piątek, 30 października 2009

Nowa, piękniejsza twarz PZPN

11:35, 30.10.2009 /TVN24

UCZYŁA SIĘ RAZEM Z DODĄ

TVN24
W PZPN uznano, że lekiem na fatalną atmosferę wokół związku i reprezentacji będzie kobieta. – Będziemy pokazywać dużo dobrych rzeczy, które dzieją się w PZPN – mówiła w Poranku TVN 24 Agnieszka Olejkowska, nowa rzeczniczka polskiej centrali futbolowej.
To ma być zmiana jakościowa. Nowa rzeczniczka związku ma być zupełnym przeciwieństwem dotychczasowych związkowych ust, czyli kontrowersyjnego i nieznającego języków obcych Janusza Atlasa.
Przy okazji czwartkowych obrad zarządu władze PZPN poinformowały, że nowym... czytaj więcej »


Były dziennikarz "Przeglądu Sportowego" i "Piłki Nożnej" potrzebował kilka tygodni, by wzbudzić potężne zamieszanie - i zniechęcić wielu z tych, z którymi miał współpracować. Najpierw nazwał jednego z dziennikarzy ch…m. Potem stwierdził, że "byle pętakowi nie będzie bezkarnie uchodzić obrażanie wiceprezesa PZPN".

Do mediów był uprzedzony od początku. Gdy zadzwoniliśmy do niego, z pytaniem o mecze towarzyskie kadry odparł, "że nie będzie rozmawiał, bo złamał u nas nogę". Po czym zaśmiał się i rozłączył.

Młodzi są, ale w biurach

Związkowi działacze postanowili podziękować swojemu reprezentantowi i zatrudnić nową osobę. Miodem na serca bojkotujących związek kibiców i krytykujących PZPN oraz kadrę dziennikarzy ma być 25-letnia Agnieszka Olejkowska.

Jaka przyznała w Poranku TVN24, takich jak ona – młodych i znających języki obce – wewnątrz związku jest mnóstwo. Gdzie oni są? – Siedzą w biurach – powiedziała pani Agnieszka.
Wojna o polską piłkę - tym razem między kibicami kadry, a PZPN - trwa. -... czytaj więcej »


Sposób na zmianę wizerunku

Cały zaciąg młodych pracowników PZPN ma być odpowiedzialny za "zmianę jego wizerunku". - Moja osoba jest najmniej ważna. Mam parę sposobów, by ten wizerunek zmienić – powiedziała. Ujawniła jeden z nich. – Dzieje się dużo dobrych rzeczy, które nie są pokazywane – zarzuciła mediom.

Przykład? - Piłkarski turniej dziecięcy na Torwarze – wymieniła. Kolejnych "dobrych rzeczy" w PZPN nie chciała wymienić, bo jest ich "cała masa".

Nowa twarz PZPN skończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, a w liceum w jednej klasie uczyła się razem z Dodą.

twis/sk

czwartek, 29 października 2009

Amerykanie ostrzelali gdyński port i odpłynęli

pmaj 29-10-2009, ostatnia aktualizacja 29-10-2009 16:36

Potwierdziły się doniesienia o ostrzelaniu portu w Gdynii z pokładu niszczyciela USS Ramage. To był nieumyślny incydent - zapewnia wojskowa prokuratura.

USS Ramage - karabin maszynowy zamontowany na statku, zdj. Adam Warżawa
źródło: PAP/serwis codzienny
USS Ramage - karabin maszynowy zamontowany na statku, zdj. Adam Warżawa

Szef Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gdyni kmdr Dariusz Furmański przyznał, że na "prawdopodobniej linii ostrzału" znajdowały się budynki Zarządu Morskiego Portu Gdynia, Bałtycka Baza Masowa oraz trzy statki handlowe obcych bander.

Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie poprowadzi strona amerykańska. Dzieje się tak w myśl umów zawartych między państwami NATO. Polskim prokuratorom udało się ustalić, że trzy strzały padły "w czasie rutynowej kontroli sprzętu".

Amerykański niszczyciel opuścił redę wczoraj po południu, gdy okazało się, że żadnych szkód nie ma.

USS Ramage wpłynął do portu w Gdyni w niedzielę. Okręt prowadził ćwiczenia na Bałtyku, przy tej okazji przypłynął do Gdyni z wizytą roboczą.

Co się naprawdę stało w Sokółce

Tomasz Nieśpiał 27-10-2009, ostatnia aktualizacja 27-10-2009 07:14

Czy hostia zamieniła się w ciało? Nieformalne badania rodzą wątpliwości. Kolejnych arcybiskup już nie chce

Parafianie z kościoła w Sokółce są podzieleni w opiniach. Część to sceptycy,  ale są i tacy,  którzy nie mają wątpliwości,  że zdarzył się cud.  – Uwierzyłam w momencie, kiedy się dowiedziałam, co zaszło  w kościele  – mówi „Rz“ starsza kobieta  z różańcem  w dłoni  bogusław  (fot: florian skok)
źródło: Rzeczpospolita
Parafianie z kościoła w Sokółce są podzieleni w opiniach. Część to sceptycy, ale są i tacy, którzy nie mają wątpliwości, że zdarzył się cud. – Uwierzyłam w momencie, kiedy się dowiedziałam, co zaszło w kościele – mówi „Rz“ starsza kobieta z różańcem w dłoni bogusław (fot: florian skok)

– Może coś ta nasza Sokółka warta u Boga, skoro takie cuda nam serwuje – zastanawia się Maria Radecka, która niedaleko podlaskiego miasteczka prowadzi kuchnię tatarską.

– Może to sygnał, że coś w Sokółce jest nie tak i trzeba się zastanowić nad swoim życiem, relacjami z bliźnimi – zastanawia się Krystyna Andrzejewska, dyrektor Sokólskiego Ośrodka Kultury.

– Może coś jest ze mną nie tak, ale machlojką tu pachnie – podejrzewa pan Stanisław, rencista.

Odkrycie proboszcza

12 października 2008 roku, miejscowy kościół pw. św. Antoniego Padewskiego. Księdzu udzielającemu komunii wypada z puszki komunikant. Duchowny podnosi go dyskretnie i wkłada do naczynia liturgicznego z wodą – zgodnie z kościelnymi procedurami upuszczony komunikant nie może być ponownie użyty ani wyrzucony, należy go rozpuścić w wodzie, którą przelewa się później do specjalnego naczynia – pisciny. Przez nie woda ta wsiąka w ziemię.

Po mszy w Sokółce naczynie na tydzień trafiło do sejfu w zakrystii. W kolejną niedzielę proboszcz Stanisław Gniedziejko ze zdumieniem odkrył, że zanurzony w wodzie komunikant nie tylko się nie rozpuścił, ale pojawiła się na nim plama przypominająca krew.

– Takiego doświadczenia się nie zapomina. To wielkie przeżycie – wzdycha dziś ksiądz Gniedziejko. Ale o szczegółach wydarzeń sprzed roku nie chce rozmawiać. Odsyła do oficjalnego komunikatu białostockiej kurii metropolitalnej.

Ks. Andrzej Kakareko, kanclerz kurii, opisuje w nim kalendarium związane z niecodziennym wydarzeniem. Wynika z niego, że dziesięć dni po odkryciu proboszcza naczynie przeniesiono na plebanię, a następnego dnia komunikant „wyjęto z wody i położono na korporale w tabernakulum”.

O tym, co dokładnie działo się przez kolejne dwa miesiące, kanclerz nie informuje. Podaje tylko, że na początku stycznia tego roku z komunikantu pobrano próbkę, którą zbadało dwoje profesorów patomorfologów z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Kuria informuje, że specjaliści wydają zgodne orzeczenie, iż „przysłany do oceny materiał (...) wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypomina”.

W marcu metropolita białostocki arcybiskup Edward Ozorowski powołuje komisję kościelną do zbadania zjawisk eucharystycznych w Sokółce. Werdykt: komunikant, z którego została pobrana próbka do ekspertyzy, jest tym samym, który został przeniesiony z zakrystii do tabernakulum w kaplicy na plebanii, ingerencji osób postronnych nie stwierdzono, a akta sprawy przekazano do nuncjatury apostolskiej w Warszawie.

Mięsień sercowy czy szkieletowy

Patomorfolodzy, o których badaniach informuje kuria, to prof. Maria Sobaniec-Łotowska z Zakładu Patomorfologii Lekarskiej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku oraz prof. Stanisław Sulkowski z tego samego uniwersytetu.

– Sobaniec-Łotowska to zaufany człowiek arcybiskupa Ozorowskiego – mówi jeden z pracowników zakładu. Brała udział w zamknięciu procesu beatyfikacyjnego księdza Michała Sopoćki, stawała w obronie o. Tadeusza Rydzyka i Radia Maryja, apelowała o moratorium na wykonywanie aborcji.

Sama z „Rz” rozmawia niechętnie. – Obowiązuje mnie ścisła tajemnica – tłumaczy i odsyła do komunikatu kurii.

Jej przełożony, kierownik Zakładu Patomorfologii Lekarskiej prof. Lech Chyczewski mówi, że badanie wykonano w Akademickim Ośrodku Diagnostyki Patomorfologicznej, który prowadzi działalność na bazie Zakładu Patomorfologii Lekarskiej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

Prof. Chyczewski zaznacza też, że próbkę z Sokółki przebadano nieformalnie. Pismo z kurii nie było bowiem adresowane ani do kierownictwa ośrodka, ani do zakładu, tylko bezpośrednio do prof. Sobaniec-Łotowskiej. – Zwróciłem, w służbowej formie, uwagę pani profesor, że postąpiła nagannie – dodaje Chyczewski.

Jakie badanie wykonał prof. Sulkowski? Dokładnie nie wiadomo. Sam enigmatycznie odpowiada, że wchodziło ono w zakres specjalności, którą reprezentuje. I – tak jak Sobaniec--Łotowska – odsyła do komunikatu kurii.

Jak tłumaczy prof. Chyczewski, Sobaniec-Łotowska przeprowadziła najprostsze badanie histopatologiczne, które pozwala określić, z jaką tkanką ma się do czynienia, ale w żadnym razie nie przesądza, czy pochodzi ona od człowieka. Można dzięki niemu stwierdzić jednak, czy badany materiał to mięsień ssaka. – Po ułożeniu jąder we włóknie wiadomo też, czy to mięsień sercowy (jądra ułożone centralnie) czy szkieletowy (jądra ułożone obwodowo) – objaśnia.

Informacje przekazane przez kurię przesądzają, że w Sokółce znaleziono mięsień serca.

Jednak prof. Lech Chyczewski ma wątpliwości, czy tak rzeczywiście było. A nabrał ich po rozmowie z prof. Sulkowskim.

– Z tego, co mówił, nie wynikało jednoznacznie, że jądra rozmieszczone były centralnie – opowiada kierownik Zakładu Patomorfologii Lekarskiej. – Powiedziałbym nawet, że to, co usłyszałem od prof. Sulkowskiego, wskazywało, iż mamy do czynienia raczej z mięśniem szkieletowym. Może gdybym widział ten materiał, nie miałbym takich wątpliwości.

– Nie spotkałem się z taką opinią i nie przypuszczam, aby ktokolwiek mógł w sposób odpowiedzialny takie opinie formułować jedynie na podstawie luźnych wypowiedzi osób trzecich, bez osobistego wykonania stosownych badań, a przynajmniej możliwości oceny zabezpieczonej dokumentacji – odpowiada prof. Sulkowski.

Nie chce jednak powiedzieć, jak ułożone były jądra we włóknie badanej przez niego tkanki. – Tego typu pytania leżą w kompetencji stosownej komisji badającej sprawę cudu – ucina rozmowę.

Prof. Sobaniec-Łotowska: – Nikt się do mnie nie zgłosił i nie informował o takich wątpliwościach.

Prof. Lech Chyczewski twierdzi, że nie przekazał swoich spostrzeżeń prof. Sobaniec-Łotowskiej, bo jest to osoba „bardzo emocjonalnie zaangażowana w tę sprawę”. – Taka rozmowa z merytorycznych torów bardzo szybko wykroczyłaby poza merytoryczne – argumentuje kierownik.

Arcybiskup: musimy uszanować świętość

Prof. Chyczewski zdradza, że proponował abp. Ozorowskiemu przeprowadzenie szczegółowych badań molekularnych materiału z kościoła w Sokółce.

Gotowość do ich wykonania zgłosił Zakład Medycyny Sądowej w Bydgoszczy. – Z ciekawości naukowej – mówi jego kierownik prof. Karol Śliwka.

Badanie DNA precyzyjnie wskazałoby, czy tkanka, która została przebadana, jest ludzka czy zwierzęca i czy to materiał męski czy żeński. – Z dużą dozą prawdopodobieństwa określilibyśmy, z jakiego rejonu świata pochodzi. Rozwialibyśmy wszelkie wątpliwości – zapewnia prof. Śliwka.

Prof. Chyczewski: – Arcybiskup nie był zainteresowany przeprowadzeniem takich badań. Usłyszałem, że skoro zachodzi okoliczność cudownego pochodzenia tego materiału, to nie należy już tego męczyć.

Prof. Śliwka: – Kościół ma swoje zasady i interesy. Nic na siłę.

Abp Edward Ozorowski w ubiegłotygodniowym wywiadzie dla tabloidu „Fakt” tłumaczył, że jeśli wydarzenia z Sokółki odmienią serca i dusze ludzi, niepotrzebne są kolejne badania. „Jeśli mamy do czynienia z fragmentem Ciała Chrystusa, to byłoby nawet niewskazane z powodu czci, jaką powinniśmy to Ciało otoczyć. Przypomnę tutaj Mojżesza, któremu przy płonącym krzewie Bóg kazał zdjąć buty, bo stąpał po ziemi świętej. My też w tym przypadku mamy do czynienia ze świętością i musimy to uszanować” – argumentował.

Według ks. prof. Mariana Ruseckiego, przewodniczącego Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk, arcybiskup pospieszył się z decyzją. – W moim odczuciu i z naukowego punktu widzenia te badania należało prowadzić dalej. Choćby po to, by wytrącić argumenty przeciwnikom, osobom, które podejrzewają manipulację i oszustwo – uważa.

Śledczy umarzają

Po medialnych doniesieniach o cudzie w Sokółce zajmujące się m.in. walką o przestrzeganie praw osób niewierzących Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów złożyło doniesienie do prokuratury. – Jest mało prawdopodobne, że mięsień sercowy, o którym mówi kuria, należy do żydowskiego proroka ukrzyżowanego dwa tysiące lat temu – mówi dr Małgorzata Leśniak, prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Zastrzega, że wiara jest prywatną sprawą każdego człowieka, i nie chce w tę sferę życia ingerować, ale ponieważ pojawiła się informacja o fragmencie ludzkich szczątków, to nasuwa się pytanie: co tam się wydarzyło?

Jej zdaniem prokuratura powinna zbadać, czy w Sokółce nie doszło do zbezczeszczenia zwłok i czy właściciel znalezionych tkanek umarł śmiercią naturalną. A jeśli tkanka jest pochodzenia zwierzęcego, to czy nie ma zagrożenia epidemiologicznego.

Prokuratura Rejonowa w Sokółce ogłosiła wczoraj, że śledztwa nie będzie. – Prowadzący sprawę prokurator nie zgromadził dowodów, które potwierdzałyby zaistnienie przestępstwa – informuje Anatol Pawluczuk, prokurator rejonowy w Sokółce. Szczegółów postępowania nie zdradza.

Czekają na pielgrzymów

W samej Sokółce zdania na temat tego, co wydarzyło się w kościele, są podzielone. Ale już z tego, że o miasteczku zrobiło się głośno, zadowoleni są urzędnicy.

– To promocja, za którą nie płacimy – ocenia Zbigniew Tochwin, sekretarz miejscowego urzędu miasta. – Jeśli zjawisko zostanie uznane za cud, skorzystają na tym wszyscy mieszkańcy. Należy się spodziewać pielgrzymów, dla których będziemy musieli przygotować odpowiednie zaplecze gastronomiczne i noclegowe.

W zajeździe sąsiadującym z kościołem św. Antoniego już zacierają ręce. – Dobrze żyjemy z proboszczem, więc jak coś się wyjaśni, to będziemy mieli u siebie tłumy – cieszy się recepcjonistka.

Pierwsi turyści już się pojawili. Po mieście krąży wieść o góralach, którzy odwiedzili „cudowną parafię”. – Na mszach widać nowe twarze i większe niż dotychczas zainteresowanie naszą parafią – ucina pytanie proboszcz Gniedziejko.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora t.niespial@rp.pl

Rzeczpospolita