czwartek, 10 maja 2012

"Cześć, giniemy". Mija 25 lat od katastrofy w Lesie Kabackim

11:08, 06.05.2012 /TVN24


DOKUMENT TVN24

TVN24
- Dobranoc, do widzenia. Cześć, giniemy - to ostatnie słowa kpt. Zygmunta Pawlaczyka, dowódcy załogi samolotu pasażerskiego Ił-62 "Tadeusz Kościuszko", który 9 maja 1987 roku rozbił się w Lesie Kabackim. Próbowali awaryjnie lądować na warszawskim lotnisku. Teraz, 25 lat po katastrofie, opublikowane zostały nagrania audio z feralnego lotu. TVN24 jako pierwsza wyemitowała je w filmie dokumentalnym.
Od czasu katastrofy w oficjalnych archiwach dostępny był tylko zapis tekstowy rozmów załogi lotu 5055. W ćwierć wieku po katastrofie, w nieznanych do końca okolicznościach, opublikowane zostały nagrania audio - rozmów załogi z wieżą kontroli lotów. Dziennikarze TVN24 Agnieszka Czajkowska i Adam Krajewski przygotowali pierwszy telewizyjny dokument, który zawiera te nagrania. 
- Żegnajcie, cześć, giniemy - ostatnie słowa załogi Iła-62, który rozbił... czytaj więcej »


Radziecka technologia

Samoloty Ił 62 weszły do służby Polskich Linii Lotniczych LOT na początku lat 70. Pozwoliły dołączyć przewoźnikowi do elitarnego grona przewoźników transatlantyckich. - Marzyliśmy o zachodnim sprzęcie, ale uwarunkowania polityczne nie pozwalały nam korzystać z niego. Ił 62 pozwalał otworzyć to okno na świat - wspomina Marian Nowotnik, pilot.

Lot 50-55 miał być rutynowym lotem do Nowego Jorku. Za sterami zasiadł kpt. Zygmunt Pawlaczyk. - Pamiętam ten dzień, pamiętam piękną pogodę. Pamiętam, że odwoziłem tatę na rejs. Taki był ceremoniał, że jak miałem wolny czas, to to robiłem. Potem go przywoziłem. To była taka odrobina luksusu, jaką mogłem dać ojcu - opowiada Jacek Pawlaczyk, syn kapitana. 
Nie ma żadnych podstaw, by mówić o ingerencji sił trzecich w katastrofie... czytaj więcej »


"Dziękujemy, do miłego"

Start przebiega standardowo. Kilka minut później pasażerowie mogą odpiąć pasy. Załogę i pasażerów czeka dziewięć godzin lotu. W bakach jest około 70 ton paliwa lotniczego.


Lot 5055: Okęcie, dzień dobry. lot 5055 na 17-stce. Hotel na pokładzie, pushback prosimy i zapuszczanie silników. 

Wieża: 5055, dzień dobry. Zapuszczajcie :06, :07 jest czas. Hotel się zgadza. Jaki kierunek do startu chcecie? 

Lot: 3-3 

Wieża: 3-3. Zrozumiałem. 

Wieża: 5055, w powietrzu. 18, przejdźcie na zbliżanie 128.8, dziękuję do usłyszenia.

Lot: Dziękujemy, do miłego 5055. 

Lot: Warszawa zbliżanie, dzień dobry. LOT 5055 po starcie z 3-3. 

Kontrola Zbliżania: Czołem! Lot 5055. Widzę po starcie w lewo skręćcie kurs 2-9-0. Wchodząc do poziomu 2-8-0 TMA 180 lub wyżej.

Lot: Warszawa, pe radar, dzień dobry, lot 5055. Przeszliśmy TMN o :27, utrzymujemy poziom 160 i Grudziądz przewidujemy o :40. 

"Dwa silniki oberwało, dwa silniki obcięło"

Do Grudziądza lot przebiega normalnie. Na wysokości miejscowości Warlubie wszystko się zmienia. Jest godzina 10:41. 23 minuta lotu.

Lot: Niebezpieczeństwo! Warszawa radar lot, Warszawa radar. Opuszczamy w niebezpieczeństwie. 

Kontrola Obaszru: podajcie, podajcie swój call-sign. 

Lot: Dwa silniki oberwało, dwa silniki obcięło. 

KO: czy to zderzenie? 

Lot: Nie wiemy co się stało, dwa silniki obcięło. Opuszczamy 


Co się stało? - Zatarło się najpierw łożysko rolkowe, powstała wielka temperatura, ponad tysiąc stopni, ukręcił się wał turbiny. sprężarka ciągle tłoczyła powietrze i wtrysk paliwa powodował wzrost temperatury i stąd awaria tego silnika - tłumaczy przyczynę awarii kpt. Nowotnik.

"Wracamy!"

Po ugaszeniu pożaru załoga decyduje się wracać do Warszawy.

Lot: Warszawa radar, jeszcze taz 55. Pierwszy i drugi silnik wyłączony, mamy awarię. Schodzimy, kręcimy w prawo. 

KO: 55 zrozumiałem, obserwuję skręt. Co dalej zamierzacie robić? 

Lot: Wracamy. 

KO: OK, czy zamierzacie wracać do Warszawy? Jaka wysokość? 

Lot: Będziemy zlewać paliwo, wracamy do Warszawy. Schodzimy 5400 metrów mamy. Schodzimy do 4 tysięcy. 


- Po awarii tych dwóch silników oni nie mogli utrzymać zadanej wysokości. Z resztą musieli schodzić awaryjnie do 4 tys. metrów. Odłamki silników uszkodziły część hermetyczną kabiny - tłumaczy Karol Kłosiewicz, mechanik pokładowy.

Odłamki przebiły kadłub samolotu. Przebiły wiązki aluminiowych popychaczy poprzez które załoga reguluje ustawienie steru wysokości. Rozgrzane do czerwoności fragmenty silnika utkwiły w bagażniku. Będą później przyczyną kolejnego pożaru. W tym momencie załoga jednak nic o tym nie wie.

Tylko trymer

Załodze niezwykle trudno było utrzymać wysokość. Pomagał jedynie trymer - niewielka lotka na na końcu steru wysokości. Pozwala ona zmniejszyć opór głównego steru poprzez odpowiednie wychylenie. Siły aerodynamiczne pomagają wówczas pilotom wypchnąć główny ster wysokości w pożądaną pozycję. - To tak, jak w odbiornikach radiowych, kiedy jest główna gałka i jeszcze takie delikatne dostrojenie - tłumaczy Nowotnik.

KO: lot 5055 

Lot: Słuchamy. 

KO: To były które silniki? 

Lot: Pierwszy i drugi, ale mamy kłopoty ze sterowaniem steru wysokości. 

KO: Rozumiem, na razie utrzymujecie wysokość? 

Lot: Schodzimy niżej, bo tylko trymerem utrzymujemy wysokość. 

Paliwo wciąż w bakach

Przed awaryjnym lądowaniem samolot powinien wypalić lub zrzucić paliwo ze zbiorników do niezbędnego minimum. Problemy z zasilaniem sprawiają jednak, że pompy do zrzucania paliwa nie działają prawidłowo.

Lot: Aktualnie poziom 110. 55 

KO: Zrozumiałem, 110. I możecie utrzymywać wysokość? 

Lot: Nie bardzo, nie bardzo. 

KO: Rozumiem 

Lot: Nie możemy zlewać paliwa. Kran nam się zaciął też. Nie schodzi paliwo. 

KO: Rozumiem 

"No niech pan coś zrobi"

Załoga zdaje sobie sprawę z konieczności jak najszybszego lądowania. Najbliżej jest w tej chwili wojskowe lotnisko w Modlinie. - Dawniej, to były dwa zupełnie różne obszary. Polskie wojsko, wojsko sowieckie - tłumaczy złożoność sytuacji Hypki.

Dodaje, że czasami samoloty pasażerskie były intruzami. - To było doskonale widać przy tej katastrofie. Gdy nie można było, właściwie błyskawicznie, podjąć decyzji o lądowaniu na lotnisku wojskowym, co być może pozwoliłoby przeżyć przynajmniej części pasażerów. Bo nawet gdyby ten samolot się rozbił, to w sposób bardziej kontrolowany, niż w Lesie Kabackim - ocenia ekspert.

Lot: 50. Warszawa radar 55 - czy może nas pan skierować na Modlin? Bo wysokość nam cały czas opada, jest coraz niżej. 

KO: Będę załatwiał, moment 

Formalności związane ze zgodą na lądowanie cywilnego samolotu na wojskowym lotnisku zabierają kolejne minuty. 

Lot: Czy możecie nas skierować na Modlin, czy nie? 

KO: Czekam na decyzję wojska, sekundkę 

Lot: Halo Warszawa. No niech pan coś zrobi, bo przecież jesteśmy w sytuacji naprawdę przymusowej, no. Maksymalnie szybko musimy siadać. 

KO: 5055. Będzie wszystko załatwione i w tej chwili jeszcze tam z wojskiem dogaduję. 

...

KO: 5055 w kierunku na TMN utrzymujcie kurs. 

Lot: Mamy, utrzymujemy. 

KO: No to jest od TMNu z lewej strony. Leciutko na wschód. (TMN, czyli Tango Mike November to punkt nawigacyjny. Nieistniejąca już dziś radiolatarnia w miejscowości Góra, koło Płońska - red.)

Lot: Dziękuję 

Lot: Zbliżanie, dzień dobry, jeszcze raz ponownie 5055. 

Kontrola Zbliżenia: 5055 kłaniam się. Widzę panów 24 kilometry przed TNM-em. Słucham. 

Lot: Aktualnie wysokość jest 85, ciągle opadamy. Nie możemy utrzymać wysokości i na Modlin kierujemy. 

Jednak Warszawa

Jak wynika z rozmów między pilotami załoga ostatecznie decyduje się lecieć na Okęcie. Wie, że lotnisko w Warszawie jest dużo lepiej przygotowane na wypadek awaryjnego lądowania.

Lot: Zbliżanie, 5055. Decyzję podejmujemy, lecimy do Warszawy. W Warszawie będzie lepsza obstawa dla nas. 

KŻ: Zrozumiałem. Kurs proszę na Piaseczno. 

Lot: Kurs na Piaseczno.

Minąć lotnisko, zrobić nawrót

Konieczność lądowania pod wiatr sprawia, że załoga będzie musiała lądować od południa. Oznacza to konieczność minięcia lotniska i wykonanie nawrotu.

KŻ: Mogę podprowadzić na 1-5 i 3-3 zostaje. 

Lot: Jaka siła wiatru i kierunek? 

KŻ: 320 stopni, 22 km/h. 

Lot: 3-3 

KŻ: 3-3, tak? 

Lot: Tak, zgadza się 

KŻ: Będzie 3-3 i kontynuujcie do 650 metrów. 

... 

KŻ: 5055, z wieży mam pytanie o ilość pasażerów i ilość paliwa. 

Lot: Pasażerowie 171 plus infant, a paliwa 32 tony mamy w tej chwili. 

- Pas 1-5 3-3 jest najdłuższą drogą startową w Warszawie. To jest najbezpieczniejsza droga do wykonania operacji ciężkiego samolotu - tłumaczy Piotr Czuban, dyżurny operacyjny lotniska im. Fryderyka Chopina.

"- Palicie się? - Chyba tak"

Po minięciu Okęcia, na wysokości Piaseczna, "Kościuszko" rozpoczyna nawrót do lądowania.

Lot: A u nas pożar jest znów. 

KŻ: Palicie się? 

Lot: Chyba tak. 


Brak czujników dymu sprawił, że załoga "Kościuszki" dopiero teraz dowiedziała się o pożarze w tylnym bagażniku. Jak później ustalono pożar wywołały rozżarzone elementy silnika. - Niektóre elementy turbiny przecięły też wiązki przewodów, tak jak przecięły cięgła od sterowania sterem wysokości. W związku z czym nie wszystkie sygnalizacje działały normalnie. Przy każdym pożarze w silniku, czy w gondoli silnika migają czerwone lampy, dzwonią dzwonki a oni tej świadomości, że tam jest pożar w zasadzie nie mieli - tłumaczy Kłosiewicz.

KŻ: 5055, w lewo kurs 360. 

Lot: Chcemy kręcić, chcemy właśnie. 

KŻ: W tej chwili macie ok 12 km. do pasa. 


Pożar w bagażniku topi aluminiowy bloczek przez który przebiega linka sterująca trymerem. Załoga całkowicie traci kontrolę nad wysokością lotu.

KŻ: Końcowe schodzenie rozpocznijcie, około 11 kilometrów do pasa. 

Lot: Zrobimy wszystko co możemy. 

Lot: Dobranoc, do widzenia. Cześć, giniemy. 

"Za bezcen chyba sprzedane"

- Widziałem, że się palą. A potem tylko ogień i dym. W górę, wysoko i koniec - mówi świadek katastrofy. - Zobaczyłem te wykoszone drzewa, ten zrąb, który stworzył ten samolot, który spadał, te kikuty połamanych drzew i ludzkie szczątki. Masę palących się wszędzie przedmiotów z bagaży, jakieś książki. Jakieś podręczne rzeczy. To zostało w mojej pamięci i myślę, że zostanie - wspomina strażak, który brał udział w akcji gaśniczej.

- Iły 62 zostały nie wiem za ile, za bezcen chyba sprzedane Ukrainie. Tak era Iłów 62 i sprzętu radzieckiego niechlubnie się zakończyła - kończy Kłosiewicz.

W katastrofie w Lesie Kabackim zginęło 172 pasażerów i 11 członków załogi.

ktom//kdj

Wielkie nadzieje Rosjan pogrzebane we wraku Superjeta

13:44, 10.05.2012 /tvn24.pl


ROZBITY SAMOLOT BYŁ WYJĄTKOWY

Reuters TV/East News
Zdjęcia wraku Suchoja Superjet 100 rozbitego na zboczu indonezyjskiego wulkanu oznaczają nie tylko osobistą tragedię dla rodzin ofiar, ale również poważny problem dla rosyjskiego przemysłu lotniczego. Rozbita maszyna nie była "zwykła", ale miała udowodnić światu, że w Rosji można budować nowoczesne i bezpieczne samoloty pasażerskie. Katastrofa może storpedować te plany.
Rozbity w Indonezji Superjet należał do producenta, czyli koncernu Suchoj i był jednym z prototypów, które po zakończeniu testów wykorzystywano do promocji. Maszyna wystartowała do lotu w środę o godzinie 9 czasu polskiego z Dżakarty. Na pokładzie było około 40 pasażerów, którzy podczas krótkiego pokazu mieli przekonać się, że rosyjskie samoloty nie muszą ustępować Airbusom i Boeingom.

Ratownicy znaleźli kilka ciał w miejscu, gdzie rozbił się rosyjski samolot... czytaj więcej »
Około pół godziny po starcie załoga poprosiła o zgodę na zniżenie z około trzech kilometrów do dwóch, na co dostała zgodę. Jak się okazało, był to ostatni kontakt z maszyną. Chwilę po rozmowie z kontrolą lotów Suchoj zniknął z radarów podczas zmniejszania wysokości i zakrętu w prawo. Kilkadziesiąt godzin później szczątki maszyny znaleziono na zboczach wulkanu Salak.

Zburzony sen

W kompletnie rozbitym wraku niemal na pewno zginęli wszyscy obecni na pokładzie, aczkolwiek nie potwierdzono tego jeszcze oficjalnie. Na pokładzie było około 40 przedstawicieli indonezyjskich linii lotniczych, dziennikarzy i innych zaproszonych gości, których możliwościami samolotu chcieli oczarować Rosjanie. Towarzyszyło im dwóch przedstawicieli Suchoja i sześcioosobowa załoga. Ich śmierć jest tragedią dla bliskich, ale z pewnością tej nocy nie spało też wielu wysoko postawionych urzędników i przedsiębiorców w Rosji.

Wieści z poszukiwań w Indonezji z wielkim napięciem wyczekiwali też przedstawicie rosyjskich władz i przemysłu lotniczego. Dla nich katastrofa Superjeta nie jest tylko jedną z katastrof rosyjskiego samolotu cywilnego, które w ostatnich latach zdarzają się często. Dla Rosji to prawdziwy cios, bo to nie był „zwykły” samolot. Najnowsze dzieło koncernu Suchoja jest pierwszym i jedynym samolotem pasażerskim zaprojektowanym i wprowadzonym do służby w Rosji po upadku ZSRR.

Przynajmniej dwa telefony komórkowe pasażerów samolotu Suchoj Superjet 100...czytaj więcej »
Superjet miał pozwolić rosyjskiemu przemysłowi lotniczemu wyjść z zaścianka toporności, zacofania technologicznego i niskiego bezpieczeństwa. Maszyna jest prawdziwym skokiem w XXI wiek i wiązane są z nią wielkie nadzieje. Niezależnie od katastrofy Superjety pozostają nowoczesną i porównywalną do wyrobów zachodnich konstrukcją, ale tragiczne wydarzenie w Indonezji poważnie nadszarpnęło ich wizerunek i przysporzy wielu problemów. Przekonanie zagranicznych kontrahentów do zakupu nowych rosyjskich maszyn, co do tej pory było trudne, będzie teraz jeszcze trudniejsze. Niezależnie od wyników dochodzenia w sprawie przyczyn katastrofy.

 

Start od zera

Światowy rynek produkcji dużych samolotów pasażerskich jest niemal zmonopolizowany przez Airbusa i Boeinga, które dzielą się nim prawie w połowie. Zachodnie maszyny latają na całym świecie, nawet w Rosji, gdzie cieszą się większym zaufaniem niż stare rodzime konstrukcje. Rosyjski cywilny przemysł lotniczy upadł wraz z ZSRR, po tym jak skończyły się zamówienia od państwowych przewoźników z bloku wschodniego.

Przyczyną katastrofy samolotu pasażerskiego pod Islamabadem mogło być... czytaj więcej »
Od tego czasu produkowano jedynie w ograniczonych ilościach stare konstrukcje, takie jak na przykład Tu-154 czy Jak-42 i próbowano dostosować do nowych czasów projekty rozpoczęte w ostatnich latach ZSRR, jak Tu-204 czy Ił-96, ale wszystko to z bardzo ograniczonym powodzeniem. Rosyjskie maszyny za granicą znajdowały nabywców głównie wśród państw „skłóconych” z Zachodem, jak np. Kuba, Korea Północna, czy Syria. Żadnemu rosyjskiemu samolotowi nie udało się uszczknąć czegoś z wielkiego tortu, którym podzielił się Airbus i Boeing, które łącznie produkują rocznie około tysiąca maszyn, zarabiając miliardy euro i dolarów.

Wraz z wydobywaniem się Rosji z chaosu lat 90-tych, podjęto decyzję o powrocie na prestiżowy oraz dochodowy rynek produkcji samolotów pasażerskich. Przedsięwzięcie  otrzymało poparcie najwyższych władz, w tym Władimira Putina. Podjęto decyzję,  że głównym producentem nowego samolotu będzie Suchoj. Program budowy Superjeta 100 otrzymał najwyższy priorytet i wsparcie finansowe państwa, które objęło projekt swoją kontrolą poprzez spółkę UAC (United Aircraft Corporation), do której należą wszyscy istotni rosyjscy producenci samolotów wojskowych i cywilnych. Państwo posiada pakiet kontrolny akcji UAC, które w zamierzeniu Kremla ma być rosyjskim odpowiednikiem europejskiego koncernu EADS (do którego należy Airbus).

- Dobranoc, do widzenia. Cześć, giniemy - to ostatnie słowa kpt. Zygmunta... czytaj więcej »
Skok w nowe czasy

Zaczynając program budowy Superjeta Rosjanie zdawali sobie sprawę, iż nie zdołają od razu pokonać Airbusa i Boeinga w bezpośredniej konkurencji. Zdecydowano się zaprojektować maszynę, która wejdzie w niszę rynkową nie opanowaną przez dwóch gigantów. Superjet w swojej pierwszej wersji 100 ma przewozić setkę pasażerów w lotach regionalnych. Jest mniejszy od najmniejszych konstrukcji Airbusa i Boeinga (rodzina A320 i B737), dzięki czemu unika bezpośredniej konkurencji z gigantami i musi się mierzyć z mniejszymi graczami jak Embraer czy Bombardier w kategorii małej wielkości samolotów regionalnych.

Rozpoczynając prace Rosjanie zdawali sobie też sprawę z zacofania swojego cywilnego przemysłu lotniczego. Braki postanowiono nadrobić w najprostszy sposób, kupując wiedzę na Zachodzie. Nawiązano oficjalną współpracę z Boeingiem, włoską firmą lotniczą Alenia Aeronautica i francuskim producentem silników Secma, oraz szeregiem innych zachodnich firm. Skończyło się to tym, że znaczna część podzespołów Superjetów jest produkowana w Europie i USA, a szereg innych, jak na przykład silniki, jest produkowana w kooperacji. Rosjanie planują z czasem opanowywać produkcję nowoczesnych elementów i „zrusycyzować” Superjeta ucząc się i przy okazji wprowadzić swój cywilny przemysł lotniczy w XXI wiek.

W miejscowości Liskovo na Słowacji w niedzielę w katastrofie awionetki... czytaj więcej »
Wszystkie te zabiegi miały służyć temu, by nowy produkt Suchoja nie odbiegał standardem od maszyn zachodnich, a w niektórych dziedzinach je przewyższał, dając szansę na sukces komercyjny poza granicami Rosji i tradycyjnie „zaprzyjaźnionych” państw. Zaletami Superjeta ma być ekonomiczna eksploatacja, relatywnie niska cena i duży komfort dla pasażerów.

Silne turbulencje na kursie 

Prace projektowe przy Supejecie rozpoczęto w 2000 roku a pierwszy prototyp wzbił się w powietrze w 2008. Przez następne trzy lata prowadzono żmudny i wymagający proces uzyskania certyfikacji w Rosji, a przede wszystkim na zachodzie, bez czego nie ma szans 
W pobliżu rosyjskiego miasta Tiumeń na zachodniej Syberii rozbił się w... czytaj więcej »
na sprzedaż samolotu na rynku globalnym. Ostatecznie Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego wydała certyfikat na początku 2012 roku. Rosjanie już wcześniej rozpoczęli produkcję na potrzeby wewnętrzne. Do tej pory zbudowano 8 seryjnych Superjetów, a pierwszy lot krajowy wykonano w kwietniu 2011 roku.

Równocześnie od wielu lat trwa aktywna kampania promocyjna, która miała zapewnić zamówienia na nowy rosyjski samolot. Do tej pory podpisano umowy na dostawy około 240 maszyn, w większości dla linii rosyjskich, w krajach WNP i Azji Południowo-Wschodniej. Jest to zdecydowanie mniej niż chcieliby Rosjanie, którzy zakładają wyprodukowanie nawet tysiąca Superjetów 100.

Kolejne zamówienia z traktowanego jako perspektywiczny rynku Azji Południowo-Wschodniej, gdzie transport lotniczy przeżywa boom a koncerny zachodnie nie mają silnej pozycji, miał przywieźć jeden z prototypów, który na początku maja wyruszył w promocyjny lot po krajach regionu. Na pokład zapraszano notabli, przedstawicieli linii lotniczych i dziennikarzy. Było dużo uśmiechów, zdjęć i luźna atmosfera. Wszystko skończyło się tragicznie katastrofą w górach Indonezji.

Rosjanie mogę teraz tylko liczyć na to, że nie będzie biznesowej katastrofy, a powtórzy się raczej scenariusz Airbusa. Najbardziej spektakularną porażkę odniósł A320, który rozbił się przed kamerami w 1988 roku podczas lotu pokazowego w Francji. Zginęło trzech pasażerów spośród 130. Niezależnie od tego, Airbus sprzedaje teraz rocznie około pół tysiąca maszyn.

Maciej Kucharczyk/ gak/ ola/k

środa, 9 maja 2012

Kto użył telefonu prezydenta? "To był archaiczny model, zwykła komórka. Rosjanie spokojnie mogli podsłuchiwać"


Michał Protaziuk, mig
08.05.2012 , aktualizacja: 09.05.2012 07:36
A A A Drukuj
Lech KaczyńskiFot. Sławomir Kamiński / AGLech Kaczyński
Dwa lata po katastrofie smoleńskiej pojawił się nowy wątek - dokonano trzech połączeń z pocztą głosową z telefonu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie wiadomo, kto używał telefonu, dlaczego i co mógł usłyszeć. Polska prokuratura badała jednak tę sprawę pod zupełnie innym kątem i ją umorzyła. Dziś okazuje się, że być może zbyt wcześnie, choć eksperci wątpią, by poczta głosowa prezydenta zawierała tajne informacje.
O tym, że już po tragedii dokonano połączeń z pocztą głosową z telefonu prezydenta najpierw napisał "Nasz Dziennik". Później informację potwierdziła Naczelna ProkuraturaWojskowa. - Ustalono, że w dniu 10 kwietnia 2010 roku miały miejsce dwa połączenia wychodzące: pierwsze o godz. 12.46, drugie o godz. 16.24 czasu polskiego; a w dniu 11 kwietnia 2010 roku jedno połączenie wychodzące o godz. 12.18 czasu polskiego - powiedział rzecznik prokuratury płk Zbigniew Rzepa.

W prawicowej prasie pojawiły się sugestie, że telefon był specjalnie sprawdzany przez Rosjan. - Myślę, że nie szukali tam danych związanych z przyczynami katastrofy, tylko szukali tam zupełnie innych danych - mówił "Naszemu Dziennikowi" mecenas Piotr Pszczółkowski, reprezentujący w śledztwie smoleńskim Jarosława Kaczyńskiego. 

Czy rzeczywiście mogło tak być? Pytamy Jana Osieckiego, dziennikarza i współautora książki o katastrofie smoleńskiej "Ostatni lot. Raport o przyczynach katastrofy".

"Nie sądzę, by było tam coś tajnego"

- Jest mało prawdopodobne, że Rosjanie dostali rozkaz i funkcjonariusze wszystkich obecnych na miejscu służb - czyli FSB, OMON oraz wojskowych formacji - chodzili i szukali telefonu prezydenta. Nie sądzę też, że mając kilkanaście znalezionych na miejscu tragedii telefonów mogli od razu zgadnąć, który jest czyj - mówi portalowi Gazeta.pl Osiecki.

Osiecki wątpi, że Rosjanie specjalnie przesłuchali pocztę głosową telefonu prezydenta, by znaleźć jakieś tajne informacje. - To był archaiczny model telefonu. Gdyby chcieli, to mogliby go spokojnie podsłuchiwać - dodaje. - To była zwykła komórka, w żaden sposób niezabezpieczona przed podsłuchem. Choćby ze względu na to, nie sądzę, żeby było tam coś tajnego - podkreśla.

"To mogły być przypadkowe połączenia"

Dziennikarz stawia również kilka hipotez dotyczących tego, jak mogło dojść do połączeń z pocztą głosową. - Być może ktoś miał w ręku telefon i przypadkowo połączył. W tym modelu telefonu wystarczy nacisnąć klawisz "1" i "zieloną słuchawkę" i łączy z pocztą głosową. W niektórych sieciach poczta głosowa również sama oddzwania - spekuluje Osiecki. 

Uważa, że gdyby ktoś chciał specjalnie dzwonić z tego telefonu lub korzystać z karty SIM, to najpewniej po to, żeby sprawdzić, do kogo on należał. - Może robił to pierwszy lepszy wojskowy? - zastanawia się. 

Telefon mógł też sam połączyć się z pocztą głosową. - Był uszkodzony, sam mógł zadzwonić, wybrać ostatnie połączenie. To możliwe, ale mało prawdopodobne - twierdzi Osiecki. - Przy okazji pojawia się pytanie, dlaczego prezydent nie zastosował się do polecenia personelu pokładowego i przed startem nie wyłączył komórki. Ta zasada dotycząca bezpieczeństwa lotu obowiązuje nawet w samolotach prezydenckich - dodaje.

Kto i po co łączył się z pocztą głosową telefonu prezydenta?

Śledztwo ws. telefonu prezydenta prowadziła warszawska prokuratura okręgowa. Z braku znamion przestępstwa odmówiła wszczęcia śledztwa. Tymczasem pytań w sprawie telefonu jest sporo, a na wiele nie ma odpowiedzi. Kto i gdzie znalazł ten telefon? Wojskowa Prokuratura Okręgowa wWarszawie nie posiada informacji w tym zakresie.

Po odpowiedź na najważniejsze pytanie - kto i po co próbował połączyć się z pocztą głosową telefonu prezydenta - rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa odsyła jednak do rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Dlaczego prokuratura umorzyła śledztwo?

Nie badano, kto dokonywał połączeń z telefonu prezydenta. Postępowanie prowadzono bowiem w trybie art. 285 par. 1 Kodeksu karnego, który przewiduje do lat 3 więzienia dla kogoś, kto "włączając się do urządzenia telekomunikacyjnego, uruchamia na cudzy rachunek impulsy telefoniczne" - powiedział portalowi Gazeta.pl rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura.

- Warunkiem tego przestępstwa jest "włączenie się do urządzenia", o czym nie można mówić w niniejszej sprawie - wyjaśnia prok. Ślepokura. W rozmowie z nami podkreśla, że sprawę badano tylko zgodnie z trybem art. 285 par. 1, ponieważ prokuratura wojskowa wyłączyła ten wątek ze śledztwa właśnie pod taką kwalifikacją (7 listopada 2011 r. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie wydała postanowienie o wyłączeniu materiałów dotyczących tej sprawy do odrębnego postępowania oraz przekazaniu ich według właściwości Prokuraturze Okręgowej w Warszawie).

Prokuratura Generalna zleciła jednak Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie "analizę umorzenia sprawy i rozważenie jej kontynuowania". - Chodzi o kwestię kwalifikacji prawnej, przedwczesności tej decyzji - mówi portalowi Gazeta.pl rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk.

Dlaczego ktoś sprawdził tylko telefon prezydenta?

Na kolejne nasze pytania śledczy nie znają odpowiedzi. Wiadomo, że telefon został przekazany stronie polskiej - Żandarmerii Wojskowej - 13 kwietnia 2010 r. Był uszkodzony i nadpalony. Ogółem w polskie ręce trafiło ok. 100 telefonów komórkowych, zabezpieczonych na miejscu zdarzenia. Tożsamość ich właścicieli ustalały Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie i ABW, która obecnie je przechowuje.

Ale, czy telefon był badany przez stronę rosyjską po katastrofie? Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie ma wiedzy w tym zakresie. Skąd było wiadomo, że konkretny telefon należy właśnie do prezydenta oraz kto i w jaki sposób to ustalił? To kolejne ważne pytanie, tym bardziej, że według polskiej prokuratury wojskowej telefony komórkowe należące do ofiar katastrofy logowały się do sieci komórkowej Federacji Rosyjskiej (to znaczy, że mogły nie zostać wyłączone na czas lotu), ale właśnie tylko z prezydenckiego telefonu dokonano po katastrofie trzech prób połączenia z pocztą głosową.