środa, 24 września 2008

Dramatyczne wystąpienie Busha: Grozi nam katastrofa

George Bush wzywa na ratunek Obamę i McCaina

Ameryka jest w poważnym kryzysie finansowym - przyznał w telewizyjnym przemówieniu do narodu prezydent George Bush. Jak mu zaradzić? Nad tym chce się zastanowić wspólnie z rywalami do objęcia schedy po nim. Zaprosił do Białego Domu Baracka Obamę i Johna McCaina.

czytaj dalej...
REKLAMA

To będzie prawdziwa burza mózgów. Dziś w Waszyngtonie spotka się nie tylko ta trójka polityków, ale również liderzy demokratów i republikanów w Kongresie. Bo właśnie parlament USA jest kluczowy dla planu ratunkowego dla amerykańskiej gospodarki. To właśnie w Kongresie mogą zapaść decyzje o wpompowaniu w zagrożone instytucje finansowe miliardów dolarów.

Rywalizujący ze sobą zaciekle w kampanii wyborczej Obama i McCain w obliczu kryzysu sektora finansowego zwarli szyki. Wydali wspólne oświadczenie, w którym wzywają kongresmanów do współpracy i porozumienia w sprawie pakietu. "Nadszedł czas, by dla dobra kraju wznieść się ponad politykę. Nie możemy ryzykować katastrofy gospodarczej" - napisali w komunikacie.

Wcześniej kandydat republikanów ogłosił, że zawiesza swoją kampanię wyborczą i pędzi co tchu w piersiach do Waszyngtonu, by pomóc w przygotowaniu planu ratunkowego dla systemu finansowego.

Co to za plan? Pakiet jest wart 700 miliardów dolarów. Przewiduje nadanie Departamentowi Skarbu szerokich uprawnień umożliwiających wykupywanie od grup finansowych niespłacalnych kredytów hipotecznych. Administracja Busha chce, by Kongres jak najszybciej uchwalił ten plan. Ale wśród kongresmanów nie ma co do tego zgody.

Bush apelował do nich w wystąpieniu telewizyjnym. "Znajdujemy się w trakcie poważnego kryzysu finansowego. Rynek nie funkcjonuje właściwie, bo ludzie nie mają do niego zaufania" - mówił amerykański prezydent.

"Bez natychmiastowej akcji Kongresu więcej banków może upaść, wpędzając USA w długą i bolesną recesję. Nie możemy na to pozwolić" - oświadczył Bush.

Arcybiskup zabierze Gdańskowi Park Oliwski?

Arcybiskup Głódź zabierze gdańszczanom park?

Czy już niedługo spacerujący po Parku Oliwskim zastaną w nim mur, za którym skrywać się będą księża? Miasto Gdańsk zaczęło właśnie przekazywanie hektara zieleni Kościołowi. Formalny wniosek w tej sprawie złożył abp Leszek Sławoj Głódź. Teren być może stanie się miejscem wypoczynku, ale tylko studentów seminarium duchownego.

czytaj dalej...
REKLAMA

Fragment Parku Oliwskiego Kościół ma nie od wczoraj. Teren między murem pocysterskim a ulicą Opata Rybińskiego przyznano duchownym już w 1950 roku. Ale, jak przypomina "Gazeta Wyborcza", działki nigdy fizycznie nie przekazano. Dopiero w 1990 roku Kościół zwrócił się z wnioskiem o przeniesienie własności. I od tego czasu jest formalnie jej właścicielem.

Ale przez 18 lat nic z działką nie robił. Dopiero na początku lipca tego roku do miasta trafił wniosek nowego metropolity gdańskiego abp. Leszka Sławoja Głódzia o wydzielenie kościelnego terenu z parku. Co z prawie hektarem zieleni planuje zrobić metropolita i dlaczego zwrócił się do miasta teraz?

"Gdańska kuria do tej pory miała najgorsze wyniki w Polsce, jeżeli chodzi o odzyskiwanie utraconego majątku Kościoła" - przyznają nieoficjalnie pracownicy gdańskiego magistratu. Być może dlatego nowy metropolita zaczął naciskać na zwrot terenu.

>>>Przeczytaj, kto nie chce oddawać Kościołowi mienia

Nie wiadomo jeszcze, co kuria planuje zrobić z odzyskanym parkiem. Ma związane ręce, bo jest objęty ochroną konserwatora, a plan dopuszcza tam tylko zieleń. Park zostanie więc parkiem. Ale Kościół może odebrać gdańszczanom prawo do spacerowania po nim.

Czy teren zostanie przeznaczony dla uczniów seminarium duchownego? "Kiedyś cały park należał do Kościoła. Trzeba pamiętać, że młodzi klerycy też potrzebują miejsca do odpoczynku" - mówi "Gazecie Wyborczej" abp Gocłowski, poprzednik abp. Głódzia na stanowisku metropolity gdańskiego.

Jest jeszcze szansa, że miastu uda się zachować niepodzielony Park Oliwski. Niedługo abp Głódź ma spotkać się z prezydentem miasta Pawłem Adamowiczem. Gdańsk będzie chciał najprawdopodobniej zaproponować diecezji inny teren.

Polityczny spór wokół gruntów kościelnych. SLD chce zlikwidować Komisję Majątkową, która zajmuje się zwrotem ziemi bezprawnie odebranej Kościołowi w PRL. Pierwszym krokiem lewicy jest zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego ustawy o stosunkach państwo - Kościół. "To czysta propaganda, żeby zmienić ustawę, trzeba mieć siłę, a co oni mają?" - komentuje pomysły lewicy biskup Tadeusz Pieronek.

czytaj dalej...
REKLAMA

Dyskusja o zwrocie Kościołowi majątku nabrała tempa. Zaczęło się od zapowiedzi Janusza Palikota z PO w poniedziałkowym programie "Teraz my" w TVN, że Platforma zamierza zmienić ustawę, która reguluje prace Komisji Majątkowej. Palikot mówił, że obecna procedura przyznawania Kościołowi majątków odebranych w PRL jest "skandaliczna". Wczoraj w rozmowie z DZIENNIKIEM podtrzymał swoje zapowiedzi.

"Musi zostać wypracowana nowa procedura funkcjonowania komisji, trzeba m.in. wprowadzić możliwość zaskarżania jej decyzji i jawność procedur" - stwierdził poseł PO.

Wystąpienie Palikota natychmiast podchwyciła lewica, która od dawna szykowała się do ataku na Komisję Majątkową. "Dzisiejsza procedura jest chora, umożliwia przekazywanie Kościołowi majątków bez odwoływania się do sądu przez tych, którzy tym majątkiem w tej chwili zawiadują" - grzmiał wczoraj na specjalnej konferencji poseł SLD Jerzy Wenderlich.

Zapowiedział, że jego klub jeszcze w tym tygodniu złoży wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Z kolei szef Sojuszu, Grzegorz Napieralski, w rozmowie z nami przyznał, że jeśli okaże się, że ustawa jest niekonstytucyjna, to jego partia będzie postulowała likwidację Komisji Majątkowej.

Na zapowiedzi Palikota i polityków Sojuszu ostro zareagowało PiS. Zbigniew Girzyński jest przekonany, że obecne przepisy są dobre. "Dlaczego gdy Ryszard Kalisz był ministrem spraw wewnętrznych i podlegała mu komisja, nie złożył wniosku, by ją zlikwidować? Bo nikomu do głowy nie przyszło, żeby to zmieniać" - zaznacza Girzyński.

Także Ludwik Dorn, który jako wicepremier w rządzie PiS był współprzewodniczącym Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu uważa, że komisji nie należy likwidować. "Działa blisko 20 lat i jak na tak skomplikowaną materię i skalę problemu spisuje się całkiem dobrze, nie widzę powodu jej likwidacji czy zmiany sposobu orzekania" - podkreśla.

Zapowiedzi lewicy i Palikota zaniepokoiły także episkopat. Jego rzecznik ks. Józef Kloch wytknął na specjalnej konferencji prasowej, że ustawę, na podstawie której działa Komisja Majątkowa, uchwalili "starsi koledzy dzisiejszej lewicy". Po czym wyjaśniał nieporozumienia wokół jej działalności. Tłumaczył m.in., że zwraca ona tylko nieruchomości zabrane przez komunistów niezgodnie z ówczesnym prawem, a nie, jak się mylnie podaje, wszystkie znacjonalizowane dobra kościelne.

Dużo ostrzej wypowiada się szef Komisji Konkordatowej bp Tadeusz Pieronek: "Działania SLD to czysta propaganda, żeby zmienić ustawę, trzeba mieć siłę, a co oni mają?" - pyta retorycznie w rozmowie z DZIENNIKIEM. A o inicjatywie Palikota mówi z pobłażaniem: "Przecież tego pana znamy z różnych wybryków, więc nie ma się co przejmować."

Po tak zdecydowanym głosie Kościoła, Platforma odcięła się od pomysłu Palikota.

"Wypowiedź Palikota o Komisji Majątkowej należy traktować w takich samych kategoriach jak happening z pistoletem i penisem" - komentuje Jarosław Gowin. Członek zarządu PO zapewnia, że to prywatna inicjatywa Palikota niemająca żadnego poparcia w klubie i rządzie. "Nikt w Platformie nie chce doprowadzić do konfliktu z Kościołem" - zapewnia.

Sikorski kupił fałszywy order?

Sikorski kupił fałszywy order?

Oryginał osiemnastowiecznego Orderu Orła Białego, który tydzień temu kupiło na aukcji internetowej Ministerstwo Spraw Zagranicznych, może okazać się falsyfikatem - twierdzą polscy kolekcjonerzy i eksperci numizmatyczni. Ministerstwo odrzuca oskarżenia - pisze DZIENNIK.

czytaj dalej...
REKLAMA

Najwyższe polskie odznaczenie MSZ znalazło na portalu aukcyjnym eBay i kupiło za siedem tysięcy dolarów od anonimowego kolekcjonera z Kanady. Jak mówi rzecznik MSZ Piotr Paszkowski, order wyszukał pracownik naszej ambasady w Waszyngtonie. "Kupiliśmy go przy domniemaniu, że to order osiemnastowieczny" - mówi DZIENNIKOWI.

Oferta rzeczywiście była prawdziwą gratką. Za odznaczenie właściciel żądał dość niewielkiej sumy. W zamieszczonym ogłoszeniu twierdził, że w przeszłości odznaczenie ufundowane przez Augusta II Mocnego należało do Ignacego Jana Paderewskiego i znajdowało się w osobistych zbiorach polityka, jednego z ojców niepodległości Polski.

Kanadyjczyk zapewniał również, że order trafił do niego od osoby, która otrzymała go w prezencie od osobistego sekretarza Paderewskiego Sylwina Strakacza. Jednocześnie przyznał, że nie dysponuje dokumentem, który potwierdzałby informację o pochodzeniu orderu.

Gdy kilka dni temu poinformowano o zakupie przez MSZ "pochodzącego z XVIII wieku” orderu, który ma trafić do „kolekcji dokumentującej przeszłość polskiej dyplomacji”, wśród kolekcjonerów i znawców polskich odznaczeń wybuchła burza.

"To ordynarny falsyfikat" - mówi Marek Dubiński, jeden ze znawców polskiej sztuki z czasów saskich i właściciel znanego antykwariatu w Małopolsce. "Ten egzemplarz w przeciwieństwie do oryginalnych nie jest ozdobiony diamentami, ani nie jest pokryty złotem" - twierdzi.

Zarówno kolekcjonerzy, jak i muzealnicy wskazują na wiele innych szczegółów, które świadczą o tym, że jest to kopia. "Przede wszystkim brakuje obowiązkowej łacińskiej dewizy , która powinna być wyryta na rewersie" - mówi znawca polskich odznaczeń z jednego z państwowych muzeów.

Do myślenia powinna dawać również niska cena. "Gdyby rzeczywiście był to order osiemnastowieczny, byłaby sto razy wyższa" - twierdzi Anna Szczecina–Berkan z Zamku Królewskiego w Warszawie. Zastrzega jednak, że rzeczywiste pochodzenie i wartość orderu będzie można oszacować dopiero wówczas, gdy przyjedzie do Polski.

MSZ broni się, że przed zakupem dokładnie sprawdził ofertę. "O radę prosiliśmy pracowników Zamku Królewskiego w Warszawie, którzy wydali pozytywną opinię" - twierdzi Piotr Paszkowski.

Według szefowej zamkowego działu numizmatycznego Marty Męclewskiej MSZ zostało jednak ostrzeżone, że do czasu zbadania orderu przez ekspertów nie można stwierdzić, czy rzeczywiście pochodzi on z XVIII wieku.

Kontrowersyjny medal ma się pojawić w Polsce w najbliższych dniach.


GRZEGORZ RZECZKOWSKI: Na internetowej aukcji znalazłem XVIII-wieczny order. Sprzedająca go osoba twierdzi, że jest oryginalny. Jak ocenić, czy mówi prawdę?
JERZY MAJEWSKI*: Jeśli oferta pochodzi z internetu, to radziłbym się nią w ogóle nie interesować. Internetowe aukcje pełne są bowiem podróbek i to bardzo dobrze wykonanych. W samej tylko Europie Wschodniej działa wiele znakomitych zakładów grawerskich, które specjalizują się w wytwarzaniu dobrych kopii polskich medali i orderów. Część z nich jest oznaczana jako kopie, inne jednak nie. Dlatego jeśli ktoś koniecznie chce skorzystać z oferty internetowej, musi być przygotowany na niespodzianki. Tym bardziej, jeśli dotyczy orderu XVIII- wiecznego.

Czy mając do dyspozycji wyłącznie zdjęcie takiego zabytku, można ocenić, czy jest prawdziwy czy fałszywy?
Bardzo trudno, choć jest to możliwe. Trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę na rewers, który zawiera wiele informacji świadczących o prawdziwości przedmiotu. W przypadku orderu są nimi charakterystyczne detale, np. sposób łączenia poszczególnych elementów. W dawnych czasach spajano je za pomocą bolców, później zaś zaczęto lutować.

Specjaliści twierdzą, że to czy dany zabytek lub dzieło sztuki jest prawdziwe, można ostatecznie stwierdzić, jedynie trzymając go w ręku.
To prawda. Przed zakupem należy taki przedmiot dokładnie obejrzeć i to przy użyciu lupy. W przypadku orderów trzeba szukać tzw. znaków probierczych, które zawierają informacje o kruszcu z jakiego powstały, a także o grawerze, który je wykonał. Najlepiej jeszcze wszystkie zebrane w ten sposób informacje potwierdzić w archiwach.

*Jerzy Majewski jest znawcą orderów i ekspertem krakowskiego domu aukcyjnego Desa