czwartek, 2 sierpnia 2012

Londyn 2012. Plawgo krytykuje Radwańską. "Antyolimpijska chorąża"



pcs
02.08.2012 , aktualizacja: 02.08.2012 16:35
A A A Drukuj
Agnieszka Radwańska

Agnieszka Radwańska (Fot. STEFAN WERMUTH REUTERS)

"Ciekawe czy ktoś się przyzna teraz, że wybrał tak antyolimpijską chorążą olimpijskiej reprezentacji" - napisał na swoim Facebooku Marek Plawgo. Znany polski lekkoatleta ostro skrytykował Agnieszkę Radwańską za jej podejście do Igrzysk Olimpijskich, z którymi pożegnała się po środowej porażce w turnieju miksta.
Radwańska udział w igrzyskach zaczęła od porażki z Julią Goerges w turnieju singlowym. Później wystartowała z siostrą Ulą w deblu. Tam Radwańskie uległy parze Leizel Huber - Lisa Raymond, przegrywając drugiego seta mimo prowadzenia 5:2 w gemach.

Ostatni występ olimpijski Agnieszka Radwańska zaliczyła w środę, gdy uległa w duecie z Marcinem Matkowskim parze Lleyton Hewitt - Samantha Stosur i odpadła z turnieju miksta.

- Szybko przyszło, szybko poszło. Liczyliśmy na więcej, ale się nie udało. Repasaży niestety nie ma, ale może jeszcze dopytamy? - śmiała się później Radwańska.

"Postawa i wywiad Radwańskiej budzą niesmak"

Dobry humor drugiej tenisistki globu nie udzielił się Markowi Plawgo, który nie brał udziału w igrzyskach, ponieważ nie osiągnął minimum olimpijskiego.

Plawgo, w którego dorobku znajdują się między innymi złote medale z halowych mistrzostw Europy w 2002 roku i brązowe krążki mistrzostw świata 2007, skrytykował Radwańską za jej "nieolimpijską postawę" na swoim Facebooku.

"Cenię Agę za sukcesy w Wielkim Szlemie, w tym roku osiągnęła coś naprawdę wielkiego, ale jej postawa na Igrzyskach i wywiad po występach budzą niesmak" - pisze Plawgo. "Najsmutniejsze jednak będzie to, że mimo tej postawy zostanie Sportowcem Roku. Dla 99% reprezentantów to najważniejszy start, zawody do których przygotowywali się często przez 4 lata. Jak postawić znak równości z kimś dla kogo jest to 'kolejny turniej'?" - pyta.

Plawgo dodaje, że dla Radwańskiej igrzyska mają mniejsze znaczenie niż dla pozostałych polskich olimpijczyków. "Jak ocenić w perspektywie reszty reprezentacji kogoś kto nie ukrywa że niby szkoda, ale Ona ma już za tydzień kolejny turniej i jak nie tu, to tam coś się uda? Apetyty kibiców na złoto w tenisie wyostrzone do granic, a Agnieszka nie ukrywa że ten start wcale aż taki ważny nie był. Dla mnie Igrzyska, zanim jeszcze zacząłem marzyć że mogę na nich wystartować, były czymś nadrzędnym, może dlatego się czepiam i razi mnie inna postawa. Jednak jestem w stanie się założyć że nie tylko ja mam takie podejście. Trzymam kciuki za resztę reprezentacji, walczcie, do końca. Następna szansa za 4 lata..."

środa, 1 sierpnia 2012

Jak rekord, to oszustwo? Motorówka made in China


Radosław Leniarski, Londyn
 
31.07.2012 , aktualizacja: 31.07.2012 23:44
A A A Drukuj
Shiwen Ye w finale na 400 m st. zmiennym

Shiwen Ye w finale na 400 m st. zmiennym (Fot. Matt Slocum AP)

We wtorek Ye Shiwen wygrała swój drugi złoty medal - na 200 m stylem zmiennym. Jeśli chiński fenomen musi być na dopingu, skoro fenomenalnie pływa, to dlaczego nie oskarżyć również Michaela Phelpsa i Usaina Bolta? - pisze z Londynu Radosław Leniarski, dziennikarz Gazety Wyborczej i Sport.pl.
O Ye stało się głośno, gdy w sobotnim finale wyścigu na 400 m zmiennym, płynąc kraulem, na ostatniej prostej osiągnęła wynik lepszy od męskiego złotego medalisty Ryana Lochte. Na ostatnich 50 metrach miała czas lepszy o blisko 0,2 sekundy od Amerykanina. 16-latka z Hangzou przypominała motorówkę i pobiła rekord świata Stephanie Rice z Pekinu.

Lochte i Phelps rozmawiali o sprawie przy kolacji, inni też. Potem istną burzę wywołał szef międzynarodowego stowarzyszenia trenerów John Leonard, który stwierdził, że wynik jest podejrzany, że sytuacja przypomina mu lata 90., kiedy chińscy pływacy stosowali doping masowo, zaś same pływaczki śmigają jak te z NRD w latach 70. i 80.

W poniedziałek Phelps, zapytany o Ye, powiedział z krzywym uśmiechem: - Mnie też o mało nie wyprzedziła.

Faktycznie, on był na tym ostatnim odcinku szybszy, tak jak i czterech innych finalistów wśród mężczyzn.

Dla porządku przypomnijmy, że Lochte na całym dystansie był lepszy od Chinki o ponad 23 sekundy, co daje właściwe tło dyskusji.

Ye też indagowano - po półfinale 200 m zmiennym. Chcieliśmy wiedzieć, co odpowie na oskarżenia, ale mieliśmy do dyspozycji tylko tłumacza wolontariusza, który powiedział, że "Ye odrzuca oskarżenia i płynie dalej". Moim zdaniem było to znacznie więcej, niż Chinka powiedziała.

Dziennikarz BBC jeszcze zanim Ye wyszła z basenu, zapytał: - Jak to możliwe, by ktoś zrobił tak wielki postęp w tak krótkim czasie?

Odpowiedź jest prosta, a pytanie niekompetentne. Ye poprawiła się o 5 sekund w stosunku do wyniku sprzed dwóch lat, co jest osiągnięciem wspaniałym, ale nie oszałamiającym. Gdyby się wyzłośliwiać nad Amerykanami, to poprzednia rekordzistka świata - Rice - bijąc rekord, poprawiła się o 6 sekund. A w 1988 r. 17-letnia Janet Evans pobiła wszystkie enerdowskie konkurentki i zdobyła trzy złote medale. Polacy? Otylia Jędrzejczak od marca 2000 do sierpnia 2002, kiedy pobiła swój pierwszy rekord świata, poprawiła się o siedem sekund. Pod koniec tego okresu miała 19 lat. Wszystkim tym dziewczynom składano hołdy.

Teraz pada oskarżenie wprost, rzucone przez Amerykanów. To zdaje się szczególnie żenujące w całej historii.

Dwie afery wstrząsnęły ostatnio sportowym światem. Jedna miała miejsce w USA, druga w Hiszpanii. Pierwsza zakończyła się wtrąceniem do więzienia jednej z najjaśniejszych gwiazd lekkoatletyki Marion Jones i odebraniem jej olimpijskich medali. Afery BALCo nie wykryły wysiłki amerykańskiej agencji dopingowej, pomógł anonimowy donos i dostarczenie próbki do analizy przez zawistnego trenera.

Druga miała zasięg europejski.

Skoro oskarżamy o doping Ye, dlaczego nie oskarżyć o to samo Phelpsa i Bolta? Kto przed igrzyskami w Pekinie przypuszczał, że człowiek może biegać i pływać tak szybko?

Phelps pierwszy rekord świata pobił w wieku 15 lat, co jest jeszcze bardziej niezwykłym osiągnięciem wśród mężczyzn niż 16-letnia rekordzistka wśród kobiet. Phelps na MŚ w 2007 r. i igrzyskach w 2008 r. zdobył 15 złotych medali i ustanowił osiem rekordów globu w konkurencjach olimpijskich. Trzeba było widzieć, co robi z przeciwnikami na ostatnich prostych.

Czy można to osiągnąć bez wspomagania? Czy uprawnione jest podejrzenie - ze względu na charakterystyczną budowę szczęki - nadużywania hormonu wzrostu? 

Nie, nikt tego Phelpsowi nie zarzuci. Chyba że znajdą się na to dowody. Używamy zatem słów: kosmita, nie z tej planety, człowiek-ryba, fenomen.

Chiny też mają swoje afery dopingowe (przed igrzyskami w Londynie 17-letni pływak został przyłapany przez lokalną agencję na braniu EPO). W 1998 r. wybuchła afera przed MŚ w Perth, kiedy czterech pływaków przyłapano na dopingu, a na lotnisku zatrzymano delikwenta z fiolkami różnych zabronionych specyfików. Ich trenera Zhou Zhewena federacja zdyskwalifikowała na 15 lat.

Chinami afera wstrząsnęła, zwłaszcza, że wkrótce wykluczono 27 osób z olimpijskiej reprezentacji przed igrzyskami w Sydney w 2000 r., w tym sześć z osławionej Armii Ma, lekkoatletek, które biły rekordy tuzinami.

Nigdy nie udowodniono im dopingu, później zaś wyszło na jaw, jak dziewczyny sadystycznego trenera Ma Junrena ćwiczyły. Biegały dziennie dystanse przekraczające maraton, były skoszarowane i poddane dyscyplinie.

Podobnie jest teraz. Szkoły sportowe z internatami poddają dzieci pruskiemu drylowi. Odwiedziłem jedną z nich i gdybym był młodą matką, rozpłakałbym się na widok misiów i tego, jak te dzieciaki sobie radzą, gdy rodzice są oddaleni o 2000 km. Yi Siling przebywała na zgrupowaniu przez rok. 

Hiszpański dług sprzed wieków. Zaciągnięty jeszcze u królowej Bony


Slawomir Skomra, Lublin
 
01.08.2012 , aktualizacja: 01.08.2012 08:37
A A A Drukuj
Królowa Bona, pierwotna wierzycielka  hiszpańskich władców, na obrazie  autorstwa Lucasa Cranacha młodszego

Królowa Bona, pierwotna wierzycielka hiszpańskich władców, na obrazie autorstwa Lucasa Cranacha młodszego (Fot. Muzeum Czartoryskich)

Poseł Ruchu Palikota obliczył, że Hiszpanie są nam winni przeszło 230 mln zł. To dług zaciągnięty jeszcze u królowej Bony.
Hiszpania tonie. Eksperci oceniają, że bardzo poważnie grozi jej upadek, a kraj korzysta już z finansowej pomocy międzynarodowej i mimo sprzeciwu społecznego próbuje wprowadzać reformy. 

Jakby tego nie było dosyć, poseł Ruchu Palikota Marek Poznański z Chełma uważa, że Hiszpanie powinni oddać Polsce wielowiekowy dług.

Pieniądze z XVI wieku

"Panujący w Hiszpanii Król Filip II [na tronie był w latach 1556-98] zwrócił się o pożyczkę do królowej Bony (żony Zygmunta Starego). Królowa uczyniła zadość prośbom i udzieliła pożyczki Królestwu Hiszpanii w wysokości 430 tys. złotych dukatów. Król Filip II nie spłacił zaciągniętego zobowiązania, a z pożyczonej kwoty oddał jedynie 10 proc. jej wartości. Niedługo później królowa zmarła, a dług nigdy nie został całkowicie spłacony" - przypomina poseł w interpelacji wysłanej do MSZ i Ministerstwa Finansów. Król potrzebował tych pieniędzy na wojnę z Francuzami o Neapol.

Jak wylicza poseł, Hiszpanie winni są nam 387 tys. złotych dukatów. Poznański na podstawie dzisiejszego kursu złota obliczył, ile mniej więcej Hiszpanie powinni nam oddać. Przyjął, że jeden złoty dukat to 3,5 g złota o próbie 986. Oznacza to, że teraz nasz dłużnik ma do spłaty dokładnie 235 059 930 zł.

Nieprzedawnione?

Tyle mniej więcej kosztuje wybudowanie linii szybkiego tramwaju w Szczecinie czy nowej siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Kwotę 230 mln zł dołożyła też UE do budowy nowego mostu w Puławach wraz z częścią obwodnicy miasta. 

"Ponadto przedstawione wyliczenia nie obejmują odsetek, które z pewnością zwielokrotniłyby wartość długu" - zauważa poseł. 

Poseł Poznański twierdzi, że należy sprawdzić, czy dług można ściągnąć. "Czy nie uważa Pan, że nadszedł czas, aby Polska zaczęła walczyć o swoje prawa i pieniądze?" - stawia pytanie szefom MSZ i resortu finansów. Chce też wiedzieć, na jakiej zasadzie się przedawniają długi międzynarodowe.

Poznański uważa, że przy ściąganiu długu można oprzeć się na historii sprzed pięciu lat. W 2007 r. prywatna amerykańska firma odkryła na dnie oceanu hiszpańską fregatę z setkami tysięcy złotych i srebrnych monet. Od tego czasu Hiszpania walczyła o zwrot skarbu. Udało się i teraz Madryt ma otrzymać majątek szacowany na ok. 400 mln euro.

Trudna sprawa

Prof. Ryszard Mojak, prorektor UMCS i konstytucjonalista, ma trzy poważne wątpliwości. - Czy obecna Hiszpania jest kontynuacją państwa z XVI wieku? Czy III RP ma legitymację do występowania w tej sprawie? Co prawda jest kontynuatorem państwa, ale moim zdaniem historycznym, a nie prawnym. I wreszcie najważniejsze - sądzę, że działa w tym przypadku cywilna instytucja przedawnienia - twierdzi profesor. 

Dr hab. Anna Przyborowska-Klimczak, dziekan katedry prawa międzynarodowego UMCS, nie podejmuje się ocenić wprost, czy domaganie się zwrotu pożyczki będzie skuteczne. - Trzeba dokładnie sprawdzić stan prawny, czy są w tej kwestii odpowiednie umowy międzynarodowe, i sięgnąć do tekstów źródłowych - radzi pani doktor. 

MSZ ustosunkuje się do pisma Poznańskiego w sierpniu.


Więcej... http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,12230106,Hiszpanski_dlug_sprzed_wiekow__Zaciagniety_jeszcze.html#ixzz22HIbzE6o