piątek, 11 kwietnia 2008

Rosyjska prasa nazywa słowa Kaczyńskiego skandalem

rik, PAP
2008-04-11, ostatnia aktualizacja 2008-04-11 11:09

"Prezydent Polski wywołał głośny międzynarodowy skandal, który okrył mrokiem i tak już napięte stosunki między Rosją a Zachodem" - pisze dziś dziennik "Wriemia Nowostiej", komentując środowy wywiad Lecha Kaczyńskiego dla Reutersa.

Zobacz powiekszenie
Fot. Rafał Malko / AG
Lech Kaczyński
O wypowiedzi polskiego prezydenta na temat negocjacji między Rosją i Unią Europejską, a także rozszerzenia NATO o Ukrainę i Gruzję, piszą wszystkie dzisiejsze gazety moskiewskie.

Niezawisimaja Gazieta: "Prezydent Polski szantażuje Unię"

"Polska pomściła Ukrainę i Gruzję" - tytułuje swój materiał rządowa "Rossijskaja Gazieta". "Prezydent Polski szantażuje Unię Europejską" - wybija z kolei "Niezawisimaja Gazieta". "Nowe ultimatum Kaczyńskiego" - wtóruje im "RBK-daily". Tylko "Kommiersant" uspokaja: "Prezydentowi Polski rozdmuchano weto. Lechowi Kaczyńskiemu przypisano szantażowanie Rosji".

"Wriemia Nowostiej" podkreśla, że "Lech Kaczyński próbował wczoraj złagodzić skutki swojej elokwencji", jednak "dyplomatyczne manewry polskiego kierownictwa nie mogą ukryć tego, co najważniejsze - zainteresowania Warszawy posuwaniem się NATO na Wschód".

Dziennik odnotowuje, że "apel Warszawy o wywarcie presji na Moskwę, by pogodziła się z rozszerzeniem NATO na Wschód, wywołał radość w Tbilisi i Kijowie".

Również "Niezawisimaja Gazieta" ocenia, że dementi Kaczyńskiego nie zmienia istoty jego stanowiska, wyrażonego w wywiadzie".

Dziennik konstatuje, iż wypowiedź polskiego prezydenta "praktycznie dezawuuje stanowisko premiera Donalda Tuska". "Wszak szef rządu w ostatnim czasie niejednokrotnie publicznie zapewniał, że po uregulowaniu problemu eksportu polskiej produkcji rolnej do Rosji, Warszawa nie będzie przeszkadzała rozmowom UE-Rosja" - przypomina "Niezawisimaja Gazieta".

Izwistija: "Polska przeżywa wiosenne przesilenie"

Z kolei "Rossijskaja Gazieta" pisze, iż "wygląda na to, że język ultimatum staje się wizytówką Polski". Dziennik zauważa też, że Polsce "pomyliły się interesy narodowe i ogólnoeuropejskie".

"Wspólnota europejska, zgrzytając zębami, przełknie polską pigułkę, aby mieć jak najmniej wspólnego z tym nie chcącym przestrzegać elementarnych norm przyzwoitości krajem" - prognozuje "Rossijskaja Gazieta".

Według dziennika, "jest jednak szansa - choć niewielka - że Polska przestanie być +postrachem+ dla Starego Kontynentu; że wróci do cywilizowanych form dialogu". "Nadzieje na taki rozwój wydarzeń wielu w Brukseli łączy z dojściem do władzy premiera Donalda Tuska" - wyjaśnia "Rossijskaja Gazieta".

W ocenie dziennika, "wypowiedzi prezydenta, który wysunął kolejne ultimatum wobec zjednoczonej Europy, mogły mieć na celu zrobienie na złość premierowi, próbującemu znormalizować zepsute przez poprzedni gabinet relacje z Brukselą".

Natomiast "RBK-daily" wskazuje, że "choć następnego dnia próbował on (Lech Kaczyński) złagodzić swój wypad pod adresem Rosji, eksperci uważają go za kolejny dowód, iż weto Polski od początku było związane nie z dopuszczeniem mięsa na rosyjski rynek, lecz z problemami geopolityki".

Dziennik, partner niemieckiego "Handelblatt", zwraca też uwagę, że "w aparacie premiera Polski Donalda Tuska oświadczenia Kaczyńskiego nie komentowano".

"Polska przeżywa wiosenne przesilenie" - tak zamieszanie wokół wypowiedzi prezydenta Kaczyńskiego kwitują "Izwiestija".

Cimoszewicz: Zwrot na lewo to dramatyczny błąd z punktu widzenia reguł uprawiania polityki

Rozmawiała Janina Paradowska
2008-04-11, ostatnia aktualizacja 2008-04-11 11:42

- Pomysł, jaki chce realizować dzisiaj lewica to pomysł na odsunięcie się od głównego nurtu polityki i w gruncie rzeczy pomysł na pozbawienie się jakiegokolwiek wpływu - powiedział Włodzimierz Cimoszewicz w "Poranku Radia TOK FM"

Zobacz powiekszenie
fot. Bartłomiej Dreśliński
Włodzimierz Cimoszewicz
Janina Paradowska: Pan senator PiS-u Czesław Ryszka mówi, że ustawa medialna to czysty totalitaryzm, ta propozycja Platformy Obywatelskiej. Pan też tak uważa?

Włodzimierz Cimoszewicz: Oczywiście nie. To jest język, który ostatnio dość często spotyka się w polskiej polityce, w tym niestety także w tej tak zwanej izbie refleksji, czyli w senacie. Język bardzo radykalny i niewiele przystający do rzeczywistości. Natomiast mogę powiedzieć, że podzielam rozczarowanie tą propozycją rządzącej partii. Dlaczego? Dlatego, że z jednej strony jest oczywiste, że media publiczne nie miały szczęścia od kilkunastu lat. W gruncie rzeczy od chwili, gdy na początku lat dziewięćdziesiątych tworzyliśmy pewien nowy system mediów publicznych. Wkrótce okazało się, że popełniliśmy błąd. Ośmielam się twierdzić, że błąd pewnej naiwności, polegający na przekonaniu, że jeżeli się zrównoważy wpływy polityczne różnych środowisk politycznych wyjdzie rzetelne radio i rzetelna telewizja, niewiele wyszło. Później się okazało, że każdy próbuje to zawłaszczyć w większym stopniu dla siebie i wszystkie ekipy rządzące popełniały w większym, bądź w mniejszym stopniu ten grzech. To, co się stało po wyborach 2005 roku, za rządów PiS-u, Samoobrony i LPR-u wołało już o pomstę do nieba. To jest zgroza.

Janina Paradowska: A teraz mają być konkursy, może to trochę lepiej.

Włodzimierz Cimoszewicz: Mam wrażenie, że to nie o to chodzi. Tutaj chodzi, kto jednak określa pewien ogólny porządek, kto ma możliwość oddziaływania, formułowania oczekiwać i tak dalej. Media publiczne dzisiaj są w moim odczuciu w dramatycznym położeniu. Straciły bardzo wiele na swojej wiarygodności, ogromnie obniżyły standardy rzetelności dziennikarskiej i to wymaga zmiany. Z tego punktu widzenia coś trzeba zrobić i to dosyć pilnie. Ale z drugiej strony Platforma nie wykorzystała okazji, żeby wspólnie zbiorowo się zastanowić, jak ten cały system uzdrowić. Jak rzeczywiście dać mediom publicznym szansę, żeby stały się bardziej niezależne i rzetelne.

Janina Paradowska: A pan byłby zwolennikiem likwidacji abonamentu?

Włodzimierz Cimoszewicz: Proszę pani, mam wrażenie, że abonament jest w dużym stopniu fikcją. To jest trochę debata przy wykorzystaniu języka magicznego. Tutaj raczej jakimiś symbolami, kodami się posługują wszyscy, jak ktoś jest przeciwko abonamentowi albo ma jakieś zastrzeżenia jest zaraz określany, jako ten, kto chce podporządkować media publiczne władzy. Można byłoby, jak sądzę stworzyć takie reguły publicznego dofinansowania, żeby nie łączyło się to bezpośrednio z naciskami, z wpływami. Więc to jest trochę dyskusja pozorna. Z jednego punktu widzenia bardzo istotne jest to, kto ma wpływ na obsadzanie składów tych wszystkich instytucji nadzorujących, przydzielających koncesję, oceniających program, kompetentnych, wyposażonych we władzę reagowania na jakieś tam wykroczenia programowe.

Janina Paradowska: A wierzy pan, że może się znaleźć takie gremium.

Włodzimierz Cimoszewicz: Proszę pani, doświadczenie uczy, że nie. Ale doświadczenie w innych krajach pokazuje, że tak. Wiec czy jesteśmy rzeczywiście na tyle inni, że niezdolni do zachowań podobnych jak w innych krajach, nie wiem. Media publiczne w moim przekonaniu są potrzebne. Wszyscy wiemy, że rynek informacji i przekazu medialnego jest właśnie rynkiem, czyli tutaj obowiązuje komercyjna konkurencja, a komercyjna konkurencja na ogół nie sprzyja pewnym działaniom z obszaru kultury, z obszaru dziennikarstwa nie związanego ze sprawami bieżącymi i widzimy chociażby w polskiej prasie, jak komercjalizacja prasy, czy także radiostacji doprowadziła do tego, że jakaś tam bieżąca sensacja wypiera wszystko, a niektóre radiostacje nadają 95 albo 98 procent muzyki.

Janina Paradowska: Czy pan uważa się w dalszym ciągu za polityka lewicowego?

Włodzimierz Cimoszewicz: Jakbym powiedział nie, to zabrzmiałoby to dwuznacznie, a jednocześnie nie mam wątpliwości, że od początku lat 90, od początku kształtowania się polskiej sceny partyjnej, polskiej sceny politycznej było strasznie wiele umowności w tych wszystkich określeniach.

Janina Paradowska: Czy jest jakieś ugrupowanie, do którego mógłby się pan, jako polityk lewicowy zapisać?

Włodzimierz Cimoszewicz: Dzisiaj nie. Jeżeli to kogoś interesuje, w kategoriach bardziej ideowych jestem raczej socjal-liberałem z bardzo silnym, pragmatycznym nastawieniem. To znaczy uważam, że w polityce trzeba bardzo twardo trzymać się rzeczywistości i zajmować się realnymi problemami, a nie problemami gdzieś tam wymyślonymi i pasującymi do jakiegoś schematu ideologicznego.

Janina Paradowska: To co pan sądzi o zwrocie na lewo Wojciecha Olejniczaka?

Włodzimierz Cimoszewicz: Wie pani, jak w takim starym dowcipie: partia doszła na kraniec przepaści i światłe kierownictwo postanowiło zrobić krok naprzód. Tak właśnie zrobiono.

Janina Paradowska: Nie wierzy pan w ten zwrot na lewo?

Włodzimierz Cimoszewicz: Nie to, że nie wierzę, uważam, że to jest błąd, to jest dramatyczny błąd z punktu widzenia reguł uprawiania polityki. Wie pani, ktoś może się z tym zgodzić lub nie, uważam, ze warto poświęcić kawałek życia na działalność publiczną, polityczną tylko w pewnych okolicznościach, pod pewnymi warunkami. Wiem, czego chcę dla swojego społeczeństwa dla swojego państwa, jestem przekonany, że mam więcej racji, niż inni i dążę do tego, żeby uzyskać wpływ i zdolność do wprowadzanie tego w życie. Jeżeli nie mam takiej możliwości, jeżeli nie mam takiej szansy, to po co sobie zawracać głowę, po co tracić czas na to. Pomysł, jaki chce realizować dzisiaj lewica to pomysł na odsunięcie się od głównego nurtu polityki i w gruncie rzeczy pomysł na pozbawienie się jakiegokolwiek wpływu.

Janina Paradowska: A dlaczego odsunięcie się od głównego nurtu?

Włodzimierz Cimoszewicz: Dlatego, że główny nurt, to co się dzieje w naszym społeczeństwie, państwie, jest inny. Płynie w innym kierunku. To oczywista prawda, co mówią rozmaici politycy lewicy, że mamy wiele problemów socjalnych, mamy wiele biedy, mamy wiele nierówności, tylko, że główny tembr naszego życia społecznego jest inny. To jest społeczeństwo, które ma coraz większe poczucie sukcesu, to jest społeczeństwo, które coraz więcej sukcesów odnosi. Polska i polskie społeczeństwo obecnie jest zupełnie inne niż to sprzed 15, czy 20 lat. Jeżeli ktoś mówi, że w Polsce są duże nierówności, czy niesprawiedliwości to z jednej strony prawda, ale z drugiej strony Polska tak naprawdę nie różni się w żaden istotny sposób od społeczeństw Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec i tak dalej. Oczywiście polska bieda jest inna, niż niemiecka, czy francuska, ale jak wiadomo, najczęściej to nie jest kwestia kategorii bezwzględnych, tylko względnych. Każdy odnosi swoje położenie do otoczenia najbliższego, do tego, jak żyją inni, w związku z tym biedny emeryt francuski, który jest trzy razy bogatszy od polskiego biednego emeryta nadal czuje się bardzo biedny i warunkach swojego kraju ma powody do narzekania. Z tego punktu widzenia Polska nie różni się aż tak, jak ideolodzy nowej lewicy by chcieli twierdzić. Nowe młode pokolenie, nawiasem jestem zaskoczony, że ci młodzi przywódcy lewicy nie rozumieją swojego pokolenia, młode polskie pokolenie jest zupełnie inne od jakiekolwiek poprzedniego. Jest zdecydowanie lepiej wykształcone. Jest zdecydowanie bardziej optymistyczne . Jest zdecydowanie bardziej otwarte. Zdecydowanie mniej etatystycznie nastawione do roli państwa w życiu społecznym, w gospodarce. Wyrosło w warunkach gospodarki wolnorynkowej i w warunkach, w których człowiek mówi podejmować zdecydowanie większe ryzyko indywidualne, niż w przeszłości. I ci młodzi ludzie, ogromna większość z nich uznaje to za rzecz naturalną.

Janina Paradowska: Czyli nie sądzi pan, że to jest atrakcyjna oferta dla nich? Ta oferta światopoglądowa, antyklerykalizm?

Włodzimierz Cimoszewicz: Wie pani, wydaje mi się, że w miarę jak stopniowo rozwiązujemy podstawowe problemy materialne, jak ograniczamy bezrobocie i tak dalej, to oczywiście rozmaite kwestie innej natury, te dotyczące życia, obyczaju, świadomości będą odgrywały rosnącą rolę. I z tego punktu widzenia pewnie bardziej będzie to ludzi obchodziło, tylko, że ja to inaczej postrzegam. Wydaje mi się, że ogromna część naszego społeczeństwa, zwłaszcza ci ludzie młodzi raczej chcieliby pewnej wizji nowoczesnego kraju, nowoczesnego społeczeństwa, w tej wizji jest zapewne miejsce na odpowiedź na pytanie, jak powinny wyglądać we współczesnej Polsce relacje między kościołem i państwem, życiem publicznym, ale ktoś, kto chciałby na sprawach związanych przerywaniem ciąży, czy na antyklerykalizmie budować ofertę polityczną niczego nie rozumie. To nie jest żadna wizja. To jest recepta na awanturę. Ale to nie recepta na swoiste przywództwo, ideowe przywództwo, na to, żeby pokazać ludziom, że się ma sporo w głowie, że się ma wyobrażenie na temat tego, w jakim kierunku Polska powinna zmierzać.

Janina Paradowska: Może powinien pan w takim razie wejść do jakiejś inicjatywy politycznej lub samą zacząć tworzyć? Czy juz pan nie chce, konsekwentnie?

Włodzimierz Cimoszewicz: Nie chcę, ja nigdy nie miałem ochoty na działalność organizatorsko-partyjną. Ona ma swoje reguły. To jest zrozumiałe. Trzeba się dużo z ludźmi spotykać, gdzieś, jeździć, na jakichś zebraniach siedzieć i tak dalej.

Janina Paradowska: A pan woli w puszczy?

Włodzimierz Cimoszewicz: Tak. Nawiasem mówiąc, ktoś ostatnio usłyszał coś, co powiedziałem...

Janina Paradowska: Ale zaraz panu powiedzą, że pozbawia się pan prawa do krytyki.

Włodzimierz Cimoszewicz: Nie, nie. Jeśli pani pozwoli, tylko słowo. Ktoś powiedział, że usłyszał, że ja powiedziałem, że mnie już nic nie interesuje w tej polityce, że ja wolę chodzić po lesie i tam mnie bardzo zganiono za to, ja powiedziałem, pół żartem, pół serio, że zamiast chodzić na zebrania, wolę chodzić po lesie i to jest prawda, przyznaję: jeden lubi jedno, jeden lubi drugie, nie krytykuję tych, którzy siedzą na zebraniach, ale mnie to nie interesuje. Natomiast chętnie wezmę w jeszcze większym stopniu udział w debacie publicznej. W sprawach naszego kraju. W tym także w debacie dotyczącej pewnej politycznej reprezentacji, powiedziałbym środowiska ludzi poglądów umiarkowanych i lewicowych.

Janina Paradowska: I jest takie środowisko?

Włodzimierz Cimoszewicz: W społeczeństwie tak.

Janina Paradowska: A w świecie polityki?

Włodzimierz Cimoszewicz: Właśnie nie ma takiej politycznej reprezentacji w tej chwili, jakąś tam próbą było tworzenie owego LiD-u, który jest już nieboszczykiem, nie była to zbyt udana próba, ale w moim przekonaniu można znaleźć trochę usprawiedliwień związanych z okolicznościami miejsca i czasu, kiedy ta inicjatywa powstawała, więc politycznej reprezentacji ta bardzo duża cześć polskiego społeczeństwa nie ma.

Janina Paradowska: I na koniec chciałam zapytać, czy te wszystkie sprawy związane jeszcze z pana kampanią prezydencką i tą nagonką, którą na pana urządzono, te sprawy sądowe pokończyły się, ma pan już jakąś satysfakcję?

Włodzimierz Cimoszewicz: Ależ skąd. Nie. Proszę pani satysfakcji nigdy nie będę miał...

Janina Paradowska: Rozumiem, bo to wyeliminowanie z wyborów jest poważne, ale żeby było rozstrzygnięte co i jak.

Włodzimierz Cimoszewicz: To nie to, wie pani, wybory można wygrywać, przegrywać to jest naturalne w polityce. Ale jeżeli jest się pomówionym, obrzuconym błockiem, jeżeli zaatakowana jest brutalnie rodzina najbliższa, trudno kiedykolwiek mieć jakąś satysfakcję. W konsekwencji tej sprawy sprzed trzech lat toczy się jedna sprawa sądowa, która jest zdaje się w powijakach na tyle, na ile ja się orientuję, czyli dramatycznie się to wlecze i nie wiem, czy się w ogóle to skończy. Natomiast jest poważniejszy w moim przekonaniu problem. To nie jest kwestia jakiejś oszustki, która z jakichś sobie znanych powodów dopuściła się przestępstwa. To jest także w bardzo dużym stopniu problem polityki polskiej. To jest kwestia tego, że ja, ale nie tylko ja chciałbym, żeby coraz więcej ludzi uznało to za swoją sprawę. Usłyszymy odpowiedź na pytanie. Jaka była rola rozmaitych polityków w tym wszystkim. Przecież to był akt swoistego wykroczenia wręcz przestępstwa przeciwko demokracji, przeciwko wyborom, przeciwko swobodzie wyborów. Jeżeli do takiego stopnia zdeformowano jedną z najważniejszych procedur w Polsce.

Źródło: TOK FM

Ziobro, Kotecka, laptop i CBA

Agnieszka Kublik
2008-04-11, ostatnia aktualizacja 2008-04-11 08:04

Jak doniesienie Patrycji Koteckiej na TVP napisane w laptopie Zbigniewa Ziobry trafiło do CBA? Czy Patrycja Kotecka, która w TVP broni interesów PiS, straci posadę?

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Patrycja Kotecka
Według nieoficjalnych informacji prezes TVP Andrzej Urbański zdecydował, że zwolni Patrycję Kotecką, wiceszefową Agencji Informacji w TVP. Kotecka przez półtora roku nadzorowała informacje w telewizji publicznej. Stała się symbolem upolitycznienia TVP.

Ostateczna decyzja należy do całego zarządu TVP, który ma się zebrać w środę. Nie jest jasne, dlaczego Urbański teraz miałby chcieć dymisji Koteckiej. On sam milczy. Kluczem do sprawy może być bulwersująca i trudna do potwierdzenia historia, którą usłyszeliśmy przed kilkoma tygodniami.

Luty 2007 r., z szefem CBA Mariuszem Kamińskim kontaktuje się Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości rządu PiS. Mówi, że jego znajoma dziennikarka Patrycja Kotecka ma ważne informacje na temat przekrętów w TVP.

Ziobro chce, by to sam Kamiński odebrał od niej te informacje. Kotecka przekazuje CBA anonimowe pismo o możliwej korupcji na styku TVP - zewnętrzne firmy produkujące programy.

Ale to nie wszystko. Zostaje umówiona z funkcjonariuszem CBA, który ma przeszkolić ją, jak bezpiecznie kontaktować się z agentem Biura.

- Szkolenie to nazwa trochę na wyrost - tłumaczy informator "Gazety". - Ustalono z nią, że będzie używać jednego numeru prepaidowego do kontaktu z firmą. Agent będzie odbierał telefon też tylko pod jednym numerem. Pouczono ją, że ten telefon ma włączać tylko w bardzo ludnych miejscach.

Gdy dzwoniła do CBA, inne telefony komórkowe miała wyłączać, by stacje przekaźnikowe identyfikujące numery i aparaty nie mogły jej namierzyć.

Według relacji naszego rozmówcy Kotecka nie została zarejestrowana jako informator. - Ustawowo CBA ma zakaz werbowania dziennikarzy. Poza tym czasem lepsze są informacje uzyskiwane w toku niezobowiązujących spotkań z dziennikarzem przy kawie. Tak wszystkie służby omijają ten zakaz - tłumaczy nasz rozmówca.

Postanowiliśmy sprawdzić wiarygodność tej opowieści.

CBA wchodzi do TVP

Donos mający pochodzić od Koteckiej jest pełen konkretów: są nazwiska pracowników TVP i producentów zewnętrznych, ich numery telefonów, maile, adresy firm. Sprawdziliśmy - dane są prawdziwe. Zarzuty dotyczyły programów, które powstały w TVP za prezesury Bronisława Wildsteina.

TVP potwierdziła nam na piśmie, że CBA przeprowadziło w TVP kontrolę

- dotyczyła styku TVP z producentami zewnętrznymi i obejmowała umowy podpisane m.in. w czasach Wildsteina. Kontrola zakończyła się w lutym tego roku. Nieprawidłowości nie stwierdziła.

Pytania o kontrolę w TVP przesłaliśmy też tydzień temu do CBA. Pytaliśmy: Kiedy CBA rozpoczęło kontrolę w TVP? Co było impulsem do jej wszczęcia? Odpowiedzi nie dostaliśmy.

Kotecka: Są granice

Skąd jednak pewność, że źródłem doniesienia była Kotecka? Skontaktowaliśmy się z funkcjonariuszem CBA, który miał szkolić dziennikarkę. Gdy usłyszał pytanie o Kotecką, przerwał połączenie. Od tego czasu jego numer jest nieaktywny.

Zadzwoniliśmy do Koteckiej we wtorek. Zapytaliśmy ją, czy była inicjatorką kontroli w TVP: - Nie wiem nic o żadnej kontroli, bo kontrolami zajmuje się biuro audytu. Ja jestem wicedyrektorem Agencji Informacji.

Sugestię, jakoby przekazała informacje do CBA, nazwała bzdurą. - A w ogóle to nie mogę rozmawiać z mediami - rzuciła. Gdy zapytaliśmy o jej spotkanie z funkcjonariuszem CBA, rozłączyła się.

Podczas kolejnej rozmowy powiedziała: - Rozumiem, że chce się mnie zniszczyć, ale są jakieś granice.

Pytania bez odpowiedzi

Po rozmowie z Kotecką we wtorek wysłaliśmy pytania do rzeczniczki TVP Anety Wrony. Pytaliśmy: Czy Kotecka przekazywała CBA informacje dotyczące nieprawidłowości związanych ze współpracą TVP z firmami zewnętrznymi w zakresie produkcji telewizyjnych? Czy Kotecka miała bezpośredni kontakt z pracownikiem CBA w okresie 2006-07?

Wrona odpisała, że pytania pozostaną bez odpowiedzi, bo Kotecka jest na urlopie do 21 kwietnia.

W środę - dzień po otrzymaniu naszych pytań - prezes TVP Andrzej Urbański miał zdecydować o wyrzuceniu Koteckiej. Poinformowały o tym w czwartek "Dziennik", "Rzeczpospolita" i "Super Express". "Dziennik" twierdzi, że Kotecka będzie musiała odejść z TVP ze względu na "związki z CBA".

Zapytaliśmy rzeczniczkę TVP, czy to prawda, że prezes TVP zdecydował już o zwolnieniu Koteckiej i dlaczego.

Odpisała: "Zespół Rzecznika Prasowego TVP SA nie posiada informacji na temat decyzji służbowych dotyczących p. Patrycji Koteckiej".

Pytania zadaliśmy we wtorek również Zbigniewowi Ziobrze.

Pytaliśmy: Czy dostał z TVP informację, że istnieją nieprawidłowości dotyczące współpracy TVP z producentami zewnętrznymi? Kto przekazał mu tę informację? Czy Kotecka?

Czy informacja o nieprawidłowościach w TVP powstała na jego laptopie, z którego korzystała Kotecka? Kto był jej autorem? Czy przekazał tę informację CBA? Czy skontaktował Kotecką z CBA w tej sprawie? Czy CBA zajęło się tą informacją i wszczęło kontrolę?

Rzecznik klubu PiS Mariusz Kamiński poinformował wczoraj "Gazetę", że Ziobro na nasze pytania nie odpowie.

Tajemnice laptopa Ziobry

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że pismo Koteckiej o nieprawidłowościach w TVP powstało na służbowym laptopie Ziobry, którego twardy dysk bada ABW. Powodem dochodzenia jest to, że urządzenie - nim Ziobro zwrócił je do ministerstwa - zostało uszkodzone. Są podejrzenia, że specjalnie, by nie można było odczytać danych.

Kiedy informatycy zaczęli odzyskiwać dane z komputera b. ministra, wybuchł skandal. Okazało się, że są tam scenariusze programów telewizyjnych, które robiła Kotecka. Zapisy pochodzą z okresu grudzień 2006 - luty 2007.

Ziobro tłumaczył, że "z dziennikarką łączyły go bliskie relacje i korzystała z jego komputera".

Wczoraj wieczorem Kotecka napisała do nas: "W laptopie Ziobry przygotowałam notatki dotyczące możliwych nieprawidłowości w TVP. Zawierały wstępnie zebrane informacje wymagające weryfikacji. Był to nieprzeznaczony do publikacji roboczy dokument, jaki często przygotowują sobie dziennikarze pracujący nad jakimś tematem. Konsultowałam go m.in z dwoma dziennikarzami śledczymi z dwóch tytułów prasowych. Publikacja nie powstała, bo informacje nie potwierdziły się".

Wieczorem odezwał się też Ziobro, przesyłając odpowiedzi przez biuro PiS. Czytamy w nich:

Minister Ziobro nie przekazał nigdy CBA jakiejkolwiek informacji nt. nieprawidłowości w TVP.

Minister Ziobro nigdy nie kontaktował się z CBA ws. rzekomych nieprawidłowości w TVP.

Patrycja Kotecka jako osoba bliska ministrowi korzystała z jego komputera. Nie miała świadomości, że był to komputer służbowy.

Znajdował się tam szereg jej materiałów dziennikarskich. Wśród nich takie, które dotyczyły ewentualnych nieprawidłowości w TVP i nie nadawały się do bezpośredniej publikacji, gdyż wymagały dalszej weryfikacji.

W komentarzu do tych odpowiedzi czytamy też, że: "Prześwietlenie i dokonywanie przecieków z zawartości laptopa, nawet jeśli był to sprzęt służbowy, ma charakter inwigilacji".

Kaczmarek o Koteckiej

O tym, że Ziobro interesował się nieprawidłowościami w TVP, mówi też b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek w swojej książce. Opowiada w niej dziennikarzom RMF, że był świadkiem rozmowy Ziobry z Urbańskim: "[ze strony Ziobry] pojawiły się informacje o nieprawidłowościach związanych z finansowaniem programów telewizyjnych i że prokuratura rozpocznie w tej sprawie postępowanie". Kaczmarek opowiada, jak Ziobro zabiegał u Urbańskiego, by zatrudnił Kotecką: "Będzie pan potrzebował ludzi, a ja mam taką osobę, jest nią redaktor, za którą mogę poręczyć, Patrycja Kotecka. To osoba, która będzie działała na naszą rzecz" - relacjonuje Kaczmarek słowa Ziobry.

Kotecka pracowała w TVP za czasów Wildsteina krótko - jako reporterka od listopada 2006 r. do stycznia 2007 r.

Wróciła tydzień po zastąpieniu Wildsteina przez Urbańskiego. Najpierw była szeregowym redaktorem Agencji Informacji, ale szefowie dali jej prawo nadzorowania "Wiadomości". Reporterzy "Wiadomości" pamiętają, że otwarcie mówiła, że coś w "Wiadomościach" nie pójdzie, bo "może zaszkodzić PiS-owi".

Usiłowała ocenzurować abp. Józefa Michalika, krytykującego PiS za postawę przy ustawie antyaborcyjnej.

W połowie czerwca 2007 r. Kotecka awansuje i to od razu na p.o. wicedyrektora AI. Konfliktów z reporterami jest coraz więcej. Kotecka szczególnie interesuje się informacjami dotyczącymi Ziobry, prokuratury, CBA.

Reporterzy "Wiadomości" opowiadali nam, że przyniosła zeznania świadków w sprawie dr. G. - oskarżonego przez Ziobrę i CBA o korupcję, a nawet uśmiercenie pacjenta. Były tam adresy, numery telefonów. Reporterzy odmówili zrobienia z tego materiału.

Nie chciała, by "Wiadomości" - za "Gazetą" - podały informację, że CBA sprawie dr. G. nadało kryptonim "Mengele".

Urbański zawsze brał ją w obronę.

Źródło: Gazeta Wyborcza