niedziela, 17 sierpnia 2014

Cimoszewicz: Byłbym świetnym prezydentem



2012-10-25 10:46 | Aktualizacja: 10:47
Włodzimierz Cimoszewicz

Włodzimierz Cimoszewicz (Fot. JACEK HEROK / Newspix)

Włodzimierz Cimoszewicz bez fałszywej skromności mówi w rozmowie z "Vivą", że nadaje się na prezydenta. Ale zaznacza, że nie zamierza kandydować. Mówi też o przemocy, z jaką spotkały się jego dzieci i jaka doprowadziła do ich emigracji z kraju.


Włodzimierz Cimoszewicz zdecydował się opowiedzieć o tym, jak to się stało, że zamieszkał na wsi. Do wielkiej przeprowadzki doszło w 1985 roku, kiedy były premier był jeszcze wykładowcą na uniwersytecie. W Warszawie na uczelni miałem kłopot, żeby zarobić na utrzymanie rodziny. W dodatku nasze dzieci były alergikami. Były uczulone na miasto, bez przerwy chorowały - tłumaczy.

Nie ukrywa, że życie na wsi był najlepszym okresem dla jego rodziny. On sam zaś odreagował lata spędzone w mieście, gdzie - jak mówi - "męczył się psychicznie". Odebrałem późną, ale bardzo ważną lekcję życiową. Taką, że nie wolno się bać jakichkolwiek zmian - przyznaje. 

Opowiada również o dzieciach, które wybrały życie na emigracji, gdzie - jak zapewnia - do wszystkiego dochodziły same. One same o tym zadecydowały i oboje zaczynali od niesamowitej harówy - podkreśla były premier. Jako przykład podaje córkę, która na uczelni w USA śpiewała w chórze gospel. Jako żyła jedyną białą osobą w gronie śpiewaków, szkoła zdecydowała się wesprzeć ją stypendium. Byłem wtedy premierem i przeciętny człowiek w Polsce pewnie myślał, że zarabiam jakieś potworne pieniądze. (...) Ale stać mnie było tylko na to, żeby miesięcznie posyłać jej 500 dolarów. Akurat, żeby mogła opłacić pokój - wspomina Cimoszewicz. 

Opowiada też o tym, co skłoniło córkę d wyjazdu za granicę - była to m.in. przemoc i groźby, jakie je spotykały. Moje dzieci były ofiarami agresji wielokrotnie, przy zdumiewającej, rozczarowującej bezradności państwa i służb państwowych - mówi były premier. Wylicza, że jego syn i córka kilkanaście razy padały ofiarą agresji fizycznej. Jakaś grupa młodych ludzi zaatakowała syna, okradli go, trochę poszturchali. Moja córka siedziała latem z koleżanką na warszawskim placu Konstytucji w kawiarnianym ogródku. Raptem jakiś mężczyzna złapał ją od tyłu za szyję ramieniem i zaczął ciągnąć - opowiada Cimoszewicz. Jak mówi, poza tym były listy z pogróżkami. Zapewnia, że nie wykorzystywał swych wpływów, by interweniować w tej sprawie.

Włodzimierz Cimoszewicz przyznaje również, że dzisiejszej polityce trzyma go coraz mniej, i że obecna kadencja senatora może być jego ostatnią w parlamencie i w ogóle w polityce. Chociaż, jak stwierdza, ma wiedzę i umiejętności, które pozwoliłyby mu być dobrym prezydentemUdało mi się zdobyć sporo wiedzy na temat prawa, spraw międzynarodowych i gospodarki. I to doświadczenie ma wymiar praktyczny. Takich ludzi jest w polskiej polityce bardzo mało - mówi bez fałszywej skromności. Ale zaraz dodaje, że jego kandydowanie w ogóle nie wchodzi w grę, ponieważ nie ma on zaplecza ani politycznego, ani finansowego.

ZUS ściga za niewłaściwe umowy


Artur Kiełbasiński Anna Popiołek
 
16.08.2014 , aktualizacja: 15.08.2014 20:08
A A A Drukuj
Zbigniew Derdziuk, prezes ZUS

Zbigniew Derdziuk, prezes ZUS (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)

ZUS kontroluje firmy, szukając dodatkowego źródła składek. Lider jednej z biznesowych organizacji publicznie stwierdził, że "rząd jest gorszy niż mafia". Eksperci są zgodni: ZUS ma prawo tak działać, choć prawo w tym zakresie nie jest dobre.
Artykuł otwarty
Od kilku dni bohaterem internetowych forów jest Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Występując w obronie przedsiębiorców kontrolowanych przez ZUS, posłużył się emocjonalnym językiem. W liście do premiera Donalda Tuska napisał m.in.: "Z naszego punktu widzenia jesteście gorsi od mafii. Mafia żąda płatności od dziś. Wy od dziś i 5 lat wstecz. (...) Zawarłby Pan z kimś kontrakt z zapisem, że dowolne zobowiązanie może być w każdej chwili zmienione i należy zapłacić 5 lat wstecz? A taka jest wasza aktualna oferta".

Skąd emocje Kaźmierczaka? ZUS podważa umowy o dzieło podpisywane w przeszłości i domaga się zapłaty składek ubezpieczeniowych wraz z odsetkami. Czasami - za 5 lat wstecz. Skala kontroli jest bardzo duża - w 2013 r. było ich 78 tys. Jak szacują urzędnicy ZUS, w wyniku tych kontroli dokonano w 2013 r. ogółem "przypisu składek" na kwotę ponad 266 mln zł.

- W tej sprawie niepokojący jest fakt, że kontrole i wymierzanie składek to efekt wyłącznie zmiany interpretacji prawa, a nie zmienionych przepisów - podkreśla Łukasz Gibała, niezrzeszony poseł znany z projektów zmierzających do liberalizacji gospodarki.

Eksperci są jednak zgodni - ZUS może kontrolować firmy przez pryzmat przestrzegania zasad ozusowania umów.

- Jeśli umowa o dzieło była zawarta błędnie, a relacja firmy z osobą wykonującą daną czynność spełnia warunki umowy o pracę, to jest oczywiste, że trzeba stosować umowę o pracę. I ZUS ma prawo domagać się składek ubezpieczeniowych w takich przypadkach - podkreśla prof. Jakub Stelina z katedry prawa pracy Uniwersytetu Gdańskiego. - Z drugiej jednak strony trzeba mieć świadomość, że te przepisy są uciążliwe dla przedsiębiorców z przyczyn formalnych. Gdy ZUS kieruje sprawę do sądu w sprawie ustalenia istnienia stosunku pracy, przedsiębiorca musi po wielu latach wyszukiwać dowody, jakie były relacje z konkretną osobą, co ona robiła, w jakim zakresie. To stawia firmy w trudnej sytuacji. A jednocześnie grozi im, że będą obciążane składkami i odsetkami nawet do 5 lat wstecz - dodaje. Zdaniem Steliny warto jeszcze raz przeanalizować przepisy w tym zakresie.

Na tym jednak nie koniec. Nieodprowadzanie składek to także wykroczenie z ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Oprócz obowiązku zapłaty składek z odsetkami przedsiębiorcy grozi np. grzywna.

Prof. Stelina potwierdza, że jeśli pracodawca stosował błędną umowę, to od strony prawnej w obecnym systemie nie ma dużych możliwości, aby uniknął konsekwencji zatrudniania na podstawie nieprawidłowej umowy. - Może co najwyżej doszukiwać się błędów formalnych po stronie ZUS, ale merytorycznie sprawa jest jednoznaczna. Jeśli powinna być stosowana umowa o pracę, to powinny być odprowadzane składki - podkreśla.

- Próbowaliśmy kilka lat temu przeforsować w Sejmie ustawę o prawie do błędu - mówi poseł Gibała. - Gdyby przedsiębiorca miał wątpliwości, jak stosować przepisy, przedstawiałby swoją interpelację przepisów w ZUS albo skarbówce i dopóki nie zakwestionowano by jego interpretacji, mógłby tak działać. To dawało nieco pewności prawnej firmom. Niestety, ten projekt został odrzucony przez koalicję. W efekcie przedsiębiorcy ryzykują, że zmieni się interpretacja przepisów i mogą na tym ucierpieć - dodaje Gibała. 



Read more: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,16483328,ZUS_sciga_za_niewlasciwe_umowy.html#ixzz3Af51F5xQ

sobota, 16 sierpnia 2014

Komandosi - najmodniejsi żołnierze w armii

W branży mody żołnierze jednostek specjalnych uchodziliby za trendsetterów. Jeżdżą na targi do Paryża, Las Vegas i Lipska. Na konstrukcji ubioru znają się lepiej niż niejeden projektant i wiedzą, jak rozpoznać dobrą wełnę merynosa. To się przydaje na wojnie.



Zaczęło się już podczas pierwszych misji w Iraku i Afganistanie, choć to były różne światy. W Iraku wojna z terroryzmem skupiała się na działaniach w terenie zurbanizowanym. Zadania wykonywano głównie z wykorzystaniem pojazdów. Podjeżdżano pod sam dom, wyważano drzwi, zabierano podejrzanego i odjeżdżano. Żołnierz ubrany na ciężko, w pełnym umundurowaniu, wchodził i miał czuć się pewnie. Nie musiał się specjalnie zastanawiać, ile waży to, co ma na sobie.

W Afganistanie zmienił się przeciwnik, teren operacji i charakter prowadzonych działań. Jednostki sił specjalnych pracują w małych grupach, w bardzo konkretnym celu. Czasem żeby go osiągnąć, trzeba przejść dziesięć kilometrów, zostać gdzieś w terenie na noc i wrócić. Afganistan to w większości teren górzysty, gdzie w dzień średnia temperatura przekracza 30 st. C, a w nocy potrafi spaść poniżej zera. Nowy mundur musiał to wszystko uwzględnić.

– Jest takie stare powiedzenie: „Jak nas widzą, tak nas piszą". To faktycznie funkcjonuje również w świadomości żołnierzy. Widząc innego żołnierza, na podstawie tego, jak jest wyposażony, jak ma skonfigurowany sprzęt, mogę ocenić jego poziom wiedzy o branży oraz stosunek do wykonywanej pracy – wyjaśnia operator Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu (ze względów bezpieczeństwa nie możemy ujawniać tożsamości naszych rozmówców). Polskie jednostki sił specjalnych przekonały się o tym podczas pierwszych wyjazdów do Iraku i Afganistanu. Wtedy operatorzy jechali na misję w tych samych mundurach co inne pododdziały Wojska Polskiego. Na miejscu się okazało, że mundur żołnierza z Lublińca odstaje od munduru np.: amerykańskich oddziałów sił specjalnych SEAL. Zaczęli więc ulepszać mundur na własną rękę. Przeszywali kieszenie na rękawach pod takim kątem, by móc z nich swobodnie korzystać.

W Afganistanie najważniejsze było odciążenie. Wiele sprzętu używanego w Iraku jest w Afganistanie nieprzydatne i nie było sensu go nosić. Ciężkie oprzyrządowania do wyważania drzwi i bram zamienili na lżejsze wyłomy i nożyce. Masywne kamizelki balistyczne zmienili na mniejsze i lżejsze. Drobne elementy uposażenia i magazynki przerzucili z nich na pasy. Opatrunki osobiste umieścili w kieszeniach spodni. Wszystko po to, by zwiększyć mobilność – by móc swobodnie poruszać się i walczyć w ciasnych afgańskich uliczkach, w pomieszczeniach i jeśli zajdzie taka potrzeba – móc pokonywać duże odległości pieszo.

– W pracy zależy nam na komforcie, żeby strój nie odciągał nas od naszych zadań. Jeśli coś mi przeszkadza, coś mnie uciska, to utrudnia mi to pracę i w konsekwencji prowadzić może do sytuacji, że coś przeoczę, a w tej robocie nie ma miejsca na złe decyzje. Muszę jak najlepiej wykonać zadanie – tłumaczy kolejny operator JWK (skrót od Jednostki Wojskowej Komandosów).

O tym, że sprzęt nie jest przystosowany do afgańskiej rzeczywistości wojennej, informowali przełożonych w meldunkach. Tak zaczęła się modernizacja.

Nowy mundur miał być wypadkową najlepszych rozwiązań wykorzystywanych we wspinaczce i w sportach górskich. Zaadoptowano wszystkie elementy odzieży związanej z ochroną cieplną i wentylacją: bieliznę termiczną, bluzy polarowe i goreteksowe, kurtki puchowe. Potem trzeba było dopasować je do charakteru pracy (ergonomia, kamuflaż) oraz indywidualnych potrzeb operatorów sił specjalnych. Tu była szansa na zrealizowanie nieszablonowych pomysłów, bo przecież to nie mogła być zwykła kurtka. Dzięki nowej konstrukcji miała precyzyjnie współistnieć z kamizelką balistyczną. Zmieniono kroje koszulek, tak by swobodniej oddychały w dzień, a w nocy zatrzymywały ciepło. Zaczęto produkować je z tkanin trudnopalnych. Spodnie rozbudowano o zintegrowane nakolanniki. Wcześniejsze – zakładane osobno, były niewygodne i potrafiły opóźnić czas reakcji. W stroju „specjalsów" nie ma przypadku. Wszystkie zmiany mają prowadzić do jeszcze większej funkcjonalności munduru podczas akcji. Przykład? Combat shirt – koszulobluza bojowa, którą ma dziś każdy żołnierz służący w Afganistanie. Zwykła bluza mundurowa z kieszeniami umieszczonymi na klatce piersiowej uwierała żołnierza pod kamizelką, a i tak z kieszeni nie mógł korzystać. Odciął więc rękawy z bluzy mundurowej i doszył do cywilnej bluzy dzianinowej. Dzisiaj combat shirt w części tułowia jest wykonana z materiałów trudnopalnych, a kamuflaż znajduje się tylko na rękawach. Bo żołnierz, jakby nie patrzeć, musi być umundurowany.

Nowe trendy w branży wyznacza amerykańska firma Crye Precision. To Aston Martin wśród marek produkujących odzież militarną. Wykorzystuje najnowsze technologie, ma patenty na tkaniny i ich wykończenie. Projekty powstają w ścisłej współpracy ze „specjalsami", którym skończyły się kontrakty w Afganistanie. To odzież z najwyższej półki. Kurtka Crye Precision potrafi kosztować kilka tysięcy złotych. Wysokie ceny spowodowały, że firmy zaopatrujące wojsko, również te w Polsce, kopiują ich projekty i rozwiązania technologiczne, oferując bez licencji podobny produkt, podobnej jakości, ale w o wiele atrakcyjniejszej cenie.

Crye Precision zadbało także o najlepszy kamuflaż. Ich wzór MultiCam został niedawno uznany oficjalnym uniwersalnym kamuflażem wojsk amerykańskich. Sprawdza się w każdych warunkach, w szerokim zakresie odległości, natężenia oświetlenia i rodzaju terenu. Ponieważ mocą prawa własności kamuflaż wyprodukowany dla armii po 15 latach przechodzi na jej własność, Crye Precision postanowiło się zabezpieczyć. Firma postarała się, by wzór MultiCam został uznany za dzieło sztuki. Możemy je teraz oglądać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku.

– Talibowie doskonale się orientują, jakie jednostki operują w danym regionie Afganistanu, poznają nas po brodach, po niestandardowej taktyce. To często ich odstrasza. Wolą zaatakować tzw. soft target. I o to chodzi, żeby nie wyglądać soft, trzeba wyglądać ostro – wyjaśnia operator polskich sił specjalnych. Niestandardowa taktyka uwzględnia niestandardowy wygląd. W tej sferze jednostkom special forces wolno więcej niż pozostałym, choć „moda" pola walki to zawsze wypadkowa trzech najważniejszych z punktu widzenia wojska czynników: ergonomii, zdolności do maskowania i kosztów. (Można powiedzieć, że wszystko, co później przenika z wojskowego munduru do szeroko rozumianej mody męskiej, tym samym kształtując trend, jest niejako wypadkową tych samych trzech czynników). W wojsku konwencjonalnym nie można pozwolić na dużą swobodę, bo wtedy traci się porządek, a to niekorzystnie wpływa na morale i dyscyplinę. Co prawda w tym roku Pentagon złagodził zasady dotyczące tego, jak ma wyglądać żołnierz armii amerykańskiej. Ma służyć w mundurze, ale nie musi już rezygnować z symboli religijnych wyznawanej wiary (brody, jarmułek, turbanów itp.). Broda to jeden ze znaków rozpoznawczych operatora sił specjalnych. Podyktowana jest względami kulturowymi. W kulturze Pasztunów brodaty mężczyzna cieszy się estymą i poważaniem. Mając kontakt z miejscową ludnością, broda pozwala „specjalsom" zdobyć ich zaufanie.

Operatorzy nie noszą naszywek ze stopniami wojskowymi. W przypadku butów, czapek, okularów i rękawiczek mogą czerpać z mody cywilnej – pod warunkiem że można je łatwo dostosować do warunków, w jakich działa żołnierz, oraz jeśli wkomponowują się w kamuflaż. Bardzo ważne są buty. Komandosi wybierają najczęściej dobre obuwie trekkingowe, które stabilnie i mocno trzyma kostkę, i sprawdza się w każdych warunkach.

Taktyka zależy od rodzaju wykonywanej akcji. Niektóre operacje są przeprowadzane w strojach cywilnych. Elementy tradycyjnego afgańskiego stroju mają pozwolić im wtopić się w otoczenie. Jeżeli jadą na rozpoznanie samochodem, to tak, żeby nie zostali rozpoznani. Ciężki sprzęt zostaje w bazie.

Przed każdą misją żołnierze otrzymują 2500 zł na dokupienie dodatkowego wyposażenia – w pełni dopasowanego do ich indywidualnych potrzeb.

– Jeśli chcemy podwyższyć komfort pracy, to mamy taką możliwość. Inwestujemy np. w dobrą bieliznę termoaktywną. Używamy takiej z wełny merynosa. Jest dobrą warstwą izolacyjną, daje bardzo dużo ciepła, jest przyjemna i fajnie skrojona – tłumaczy operator JWK.

Praca to ich pasja. Jest obecna w ich życiu także w czasie wolnym. Interesują się tym, co robią inne jednostki specjalne, śledzą nowe trendy w taktyce, umundurowaniu, zbrojeniu, sprzęcie. Do tego służy specjalistyczna prasa, internet i targi.

– Ostatnio wróciłem z targów Shot Show w Las Vegas. Zjeżdża się tam śmietanka jednostek z całego świata. W JWK zajmuję się pozyskiwaniem nowych trendów, technologii, materiałów. Na targach mogę wszystko sprawdzić osobiście. Jeśli to jest broń, to idę z nią na strzelnicę, jeśli odzież, to mogę sprawdzić kurtkę, rękawiczki i czapkę. W ten sposób porównuję asortyment producentów, wyrabiam sobie zdanie. Wracam do Polski z folderami i staram się naświetlić sprawę chłopakom z jednostki. I później jeśli są jakieś zakupy, robimy listę naszych pobożnych życzeń, tego, co byśmy chcieli, co by nam się najbardziej przydało na kolejnej misji. Staramy się, by kupili nam to mundurowcy, jeśli nie, to próbujemy pozyskać to sami – tłumaczy operator JWK. W opisie przedmiotu zamówienia nie ma podanej konkretnej firmy. Za to jest pełna specyfikacja produktu. Powstaje ona na podstawie doświadczenia, wiedzy i kreatywności operatorów jednostki, którzy właśnie wrócili z Afganistanu. Jeżeli jest to plecak, to w zamówieniu są podane szczegóły dotyczące kieszeni, standardu zamków, szelek, rodzaju rzepów, ścieralności materiału, z jakiego ma być wykonany oraz jakim ma być wykończony. Procedura wygląda tak samo w przypadku każdego innego elementu ubioru. Producenci, jeśli chcą sprzedać swój produkt, to muszą go dostosować do wymogów jednostki.

– Patrząc dzisiaj na wyposażenie indywidualne operatora naszej jednostki, to jest na takim samym poziomie, a czasem nawet lepszym od wyposażenia Zielonych Beretów czy oddziałów SEAL. Uczymy się od siebie nawzajem. Tu nie wszyscy mają wyglądać tak samo, bo nie o to chodzi. Zasada jest taka, że każdy wybiera to, w czym się czuje najlepiej. Ideałem by było, gdyby wszystko było z górnej półki. Chodzi przede wszystkim o nasz komfort podczas wykonywanego zadania. Za specjalizacją, za dobrą jakością, idzie cena – tłumaczy operator sił specjalnych z Lublińca.

W armii amerykańskiej zauważono, że to, jak żołnierz wygląda, jak się prezentuje i jaki ma sprzęt, pozytywnie wpływa na sposób, w jaki taki żołnierz walczy. I nawet jeśli dobre trekkingowe buty mają podnieść jego efektywność zaledwie o 2 proc., to znaczy, że moda ma w wojsku znaczenie.