piątek, 25 kwietnia 2008

Kanclerz Niemiec ma gorącą linię z Tuskiem

Merkel odwiedzi Polskę nawet trzy razy

Kanclerz Niemiec ma gorącą linię z Tuskiem

Niemiecka kanclerz Angela Merkel odwiedzi w tym roku Polskę z pewnością dwa, a być może nawet trzy razy - dowiaduje się DZIENNIK. Już tylko z prezydentem Francji szefowa niemieckiego rządu utrzymuje częstsze kontakty.

Polski premier był w Berlinie pod koniec zeszłego roku. Ale już szykuje się kolejny polsko-niemiecki szczyt. W połowie czerwca Merkel będzie gościem Tuska w Gdańsku. Szef rządu chce nie tylko pokazać swoje rodzinne miasto, ale także przekonać kanclerz do udziału Niemiec w budowie muzeum poświęconego II wojnie światowej.

W Polsce kolejny raz Merkel pojawi się już pod koniec sierpnia, tym razem w stolicy Dolnego Śląska. Ma wówczas otrzymać doktorat honoris causa Politechniki Wrocławskiej. Na tym nie koniec. Polscy i niemieccy dyplomaci pracują nad zorganizowaniem w Polsce pierwszego spotkania rządów obu państw w komplecie. Miałby się odbyć pod koniec tego roku. Jeśli pomysł wypali, tego typu konferencje będą od tej pory organizowane co roku, na przemian po jednej i drugiej stronie Odry.

Merkel jest też tym europejskim przywódcą, z którym Tusk najczęściej rozmawia przez telefon. Takie kontakty stały się regułą przed i po wizytach polskiego premiera lub niemieckiej kanclerz w Moskwie.

"Chcemy w ten sposób pokazać, że nic nie dzieje się za plecami Polski" - tłumaczą niemieckie źródła dyplomatyczne. Merkel i Tusk konsultują się także przed szczytami Unii Europejskiej, NATO i innym kluczowymi spotkaniami międzynarodowymi.

Pałac Prezydencki nie chce pozostać w tyle. Podczas niedawnego szczytu NATO w Bukareszcie Lech Kaczyński podjął ścisłe negocjacje z Merkel, aby uzyskać możliwie dużo dla Ukrainy i Gruzji. W ten sposób zdołał zatrzeć złe wrażenie, jakie wywołał w Berlinie obraz kanclerz Merkel na tle przedwojennej mapy Niemiec w czasie telewizyjnego orędzia prezydenta.

"Pani kanclerz nie jest obrażona na Lecha Kaczyńskiego" - zapewniają źródła w niemieckim MSZ. Już na jesieni na zaproszenie prezydenta przyjedzie do Warszawy prezydent RFN Horst Koehler.

Kalendarz spotkań na najwyższym szczeblu w tym roku uzupełnią też częste wizyty polskich i niemieckich ministrów i przewodniczących parlamentów. Z Berlina właśnie wrócił Bronisław Komorowski, w maju w Polsce będzie szef niemieckiego MON.

"Tylko z Francją mamy równie intensywne konsultacje polityczne" - mówi rzecznik ambasady Niemiec John Reyels. Od zawarcia w 1963 r. traktatu elizejskiego, który zapoczątkował pojednanie między oboma krajami, co kilka miesięcy są organizowane na przemian we Francji i Niemczech spotkania przywódców obu państw. A od 2003 r. co 6 miesięcy odbywają się też konsultacje rządów Francji i Niemiec.

Niemcy chciały, aby taki zwyczaj został zapoczątkowany w relacjach z Polską już od momentu przystąpienia naszego kraju do Unii w 2004 r. Spór obu państw o udział w interwencji Polski w Iraku i budowę gazociągu pod Bałtykiem uniemożliwił jednak spełnienie tego projektu. Stosunki między oboma państwami pozostały też napięte w trakcie dwuletnich rządów PiS.

"Istnieje zapotrzebowanie, żeby była wojna"

Lech Kaczyński. Fot. PAP/EPA
PAP

- Nie chcę wdawać się w tej chwili w konflikty jeśli chodzi o rząd. Jesteśmy w takiej sytuacji, w której większość mediów atakuje opozycję, co przypomina mi sytuację w krajach na wschód od Polski - powiedział Lech Kaczyński w wywiadzie Konrada Piaseckiego w RMF FM.
- Istnieje pewne zapotrzebowanie, żeby była wojna miedzy Donaldem Tuskiem a mną - powiedział prezydent Lech Kaczyński.

- Ja nie chcę tego konfliktu prowokować. Myślę, że w dużej mierze jest spokój między mną a premierem - powiedział prezydent.

- Problem Gruzji jest związany z urzędem ministra spraw zagranicznych - powiedział Lech Kaczyński.

- Nie uważam żeby z szefem MSZ był jakiś szczególny problem, jednak uważam, że ja i moi współpracownicy powinni dostawać więcej informacji z MSZ także w sprawie celów polityki zagranicznej - zaznaczył prezydent w RMF FM.

- Ja już nie jestem w Prawie i Sprawiedliwości - tak początkowo odpowiedział prezydent na pytanie jak ocenia Zbigniewa Ziobro, jednak później dodał: "Ziobro to człowiek na pewno zdolny, ale ma jeszcze czas". Prezydent zaznaczył, że Zbigniew Ziobro "niepytany" wielokrotnie zapewniał go, że nie szykuje się na stanowisko prezydenta Polski.

- Nie jestem w stanie uwierzyć, że to tylko pan Palikot prowokował sprawę dotyczącą mojego zdrowia, bo gdyby to on tylko za tym stał, to zostałyby wyciągnięte wobec niego pewne konsekwencje, a nic mu się nie stało - powiedział Lech Kaczyński.

- Nic nie wiedziałem o żadnej karetce. Nie było żadnej karetki w Juracie pod parkanem - powiedział prezydent, komentując wczorajsza publikację "Dziennika", w której opisano sprawę wezwania Kancelarii Prezydenta przez szpital MSWiA do zapłacenia rachunku za podstawienie karetki pod ośrodek rządowy. - To kolejne narzędzie w walce z prezydentem - skomentował Lech Kaczyński.

- Jacek Kurski to jest człowiek, który powinien przeprowadzić bardzo głęboką introspekcję - powiedział prezydent. Kaczyński powiedział, że w sensie wizualnym jego ostatnie orędzie nie było złe, "była muzyka" - dodał prezydent.

- W sobotę i w niedzielę staram się nawet nie oglądać wiadomości, takie są one "propisowskie i proprezydenckie" - powiedział prezydent w RMF FM.

Prezydent Lech Kaczyński zapowiedział, że zawetuje ustawę medialną.

- W tej sytuacji nie ma innego wyjścia. Powtarzam, tutaj stopień wprowadzania w błąd opinii publicznej już nieco przekracza bardzo swobodne w Polsce normy - powiedział Lech Kaczyński w wywiadzie dla RMF FM.

Jak strażnicy ukrywają śmierć aresztantów

Chory więzień trafia do szpitala, gdy umiera

100 więźniów zmarło w 4 lata. Gdzie? W Polsce

100 więźniów zmarło w 4 lata. Gdzie? W Polsce. Strażnicy dość często wysyłają ciężko chorych więźniów do normalnych szpitali. Robią to jednak w ostatniej chwili. Jeśli chory tam umrze, strażnicy pozbywają się problemu. Człowiek traci życie, ale... w szpitalu to nic dziwnego, a więzienie nie musi pisać raportów o przyczynach jego śmierci.

Śmierć Rumuna prowadzącego głodówkę w krakowskim areszcie może być jednym z kilku podobnych przypadków. Claudio Crulic nie jadł na znak protestu. Uważał, że jest niewinny. Nikt go jednak nie słuchał. Więzień trafił do szpitala w stanie agonii. Lekarze nie mogli go już uratować.

Dziennikarze "Gazety Wyborczej" opisali kilka innych przykładów skandalicznego traktowania więźniów. Jeden z informatorów mówi im: "Pod koniec 2004 r. do aresztu na Montelupich w Krakowie trafił Ukrainiec. Współosadzeni trzy dni znęcali się nad nim. Na siłę poili go wodą wymieszaną z chemikaliami, m.in. pastą do zębów. Nie pozwalali mu korzystać z toalety. Cały spuchł, doszło do zmian neurologicznych. Nie podnosił się z łóżka. Wychowawcy nie reagowali. Dopiero jak stracił przytomność, zaczęli działać. Do sądu pojechał goniec z wnioskiem o uchylenie aresztu i pod drzwiami czekał na decyzję. Jak tylko zapadła, przewieźli go do cywilnego szpitala. Przeżył.

Pawłowi K., choremu na wątrobę, uchylono areszt, gdy był w agonii. "Do wolnościowego szpitala trafił dopiero, gdy stracił przytomność, na cztery dni przed śmiercią. Tam też dostarczyli mu postanowienie o uchyleniu aresztu. Przynajmniej przez cztery dni był wolnym człowiekiem" - opowiada matka Pawła K.

"Jeśli chory z aresztu lub więzienia umiera w cywilnym szpitalu, nie wdraża się postępowania w stosunku do pracowników. To stara sztuczka, którą wszyscy znają. Do sądu idzie wniosek o szybkie uchylenie aresztu, a człowieka w ostatniej chwili wiezie się poza mury" - mówi reporterom "GW" jeden ze strażników więziennych..

Liczba więźniów, którzy umierają tuż po wywiezieniu z więzień do cywilnych szpitali, wzrasta. Według statystyk Służby Więziennej w 2004 r. było ich 19. A w 2007 - aż 36. W ciągu ostatnich czterech lat - w sumie blisko 100.