentem ekonomii na Uniwersytecie Paris X Nanterre we Francji, a także zarządzania ESSEC Business School oraz Polskiej Akademii Nauk i Collegium Civitas w zakresie politologii. Jest analitykiem biznesowym i autorem artykułów na temat Korei Płn. 

Szansa na dekompozycję obozu władzy 

Dyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego prof. Edward Haliżak uważa, że po śmierci Kim Dzong Ila "istnieją duże szanse na dekompozycję obozu władzy w Korei Północnej". - Zbyt młody wiek przywódcy (ma nim zostać syn zmarłego - Kim Dzong Un) i jego niedoświadczenie sprawiają, że w tego rodzaju reżimach w establishmencie mogą wyłonić się różne grupy interesów, np. wojsko, służba bezpieczeństwa, grupa reprezentująca rolnictwo albo przemysł itp. - uważa profesor. 

- Może to być grupa nastawiona nacjonalistycznie, na kontynuację systemu albo grupa nastawiona na pewną zmianę. Tego drugiego nie można wykluczyć. Istnieje spora szansa na to, że, pod wpływem Chin, w establishmencie północnokoreańskim ukształtuje się grupa proreformatorska - jakkolwiek by brzmiało to paradoksalnie. W takiej sytuacji może dojść do walki o władzę i konfliktu - dodał. 

W związku z tym prof. Haliżak rysuje dwa możliwe scenariusze. - W pierwszym zwycięża opcja proreformatorska: selektywnego otwarcia, ale tylko na współpracę z Chinami. Pewne symptomy wprowadzania reform prorynkowych w Korei Północnej są widoczne, istnieje możliwość wprowadzenia drobnego handlu, a nawet wykonywania usług. Ale są to bardzo nieśmiałe próby - wskazuje. 


 W drugim scenariuszu wygrywa opcja związana z resortami siłowymi; następuje centralizacja władzy i kontynuacja kursu, gdyż przedstawiciele resortów siłowych i struktur bezpieczeństwa w obecnym systemie mają największe poczucie bezpieczeństwa. Jakiekolwiek zmiany, reformy, rozluźnienie systemu, zagrażają im - wyjaśnia ekspert. - Wyłonienie się dwóch kierunków działania stwarza okazję na turbulencje, na zmiany wewnętrzne. To może mieć charakter kontrolowany, ale może także mieć charakter wybuchu - dodaje. 

Chiny najbardziej zainteresowane


Prof. Haliżak jest zdania, że negatywne konsekwencje ewentualnej walki i władzę w Korei Północnej dotknęłyby przede wszystkim Chiny, ponieważ zaowocowałoby to rozluźnienie kontroli granicznej i masową emigracją Koreańczyków do północno-wschodni Chin. - Dlatego Chiny to państwo, które może najbardziej odczuwać skutki niestabilności - ze względu na potrzebę akomodacji do dużej fali uchodźców. Koreańczycy z Północy mają tylko jedno miejsce potencjalnej emigracji, właśnie Chiny - podkreśla. 

Ekspert wskazuje, że Pekinowi zależy na stabilizacji i "selektywnych" reformach w Korei Północnej, aby ta w mniejszym stopniu była uzależniona od chińskiej pomocy. Władze chińskie "uważają też, że im zdrowsza ekonomicznie gospodarka Korei Północnej, tym lepszym kraj ten będzie sojusznikiem i tym lepsze będzie miał możliwości - także negocjowania ze Stanami Zjednoczonymi, Japonią czy Koreą Południową". 

- Chińczycy starają się uświadomić establishmentowi północnokoreańskiemu, że stawianie na siłę militarną prowadzi w ślepą uliczkę; natomiast stawianie na rozwój, reformowanie i naśladowanie modelu chińskiego - to jest droga i wskazówka, którą przekazują władzom Korei Północnej - mówi prof Haliżak. 

Jak wyjaśnia, oba kraje to zupełnie dwa inne światy. Podczas gdy Korea Północnajawi się jako "najgorsza dyktatura", Chiny pod pewnymi względami to "oaza wolności i swobody", choć w ograniczonym zakresie. - Chińczycy mają możliwość podróżowania, zakładania biznesu, dokonywania transakcji; nikt im tego nie zabrania. To są wolności, które w Korei Północnej nie występują. Dla Koreańczyków z Północy Chiny to ziemia obiecana - zauważa. 

Możliwe selektywne zmiany w Korei Płn. 

- Oceniam, że 
scenariusz dopuszczający selektywne zmiany jest tym razem możliwy bardziej niż w przypadku poprzedniej sukcesji władzy w KoreiProf. Edward Haliżak
scenariusz dopuszczający selektywne zmiany jest tym razem możliwy bardziej niż w przypadku poprzedniej sukcesji władzy w Korei. Przemawia za tym niedoświadczenie przywódcy oraz możliwość kłócenia się establishmentu, która jest duża jak nigdy przedtem - uważa wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.

Zdaniem prof. Haliżaka, ważną rolę może odegrać postawa dyplomacji amerykańskiej. - Amerykanie w końcu zdecydowali się, żeby rozmawiać bezpośrednio z Koreą Północną, licząc na to, iż w jej establishmencie ujawnią się zwolennicy dialogu USA, którzy mogą uzyskać wpływy i będą opowiadać się za selektywnym dialogiem ze Stanami Zjednoczonymi, podczas gdy inni mogą przeciwko temu protestować. Podejście USA w sposób naturalny może prowadzić do polaryzacji stanowisk w establishmencie - mówi. 

Profesor zwrócił również uwagę na fakt, że w Korei Północnej ze względów klimatycznych ma miejsce nieurodzaj - klęska głodu. - Rządzący reżim, jeśli zachował jeszcze resztki humanitaryzmu, musi zwrócić się do zagranicy po pomoc humanitarną, nie chcąc dopuścić do masowego głodu i zmniejszenia liczby ludności, co w naturalny sposób osłabiałoby jego gospodarkę. To sprawia, że reżim jest uzależniony od czynnika zewnętrznego i stwarza szansę na zwiększenie wpływu przez tych, którzy chcą nieco zreformować ten zmurszały system - podkreśla prof. Edward Haliżak. 

Po śmierci Kim Dzong Ila jego następca - Kim Dzong Un - będzie najprawdopodobniej dążył do zachowania status quo, rządząc, ale jednocześnie nie zapominając o przyjemnościach płynących z życia - uważa dziennikarz i komentator "Polityki" Krzysztof Mroziewicz. 

Mroziewicz powiedział, że 29-letni Kim Dzong Un najprawdopodobniej przywykł do życia w dobrobycie i raczej nie porzuci tego stylu życia. - Kim Dzong Un będzie jednak najprawdopodobniej starał się zachować umiar w korzystaniu z życia, bo gdyby chciał w pełni popróbować tego dolce vita i gnić w tym nieprawdopodobnym dobrobycie, który tam panuje w gronie rządzących, armia mogłaby pomyśleć o stopniowym odsuwaniu go od decyzji, ale w taki azjatycki sposób, tak że on sam sądziłby, że decyzje podejmuje - powiedział dziennikarz.

Zdaniem Mroziewicza zachowanie równowagi w rządzeniu i korzystaniu z życia przez Kim Dzong Una jest konieczne, by w Korei Północnej zachowane zostało status quo. - Jakiekolwiek naruszenie równowagi w tym rejonie mogłoby spowodować trzęsienie ziemi - ocenił. 

"W Korei Płn. zawsze rządziła i rządzi armia" 

Zdaniem Mroziewicza w Korei Północnej panują procedury ćwiczone jeszcze za życia Kim Dzong Ila. - W Korei Północnej zawsze rządziła i rządzi armia, ale jest to siła podległa "wielkiemu następcy". Ktoś z rodziny Kimów zawsze był naczelnym dowódcą sił zbrojnych i tak w tej chwili będzie - powiedział Mroziewicz. 

Dziennikarz dodał, że jego zdaniem, nie zmieni się podejście Korei Północnej do programu nuklearnego. - Oni wiedzą, że to jest bardzo dobry sposób straszenia Zachodu czy krajów sąsiednich. Gdy Korea postraszy bronią jądrową, to zaczyna się pomoc żywnościowa, bo tam przecież panuje kontrolowany głód - powiedział. 

Jako najmniej prawdopodobny scenariusz rozwoju zdarzeń w Korei Północnej, Mroziewicz wymienił "pójście drogą podobną do chińskiej czyli wprowadzenie kontrolowanych reform gospodarczych". - Kim Dzong Un mógłby pójść tą drogą, m.in. rozdając ziemię Koreańczykom, by sadzili sobie, co chcą, oraz wypuszczając ludzi na łowiska, żeby łowili ryby, a nie uciekali do Japonii czy do Chin - powiedział dziennikarz. 


(db, tbe, ap, tw) 

czwartek, 15 grudnia 2011

Liga Europy. Prasa. 'Cud nad Wisłą i Tamizą'


PJ
15.12.2011 , aktualizacja: 15.12.2011 09:35
A A A Drukuj

14.12.2011, godzina 21:05

 Wisła Kraków

Bramki:Garguła (12.), Genkow (46.)
Skład:Pareiko - Jovanović, Bunoza, Diaz, Nunez - Wilk, Jirsak (90. Brud) - Boguski (61. Małecki), Melikson (89. Kirm), Garguła - Genkow
2:1
  • 12 Poł0
  • 11 Poł1

FC Twente

Bramki:De Jong (39.)
Kartki:Janssen, Gouriye - żółta
Skład:Marsman - Cornelisse, Bengtsson, Buysse, Roseler - Janssen, Landzaat, De Jong (77. Gouriye) - Bajrami, Janko (65. Berghuis), Chadli (46. John)
Wisła - Twente 2:1Fot. Michał Łepecki / Agencja GazetaWisła - Twente 2:1
Awans Wisły do 1/16 Ligi Europy prasa nazywa cudem. Dzięki wygranej z Twente i remisie Odense w Londynie, mistrzowie Polski wyszli z grupy.
"Jeszcze pół godziny wcześniej takie rozwiązanie wydawało się niemożliwe. Krakowianie swoje zadanie wykonali na medal i po niezłym meczu pokonali wicemistrza Holandii, ale wszystko wskazywało, że będzie to tylko wygrana na otarcie łez. Po zakończeniu spotkania wiślacy podnieśli ręce do góry i powoli, bez większego entuzjazmu podeszli do sektora najzagorzalszych kibiców. W tym momencie cały stadion ryknął, jakby właśnie padła bramka decydująca o mistrzowie świata. Sekundy później na laptopach dziennikarzy wyświetliło się: Fulham - Odense 2:2. Piłkarze Wisły kręcili się zdezorientowani. Nie wiedzieli kogo zapytać o rezultat z Londynu i tylko zerkali w stronę wiwatujących fanów. Ich wątpliwości rozwiał spiker. - Proszę państwa, mam dla Was niesłychaną informację. Odense zdobył właśnie bramkę i zremisowało z Fulham - krzyknął. Za moment trybuny ryknęły "dziękujemy" - napisała w relacji "Gazeta Wyborcza".

Z kolei "Dziennik Polski" artykuł tytułuje "Cud nad Wisłą, cud nad Tamizą". "Po spotkaniu wiślacy długo radowali się z kibicami, którzy śpiewali: "Moskal Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz!", dając do zrozumienia, że chcą, aby pozostał na stanowisku trenera" - pisze Dziennik Polski

Także "Gazeta Krakowska" nazywa wygraną Wisły cudem. "Warto wierzyć w cuda, a już szczególnie w te piłkarskie!!! Taki cud wydarzył się w środę w Krakowie i Londynie. Wisła przy ul. Reymonta zrobiła swoje, ale zwycięstwo z Twente nic był jej nie dało, gdyby nie Odense, które wyrównało w 90 minucie meczu z Fulham".

"Przegląd Sportowy":"Kibice mistrzów Polski zaczęli dziękować piłkarzom za ambitną postawę i zwycięstwo nad 3. zespołem Eredivisie. Godne pożegnanie z Ligą Europy trwało jednak tylko kilkadziesiąt sekund. Jak grom z jasnego nieba na Kraków spadła wieść, iż Djiby Fall w ostatniej minucie przedłużonego czasu zdobył wyrównującą bramkę!".

środa, 14 grudnia 2011

Wybory ważne. Szef PKW krytykuje Korpus Obrony Wyborów


pmaj 14-12-2011, ostatnia aktualizacja 14-12-2011 13:35
Wielkość tekstu: A A A
autor: Roman Bosiacki
źródło: Fotorzepa

Sporadyczne naruszenia prawa nie wpłynęły na ważność wyborów parlamentarnych - uznał Sąd Najwyższy

W referacie na temat przebiegu wyborów stwierdzono m.in., że według Państwowej Komisji Wyborczej nieliczne uchybienia w przebiegu głosowania nie wpłynęły na ważność wyborów. Prokurator Generalny również jest za uznaniem, że wybory były ważne.

Jak mówił szef PKW Stefan Jaworski, podczas październikowych wyborów nie obyło się bez incydentów, ale nie miały one takiego charakteru, by uznać głosowanie za nieważne. Jaworski podkreślił, że "rozpętano kampanię podejrzliwości" wokół wyborów i publicznie zastanawiano się, czy mogą zostać sfałszowane. - Epatowano problemem nieufności do procedury wyborczej, powołano nawet Korpus Obrony Wyborów (stworzył go PiS - red.)- mówił przewodniczący komisji, opisując atmosferę, w jakiej przebiegało głosowanie.

Akt oskarżenia w sprawie wyborów. Nie wpływa na ważność

Zastępca Prokuratora Generalnego Robert Hernand ujawnił w wystąpieniu przed SN, że prokuratury w całym kraju prowadziły lub prowadzą 77 postępowań o przestępstwa przeciwko wyborom. Jak powiedział, w 15 przypadkach odmówiono wszczęcia śledztw, 55 postępowań wszczęto, 13 umorzono, w jednej sprawie skierowano już do sądu akt oskarżenia, a w innej - wniosek o warunkowe umorzenie postępowania. 42 sprawy są w toku, ale według Hernanda nawet stwierdzenie w nich, że doszło do przestępstwa, nie zmienia ogólnej oceny, że zakres naruszeń prawa nie wpłynie na ważność wyborów.

Tuż po rozpoczęciu rozprawy doszło do incydentu: autor jednego z protestów wyborczych domagał się, by SN uznał go za uczestnika postępowania sądowego. Gdy przewodniczący 19-osobowemu składowi Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych Walerian Sanetra pouczył go, że takie prawo mu nie przysługuje, mężczyzna wdał się z nim w dyskusję, coraz głośniej domagając się, by uznać go za uczestnika postępowania.

Gdy mężczyzna zaczął wykrzykiwać, że "pozbawia się go możliwości obrony jego praw obywatelskich", co nazwał skandalem, sędzia Sanetra nakazał policji wyprowadzenie go z sali. Funkcjonariusze wykonali polecenie.

PAP