czwartek, 24 stycznia 2008

Co ukrywa Jan Olszewski

Agnieszka Kublik,Wojciech Czuchnowski
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 02:04

Od listopada Olszewski odmawia wpuszczenia kontroli do komisji weryfikacyjnej WSI. Doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożył szef kontrwywiadu wojskowego

Zobacz powiekszenie
fot. Robert Kowalewski / AG
Jan Olszewski i Antoni Macierewicz na konferencji z okazji 15. rocznicy obalenia rządu Olszewskiego, 3 czerwca 2007 r. Olszewski był wtedy doradcą prezydenta Kaczyńskiego, a Macierewicz - weryfikatorem WSI. Teraz weryfikuje Olszewski


Kontrwywiad podejrzewa, że dokumenty komisji weryfikacyjnej, której Olszewski szefuje, mogły być bezprawnie kopiowane. W zawiadomieniu szefa SKW płk. Grzegorza Reszki jest mowa o nadużyciu funkcji przez funkcjonariusza publicznego (czyli Olszewskiego) na szkodę interesu publicznego.

Informację o tym, że twarde dyski z komputerów komisji weryfikacyjnej mogły być kopiowane, otrzymał szef MON Bogdan Klich w listopadzie, kilka godzin po zaprzysiężeniu na ministra. Właśnie wtedy zakończyła się trwająca pięć dni przeprowadzka komisji weryfikacyjnej z siedziby Służby Kontrwywiadu Wojskowego do Biura Bezpieczeństwa Narodowego przy Kancelarii Prezydenta.

Konflikt wziął się stąd, że komisja formalnie podlega SKW i premierowi, ale jej szefa - Jana Olszewskiego - mianował przed zaprzysiężeniem rządu PO wywodzący się z PiS prezydent Lech Kaczyński. I to Olszewski zdecydował o wywiezieniu dokumentów do Kancelarii Prezydenta, którego jest doradcą.

- Warunki pracy w siedzibie SKW nie gwarantowały, że ja mógłbym ponosić pełną odpowiedzialność za prace komisji. Nie będąc pracownikiem SKW, byłbym tam osobą niemile widzianą - tłumaczył Olszewski motywy przewiezienia dokumentów komisji weryfikacyjnej z MON do BBN.

Odwrócone kamery

SKW ma też problem z ustaleniem dokładnej liczby i rodzaju wywiezionych dokumentów. Olszewski nie umiał powiedzieć, ile dokumentów zostało przewiezionych. - Nie mamy nawet informacji, kto brał udział w wywożeniu materiałów. Myśleliśmy, że proces wywożenia będzie utrwalony na taśmach kamer przemysłowych w siedzibie SKW. Okazało się jednak, że na czas wywózki ktoś odwrócił obiektywy kamer do ściany - relacjonuje nasz rozmówca z SKW.

Kiedy kopiowano dokumenty?

Niezależnie od tego, gdzie komisja weryfikacyjna ma siedzibę, podlega szefowi SKW.

Dlatego 20 grudnia Reszka przesłał do Olszewskiego pismo z informacją, że chce przeprowadzić kontrolę w tajnej kancelarii, w której są przechowywane dokumenty komisji. Chodziło o sprawdzenie, jak są zabezpieczone i chronione. I czy nie są bezprawnie kopiowane.

Bo gdy minister Klich zapytał jeszcze w listopadzie ówczesnego - mianowanego jeszcze przez rząd PiS, szefa SKW płk. Andrzeja Kowalskiego czy dokumenty komisji weryfikacyjnej były kopiowane, dostał notatkę z wymijającą odpowiedzią: "Nie były kopiowane w tygodniu, w którym przeprowadzała się komisja", czyli między 13 a 17 listopada. Takie sformułowanie oznaczało, że do kopiowania mogło dojść przed przeprowadzką.

Ale nowy szef SKW nie mógł skontrolować komisji, bo Olszewski na kontrolę się nie zgodził. 27 grudnia odpisał płk. Reszce, że odmawia zgody na przeprowadzenie kontroli tajnej kancelarii w BBN. I właśnie ta odmowa Olszewskiego to jeden z argumentów przeciwko niemu, jakie znalazły się w zawiadomieniu do prokuratury płk. Reszki.

14 stycznia szef SKW przesłał do Olszewskiego kolejne pismo: tym razem poinformował go, że wymienia funkcjonariuszy SKW, którzy zajmowali się aktami komisji weryfikacyjnej w tajnej kancelarii. Już następnego dnia szef komisji weryfikacyjnej odpisał, że się na tę wymianę nie zgadza. Szef SKW uznał, że w ten sposób Olszewski po raz drugi przekroczył swoje uprawnienia.

Olszewski przed speckomisję

To niejedyny problem z komisją weryfikacyjną WSI. Według źródeł "Gazety" na 7 lutego Olszewskiego wezwała komisja ds. służb specjalnych. - Będzie pytany, dlaczego 80 proc. żołnierzy kontrwywiadu i wywiadu wojskowego, którzy zostali wysłani na misje zagraniczne, nie zostało zweryfikowanych i nie wiadomo, jaki jest ich status. Chcemy zapytać, co w takim razie robi komisja, bo wygląda, że nie wypełnia swoich podstawowych obowiązków - mówi jeden z posłów speckomisji.

A inny dodaje: - A może to celowe działanie, które ma sparaliżować służby?

Olszewski będzie też pytany, kiedy komisja zakończy prace i przedstawi z nich sprawozdanie, w tym rozliczenie budżetu. Wprawdzie weryfikatorzy nie dostają pensji, ale budżet komisji to 380 tys. zł rocznie.

Źródło: Gazeta Wyborcza

środa, 23 stycznia 2008

Nikt nie przeżył katastrofy samolotu typu CASA na Pomorzu

Samolot typu CASA. Fot. PAP/Piotr Polak
PAP
Nikt nie przeżył katastrofy samolotu wojskowego typu CASA, który z wysokości 200 metrów runął na las pod Mirosławcem (Zachodniopomorskie). W katastrofie zginęło 10 osób, to juz potwierdzona informacja. - Karetki zawracają, wszystko spłonęło - mówi Janusz Napiórkowski, dyrektor szpitala wojskowego w Wałczu.
- Mam postawionych w pełnej gotowości lekarzy z kilku szpitali - mówi Napiórkowski. - Ale dostałem informację, że nasze karetki zawrócono, bo na miejscu katastrofy wszystko spłonęło. A to oznacza, że wszyscy tam zginęli - dodaje.

Frątczak: było 10 osób

- Mogę potwierdzić, że ze wstępnych informacji uzyskanych od wojska, na pokładzie samolotu było 4 członków załogi i 6 pasażerów. Okoliczności, w jakich doszło do zdarzenia są następujące: około godziny 19.10 samolot transportowy typu CASA C-295, podchodząc do lądowania na lotnisku w Mirosławcu spadł przed lotniskiem na teren zalesiony, doszło do pożaru - powiedział Frątczak.

Z kolei z wcześniejszych nieoficjalnych informacji wynikało, że na pokładzie mogło być nawet 25 osób. Część z nich miała jednak wysiąść podczas międzylądowania. Na pokładzie byli uczestnicy konferencji Bezpieczeństwo Lotów. Zgłoszenie o wypadku straż pożarna otrzymała ok. godz. 19.30.

Pożar i rozcinany kadłub

Są tam 3 jednostki straży, które jednak tylko zasilają w wodę wojskową straż, która prowadzi akcję. Rozcinany jest kadłub maszyny. Na miejscu wypadku jest też już specjalna komisja.

Po upadku doszło do pożaru lasu. Działania na tym terenie mogą potrwać nawet kilka godzin. Fragmenty roztrzaskanego samolotu znajdują się na bardzo dużym obszarze.

Samolot wojskowy typu CASA, którym lecieli oficerowie z Warszawy, miał międzylądowania w Powidzu, Krzesinach. Miał też lądować w Mirosławcu i dalej w Świdwinie. Maszyna należała do 13 Eskadry Lotnictwa Transportowego.

CASA C-295 M - transportowiec do przerzutu żołnierzy

Produkowany od 9 lat CASA C-295 M to hiszpański samolot transportowy. Z maszyn tego typu korzystają siły powietrzne 8 krajów, w tym Polski. Polska dysponuje 10 samolotami tego typu, używanymi przez krakowską 13. Eskadrę Lotnictwa Transportowego. Na ich pokładzie może lecieć około 70 żołnierzy.

Transportowce te wykorzystywane są obecnie m.in. do "przerzutu" żołnierzy w rejon prowadzonych przez wojsko misji. Mogą służyć także m.in. do przewozu ładunków i pojazdów, transportu spadochroniarzy i operacji ich zrzutu, dostarczania ładunków z powietrza czy ewakuacji rannych.

Na pokładzie samolotu mogło być 19 osób

23:18, 23.01.2008 /TVN 24
ZNALEZIONO SIEDEM CIAŁ
TVN24, fot: Tomasz Tomkowiak
Na pokładzie samolotu mogło być 19 osób, 15 pasażerów i 4 członków załogi - poinformował w TVN24 ppłk Wiesław Grzegorzewski, rzecznik rzecznik sił powietrznych. Wojsko nie poda listy ofiar, dopóki nie poinformuje rodzin zmarłych żołnierzy.
Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP ze źródeł zbliżonych do służb medycznych, wojsko nie poinformowało o katastrofie służb ratowniczych. Ratownicy pogotowia mieli się dowiedzieć o wypadku przez przypadek i bez powiadomienia udali się na miejsce tragedii - dowiedziała się PAP.

- Chcę poinformować wojewodę o zaistniałej sytuacji dotyczącej systemu powiadamiania służb ratunkowych - powiedział Roman Pałka, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie. Odmówił szczegółowych informacji w tej sprawie.

Decyzję o poinformowaniu służb cywilnych podejmuje dowódca na miejscu katastrofy mówił w TVN24 gen. Stanisław Koziej. - Jeżeli wojskowe służby ratownicze były wystarczające, to dowódca mógł odwołać służby cywilne, ale z daleka trudno o tym spekulować - mówił generał.

Na miejsce tragedii dotarły karetki z okolicznych szpitali, ale zostały one odesłane. Nie podjęły nawet akcji ratowniczej mówiła w TVN24 Monika Bąk, rzecznik wojewódzkiej stacji pogotowia ratunkowego. - Na miejsce dojechały 4 zespoły, były tam też dwie karetki wojskowe - stwierdziła Bąk. - Ratownicy znaleźli siedem ciał. Istniało prawdopodobieństwo, że ofiar będzie więcej. Po 40 minutach nasze karetki zostały wycofane - powiedziała.

Na pokładzie wojskowego samolotu transportowego CASA było 18 osób. Znaleziono dotychczas siedem ciał, ale ofiar jest prawdopodobnie więcej.

Do katastrofy doszło ok godziny 18.50 - w tym momencie samolot znikł z ekranów kontroli lotów wojskowego lotniska znajdującego się koło Mirosławca. - Do pasa lotniska brakowało mu kilkanaście sekund - mówił w TVN24 mjr Bogdan Ziółkowski. Wojskowy nie chciał potwierdził żadnych ofiar ani spekulować na temat przyczyn katastrofy.

Minister obrony Bogdan Klich przekazał kondolencje i wyrazy współczucia dla rodzinom i najbliższym ofiar. – To wielki ból, łączymy się w cierpieniu z rodzinami. Będziemy te wszystkie sprawy wyjaśniać – zapewnił szef MON i zadeklarował pomoc rodzinom ofiar. – Ministerstwo Obrony i wojsko zrobią wszystko, by rodziny ofiar nie były osamotnione, zarówno w tych ciężkich chwilach jak i w dłuższej perspektywie – obiecał Klich. Minister poinformował, że jeszcze dzisiaj zespół prokuratorów przystąpi do badania przyczyn katastrofy. Klich podziękował też służbom cywilnym za pomoc w akcji ratowniczej.

O katastrofie mówi Robert Gałązkowski z Pogotowia Lotniczego - wyypowiedź z godz. 20.50
Na pokładzie samolotu było 14 osób i 4 osoby załogi - powiedział w środę dziennikarzom rzecznik Sił Powietrznych Wiesław Grzegorzewski. s. Byli to uczestnicy konferencji, nomen omen, "Bezpieczeństwo lotów". Samolot leciał z Warszawy przez Krzesiny do Mirosławca.

Oficjalnie służby ratownicze podają, że znaleziono siedem ciał. Ale wszystko wskazuje na to, że ofiar jest więcej. - Mam postawionych w pełnej gotowości lekarzy z kilku szpitali - mówi dziennikowi.pl Janusz Napiórkowski, dyrektor szpitala wojskowego w Wałczu. - Ale dostałem informację, że nasze karetki zawrócono, bo na miejscu katastrofy wszystko spłonęło. A to oznacza, że wszyscy tam zginęli - dodaje.

Nie ma dokładnych informacji, ile osób było na pokładzie. Ppłk Wiesław Grzegorzewski, rzecznik Sił Powietrznych twierdzi, że liczba osób na pokładzie jest jeszcze nieustalona - informuje gazeta.pl. Wcześniej służby ratownicze mówiły, że na pokładzie było czterech członków załogi i co najmniej sześciu pasażerów.

Strażacy po kilkudziesięciu minutach ugasili wrak samolotu i wrócili do bazy. - Wojsko odcięło teren i cywilna straż pożarna nie ma dostępu do samolotu - powiedział gazecie.pl oficer dyżurny komendy straży pożarnej z Wałcza.

- Na miejsce katastrofy jako pierwsze dotarły dwie jednostki wojskowej straży pożarnej z lotniska w Mierosławcu - poinformował TVN24 Paweł Frontczak z Komendy Głównej PSP.

Z informacji Państwowej Straży Pożarnej wynika, że samolot spadł z ok 200 metrów nad lasem.

Transportowce CASA wykorzystywane są obecnie m.in. do "przerzutu" żołnierzy w rejon prowadzonych przez wojsko misji. Mogą służyć także m.in. do przewozu ładunków i pojazdów, transportu spadochroniarzy i operacji ich zrzutu, dostarczania ładunków z powietrza czy ewakuacji rannych.

Zużyte samoloty?

15 styczna "Rzeczpospolita" informowała, że Żandarmeria Wojskowa interesuje się sprawą serwisowania wojskowych samolotów transportowych CASA.

Polska armia ma dziesięć samolotów CASA C295M. Tylko sześć z nich jest w tej chwili sprawnych. Reszta przechodzi gruntowne remonty i naprawy. A to jedyne samoloty, które zapewniają most powietrzny między Polską, a naszymi kontyngentami wojskowymi w Iraku i Afganistanie. Maszyny latają praktycznie bez przerwy. W 2007 r. już w czerwcu wykorzystały przysługujące im limity lotów wojskowych.
Tak intensywna eksploatacja maszyn powoduje, że ulegają awariom i usterkom. Także częściej niż zakładano siedem lat temu - podczas zakupu - maszyny muszą przechodzić przeglądy techniczne informowała tydzień temu "Rzeczpospolita".

W dniu 23 stycznia br. ok. godz. 19 podczas podejścia do
lądowania na lotnisku Mirosławiec miała miejsce katastrofa
samolotu CASA z 13 eskadry lotnictwa transportowego z Krakowa.
Samolot odbywał lot po zaplanowanej trasie: Warszawa - Powidz -
Poznań - Krzesiny - Mirosławiec - Świdwin -Kraków.
Na pokładzie było 18 osób, w tym 14 pasażerów i 4 członków
załogi.
Są ofiary śmiertelne. Na miejscu katastrofy trwa akcja ratunkowa,
którą bezpośrednio kieruje zastępca Dowódcy 12 Bazy Lotniczej w
Mirosławcu ppłk Zbigniew Wolewicz.
Na miejsce udała się Wojskowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych
MON, której przewodniczy płk Drozdowski. Teren został
zabezpieczony przez Żandarmerię Wojskową. Na miejsce wypadku udali
się również prokuratorzy wojskowi.
Rzecznik Prasowy Dowództwa Sił Powietrznych
ppłk Wiesław Grzegorzewski
ppłk Wiesław Grzegorzewski - Rzecznik Prasowy Dowództwa Sił Powietrznych