niedziela, 28 grudnia 2008

List pasterski Episkopatu Polski na Niedzielę Świętej Rodziny 28 grudnia 2008

OTOCZMY TROSKĄ ŻYCIE CZŁOWIEKA

List pasterski Episkopatu Polski na Niedzielę Świętej Rodziny
28 XII 2008

Siostry i Bracia! Umiłowani w Chrystusie Panu!
Radość wielka, która z okazji Bożego Narodzenia staje się udziałem całego ludu, to radość z narodzenia Dziecka. Radość tę wypowiedział Symeon, który „wziął Dzieciątko Jezus w objęcia, błogosławił Boga” i wypowiedział proroctwo wobec Izraela, a także do „Matki Jego, Maryi.” Radość tę wypowiedziała prorokini Anna, która „sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy” (por. Łk 2, 22-40). Niestety, nie wszyscy dostrzegają w Nim nadzieję dla świata. Herod widzi w tym Dziecku zagrożenie i poleca mordować dzieci. Ponieważ i dzisiaj narasta agresja wobec rodziny i życia ludzkiego, pragniemy umocnić rodziny w pełnieniu ich powołania, a równocześnie prosić wszystkich, aby bardziej zdecydowanie troszczyli się o życie każdego człowieka.

Rodzino płodna w dzieci, bądź błogosławiona!

Najpierw serdecznie, z szacunkiem i wdzięcznością pozdrawiamy wszystkie katolickie rodziny. Niech Bóg błogosławi matkom i ojcom, którzy zjednoczeni we wzajemnej i nierozerwalnej miłości wychowują swoje dzieci, traktując to jako życiowe powołanie. Jesteście piękni w Waszej Miłości. Jesteście wielcy w waszym poświęceniu. Cenne jest Wasze świadectwo, że dojrzała Miłość i rodzicielstwo idą razem. Wasze dzieci są nie tylko waszymi „skarbami”. One naprawdę są nadzieją Kościoła i świata. One patrząc na Was i na Waszych przyjaciół, chłoną świat Waszych wartości. Jakąż radością i nadzieją napełniają się nasze serca, gdy patrzymy jak dzieci kochają dzieci. O stosunku do życia w następnych pokoleniach zadecydują dzieci wychowane w rodzinach otwartych na życie! Uściskajcie je od nas, gdy wrócicie do domu.
Ze szczególnym szacunkiem pozdrawiamy rodziny wielodzietne. Ostatnio lansuje się dziwne przekonanie, że rodzina z trójką dzieci to już rodzina „wielodzietna”. Dzięki Bogu są też w Polsce naprawdę wielodzietne rodziny, które zgodnie ze wskazaniami Soboru Watykańskiego II potrafią zarazem roztropnie i wielkodusznie planować większą liczbę dzieci. Ta wielkoduszność zasługuje na szczególną wdzięczność Narodu, bo bez niej nie miałby przyszłości. W tym miejscu ciśnie się bardzo poważne pytanie: Czy państwo daje należyty wyraz tej wdzięczności?
Niech Bóg błogosławi matkom i ojcom, którzy wspólnie oczekują narodzin dziecka. Ten czas oczekiwania niech służy pogłębieniu Waszej jedności małżeńskiej. Niezastąpione są chwile, które małżonkowie spędzają razem; chwile pełne rozmów i wzruszeń nad misterium życia. Zadbajcie, aby dziecko rozwijające się pod sercem matki narodziło się też w sercu ojca. Trzeba przecież, aby żona nie była samotna ani w oczekiwaniu na dziecko, ani w rodzeniu, ani w wychowywaniu dzieci.
Rodzice dojrzali do rodzicielstwa rozumieją, że naprawdę urodzić, to nie tylko dać życie, ale także zapewnić dzieciom utrzymanie oraz wprowadzić je w świat wiary i kultury. W tym kontekście patrzymy z niepokojem na plagę rozwodów. Z całym naciskiem trzeba bowiem powiedzieć, że ojciec, który przekazuje dziecku życie a następnie opuszcza rodzinę, nie jest godzien nazywać się ojcem. Podobnie matka, która odchodzi z dzieckiem do innego. Żadne spotkania ani prezenty nie zastąpią zwyczajnej, codziennej obecności w rodzinie. Do pełnego rozwoju dziecko potrzebuje bowiem obojga rodziców i musi widzieć ich wzajemną miłość. Inaczej nie nauczy się być w przyszłości mężem czy żoną i będzie musiało stawić czoła niezawinionym zranieniom swojej osobowości.

Tylko Bóg jest Panem życia

Jest w Polsce bardzo wiele małżeństw, które z niewypowiedzianą tęsknotą oczekują od lat na dziecko i proszą o nie Boga, jak o największy dar. Pamiętamy o Was w modlitwie. Zachowajcie pogodę ducha. Darzcie siebie jeszcze tkliwszą miłością. Chrońcie Wasze serca przed rozgoryczeniem i pretensjami do Boga. Nie traćcie nadziei. Wiele rodzin, które jeszcze niedawno były w Waszej sytuacji, dzisiaj już cieszą się dziećmi.
Trzeba powiedzieć, że również Wasze oczekiwanie ma sens. Ono jest nie tylko ogromnie potrzebnym, ale też niepodważalnym świadectwem. Ze słowami można bowiem się spierać. Któż jednak odważy się zakwestionować Wasze życie szarpane tęsknotą za dzieckiem i jej niemalże podporządkowane. Chociażby czytając Wasze wypowiedzi na forach internetowych można się przekonać, że Bóg tak głęboko zapisał w sercu człowieka powołanie do macierzyństwa i do ojcostwa, że bez dzieci małżeństwo nie potrafi być w pełni szczęśliwe.
Wyczekujący narodzin dziecka często doświadczają dramatu poronienia samoistnego. Każdego roku dotyka on w Polsce około 40 tysięcy rodzin. Zważywszy, że powodowany nim ból dotyka również rodziców i teściów, każdego roku cierpi w Polsce z tego powodu około 250 tysięcy osób. Usilnie prosimy w ich imieniu lekarzy i administrację szpitali, aby zechcieli uszanować ich ludzkie i rodzicielskie uczucia. Tym bardziej, że poronienie samoistne często dotyka młode małżeństwa, które leczyły się, modliły i z niepokojem oczekiwały szczęśliwej chwili porodu. W takich wypadkach stajemy więc nie wobec „jednostki chorobowej”, ale wobec rodziców, dziadków a często też wobec młodszego rodzeństwa, którzy boleśnie przeżywają śmierć oczekiwanego i już kochanego przez nich dziecka, które ma prawo do szacunku i godnego traktowania. Natomiast ich niezbywalnym prawem jest pożegnać, opłakiwać i pochować to dziecko. To są światowe standardy. Dziecko należy do rodziny! Rodzina ma prawo do pomocy duszpasterzy w zorganizowaniu godnego pochówku, a także życzliwego przyjęcia jej prośby o wydanie ciała dziecka przez odpowiednie władze szpitalne. Apelujemy o ludzką wyobraźnię.
Niestety, nikt nie może zagwarantować, że każde z oczekujących małżeństw będzie miało szczęście rodzić dzieci. Rozumiemy targające wami myśli i emocje. W imię odpowiedzialności za prawdę musimy jednak powiedzieć, że w żadnym wypadku nie jest moralnie dozwolone uciekać się do zapłodnienia „in vitro”. Bóg i tylko Bóg jest Panem życia. Dzieci są Jego darem, a nie jednym z dóbr konsumpcyjnych. Nie istnieje „prawo do dziecka”. Nie jest to opinia – jak czasami usiłuje się sugerować – Episkopatu Polski, ale zwyczajne nauczanie Kościoła Katolickiego, dawno już wyłożone w oficjalnych dokumentach.

Adopcja i rodzinne domy dziecka

Nieprzeniknione są [Boże] drogi, ale zawsze pełne miłości. W wielu wypadkach bezdzietność pozostaje tajemnicą, którą być może zrozumiemy dopiero po drugiej stronie życia. Zawsze jednak warto rozeznać, czy Bóg nie powołuje nas w ten sposób do szczególnej odpowiedzialności za dzieci już urodzone, które z różnych powodów nie mogą wychowywać się w swoich rodzinach naturalnych. Czy nie wzywa do szczytnej odpowiedzialności poprzez adopcję, rodzicielstwo zastępcze czy też prowadzenie z całym oddaniem rodzinnego domu dziecka. Nie bójmy się adoptować dzieci. Nie bójmy się rodzicielstwa zastępczego. A może drodzy Rodzice czujecie powołanie, by założyć rodzinny dom dziecka? To musi być powołanie, a nie tylko praca zawodowa. Trudności będą jak w każdej rodzinie, ale satysfakcja i radość może nawet większa. Sieroctwo społeczne to bardzo wyniszczająca sytuacja. Pozwólcie dzieciom poznać ciepło rodzinnego domu. Wprawdzie ktoś inny urodził ich ciało, ale wy możecie „rodzić ich serce” i walczyć o kształt ich człowieczeństwa. Tutaj w szczególny sposób brzmią Chrystusowe słowa: "A kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje". Całym sercem błogosławimy Wam Rodzice, którzy w taki sposób służycie dzieciom. Rozumiemy Wasze oczekiwanie na dostosowanie prawa polskiego tak, aby matka adoptująca niemowlę mogła od razu otrzymać urlop macierzyński. Niepokoją nas sygnały o zbyt zbiurokratyzowanym podejściu pracowników socjalnych. Niepokoi nas opieszałość sądów przy wydawaniu zgody na adopcję. Życzymy Wam wiele ludzkiej życzliwości i zrozumienia ze strony wszystkich, że tutaj chodzi nie o „problem”, ale o żywe dzieci, dla których ludzkiego rozwoju miłość i ciepło rodzinnego domu mają zasadnicze znaczenie.

„Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę”

Siostry i Bracia! Nasze pełne ciepła, szacunku i wdzięczności słowa biorą się stąd, że zarówno jakość życia poszczególnych osób, jak i przyszłość świata zależą od rodziny. Od najdawniejszych czasów było to oczywiste dla wszystkich ludów na wszystkich kontynentach. Historia kultury ludzkiej dostarcza na to niezliczonych świadectw.
Dzisiaj – niech Bóg nam będzie miłosierny – ataki na małżeństwo i rodzinę stają się z każdym dniem coraz silniejsze i coraz bardziej radykalne, zarówno na płaszczyźnie ideologicznej, jak i w sferze prawodawstwa. Stolica Apostolska – zawsze wyważona w słowach – ubolewa, że „nigdy do tego stopnia, co dzisiaj, naturalna instytucja małżeństwa i rodziny nie była ofiarą tak gwałtownych ataków”.
Oto zaprzecza się najbardziej oczywistym faktom. Wypacza się i ośmiesza najbardziej ewidentne rzeczywistości. W czasie poważnych kongresów światowych usiłuje się przedefiniować podstawowe pojęcia związane z płcią, małżeństwem i życiem. W ramach propagowanej rewolucji obyczajowej głosi się, że bycie pod względem płci kobietą bądź mężczyzną to jedynie wynik ograniczeń kulturowych, z których „nowoczesne” społeczeństwo musi się wyzwolić. Próbuje się nazywać małżeństwem związki dwóch osób tej samej płci. Nagłaśnia się i idealizuje mniejszości seksualne. Takie pary domagają się tych samych praw, jakie są zarezerwowane dla męża i żony. Nawet „prawa” adoptowania dzieci. Mówi się o tym w kategoriach „praw człowieka” i „wolności”. To wszystko niszczy człowieka i urąga jego godności. Gdy na początku XX wieku zgubna ideologia komunistyczna zaczynała docierać do Polski, wielu przestrzegało przed niebezpieczeństwem błędnego myślenia o człowieku. Zlekceważono ich albo poddano zaciekłym prześladowaniom. I oglądaliśmy na własne oczy, jak tenże błąd antropologiczny doprowadził do upadku całego systemu. Dzisiaj nurty post-oświeceniowe popełniają ten sam błąd w myśleniu o człowieku. Stolica Apostolska ostrzega, że może to doprowadzić do cywilizacji post-ludzkiej. Czy zechcemy wyciągnąć z tego wnioski?

Na ratunek człowiekowi

Wzywamy zatem wszystkich ludzi dobrej woli. Musimy ratować człowieka. Liczymy na pomoc dziennikarzy. Jest pośród Was wielu prawdziwych humanistów. Nie raz pokazaliście, ile dobra potraficie wzniecić w świecie i z jakim profesjonalizmem służyć wielkim sprawom.
Odważcie się zatem z prawdziwą wolnością szukać prawdy i służyć prawdzie o człowieku. Po co negować, że człowiek jest powołany i zdolny do miłości, do ofiary i do budowania prawdziwej i trwałej jedności małżeńskiej między kobietą i mężczyzną? Oczywiście, że to wymagająca droga, ale właśnie ona prowadzi do szczęścia, którego sami pragniecie. Czyż wędrowcy, którym chwilowo zabrakło sił, aby się wspinać na szczyty, muszą dla polepszenia swego samopoczucia gwałtownie zaprzeczać ich istnieniu? Po co jako ideał ludzkiej wolności przedstawiać karykaturę człowieka, schlebiając najniższym instynktom ludzkim? Równocześnie zaś po co stwarzać wrażenie, że wszelkie słabości i nieprawości, przez które miłość ludzka bardzo często doznaje sprofanowania, a które Pismo Święte ukazuje od tysiącleci jako zupełnie sprzeczne z powołaniem człowieka do świętości, stanowią poszukiwaną przez wielu wartość? Przecież to nie jest prawda.
Jest też inne pytanie: czy to normalne, że razem z wolnością wypowiedzi wszedł – przede wszystkim na antenę radia i telewizji – wulgarny język ulicy? Czas skończyć z przemocą, brutalnością, mrocznością, obscenicznością, cynizmem. W imię odpowiedzialności za człowieka opowiedzcie się bardziej zdecydowanie po stronie dobra i piękna.

Rodzina drogą Kościoła

Wzywamy zatem wszystkich ludzi dobrej woli do pomagania rodzinie. Liczymy na pomoc dziennikarzy. „O szczególny wysiłek w tym względzie czuję się zobowiązany prosić synów i córki Kościoła – pisał Jan Paweł II. Ci, którzy przez wiarę poznają w pełni wspaniały zamysł Boży, mają jeszcze jeden powód, ażeby wziąć sobie do serca rzeczywistość rodziny w naszych czasach, tych czasach próby i łaski. Winni oni kochać rodzinę w sposób szczególny. Polecenie to jest konkretne i wymagające. Kochać rodzinę, to znaczy umieć cenić jej wartości i możliwości i zawsze je popierać. Kochać rodzinę, to znaczy poznać niebezpieczeństwa i zło, które jej zagraża, aby móc je pokonać. Kochać rodzinę, to znaczy przyczyniać się do tworzenia środowiska sprzyjającego jej rozwojowi. Zaś szczególną formą miłości wobec dzisiejszej rodziny chrześcijańskiej, kuszonej często zniechęceniem, dręczonej rosnącymi trudnościami, jest przywrócenie jej zaufania do siebie samej, do własnego bogactwa natury i łaski, do posłannictwa powierzonego jej przez Boga. „Trzeba, aby rodziny naszych czasów powstały! Trzeba, aby szły za Chrystusem!” Do zadań chrześcijan należy także głoszenie z radością i przekonaniem „dobrej nowiny” o rodzinie — rodzinie, która odczuwa wielką potrzebę słuchania wciąż od nowa i rozu-mienia coraz głębiej słów autentycznych, objawiających jej własną tożsamość, jej wewnętrzne bogactwa, wagę jej posłannictwa w państwie ludzkim i w Państwie Bożym” (FC 86).
Na koniec prosimy Was bardzo serdecznie: odmawiajcie wspólnie różaniec w Waszych rodzinach. Przez modlitwę różańcową złączymy się najściślej z atmosferą Domu w Nazarecie, gdzie Jezus „rósł i nabierał mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim” (Łk 2, 40).
Przyjmijcie nasze Pasterskie błogosławieństwo. Udzielamy go z Jasnej Góry zwycięstwa, gdzie od wieków zwykli pielgrzymować zakochani, małżonkowie, rodzice i dzieci, szukając światła i mocy. Podążajcie ich śladem.

Podpisali Kardynałowie, Arcybiskupi i Biskupi obecni na 346. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski

Jasna Góra, 27 listopada 2008 Roku Pańskiego



List należy odczytać w Święto Świętej Rodziny, 28 XII 2008 r.

czwartek, 18 grudnia 2008

Jaruzelski o Rakowskim "Z godnością niósł ciężar losu"

Z godnością niósł ciężar losu

Wojciech Jaruzelski

Mietku Drogi – myślałem, że odejdę wcześniej – i Ty, jako młodszy, będziesz żegnał mnie. Dziś, pełen głębokiego smutku i żalu, ja żegnam Ciebie. Trudno pogodzić się z myślą, że Mieczysława Rakowskiego – Mietka, już nie ma. „Drzewa umierają stojąc”. Tak właśnie było. Kiedy 3 dni przed śmiercią odwiedziłem Go w szpitalu, udręczonego długotrwałą chorobą, skrajnie osłabionego – zapamiętałem z jaką godnością niósł ciężar losu, jak do końca myślał o Polsce – o tym co Go cieszy, a zwłaszcza co Go smuci. Nigdy nie potrafił być zimny, obojętny, zarówno wobec spraw wielkich, jak i wobec spraw zwykłych, ludzkich. Syn wielkopolskiego chłopa, twardo stąpał po ziemi. Jako intelektualista wzniósł się wysoko. Łączył konsekwentny realizm z wrażliwością i emocjonalnym zaangażowaniem, urok osobisty i poczucie humoru z pryncypialnością w sprawach nadrzędnych. Widziałem to nieraz, zwłaszcza w momentach przełomowych, dramatycznych. Przeżywaliśmy wspólnie w bliskim kontakcie nadzieje i lęki, wreszcie koszmar tygodni, dni i godzin, dzielących nas od 13 grudnia. Podobnie, gdy zaangażował się w doprowadzenie do porozumienia narodowego, do Okrągłego Stołu. Gdy jako Premier podejmował odważne decyzje. Wreszcie, gdy wydał komendę: „sztandar wyprowadzić”. Był politykiem wielkiego formatu. Próby „szufladkowania”, dzielenia Jego życiorysu na część dobrą i część złą, to nieporozumienie i nadużycie. On był zawsze sobą. Wartością niepodważalną dla Niego było realnie istniejące państwo polskie. Mimo jego wielu schorzeń i ułomności, gdy znalazło się na krawędzi katastrofy i w konsekwencji narodowej tragedii, stanął odważnie w jego obronie. Była to dla Niego szczególnie trudna próba. Wziął na siebie ciężar braku zrozumienia w niektórych bliskich sobie środowiskach. Boleśnie odczuwał też, że niełatwo jest Pani Elżbiecie. Nie szukał taniej popularności. Szedł często „pod prąd”. Był prostolinijny, mówił otwarcie w oczy, co myśli. Zwalczany, i z lewa, i z prawa, i zewnątrz, był wierny swym ideałom i reformatorskim poglądom. Jego patriotyzm nie był tromtadracki, napuszony, ale autentyczny, postępowy, z ducha Żeromskiego. Stał się mentorem polskiej lewicy, wyrazicielem nowoczesnego, europejskiego widzenia jej roli. Jednocześnie z bezprzykładną odwagą przeciwstawiał się deformowaniu historii, przekreślaniu rzeczywistego dorobku Polski Ludowej, dziesięcioleci pracy milionów jej obywateli. Odejście Mieczysława Rakowskiego to wielka strata. Chciałoby się powiedzieć za Sienkiewiczem: „larum grają”, a Ciebie nie ma, nie wstajesz. Ale przecież jesteś wciąż. Pozostaje Twoja wielka spuścizna – cała biblioteka książek, dzienników, artykułów, wywiadów i wypowiedzi. A przede wszystkim żyjesz w ludziach, w sercach nas tu obecnych i nieobecnych. Jestem też przekonany, że Twoje myśli nie stracą na wartości w kolejnych pokoleniach. Pozostaje ból. Dzielimy go z jakże dzielną Panią Elżbietą, z Synami, z całą Rodziną Zmarłego. Żegnaj Mietku, żegnaj Drogi, Niezawodny Przyjacielu.

Jak Jarosław Kaczyński dostał listę agentów z ABW


Wojciech Czuchnowski, Mariusz Gierszewski (Radio ZET)
2008-12-18, ostatnia aktualizacja 17 minut temu

W 2006 r. ABW przekazała premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu listę nazwisk tajnych współpracowników UOP z początku lat 90. Prokuratura prowadzi w tej sprawie śledztwo - dowiedziała się "Gazeta" i Radio ZET

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Surdziel / AG
Listę agentów UOP Jarosław Kaczyński dostał od Witolda Marczuka
Zobacz powiekszenie
fot. Robert Kowalewski / AG
Witold Marczuk Szefował ABW od listopada 2005 do września 2006 r. Wcześniej stał na czele warszawskiej straży miejskiej, gdy prezydentem stolicy był brat Jarosława - Lech. Marczuk do ABW przyszedł jako porucznik. Po dwóch latach prezydent RP Lech Kaczyński mianował go generałem
ZOBACZ TAKŻE
Nazwiska tajnych współpracowników służb specjalnych chroni tajemnica państwowa. Ustawa o ABW pozwala je ujawnić tylko na żądanie prokuratora lub sądu. I tylko w sprawie zbrodni, której skutkiem jest czyjaś śmierć.

Jednak latem 2006 r., niedługo po objęciu funkcji premiera, Jarosław Kaczyński dostał z ABW listę z nazwiskami i pseudonimami agentów UOP z lat 1990-94. Z naszych informacji wynika, że należeli oni kiedyś do Porozumienia Centrum (pierwszej partii Kaczyńskiego) i kilku innych partii prawicowych. Kaczyński był przekonany, że UOP wykorzystywał agenturę do działań przy tzw. inwigilacji prawicy, szczególnie intensywnej w 1992 r. po upadku rządu Jana Olszewskiego. Wtedy bracia Kaczyńscy i ich ugrupowanie przeszli do opozycji przeciwko rządowi Hanny Suchockiej i ówczesnemu prezydentowi Lechowi Wałęsie.

Tajna lista, tajne śledztwo

„Gazecie” i Radiu ZET udało się dowiedzieć kilku szczegółów na temat sporządzonej przez ABW listy: • miała klauzulę „ściśle tajne”; • oprócz Jarosława Kaczyńskiego listę dostał prezydent Lech Kaczyński i koordynator służb specjalnych w rządzie PiS Zbigniew Wassermann; • na liście było ok. 20 nazwisk; • nie ma danych, czy informacje te zostały przeciwko komuś wykorzystane.

Listę sporządził na polecenie ówczesnego szefa ABW - Witolda Marczuka - Ryszard K., dyrektor Biura Ewidencji i Archiwów ABW. Dzisiaj w ABW uważa się, że K. mógł odmówić wykonania tego polecenia, powołując się na ustawę o ABW.

Na przełomie 2007 i 2008 r., gdy PiS utracił władzę, nowe szefostwo ABW przeprowadziło wewnętrzną kontrolę. Wtedy właśnie odkryto, że politycy rządu PiS dostali wykaz tajnych współpracowników UOP. ABW złożyła w tej sprawie zawiadomienie o przestępstwie ujawnienia tajemnicy państwowej przez Marczuka. Sprawie nadano klauzulę tajności. Do tego stopnia, że - według naszych źródeł w Ministerstwie Sprawiedliwości - lista, którą załączono do doniesienia, ma zaczernione nazwiska i pseudonimy ujawnionych agentów. W MS powiedziano nam tylko, że sprawę prowadzi prokuratura w Ostrołęce. Jakichkolwiek informacji odmawia ABW.

"Osoby nieuprawnione"

O sprawie nie wiedziała sejmowa komisja śledcza badająca nielegalne naciski na policję, prokuraturę i służby specjalne w czasach rządów PiS.

22 października posłowie wysłali do ABW i CBA pytanie, ile złożono do prokuratury zawiadomień o przestępstwie przekroczenia uprawnień lub złamania przepisów w tych służbach. Z CBA przyszła krótka odpowiedź, że nie ma żadnych zawiadomień.

ABW odpowiedziała kilka dni temu. W poufnym piśmie wymienia pięć doniesień. Wśród nich właśnie to: "zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez ujawnienie osobom nieuprawnionym tajemnicy państwowej w postaci danych osobowych źródeł informacyjnych UOP umożliwiających ich identyfikację".

Jako "osoby nieuprawnione" wymienieni są były premier Jarosław Kaczyński, koordynator służb Zbigniew Wassermann i prezydent RP Lech Kaczyński. Z informacji "Gazety" i Radia ZET wynika, że w zawiadomieniu o przestępstwie ABW stwierdza, iż premier, prezydent i koordynator mogą otrzymywać najbardziej tajne materiały, ale tylko w sprawach o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa. O liście tajnych współpracowników działających wokół dawnej partii Kaczyńskiego nie można mówić, że miała takie znaczenie. Na dodatek przekazanie i sporządzenie listy odbyło się bez wniosku prokuratora lub sądu.

Kaczyński zaprzecza, Wassermann nie pamięta

Jarosław Kaczyński zapytany wczoraj o nazwiska współpracowników UOP, które miał dostać z ABW, zdecydowanie zaprzeczył: - Nie było takiej listy, nie było takiego żądania do pana Marczuka. Zapoznając się z materiałami śledztwa na temat inwigilacji prawicy, mogłem się domyślać, kto współpracował wtedy z UOP. Ale jako premier bardziej szczegółowej wiedzy na ten temat nie otrzymałem.

Zbigniew Wassermann stwierdził, że nie pamięta, by dostawał taką informację. Z Witoldem Marczukiem nie udało nam się skontaktować.

Co teraz zrobi sejmowa komisja? - Zwrócimy się do prokuratury o udostępnienie akt, ale z uwagi na to, że materiały są tajne, pewnie będziemy musieli w tej sprawie obradować za zamkniętymi drzwiami - mówi poseł komisji Sebastian Karpiniuk z PO. Karpiniuk podkreśla, że dokument przesłany przez ABW jest poufny. - Nie mogę zaprzeczyć, że takie pismo komisja dostała. Zawarte w nim informacje wskazują, że złamano prawo, a służby specjalne były wykorzystywane w interesie rządzącej partii.

Cztery inne śledztwa

W swoim piśmie do komisji Agencja wymienia jeszcze cztery śledztwa toczące się z jej doniesienia. Pierwsze wszczęto w sprawie działań byłych szefów ABW, CBA, Agencji Wywiadu, prokuratora generalnego i jego zastępcy. Według ABW latem 2007 r. świadomie okłamali oni sąd, składając wnioski o założenie podsłuchów na telefony ówczesnego szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego oraz szefa CBŚ Jarosława Marca. Mimo że były to służbowe komórki tych urzędników, sądowi przekazano informację, że są to numery nieznanych osób. I łatwiej uzyskano zgodę na podsłuchy.

Dwa inne doniesienia dotyczą przekroczenia przez ABW uprawnień przy kontroli operacyjnej znanego prawnika Wojciecha Brochwicza oraz tworzenia w ABW fałszywych raportów na temat sytuacji w sieciach telefonii komórkowej.

ABW pisze też o doniesieniu, które złożyła w sprawie wysłania latem 2007 r. funkcjonariuszy za granicę w poszukiwaniu biznesmena Ryszarda Krauzego. Taką decyzję podjął ówczesny szef Agencji Bogdan Święczkowski. Oficerowie szukali Krauzego we Włoszech i w Szwajcarii. Kosztowało to ABW 37 tys. zł. W swoim doniesieniu ABW stwierdza, że takie czynności powinny być wykonywane "w ramach pomocy zagranicznej".









Źródło: Gazeta Wyborcza