piątek, 13 czerwca 2014

Mundial 2014. Brazylia - Chorwacja. Fatalna wpadka sędziego Nishimury



W 69. minucie japoński sędzia Yuichi Nishimura, który wcześniej sędziował m.in. w naszej ekstraklasie, podyktował rzut karny po faulu Lovrena na Fredzie. Jak pokazały telewizyjne powtórki, arbiter popełnił fatalny błąd, dał się nabrać na aktorską sztuczkę Brazylijczyka.
Brazylia remisowała po pierwszej połowie z Chorwacją 1:1. W 69. minucie podanie w pole karne dostał niewidoczny przez większość meczu Fred. Brazylijczyk poczuł kontakt obrońcy Lovrena i padł niczym rażony piorunem. Japoński sędzia Yuichi Nishimura bez wahania wskazał na 11. metr, a Chorwatowi pokazał żółtą kartkę.

Jak pokazały telewizyjne powtórki, arbiter popełnił fatalny błąd. Kontakt z obrońcą był, ale nie aż taki, by Fred padł na ziemię. Chorwaci próbowali protestować, ale nic u arbitra nie wskórali.

Jedenastkę na bramkę zamienił Neymar, który pewnym uderzeniem pokonał Pletikosę. Po jego golu Brazylijczycy prowadzili 2:1 z Chorwacją. W 91. minucie gola na 3:1 strzelił Oscar.

"Karny z kapelusza" to nie jedyna kontrowersyjna decyzja sędziego z Japonii w meczu. W pierwszej połowie z boiska powinien wylecieć Neymar, który uderzył łokciem w głowę Lukę Modricia. Na początku drugiej połowy w polu karnym Brazylii faulowany był Ivica Olić, ale sędzia faulu na rzut karny się nie dopatrzył.

Yuichi Nishimura w Polsce pojawił się w 2008 r. w ramach wymiany sędziowskiej. Prowadził mecze ligowe: Bełchatów - Piast, Lech Poznań - Górnik Zabrze, Polonia Warszawa - Śląsk Wrocław, a także Wisła Płock - ŁKS Łomża w Pucharze Polski.





Początek wielkiego piłkarskiego święta! [ZDJĘCIA]




Media w Chorwacji są oburzone decyzją sędziego Nishimury. W meczu Brazylia - Chorwacja japoński arbiter podyktował karnego za faul, którego nie było
Była 69. minuta meczu otwarcia mundialu, kiedy w starciu z Dejanem Lovrenem w polu karnym Brazylijczyk Fred padł na murawę. Sędzia wskazał na jedenasty metr, a Chorwaci ruszyli do Nishimury z pretensjami. Słusznymi, bo karnego nie było - Fred zagrał jak doświadczony aktor.

Serwis Sportski.net.hr w relacji z meczu stawia sprawę jasno: "Kradzież stulecia!"

"Ludzie, co to ma być? To kradzież stulecia! Karny dla Brazylii był z kapelusza! A na dodatek Chorwaci strzelili prawidłowego gola, który nie został uznany.

Wprawdzie w drugiej połowie to Brazylia atakowała i była częściej przy piłce, ale "Vatreni" [przydomek Chorwatów - red.] grali twardo i odważnie i mogli powalczyć.

Niestety, w 71. minucie zadziałał sędzia Nishimura. Fred w walce z Lovren udał, że jest faulowany, a arbiter wskazał na jedenasty metr. Przy strzale Neymara Pletikosa miał pecha. Miał piłkę na rękach, ale ta wpadła do bramki.

"Imponujący Neymar i stronniczy sędzia dali Brazylii wygraną" - to już "Sportske Novosti". I dalej w relacji na żywo: "Karny. I żółta kartka dla Lovrena, które ledwo dotknął Freda! Co za przekręt! Gol z podarowanej jedenastki".

"Haniebny karny pomógł Brazylii w meczu otwarcia" - to tytuł z portalu Sportske.net.

"Brazylijczycy zgarnęli trzy punkty w meczu otwarcia, ale sposób, w jaki to uczynili, to już inna sprawa" - pisze portal.

Wszystkie media cytują też trenera Chorwatów Niko Kovaca, który decyzję arbitra nazywa "skandalem".

środa, 11 czerwca 2014

Pretensje terytorialne Chin do Rosji.


Pretensje terytorialne Chin do Rosji. Brzeziński: mówią o tym dość jednoznacznie Foto: kremlin.ru Majowa wizyta Putina w Chinach umocnić miała strategiczny sojusz obu państw

Na gazowej umowie Chiny zyskały więcej niż Rosja. Temu geopolitycznemu tandemowi mogą w przyszłości zaszkodzić problemy, które teraz odsunięto w cień. Tak mówił Zbigniew Brzeziński podczas dyskusji ekspertów w waszyngtońskim Centrum Strategicznych Studiów Międzynarodowych (CSIS).

Azjatycka polityka Rosji i jej relacje z Chinami po szczycie w Szanghaju i podpisaniu umowy gazowej - na tym skupiali się uczestnicy dyskusji. Jednym z nich był Zbigniew Brzeziński.

Rosji zależy bardziej

Chiny ostrzegają przed demokracją, wskazując Ukrainę i Tajlandię

Najbardziej...
czytaj dalej »
- Stosunki Rosji z UE już znajdują się w ślepej uliczce i widać, że będą się pogarszać - mówił były doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa. Dlatego to Moskwie bardziej zależy na sojuszu z Chinami.

- Chiny także są zainteresowane wsparciem Rosji, która zapewnia określony stopień stabilności. Ale co, jeśli w kolejnych latach pojawią się nowe możliwości w sferze energetyki - np. ze strony Iranu? Lub nowe możliwości pozyskania surowców energetycznych od Arabii Saudyjskiej? Chiny już mają umowę z Turkmenistanem, którą wyraźnie chcą zachować, i może ona być rozszerzona. Mam takie wrażenie - nie patrząc na to, że ta umowa (gazowa - red.) jest korzystna dla obu stron, ze strategicznego punktu widzenia jest korzystniejsza dla Chin, niż dla Rosji. Chiny zostawiają sobie inne warianty, których w takim stopniu Rosji brak. Nie wiem, jaka była cena tego porozumienia, ale z rozmów z przedstawicielami krajów Azji Centralnej mam wrażenie, że Rosjanom przyszło pójść na poważne ustępstwa - mówił Brzeziński.

Uznaje on stosunki Chin z Rosją za asymetryczne z kilku powodów.

Broń atomowa

Rosja i Chiny stworzą swoją agencję ratingową

Rosja i Chiny...
czytaj dalej »
- Prezydent Obama niedawno próbował sprowadzić Rosję do szeregu mocarstw regionalnych - wyjaśniał.

- Ale jestem zmuszony przyznać, że we wszystkim, co dotyczy broni jądrowej, Rosja jest globalną potęgą, która jest nam praktycznie równa. Chiny na tej płaszczyźnie nie dorównują ani nam, ani Rosji. Chińczycy w ogóle trzymają się pozycji minimalnego atomowego odstraszania - nawet minimalne uderzenie będzie wystarczało, aby doprowadzić do oczekiwanych przez nich politycznych następstw - wskazywał politolog.

Gospodarka

"FT": umowa gazowa Rosja-Chiny to nie triumf Kremla

Zawarty przez...
czytaj dalej »
- Chiny to rosnąca gospodarcza potęga, Rosja taką nie jest - kontynuował Brzeziński. - Rosja to państwo w fazie spadkowej, w najlepszym razie - regionalne gospodarcze mocarstwo, i ten problem staje się dla Rosjan coraz poważniejszym. I nie wykluczone, że ukraińskie "przyłączenie" doprowadzi w efekcie do najcięższych geopolitycznych terytorialnych następstw w całej historii rosyjskiego imperium - stwierdził politolog.

Ziemia

Brzeziński jest przekonany, że terytorialne różnice między Rosją a Chinami jeszcze staną się przedmiotem otwartego sporu w przyszłości.

- Chiny mają dostatecznie złe relacje z sąsiadami, ze wzajemnymi pretensjami. Rosjan i innych to niepokoi. Największa część terytorium stracona przez Chiny okazała się trafić w ręce Rosji. Na razie Chińczycy nie podnosili tego problemu otwarcie. Jednak w rozmowach z niektórymi ludźmi - w tym ze mną - mówią o tym dość jednoznacznie. I to problem przyszłości, którego Rosjanie nie mogą zupełnie ignorować.

Kolejny problem na linii Moskwa-Pekin to rywalizacja o strefy wpływów w Azji Centralnej, która ma strategiczne znaczenie dla obu państw.

Co dalej?

Chiny chcą swojej sieci sojuszy w Azji. Z Rosją, przeciw USA

Prezydent Chin Xi...
czytaj dalej »
- Rosja podąża w złym kierunku, różne wskaźniki rozwoju są złe - mówił politolog. - Zmniejsza się populacja. Talenty porzucają kraj. Kapitał prywatny - każdy przewidujący przedstawiciel średniej klasy próbuje przenieść pieniądze w inne miejsce. Nie ma wątpliwości, że to ostatnie zachodzi też w Chinach, i jądro miliarderów próbuje wywieźć dużą część swojego kapitału, ale poza tym nie ma tam tego, co się dzieje w Rosji.

Brzeziński także wskazuje, że głosowanie w ONZ ws. kryzysu na Ukrainie było wskaźnikiem złożoności stosunków Rosji i Chin: - Chiny się wstrzymały - nie poparły Rosji, nie próbowały blokować rezolucji, a to oznacza, że Rosja nie zajmuje głównej pozycji w priorytetach Chin - bardziej liczą się z USA.

W przyszłości, stwierdził politolog, jeśli Rosja zdecyduje się na konflikt z USA, Chiny będą jej nieodzowne - ale wtedy będzie to kosztowało wpływy na Dalekim Wschodzie i oznaczało de facto zgodę na bycie wasalem Chin.

Autor: //gak/zp / Źródło: Voice of America

wtorek, 10 czerwca 2014

Decyzja Sądu Najwyższego doprowadziła do legalizacji aborcji na życzenie


Drukuj Email

aborcja pd lekarz zdrowie martwe dziecko1

Wystarczył jeden wyrok Sądu Najwyższego USA by zmienić regulacje prawne w kwestii ochrony życia nienarodzonych w całym kraju. W tym roku mija 40 lat od sprawy Roe przeciwko Wade. W konsekwencji haniebnego orzeczenia sądu w USA wciąż są zabijane bezbronne, nienarodzone dzieci. Od tego momentu zginęło ich przed narodzeniem około 55 mln.

Do czasu wyroku z 22 stycznia 1973 roku Sąd Najwyższy dawał pierwszeństwo ochronie życia nie tylko matce, ale także poczętemu dziecku. Orzeczenie w sprawie Roe przeciwko Wade zapoczątkowało linię orzeczniczą Sądu Najwyższego zmierzającą przede wszystkim do zagwarantowania kobiecie prawa do dokonania aborcji.

 


Konsekwencją tak radykalnej zmiany stanowiska była konieczność zmian w przepisach prawa stanowionego i „dostosowanie" ich do gwarantowanego, zdaniem Sądu Najwyższego, prawa kobiety do decydowania o urodzeniu dziecka.

Odnosząc się do wyroku prezydent USA Ronald Reagan w swojej książce pt. „Aborcja i sumienie narodu" przyznawał, że mimo podejmowanych wysiłków w obronie życia nienarodzonych, czuł się bezradny wobec werdyktu Sądu Najwyższego ze stycznia 1973 roku.

Część prawników orzeczenie Sądu Najwyższego z 22 stycznia 1973 roku porównywało z wyrokiem z 6 marca 1857 roku w sprawie Dreda Scotta. Wtedy to sąd uznał, że czarnoskórzy nie mają praw konstytucyjnych i należą do swoich właścicieli, pozostając ich wyłączną własnością.

W rozumieniu sądu niewolnicy nie byli osobami, lecz tylko własnością tych, którzy ich kupili. Zrobić z nimi można było wszystko: sprzedać, kupić, używać, a nawet zabić. W 1857 roku Sąd Najwyższy jednoznacznie orzekł, że niewolnictwo jest legalne.

Początki sprawy Roe przeciwko Wade sięgają marca 1970 roku i stanu Teksas. Na sądową wokandę wniosły ją, reprezentując Normę L. McCorvey, dwie młode prawniczki: Lida Coffee i Sarah Weddington. Kobieta występowała pod pseudonimem „Jane Roe". Norma L. McCorvey twierdziła, że zaszła w ciążę w wyniku gwałtu. Miał to być jednym z argumentów na rzecz aborcji, na którą nie zezwalało ówczesne, lokalne prawo stanowe.
 
Jeszcze w czasie trwania procesu kobieta urodziła. Dziecko szybko oddała do adopcji. Prawniczki twierdziły, że ich klientka została zmuszona do urodzenia dziecka wbrew własnej woli.

W wyniku głosowania, 7 głosów za i 2 przeciw, sędziowie znieśli nie tylko chroniące życie prawo stanu Teksas, ale również i inne regulacje stanowe w tej dziedzinie. Sąd podkreślając prawo do prywatności, rozciągające się, jego zdaniem, także na prawo do podjęcia decyzji o aborcji. Zaznaczył przy tym, że prawo to nie jest bezwarunkowe i „musi być rozpatrywane z uwzględnieniem istotnego interesu stanu".

Werdykt sądu dopuszczał możliwość zabicia dziecka w pierwszych dwóch trymestrach ciąży. W kwestii aborcji w trzecim trymestrze, poszczególne stany mogły wprowadzać swoje własne przepisy.

W praktyce Sąd Najwyższy w późniejszych latach kilkakrotnie unieważniał prawa stanowe, ograniczające dostęp do aborcji. Odrzucał nawet prawa stanowe zakazujące aborcji w ostatnich 3 miesiącach ciąży.

Decyzja Sądu Najwyższego doprowadziła do legalizacji aborcji na życzenie. W konsekwencji tej decyzji życie straciło o wiele więcej osób niż w jakiejkolwiek innej katastrofie. Z tym tylko zastrzeżeniem, że np. w zamachu w jednym momencie życie traci wiele osób i wiele mówi się o nich w mediach. W czasie aborcji dzieci życie tracą pojedynczo i nikt o nich nie mówi…