czwartek, 17 kwietnia 2008

Rutkowski: Olewnik załatwiał pozwolenia na broń

Zaskakujące zeznania byłego detektywa

Rutkowski zeznał, że Olewnik załatwiał pozwolenia na broń

Krzysztof Olewnik załatwiał pozwolenia na broń palną, a zarobionymi pieniędzmi dzielił się z jednym z płockich policjantów - takie rewelacje przedstawił olsztyńskim śledczym były detektyw Krzysztof Rutkowski. "Porywacze go zabili, bo się bali, że ich rozpozna. W grupie przestępczej byli ludzie z jego środowiska: sąsiad i bliski kolega, który na bieżąco dawał porywaczom informacje, co się dzieje wkoło tej sprawy" - twierdzi Rutkowski.

Według Rutkowskiego, syn płockiego biznesmena został porwany, bo bandytów raził jego wystawny styl życia. Drugi motyw to okup. Dodał, że młody Olewnik załatwiał pozwolenia na broń palną za 10 tysięcy złotych. Dla siebie brał 5 tysięcy złotych, resztą dzielił się z jednym z funkcjonariuszy z Płocka, który zresztą był u niego na imprezie poprzedzającej porwanie - relacjonował Rutkowski.

Jeszcze przed przesłuchaniem były detektyw zapowiadał, że będzie zeznawał m.in. na temat tego, że funkcjonariusze CBŚ z Warszawy próbowali wymusić zeznania na jego pracowniku, oraz o tym, że zawiadomił policję, iż człowiek współpracujący z jego biurem może "naciągać" Olewników na pieniądze.

Na tym nie koniec rewelacji byłego detektywa. "Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa, gdy były sytuacje konfliktowe z policją (już po porwaniu), sugerował działania przeciwko prowadzącym sprawę policjantom z wykorzystaniem siły politycznej w postaci Zbigniewa Siemiątkowskiego". Według Rutkowskiego, Olewnik "sponsorował jego kampanię wyborczą". Były detektyw podkreślił jednak, że "mieszanie polityki do tej sprawy jest błędem, bo ma ona tylko i wyłącznie kryminalny charakter".

Według rzecznika olsztyńskiej prokuratury, Rutkowski sam zgłosił się na przesłuchanie i zeznawał na własną prośbę. Dlaczego? Bo, jak stwierdził, "posiada w tej sprawie ważne, nowe informacje".

Siemiątkowski: Nikt mi nie sponsorował kampanii

Siemiątkowski - ostatni szef Urzędu Ochrony Państwa, a później szef Agencji Wywiadu - powiedział PAP, że "nikt mu nie sponsorował kampanii". "W czterech kampaniach, które prowadziłem, korzystałem jedynie ze środków partyjnych i własnych zasobów, to jest udokumentowane" - twierdzi Siemiątkowski. Dodał, że Włodzimierza Olewnika poznał dopiero latem 2004 roku. Czyli już po śmierci Krzysztofa.

Według pełnomocnika rodziny Olewników mec. Ireneusza Wilka, jedną z istotnych kwestii, dotyczących uprowadzenia Krzysztofa Olewnika oraz uchybień związanych ze śledztwem w tej sprawie jest ustalenie, czy sprawcom porwania ktoś nie pomagał. Chodzi o niewyjaśnioną sprawę uchylonych drzwi balkonowych, którymi sprawcy dostali się do domu ofiary. "Ktoś wiedział, że są one uchylone. Te drzwi mogły być otwarte tylko od środka, czyli przez jednego z uczestników imprezy. To świadczyłoby, że mogła być tam osoba, która współpracowała z osobami, które uprowadziły Krzysztofa" - powiedział mecenas Wilk.

Dodał, iż pewność z jaką postępowali porywacze, oznaczać może, że w domu Olewnika była co najmniej jedna osoba, która mogła informować porywaczy o tym, co dzieje się w środku, a nawet koordynować pewne działania. Jednak nikt nie sprawdził bilingów telefonicznych uczestników imprezy. A to - według Wilka - mogło pomóc w wyjaśnieniu tych podejrzeń. "Trzeba było wyjaśnić, kto dzwonił i gdzie" - powiedział mecenas.

Krzysztof Olewnik, syn znanego w Płocku przedsiębiorcy branży mięsnej, został porwany w nocy z 26 na 27 października 2001 roku tuż po imprezie, która odbyła się w jego domu. Na przyjęciu było m.in. kilku płockich policjantów. Porywacze zażądali 300 tysięcy euro okupu. Z rodziną porwanego kontaktowali się kilkadziesiąt razy. W końcu - w lipcu 2003 roku - okup dostali. Jednak Olewnika nie wypuścili. Mężczyzna został zamordowany miesiąc po przekazaniu pieniędzy.

Posłowie zaprosili Olewników

Wkrótce sprawą porwania Krzysztofa Olewnika zajmą się posłowie. Sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka zaprosiła rodzinę porwanego na zaplanowane na przyszły tydzień posiedzenie. Spotkanie będzie poświęcone informacji ministrów sprawiedliwości i SWiA na temat postępowań prowadzonych w tej sprawie przez prokuraturę i policję.

Jutro natomiast zbierze się zespół policjantów i prokuratorów powołanych przez ministra sprawiedliwości do zbadania sprawy. "Na spotkaniu zapadną decyzje odnośnie tego, kto co ma w tej sprawie robić" - powiedział rzecznik olsztyńskiej prokuratury.

Sąd Najwyższy: Moczulski był agentem SB

PAP, mt
2008-04-17, ostatnia aktualizacja 2008-04-17 12:17

Twórca Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moczulski jest "kłamcą lustracyjnym" - taki wyrok Sądu Lustracyjnego utrzymał w czwartek ostatecznie Sąd Najwyższy. Oznacza to, że 78-letni Moczulski nie może przez 10 lat pełnić funkcji publicznych.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
SN oddalił kasację adwokata Moczulskiego, który chciał stwierdzenia, że nie był on agentem SB i uchylenia wyroku nieistniejącego już Sądu Lustracyjnego. W 2006 r. prawomocnie orzekł on, że Moczulski zataił w swym oświadczeniu lustracyjnym, iż od 1969 do 1977 r. był tajnym współpracownikiem SB.

Moczulski był pierwszą osobą pomówioną o związki ze służbami specjalnymi PRL, która w 1999 r. wystąpiła do Sądu Lustracyjnego o tzw. autolustrację - w 1992 r. ówczesny szef MSW Antoni Macierewicz umieścił go na liście domniemanych agentów UB i SB. W 2001 r. Sąd Lustracyjny I instancji uznał, że oświadczenie Moczulskiego jest prawdziwe, bo nawet jeśli doszło do współpracy, to była ona pozorna. W 2002 r. sąd II instancji uchylił jednak ten wyrok. W 2005 r. sąd I instancji uznał b. lidera KPN za kłamcę lustracyjnego, przyjmując, że od 1969 do 1977 r. "metodycznie współpracował" on z SB. Według sądu, jako TW "Lech" informował SB m.in. o działaczach opozycji, a za przekazywane informacje był wynagradzany. W 2006 r. wyrok ten utrzymał sąd II instancji.

Moczulski był współzałożycielem i od 1977 r. rzecznikiem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Od września 1979 r. był liderem KPN; w 1982 r. skazano go za to na 7 lat więzienia. Zwolniono go na mocy amnestii w 1984 r. W kolejnym procesie w 1985 r. skazano go na 4 lata, zwolniono w 1986 r. Kandydował w wyborach prezydenckich w 1990 r. Był posłem w latach 1991-1997.

Roger: na Euro po "złoto"

Lech Kaczyński (L), Roger Guerreiro (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
PAP

- To na pewno jeden z ważniejszych dni w moim życiu. Czułem wielkie emocje, radość, no i satysfakcję, że spotkałem się z prezydentem. Takiej okazji w Brazylii nie miałem, a prezydent Lech Kaczyński może być pewny, że zagłosuję na niego w następnych wyborach - powiedział w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" Roger Guerreiro, który
- Uczciłem ten wyjątkowy moment lampką... wody. Szampan był, gdyby zaszła potrzeba, umoczyłbym w nim usta. To przecież wyjątkowy dzień. Na imprezach rodzinnych wlewam do kieliszka sprite, który udaje szampana - powiedział Roger.

- Jeśli znajdę się w jego drużynie to też pojadę walczyć o złoto. Przecież nie powiem, że pojedziemy bić się o trzecie miejsce w grupie - dodał pomocnik Legii. - Rodzina i znajomi z Brazylii absolutnie nie odradzali mi tego, twierdzili, że dobrze robię, wspierali mnie. Teraz załatwiają sobie sprzęt do odbioru telewizji, w której będą transmitowane mecze mistrzostw Europy. Dzwonią do mnie również dziennikarze z Brazylii, bo interesuje ich mój temat - powiedział.

17 kwietnia 2008 r. podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński nadał polskie obywatelstwo brazylijskiemu piłkarzowi Legii Warszawa Rogerowi Guerreiro.

Podczas uroczystości Prezydent RP powiedział:

„Przede wszystkim witamy nowego obywatela Rzeczypospolitej. Witamy z nadzieją, bo jest nas w prawdzie w Polsce ponad trzydzieści osiem milionów, ale to nie oznacza, że jest nas za dużo – wręcz odwrotnie, za mało. I witamy z nadzieją na sukcesy. Na sukcesy w naszej reprezentacji. Pan Roger Guerreiro jest dziś bardzo popularnym piłkarzem warszawskiej Legii, jest gwiazdą zespołu, który w tym roku, chociaż bez sukcesu, ale walczył o mistrzostwo Polski, - w ostatnich latach na ogół z Wisłą Kraków. Myślę, że nasz znakomity trener będzie teraz miał mniej wątpliwości jeżeli chodzi o skład szerokiej kadry na najbliższe Mistrzostwa Europy. Przynajmniej w jednym przypadku. Panu, panie Rogerze i całej reprezentacji chciałbym życzyć tylko i wyłącznie sukcesów. Nie lubię mówić jakich. To sprawdza się zawsze w praniu. Gdy człowiek liczy na zbyt wiele to później dużo mniej otrzymuje. Wole więc liczyć na mniej, a więcej dostać, ale możecie się Państwo domyślać jakich sukcesów Panu i całej polskiej reprezentacji życzę. Na zbliżających się mistrzostwach Europy w tym roku i również na następnych, w roku 2012, których będziemy - mam głęboką nadzieję, graniczącą z pewnością - gospodarzem.”