Robert Błoński, Michał Szadkowski Larnaca
Jeśli do meczu z Czechami polscy piłkarze mieli podejść tak, jak do spotkania z Niemcami, to za cztery miesiące i dwa dni, w Klagenfurcie czekamy na powtórkę - stylu, gry i wyniku z pierwszej połowy. Pierwsze 45 minut, w których wystąpiło ośmiu-dziewięciu pewniaków (na dziś) na mecz z Niemcami była taka, że ciężko wybrać najlepszego z nich. Co jeden to lepszy, a każdy z nawiązką realizował założenia Leo Beenhakkera. Polacy byli od Czechów lepsi indywidualnie, w każdej formacji i jako zespół.
Rywale to półfinaliści ostatniego Euro, pogromcy Niemców z niedawno zakończonych eliminacji (3:0 w Monachium), czwarty zespół Europy, szósty - na świecie. Przez lata wyrzut sumienia dla polskich piłkarzy i trenerów - jak z tak małego kraju można trafić do tak wielkich klubów? Mogło się trochę zakołować w głowie - ich kluby to Chelsea, Juventus, Osasuna, Fiorentina, Lazio, Portsmouth. Żaden nie gra obecnie w Czechach.
Polskiego piłkarza, oprócz Ebiego Smolarka, trudno szukać we Włoszech, Hiszpanii czy Premier League - Grzegorz Rasiak jeszcze nie zadebiutował w Boltonie... A jednak - to Polacy dominowali. Pomysł mieli taki: odbiór piłki na swojej połowie i szybki atak, kilkudziesięciometrowym, prostopadłym podaniem. To zadziałało.
W szóstej minucie zobaczyliśmy akcję made by Orange Ekstraklasa. Dariusz Dudka, po powrocie do Krakowa, spotka w Wiśle kupionego właśnie z Zagłębia Lubin Wojciecha Łobodzińskiego. Na zachętę zagrał mu zewnętrzną częścią prawej stopy tak, że skrzydłowy był sam na sam z Petrem Czechem. Poczekał aż jeden z najlepszych bramkarzy świata położy się na ziemi i trafił do siatki.
Nie zdążyliśmy ochłonąć, a w identycznej sytuacji był Ebi Smolarek. Podawał Artur Wichniarek, który wrócił do kadry po ponad czterech latach przerwy. Mimo tego nie zawahał się założyć koszulki z "ciężkim" numerem - 10. Zagranie było kapitalne, godne numeru, a okazja Smolarka przypominała tę z meczu z Portugalią w Chorzowie. Wtedy Ebi spojrzał, gdzie jest Ricardo i kopnął w okienko. Teraz strzelił nad Czechem, ale za lekko i trafił w wyciągniętą rękę bramkarza. Smolarkowi brakuje pewności, którą zatracił w Racingu Santander, gdzie też gra dobrze, ale goli strzela za mało.
Tak, jak kapitalne było podanie Wichniarka, tak nie można było wyjść z podziwu, kiedy w 29. min "pasówką" w okienko z 16 m strzelił Mariusz Lewandowski. Brazylijski pseudonim "Lewandao" - znowu zadziałał. Polska prowadziła 2:0. Gdyby do przerwy w Niemczech był taki wynik i taka gra - bylibyśmy wniebowzięci. Bo niemal wszystko funkcjonowało - jak na ten moment, tę porę roku - świetnie.
W drugiej połowie mecz był słabszy. Czesi grali jak kiedyś przegrywający 0:2 Polacy. Bezradnie bili głową w mur, zakładali hokejowy zamek, grali po obwodzie, ale nic nie mogli wskórać. Polscy dublerzy utrzymali znakomity wynik.
Artur Boruc powiedział kiedyś, że w bramce ma spokój grabarza. Z Czechami bronił rewelacyjnie. Kiedy we wtorek powiedział, że Koller nie jest taki wielki, śmialiśmy się razem z trenerem Beenhakkerem. W środę, interwencjami na przedpolu, spokojem, refleksem przyćmił nie tylko Petra Czecha. W 34. min Boruc sprawił, że malutki jak Tomcio Paluch był mierzący 204 cm wzrostu Koller. Najpierw sędzia podyktował karnego po wątpliwym faulu bramkarza na Milanie Baroszu. Przy strzale Kollera Boruc zrobił balans ciałem w prawo, a rzucił się w lewy róg. Tam, gdzie była piłka. Boruc "zrobił swoje" i po przerwie godnie zastąpił go Łukasz Fabiański. Już nikt nie zatęskni chyba za Tomaszem Kuszczakiem, który może i broni więcej w United niż Fabiański w Arsenalu, ale to ten drugi wprowadza w zespole mniej nerwowości i łatwiej akceptuje pozycję numer dwa.
Jeśli chodzi o blok defensywny, to - prawdopodobnie - w całości może wyglądać w Klagenfurcie tak, jak w Larnace. Żewłakow będzie toczył podobne, heroiczne boje z Podolskim, jak z Kollerem. Czecha zniechęcił do gry zupełnie. Jacek Bąk, poza jednym faulem i złym podaniem, udowodnił, że pogłoski o jego rzekomej, futbolowej śmierci są przedwczesne. I Beenhakker słusznie szuka następców, ale - na razie - na jesienne eliminacje MŚ. Ale wtedy, to Bąk już sam zakończy karierę. W Larnace powstrzymał Barosza.
O wstrzymanie oddechu przyprawiało nas, w grze bloku obronnego - jedno. Wyprowadzanie piłki do ofensywy przez Grzegorza Bronowickiego. Podania, straty mogły przyprawić o szybsze bicie serca. Na szczęście, poza jednym spóźnieniem i błędem w ustawieniu - w destrukcji było nieźle. Na jego tle lepiej wypadł Marcin Wasilewski. Beenhakker powiedział kiedyś, że po "meczu przeciwko Wasilewskiemu każdy napastnik ma popsuty wieczór". W środę popsuł wieczór Ujfalusiemu z Fiorentiny.
W drugiej linii bohaterem był Łobodziński z Dudką i Lewandowskim. Ten pierwszy grał jak w sobotę z Finlandią. Bardzo oszczędnie, ale kiedy już był przy piłce, było niebezpiecznie. Strzelił gola, a przy drugim to on podał do Smolarka, który wycofa piłkę Lewandowskiemu. Dwaj środkowi, defensywni pomocnicy grali z Czechami po "przejściach". Dudka po czterech miesiącach przerwy spowodowanych kontuzją, Lewandowski przyjechał prosto z obozu przygotowawczego. Ale dali zespołowi siłę w obronie i, żeby nie było zarzutów o jednostronną grę do tyłu, mieli udział przy obu golach.
Osobny rozdział to gra Jacka Krzynówka. On sam wie, że jeśli nie jest pewniakiem w klubie, wtedy nie jest gotowy do gry w kadrze. Brakuje mu błysku, przyspieszenia, dryblingu, pewności. Takiej, jak choćby w Portugalii. Z Czechami zagrał przeciętnie - ambicją braku ogrania nie nadrobi. A w Wolfsburgu ostatnio nie był nawet rezerwowym.
Największe rezerwy wciąż tkwią w ataku. Wichniarek starał się, pokazał, że jest w formie, że może być tym jednym, wysuniętym "numerem 9". Choćby tym podaniem do Smolarka, choćby wygranymi paroma pojedynkami z czeskimi obrońcami. Nie miał za wielu podań, zagrał pół meczu - w piątek gra w Bundeslidze z Eintrachtem. Na pewno dostanie szansę w meczu z USA, 26 marca w Krakowie. Na pewno na nią zasłużył.
Problemem zespołu jest Maciej Żurawski. Widać po nim, że ma trzy miesiące na odbudowanie formy w greckiej Larissie. W meczu z Czechami zrobił jedną akcję i to wszystko. A na koniec zwolnił kontrę w sytuacji czterech na dwóch. On i Krzynówek to zawodnicy, którzy jeśli będą w formie, zagrają z Niemcami.
Prezed Beenhakkerem jeszcze na pewno dużo pracy, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że najtrudniejsza "robota" już za nim i za piłkarzami. Jest większość jedenastki na Euro. Są dublerzy. Teraz nie wolno tego zmarnować.
Najpierw Łobodziński, potem Lewandowski i zespół Beenhakkera lepszy od Czechów! W pierwszej połowie Polakom udawało się niemal wszystko
Jeśli do meczu z Czechami polscy piłkarze mieli podejść tak, jak do spotkania z Niemcami, to za cztery miesiące i dwa dni, w Klagenfurcie czekamy na powtórkę - stylu, gry i wyniku z pierwszej połowy. Pierwsze 45 minut, w których wystąpiło ośmiu-dziewięciu pewniaków (na dziś) na mecz z Niemcami była taka, że ciężko wybrać najlepszego z nich. Co jeden to lepszy, a każdy z nawiązką realizował założenia Leo Beenhakkera. Polacy byli od Czechów lepsi indywidualnie, w każdej formacji i jako zespół.
Rywale to półfinaliści ostatniego Euro, pogromcy Niemców z niedawno zakończonych eliminacji (3:0 w Monachium), czwarty zespół Europy, szósty - na świecie. Przez lata wyrzut sumienia dla polskich piłkarzy i trenerów - jak z tak małego kraju można trafić do tak wielkich klubów? Mogło się trochę zakołować w głowie - ich kluby to Chelsea, Juventus, Osasuna, Fiorentina, Lazio, Portsmouth. Żaden nie gra obecnie w Czechach.
Polskiego piłkarza, oprócz Ebiego Smolarka, trudno szukać we Włoszech, Hiszpanii czy Premier League - Grzegorz Rasiak jeszcze nie zadebiutował w Boltonie... A jednak - to Polacy dominowali. Pomysł mieli taki: odbiór piłki na swojej połowie i szybki atak, kilkudziesięciometrowym, prostopadłym podaniem. To zadziałało.
W szóstej minucie zobaczyliśmy akcję made by Orange Ekstraklasa. Dariusz Dudka, po powrocie do Krakowa, spotka w Wiśle kupionego właśnie z Zagłębia Lubin Wojciecha Łobodzińskiego. Na zachętę zagrał mu zewnętrzną częścią prawej stopy tak, że skrzydłowy był sam na sam z Petrem Czechem. Poczekał aż jeden z najlepszych bramkarzy świata położy się na ziemi i trafił do siatki.
Nie zdążyliśmy ochłonąć, a w identycznej sytuacji był Ebi Smolarek. Podawał Artur Wichniarek, który wrócił do kadry po ponad czterech latach przerwy. Mimo tego nie zawahał się założyć koszulki z "ciężkim" numerem - 10. Zagranie było kapitalne, godne numeru, a okazja Smolarka przypominała tę z meczu z Portugalią w Chorzowie. Wtedy Ebi spojrzał, gdzie jest Ricardo i kopnął w okienko. Teraz strzelił nad Czechem, ale za lekko i trafił w wyciągniętą rękę bramkarza. Smolarkowi brakuje pewności, którą zatracił w Racingu Santander, gdzie też gra dobrze, ale goli strzela za mało.
Tak, jak kapitalne było podanie Wichniarka, tak nie można było wyjść z podziwu, kiedy w 29. min "pasówką" w okienko z 16 m strzelił Mariusz Lewandowski. Brazylijski pseudonim "Lewandao" - znowu zadziałał. Polska prowadziła 2:0. Gdyby do przerwy w Niemczech był taki wynik i taka gra - bylibyśmy wniebowzięci. Bo niemal wszystko funkcjonowało - jak na ten moment, tę porę roku - świetnie.
W drugiej połowie mecz był słabszy. Czesi grali jak kiedyś przegrywający 0:2 Polacy. Bezradnie bili głową w mur, zakładali hokejowy zamek, grali po obwodzie, ale nic nie mogli wskórać. Polscy dublerzy utrzymali znakomity wynik.
Artur Boruc powiedział kiedyś, że w bramce ma spokój grabarza. Z Czechami bronił rewelacyjnie. Kiedy we wtorek powiedział, że Koller nie jest taki wielki, śmialiśmy się razem z trenerem Beenhakkerem. W środę, interwencjami na przedpolu, spokojem, refleksem przyćmił nie tylko Petra Czecha. W 34. min Boruc sprawił, że malutki jak Tomcio Paluch był mierzący 204 cm wzrostu Koller. Najpierw sędzia podyktował karnego po wątpliwym faulu bramkarza na Milanie Baroszu. Przy strzale Kollera Boruc zrobił balans ciałem w prawo, a rzucił się w lewy róg. Tam, gdzie była piłka. Boruc "zrobił swoje" i po przerwie godnie zastąpił go Łukasz Fabiański. Już nikt nie zatęskni chyba za Tomaszem Kuszczakiem, który może i broni więcej w United niż Fabiański w Arsenalu, ale to ten drugi wprowadza w zespole mniej nerwowości i łatwiej akceptuje pozycję numer dwa.
Jeśli chodzi o blok defensywny, to - prawdopodobnie - w całości może wyglądać w Klagenfurcie tak, jak w Larnace. Żewłakow będzie toczył podobne, heroiczne boje z Podolskim, jak z Kollerem. Czecha zniechęcił do gry zupełnie. Jacek Bąk, poza jednym faulem i złym podaniem, udowodnił, że pogłoski o jego rzekomej, futbolowej śmierci są przedwczesne. I Beenhakker słusznie szuka następców, ale - na razie - na jesienne eliminacje MŚ. Ale wtedy, to Bąk już sam zakończy karierę. W Larnace powstrzymał Barosza.
O wstrzymanie oddechu przyprawiało nas, w grze bloku obronnego - jedno. Wyprowadzanie piłki do ofensywy przez Grzegorza Bronowickiego. Podania, straty mogły przyprawić o szybsze bicie serca. Na szczęście, poza jednym spóźnieniem i błędem w ustawieniu - w destrukcji było nieźle. Na jego tle lepiej wypadł Marcin Wasilewski. Beenhakker powiedział kiedyś, że po "meczu przeciwko Wasilewskiemu każdy napastnik ma popsuty wieczór". W środę popsuł wieczór Ujfalusiemu z Fiorentiny.
W drugiej linii bohaterem był Łobodziński z Dudką i Lewandowskim. Ten pierwszy grał jak w sobotę z Finlandią. Bardzo oszczędnie, ale kiedy już był przy piłce, było niebezpiecznie. Strzelił gola, a przy drugim to on podał do Smolarka, który wycofa piłkę Lewandowskiemu. Dwaj środkowi, defensywni pomocnicy grali z Czechami po "przejściach". Dudka po czterech miesiącach przerwy spowodowanych kontuzją, Lewandowski przyjechał prosto z obozu przygotowawczego. Ale dali zespołowi siłę w obronie i, żeby nie było zarzutów o jednostronną grę do tyłu, mieli udział przy obu golach.
Osobny rozdział to gra Jacka Krzynówka. On sam wie, że jeśli nie jest pewniakiem w klubie, wtedy nie jest gotowy do gry w kadrze. Brakuje mu błysku, przyspieszenia, dryblingu, pewności. Takiej, jak choćby w Portugalii. Z Czechami zagrał przeciętnie - ambicją braku ogrania nie nadrobi. A w Wolfsburgu ostatnio nie był nawet rezerwowym.
Największe rezerwy wciąż tkwią w ataku. Wichniarek starał się, pokazał, że jest w formie, że może być tym jednym, wysuniętym "numerem 9". Choćby tym podaniem do Smolarka, choćby wygranymi paroma pojedynkami z czeskimi obrońcami. Nie miał za wielu podań, zagrał pół meczu - w piątek gra w Bundeslidze z Eintrachtem. Na pewno dostanie szansę w meczu z USA, 26 marca w Krakowie. Na pewno na nią zasłużył.
Problemem zespołu jest Maciej Żurawski. Widać po nim, że ma trzy miesiące na odbudowanie formy w greckiej Larissie. W meczu z Czechami zrobił jedną akcję i to wszystko. A na koniec zwolnił kontrę w sytuacji czterech na dwóch. On i Krzynówek to zawodnicy, którzy jeśli będą w formie, zagrają z Niemcami.
Prezed Beenhakkerem jeszcze na pewno dużo pracy, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że najtrudniejsza "robota" już za nim i za piłkarzami. Jest większość jedenastki na Euro. Są dublerzy. Teraz nie wolno tego zmarnować.

Bramki:
Łobodziński (6. po podaniu Dudki), Lewandowski (29. po podaniu Smolarka)
Kartki:
Żewłakow - żółta
Skład:
Artur Boruc (46. Łukasz Fabiański) - Marcin Wasilewski, Jacek Bąk (46. Mariusz Jop), Michał Żewłakow, Grzegorz Bronowicki (77. Jakub Wawrzyniak); Wojciech Łobodziński (83. Rafał Murawski), Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski, Ebi Smolarek (66. Tomasz Zahorski); Jacek Krzynówek; Artur Wichniarek (46. Maciej Żurawski)
Trener: Leo Beenhakker
2 : 0
2:0
6 lutego 2008 godz. 20:30
Larnaca
Sędzia: Stelios Trifonos
Widzów: 1500
Bramki:
-
Kartki:
Grygera, Koller, Matejowski - żółta
Skład:
Petr Cech - Zdenek Pospech, Zdenek Grygera, David Rozehnal, Tomas Ujfalusi (46.Michal Kadlec) - Libor Sionko (76. Stanislav Vlcek), Marek Matejovsky, Jan Polak, Jaroslav Plasil (86. Marek Kulic) - Jan Koller, Milan Baros