środa, 15 października 2008

Słowacja - Polska 2:1. Katastrofa w minutę

Sport.pl
Minuta dekoncentracji i dwie bramki Sestaka wystarczyły, by Polska przegrała w Bratysławie ze Słowacją i straciła prowadzenie w grupie. Jej nowym liderem zostali rywale Polaków.
Ten drugi, czyli Słowacja - Polska - relacja Z czuba »

Zgodnie z przewidywaniami Leo Beenhakker postawił na zawodników, którzy świetnie spisali się w meczu z Czechami. Jedyną zmianą było wejście Grzegorza Wojtkowiaka na lewą obronę, w miejsce kontuzjowanego Jakuba Wawrzyniaka.

Niestety zanim jeszcze piłkarze wbiegli na murawę, na stadionie w Bratysławie doszło do starcia polskich kiboli z policją. Chuligani odpalili race i rzucali je na boisko. Dopiero po interwencji policji sytuacja na trybunach się uspokoiła i mecz rozpoczął się o czasie.

Policja spacyfikowała polskich chuliganów »

W pierwszej połowie zawodnicy obu drużyn nie dostarczyli zbyt wielu emocji. Polacy nie grali tak dobrze jak w meczu z Czechami i z trudem budowali akcje ofensywne. Najlepszą sytuację miał Jakub Błaszczykowski, który po świetnym podaniu od Murawskiego minął rywala, niestety uderzył nad bramką.

W drugiej połowie gra "biało-czerwonych" nadal się nie kleiła. Aż do 70. minuty. Wtedy w polu karnym Słowaków kapitalnie do Brożka zagrał Błaszczykowski, napastnik Wisły wyłożył piłkę Smolarkowi, a ten nie miał problemów z trafieniem do pustej bramki.

Ostatnie pięć minut meczu to był jednak koszmar dla Polaków. W 85. minucie Artur Boruc wypuścił z rąk łatwą piłkę, dopadł do niej Sestak i bez problemu wyrównał. Chwilę później zespół Beenhakkera już przegrywał. Po strzale Słowaka, Dudka zmienił tor lotu piłki, która uderzyła w słupek i spadła pod nogi Sestaka. Słowak strzelił drugiego gola. Zapewnił swojej drużynie trzy punkty i prowadzenie w tabeli.

Jak to można było przegrać? - bramki z meczu Polaków na Zczuba.tv »

Polska nie zasłużyła na zwycięstwo


Tak wyglądał ten mecz - zobacz galerię zdjęć »

"Sobotnie zwycięstwo i świetna gra z Czechami szybko okazały się incydentem. Polskich piłkarzy stać na wspięcie się na wyżyny tylko od wielkiego dzwonu, gdy mało kto w nich wierzy. Nie chodzi nawet o syndrom drugiego meczu, o którym tak wiele mówili piłkarze i trener. Ponoć drużyna została z niego wyleczona. Być może, teraz trzeba ją nauczyć regularnie grać, jak w spotkaniach z Portugalią z poprzednich eliminacji i Czechami" - piszą ze stadionu w Bratysławie dziennikarze Gazety Wyborczej i Sport.pl Robert Błoński i Michał Szadkowski »

Oceny Polaków:


"Artur Boruc zawalił pierwszego gola, nic nie zrobił przy drugim. Kto widział mecz, ten wie, od następnego meczu numerem jeden w polskiej bramce będzie Łukasz Fabiański. Przez Boruca Polska przegrała w Bratysławie" - grę Polaków w meczu ze Słowacją ocenia Michał Szadkowski »

O meczu Polaków na blogach Sport.pl:


RafałStec: Przyszedł czas na naszą traumę »

Dlaczego nie skopię leżącego Boruca - wyjaśnia Michał Pol »

Dariusz Wołowski: Piłkarskie kuriozum w polskiej wersji »

Supergigant: Dlaczego to był najgłupiej przegrany mecz historii »

Czesi zagrali dla Polski


Reprezentacja Czech pokonała w Teplicach 1:0 Słowenię, która wspólnie z Polską zajmowała pierwsze miejsce w grupie trzeciej. Jedynego gola zdobył Libor Sionko - relacja Michała Pola »

Hiszpania i Anglia nadal niepokonane


Hiszpanie i Anglicy nie stracili jeszcze punktu w eliminacjach mundialu i pewnie prowadzą w swoich grupach. W środę miały jednak problemy z rywalami. Szczególnie mistrzowie Europy, którzy zwycięską bramkę strzelili dopiero w 88. minucie.

Sprawdź wszystkie wyniki meczów eliminacji MŚ »

Tabela grupy 3:


lpMZRPbramkipkt
1. Słowacja43018-59
2. Polska42116-47
3. Słowenia42115-37
4. Irlandia Północna41125-44
5. Czechy31112-24
6. San Marino30031-90

Stanisław Lem: Korzenie - drrama wieloaktowe

Stanisław Lem
2008-10-13, ostatnia aktualizacja 2008-10-13 14:07

Zobacz powiekszenie
Osoby:

Dementij Psichow Bartułychtimuszenko lat 42, dyrektor fabryki sody kiszonej, bolszewik z odchyleniem

Awdotia Niedonogina-Praksywcichina
żona takowego

Jegor Niedowłazow lat 49, sprzedawca lodówek

Warfałamotwiej Niedorozwojkin lat 25, literat

Tryzad Drumliszyn-Miczurenko biolog radziecki, uczeń Łysiurina

Wazelinary Kupow prawdziwy robotnik

Anichwili Tegonieradze sekretarz organizacji partyjnej w fabryce sody

Josif Wissarionowicz właśnie

Kurtyna czerwona, przyjemne

Ciż i inni.



Akt 1

Psichow (chodzi po swym gabinecie z zakrętasami): Żona moja, wiesz co? Socjalizm to wielka rzecz a komunizm jeszcze większa, ale wczoraj wróciłem wszak z Ameryki. Pomyśl, partia i rząd wysłali mnie, abym podglądnął imperialistyczno-kosmopolityczne metody robienia sody kiszonej, co mi się też udało. Miałem wprawdzie przykrość, bo gdy podglądałem jednego starego imperialistę przez dziurkę od klucza, jego sekretarz wraził mi w oko drut do robienia pończoch, ale czymże jest jedno oko wobec komunizmu? No, co ty tak milczysz, Praksywcichino moja, towarzyszko i poniekąd żono? Jak tak milczysz, to ci powiem, że istotnie wąż jakby mnie ugryzł w serce.

Wiesz, (zniża głos do kosmopolitycznego szeptu) - to jednak musi być fajnie, mieć prawdziwe auto i lodówkę, a nawet willę.

Awdotia (tragicznie): Nie spodziewałam się tego po was, towarzyszu mężu. To natośmy zrobili w 1917 rewolucję, żeby się rozjeżdżać w jakichś autach? Żeby mieć zafajdane lodówki? Co ci się jeszcze zachciewa? Może szczoteczki do zębów? A palcem nie łaska? Opamiętajże się, co robisz? Już nie łaska tyrać dla rewolucji? Już nic cię nie obchodzi plan produkcji, nasza radość, nasz pot, nasza krew...

Psichow: Krew i pot, niewątpliwie, ale dlaczego nie mam mieć lodówki?

Awdotia: Mężu, rzuć to korzenie, to plugawe korzenie się przed zachodem. Na co ci lodówka? Co będziesz w niej trzymał, gacie? Przestań, bo pójdę do towarzysza Tegonieradze, on ci już wybije lodówkę z głowy (żegna się).

Psichow: A ty co się żegnasz, komunistko?

Awdotia: Już wolno od 22 listopada 1942. Och, Demiuszka, Bartułychtimuszeniemiuszkin, co się z tobą stało... Byłeś niepokalany, zawsze pierwszy szedłeś do sody i ostatni wracałeś, nie można cię było odmyć, a teraz...

(pukanie)

Psichow: Wlazł, czyli proszę.

Wazelinary (wchodząc): Witajcie, Awdotio Praksywcichina i wy, Dementiuszu, inżynierze radziecki nasz. Otrząsnęliście już pył amerykański z butów? No, jak tam, kapitalizm, gnije?

Psichow: Gnije. Aż tu śmierdzi, nie czujesz?

Awdotia: Któżby nie czuł? (wszyscy się śmieją socjalistycznie, tj. nie dla własnej korzyści).

Wazelinary: Dobrze żeście wrócili. Przynoszę wam krzepkie socpozdrowienie od partorganizacji, NKWD, socrewtrybunału i ukrrajzdrawpomdiłhospamtaderewospitki. A tu są papiery i plan.

Awdotia: Mówcie, mówcie, Wazelinary drogi: przekroczony?

Wazelinary: Plan niby?

Chórem: Plan.

Wazelinary: Plan przekroczony, ale z sodą gorzej. Ostatnio pojawiły się w niej okruszki.

Chórem (ze zgrozą): Okruszki...

Wazelinary: Przypisują to naszemu sockotowi, Marfaszy. Kocisko ześlizgnęło się do kotliszcza i na amen je wyparzyło. Rozłożyło się na kocian sody.

Psichow: I co wy na to?

Wazelinary: A nic. Bolszewika to nie przestraszy. Zaraz się machnęło posiedzenie produkcyjne.

Awdotia: No i co?

Wazelinary: Wasz zastępca, drogi Dementiuszu, Synogarlicow, dostał parę lat.

Psichow: a... a...

Wazelinary: No, muszę iść. Czeka na mnie piec z kiszoną sódką i jeszcze mam dokończyć rozdział mojej książki: Jak się wywabia plamy na schody i tam pierze po mordzie, czyli Młody Sodowiec-Stachanowiec. Życzę wam, żebyście doczekali komunizmu. (śpiewa): Zdrawstwuj Sasza, zdrawstwuj Masza, żyźń horosza trallala (wychodzi).



Akt 2

Warfałamotwiej: Oj, bracie.. ja sam byłem w Paryżu... Oj ta Moulin Rouge, oj, te kobietki sprzedajne, oj kochany gnijący kapitalizm, kapcio, pipcio, talcio, złoty mój imperialuncio, a my, co?

Psichow: A może my się mylimy Warfałamotwieju Iwanowiczu, hę? A może tobie, któremu władza radziecka ładuje brzucho kawiorem, nie godzi się pyszczyska oblizywać na myśl o upadku ciała? Alboż to nie napisałeś sonetów o Stalinie, poematu o Wodzu, powieści o Młodym Józefie, Księgi aforyzmów o Słońcu Mas pracujących itepe? Co? hę?

Warfałamotwiej: Niby, że korzenie? Że ja się korzę? A kiedy to tak przyjemnie... można dychać... robić co się chce...

(wchodzi Anichwili)

Tegonieradze: Dokatilis, sukinyje syny. Wot wam koroboczku. Nu, towarzysze-kapitulanci. Słyszałem ja o waszym odchyleniu od linii generalnej. Myślę tak ja: ostatnia godzina wrogom wybija. No, bratcy, trzebaż wam było się odchylać? Zła linia, nie nrawi się, ha? (bawi się nerwowo naganem).

Kapitulanci: A... a... litości, Anichwili Tegonieradze... drogi szanowny sekretarzu nasz... my jak w słoneczko w was... my wam i to... i owo... i jeszcze coś... tylko dajcie nam błąd odkupić. Już nie będziemy.

Tegonieradze: Splugawiliście się korzeniem, co? Czułem to, jak tylko wszedłem.

(wchodzi kłusem Miczurenko, do Dementija):

Miczurenko: Wuju Psichowie, wiecie, że zrobiłem wielki wynalazek? Wyhodowałem wśród snów jak limbę gdzieś nadwodną nowy rodzaj kaktusa, skrzyżowany z krową, który ma sutki zamiast kolców. Właśnie go doją tu na dole w bramie.

Tegonieradze: Nie może być, a co doją?

Miczurenko: Soczek kaktusiany.

Tegonieradze: A pić się daje?

Miczurenko: No, jeszcze trochę śmierdzi, ale pić można. Zresztą to jest dopiero socjalizm. Zobaczycie, co to będzie się działo przy komunizmie.

Tegonieradze: A o kogo się opieraliście, towarzyszu pracowniku naukowy? Czy nie o zgniłą naukę burżuazyjną?

Miczurenko: Fe, fe. Oparłem się o Łysiurina. O, my agrobiolodzy radzieccy możemy wszystko. Wszystko można, co nie można, tylko z Marksem i Engelsem (huczne brawa).

A ty co tak wuju Psichowie smętnie spozierasz? Ach, może ty wątpisz w postępowego kaktusa?

Tegonieradze: Wuj wasz splamił się korzeniem.

Miczurenko: Ha? Co? Korzeniem? Kaktusa? Co? Korzeniem? Jaki wuj? Kto?

Tegonieradze: Oto ten tutaj Dem Psichow Bartułychtimuszenko, do dziś dyrektor fabryki sody kiszonej.

Miczurenko: Żarty: Jaki wuj? Czyj wuj? Mój może? Nie znam tego pana, tj. tego towarzysza. W ogóle tylko dla żartów nazywałem czasem tego typa wujem, ale zawsze myślałem, że coś mu źle z oczu patrzy taką kosmopolitą, reakcją i niech Bóg broni, kontrrewolucją. To ja już pójdę, żeby kaktus nie osłabł.

Tegonieradze: Tak, tak, ale adresik zostawicie.

Miczurenko: Ja? Adresik? A... adresik? A... a po co? Chcecie może soczku kaktusianego... o ja wam lepiej... mleczka... może...

Tegonieradze: Kaktus kaktusem, a mnie wasza adressa nużna.

Miczurenko: Aha (powoli daje adres słaniając się ze swobody odchodzi).

Tegonieradze: No, co będzie?

Warfałamotwiej i Psichow (patrzą na siebie, podnoszą prawe ręce i mówią do widowni:

O, ohydne są auta, wstrętne czyste koszule, plugawe mydła pachnące, zbyteczne, szkodliwe i wszeteczne pasty do zębów. Precz ze zgniłym komfortem, z ohydnymi fotelami i tapczanami. Chcemy tyrać bardzo długo i bardzo ciężko. Chcemy robić 560 procent normy, chcemy wyłazić ze spodni i pluć krwią, bo tak i już. A teraz ślubujemy zrobić taką masę sody, że imperialiści zmiękną w niej i rozlezą się ze szczętem wraz z paktem atlantyckim i głosem Ameryki.

Tegonieradze: Chyba że tak. No, ale nie wiem czy mogę wam przebaczyć.

(trąby, czynele, pałki i fanfary. Robi się socjalistyczniej. Pachnie komunizmem. Drzwi się nadludzko otwierają, nieludzko wchodzi Stalin. Nadludzko dobry, nieludzko życzliwy, genialnie uśmiechnięty).

Stalin (głosem nieludzko dobrym): No czegój tam towarzysze? Jak tam? Zechciało się zrobić maleńki korzenie, hę?

Tegonieradze (wyprężony): Tak jest Towastalinie.

Stalin: Przeszło wam, co? No to niechaj.

Wszyscy unisono: wy wszystko wiecie TowStalinie.

Stalin: A to dzięki marksistowsko-leninowskiej analizie sytuacji. A ty Dementij lodówkę chciałeś mieć, co? (z nadludzkim uśmiechem) O, właśnie ci ją niosą.

(Jegor Niedowłazow wnosi lodówkę. Za nim wpada Awdotia. Z klęczek.)

Psichow i Awdotia: O dzięki ci Stalinie Wielki.

Wszyscy: Stalinie Wielki.

Psichow: Stalinie Wyborny.

Wszyscy: Stalinie wyborny

Psichow: I w ogóle.

Wszyscy: I w ogóle.

Awdotia: Dzięki żeś mi męża usztywnił ideowo i do linii przyklepał. Błagam was, TowStalinie, róbcie dalej ten komunizm. Dychać bez niego nie mogę. O rób.

Wszyscy: O rób z nami co chcesz, bo to tak przyjemnie.

Tegonieradze: Aby do komunizmu.

Psichow: Ino do komuny.

Wszyscy: Tak toczno tak jest.

Psichow: (drżąco szeptem): A co będziemy robić wtedy? Jak już będzie komunizm?

Stalin (głosem nieludzko życzliwym): Będziemy bardzo, bardzo harować. Tylko nie róbcie korzenia. Ja wam to mówię (bęben, puzon, wychodzi).





(Psichow załącza lodówkę).

Psichow: Oj, ona nie ziębi. Oj, toż ona grzeje. Oj, ona parzy, co to jest? (lodówka wybucha z hukiem, robi się dziura parzysta: w suficie i podłodze. Resztki lodówki dogorywają na twarzach obecnych).

Wazelinary: A bo myśmy się spieszyli, bo to ponad normę, to montaż szedł w pospiechu.

Psichow: Jak to?

Tegonieradze: Milczeć, komunizm nie może czekać.

Psichow: Stalinowska lodówka.

Wszyscy: Wariat, to już nie jest socrealizm. Bij, kto w nogę wierzy (rwą go na sztuki - kurtyna).



''Korzenie'' wraz ze ''Sknoconym kryminałem'' znajdą się w XVI tomie ''Dzieł'' Stanisława Lema

Prasa o porażce ze Słowacją: Koszmar, blamaż, katastrofa

wyb. hana
2008-10-16, ostatnia aktualizacja 2008-10-16 09:07
Zobacz powiększenie
Fot. Kuba Atys / AG

PRZEGLĄD PRASY. Do 84. minuty meczu w Bratysławie polscy piłkarze po golu Smolarka prowadzili z gospodarzami 0:1. Wtedy fatalny w skutkach błąd popełnił Artur Boruc i Słowacy wyrównali. To właśnie bramkarz Celtiku został obwiniony za porażkę ze Słowacją a prasa nie pozostawiła na nim suchej nitki

SERWISY
Słowacja - Polska 2:1. Katastrofa w minutę

Po środowej porażce ze Słowacją w polskiej prasie zapanowała czarna rozpacz. To nie będzie spokojna zima dla Leo Beenhakkera. Zamiast pierwszego miejsca w tabeli i sześciu punktów jest porażka. Co gorsza odniesiona w fatalnym stylu, po meczu, który należało wygrać.

Głównym winowajcą okrzyknięto Artura Boruca, którego czeka teraz ciężki okres. Cios poniżej pasa zadaje "Super Expres", który pyta:"coś Ty zrobił, patałachu?".

"Przegląd Sportowy": Nokaut w dwie minuty

"Fakt": Artur wbił nam nóż w serce

"Dziennik": Przegraliśmy wygrany mecz

Mariusz Lewandowski: Drugi raz przegrałem taki mecz i czuję się podle

"Polska the Times": W Bratysławie znów blamaż reprezentacji Beenhakkera

"Rzeczpospolita": Dwie minuty zaćmienia i zbiorowa katastrofa

"Życie Warszawy": Koszmar w Bratysławie

"Super Express": Boruc, Ty patałachu! Coś Ty zrobił?

Leo Beenhakker: Przegrywałem już w gorszych okolicznościach