poniedziałek, 6 września 2010

Tusk w Indiach zachęca do inwestowania w Polsce: Witamy z otwartymi ramionami

Łukasz Konarski, Bangalore Indie, TOK FM, PAP
2010-09-06, ostatnia aktualizacja 2010-09-06 12:00

Donald Tusk i gubernator stanu Karnataka Hansraj Bhardwaj
Donald Tusk i gubernator stanu Karnataka Hansraj Bhardwaj
Fot. Łukasz Konraski / TOK FM

Donald Tusk rozpoczął wizytę w Indiach. Pierwszym etapem podróży jest miasto Bangalur, nazywane indyjską doliną krzemową. Tam na Polsko - Indyjskim Forum Inwestycyjnym przekonywał reprezentantów 135 przedsiębiorstw do inwestowania w naszym kraju. Tusk przypomniał, że Polacy w dobie walki z komunizmem, gdy powstawała Solidarność, wzorowali się na indyjskich doświadczeniach. Powoływali się na lekcję, jaką dał światu "wielki nauczyciel" Mahatma Gandhi.

W Indiach Donald Tusk został zaproszony na Forum Inwestycyjne
Fot. Łukasz Konraski / TOK FM
W Indiach Donald Tusk został zaproszony na Forum Inwestycyjne
Polsko - Indyjskie Forum Inwestycyjne
Fot. Łukasz Konraski / TOK FM
Polsko - Indyjskie Forum Inwestycyjne
Uczestnikami Forum były indyjskie firmy zainteresowane inwestycjami w Polsce. Swoich przedstawicieli wysłały przedsiębiorstwa z branży IT, przemysłu elektronicznego, energetycznego, gumowego, górnictwa, nieruchomości i transportu. Forum jest jak dotąd największym spotkaniem promującym Polskę wśród indyjskich inwestorów.

"Będziecie witani z otwartymi ramionami"

- Właśnie w Polsce będziecie witani z otwartymi ramionami niezależnie od tego jaki typ biznesu reprezentujecie - mówił Donald Tusk. Premier przekonywał, że Polska jest jednym z liderów w Unii Europejskiej. - Mówię o tym nie dlatego, aby chwalić osiągnięcia mojego rządu. Stwierdzam prosty fakt. Dzisiaj Polska odgrywa jedną z kluczowych ról. To jest otwarta brama dla Indii, otwarta brama do Europy - mówił premier.

Gdy w 2011 roku Polska będzie prowadziła prezydencję w Unii Europejskiej odbędzie się szczyt Unia - Indie. Tusk przekonywał, że w całej Unii trudno o większego przyjaciela Indii niż Polska. - To dobry zbieg okoliczności Będziemy chcieli z tego szczytu skorzystać, aby wielką satysfakcję mieli z tego mieszkańcy Unii Europejskiej, Indii i Polski w szczególności - mówił Donald Tusk.

"Nasz wielki nauczyciel Gandhi"

Tusk wyraził przekonanie, że Forum Inwestycyjne otworzy nowy rozdział w stosunkach polsko-indyjskich, zarówno w relacjach między państwami, jak i między firmami, ale także miedzy naszymi narodami. - Mamy nadzwyczajną wspólnotę doświadczeń, wartości, które łączą obywateli Indii i Polski, mimo dalekiej odległości między naszymi krajami i różnej historii - zaznaczył. Jak dodał, istnieją wartości, które łączą ludzi, a takimi wartościami - według niego - jest m.in. nadzwyczajna cierpliwość i przekonanie, że przemoc nie jest dobrym sposobem na rozwiązywanie konfliktów.

Tusk przypomniał, że Polacy w dobie walki z komunizmem, gdy powstawała Solidarność, wzorowali się na indyjskich doświadczeniach. Powoływali się na lekcję, jaką dał światu "wielki nauczyciel" Mahatma Gandhi. - Między Polską i Indiami nie ma niczego, co mogłoby dzielić nasze narody - zapewnił premier. Jak dodał, Polacy żywią autentyczny szacunek do Indii - dla ich kultury, historii, ale także dla osiągnięć gospodarczych.

- Indie są przykładem, że w kraju z ponad 1 mld mieszkańców, o niełatwej historii, możliwe są demokratyczne zmiany, które prowadzą naród indyjski do sukcesu gospodarczego - podkreślił szef polskiego rządu.

Jak dodał, świat, w tym także Polska zazdrości Indiom sukcesu gospodarczego, ale także postępów w dziedzinie edukacji i nowych technologii. - Jesteście jednym z najbardziej ambitnych narodów świata - ocenił premier.

Premier obiecał również, że Polska uprości proces przyznawania wiz dla Hindusów. Kolejna w programie jest wizyta w ośrodku dla niewidomych dzieci prowadzonym przez polskie zakonnice.

Źródło: Tokfm.pl

Stop Nierzetelni. Poszkodowani przez Jaworowicz zakładają stowarzyszenie

AGKO
2010-09-06, ostatnia aktualizacja 2010-09-06 12:57

Bohaterowie programu "Sprawa dla reportera" zarzucają Elżbiecie Jaworowicz: manipulację, nierzetelność, brak obiektywizmu. Do TVP wysłali już prośbę, by na pasku na dole ekranu podczas emisji jej programu szedł napis: "Osoby wypowiadające się w "Sprawie dla reportera" robią to na własne ryzyko i mogą za swoje słowa odpowiedzieć przed sądem" - donosi "Newsweek".

Elżbieta Jaworowicz
kapif
Elżbieta Jaworowicz
Elżbieta Jaworowicz to legenda. Jej program "Sprawa dla reportera" już 24 lata nie schodzi z telewizyjnej Jedynki. Ona - odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi przez byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, zdobywczyni czterech Telekamer i Wiktora. Dziś posądzana o manipulację, wypaczanie faktów, brak obiektywizmu. Przez bohaterów swoich programów. Jej programy od lat mają ten sam sznyt: poszkodowani, skrzywdzeni ludzie walczą z wymiarem sprawiedliwości, nieuczciwym deweloperem czy bezduszną władzą. Teraz, niektórzy z nich, postanowili walczyć w sądzie z prowadzącą program. W Jeleniej Górze na Dolnym Śląsku kilkanaście osób czuje się skrzywdzonych przez Jaworowicz. Według "Newsweeka" to osoby, które od lat prosiły, by w "Sprawie dla reportera" pokazano ich przypadek: zostali oszukani przez Bogusława K. Miał wybudować mieszkania, oni wpłacili mu pieniądzem domy nie powstały. Program też nie, bo Bogusław K. w programie do tej pory występował jako biznesmen o nieposzlakowanej opinii. Z czasem stał się ekspertem.

Pretensję do Jaworowicz ma też Janusz Rawczuk. Bo Jaworowicz przedstawiła go jako alkoholika, sutenera, który swoją teściową, byłą żonę i córkę pozbawia dachu nad głową, bo musi spłacić swoje kilkunastomilionowe długi - przytacza jego historię "Newsweek". I pyta: Czego nie można się z programu dowiedzieć? - Tego, że żadna z kobiet, ani była żona, ani corka, nie traci dachu nad głową, bo jego eksżona jest bogatą bizneswoman, właścicielką dużej, znanej w mieście restauracji i okazałej willi - czytamy w tygodniku.

Skrzywdzonych jest więcej. Olga Chobot jako pierwsza postanowiła walczyć. Chciała, by Jaworowicz pokazała jak ciężko dojść praw w sądach i prokuraturze po konflikcie ze wspólniczką biznesową. Ale w "Sprawie dla reportera" o tym nie było. Było o samym konflikcie, który spowodował, że Olga straciła męża, wpadła w kłopoty finansowe i w każdej chwili mogła stracić dom. Wspólniczki Olgi w nagraniu nie było. Za to po programie podała Olgę do sądu, by ta przeprosiła za to, co mówiła w telewizji. Sprawę wygrała. A dla Jaworowicz stała się nagle natrętem - pisze Newsweek. Kobieta zaczęła szukać osób z podobnymi doświadczeniami. Tak powstało stowarzyszenie Stop Nierzetelni. "Fenomen polega na tym, że wśród nich są nie tylko ci, którzy zostali pokazani jako krzywdzący i twierdzą, że niesprawiedliwie, lecz także skrzywdzeni - ci, których Jaworowicz miała bronić. Lub skrzywdzeni przez ludzi przez nią w programie wychwalanych" - opisuje ich dziennikarz tygodnia.

Rada Etyki Mediów rozpatrzyła pierwsze skargi. Dwie uznała za zasadne. W obu przypadkach sposób realizacji programu uznała za nieobiektywny, niezgodny z podstawowymi standardami dziennikarskimi i etyką zawodową. Kolejne skargi sa rozpatrywane.

Pierwsza oficjalna rysa na wizerunku Jaworowicz pojawiła się dwa lata temu Krakowscy dziennikarze przyznali jej reporterską Antynagrodę Dziennikarzy. Za program o kamienicy przy ul. Szerokiej 12 w Krakowie. Jaworowicz tropiła w nim układ urzędniczo- prokuratorsko- policyjny, który niszczył właściciela kamienicy. W tym czasie prasa krakowska donosiła, że budynek przy Szarej 12 to rażąca samowola budowlana, burząca architektoniczny ład miejsca wpisanego na listę zabytków UNESCO.

Jaworowicz nie chciała rozmawiać z "Newsweekiem".

Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,8340535,Stop_Nierzetelni__Poszkodowani_przez_Jaworowicz_zakladaja.html#ixzz0ymX6YMlx

Jasna Góra: Nowe szaty Królowej


Dorota Steinhagen
2010-09-05, ostatnia aktualizacja 2010-09-05 16:15

Szlachetne kamienie, cenne kruszce, zwykłe różańce i medaliki, meteoryty, kamienie z groty w Nazarecie, linia elektrokardiogramu i fragment Tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem tworzą nową suknię dla Cudownego Obrazu


Fot. Piotr Deska / AG
Suknia została napisana z wotów, które Czarnej Madonnie przynieśli pielgrzymi. Tak, tak, napisana, bo suknia - jak ikona - jest pisana, a nie wykonywana. Ta pisana była modlitwą, bo zmaterializowaną modlitwą - jak twierdzi jej autor Mariusz Drapikowski, złotnik i bursztynnik z Gdańska - są dary, które na Jasną Górę niosą pielgrzymi, ci z kraju, i zza granicy. Modlitwę tę stanowią więc zarówno szlachetne kamienie i cenne kruszce, wykonane z nich wspaniałe klejnoty, jak i plastikowe różańce, aluminiowe medaliki, proste srebrne łańcuszki. Te proste dary artysta także wykorzystał pisząc suknię - Wotum Narodu. Razem z modlitwą spisaną przez paulinów umieścił je pod zewnętrzną warstwą sukni.

W sobotę suknia i korony - dar narodu - zostały uroczyście poświęcone. - Niech pragnienie dobra wspólnego przezwycięży egoizm i podziały, niech wszyscy sprawujący posługę władzy widzą w Tobie służebnicę Pana, uczą się służyć i rozpoznawać z mądrością potrzeby rodaków - modlił się przewodniczący uroczystości abp Józef Kowalczyk, prymas Polski.

W mszy udział brało ok. 10 tys. wiernych. Wśród nich - Mariusz Drapikowski. Kilka dni wcześniej tłumaczył nam, jak czytać napisane przez niego szaty. Bo w sukni - wyjaśniał - nie blask złota, brylantów, rubinów, czy szafirów jest ważny. Trzeba czytać znaki i symbole, które się w niej zawierają.

Niebieski kolor sukni Maryi - jako symbol jej czystości - i czerwień szaty Jezusa - czerwonej jak u Króla i jak jego krew przelana za odkupienie ludzi. Meteoryty, tuż pod dłonią Matki Bożej, wskazujące, że to ona jest gwiazdą przewodnią, która prowadzi do Chrystusa; kamienie z groty w Nazarecie, wydobyte w miejscu, w którym - zgodnie z tradycją - stał Archanioł Gabriel zwiastując Maryi i z Golgoty, miejsca śmierci jej syna.

- Ta suknia zawiera także bardzo współczesne znaki i symbole - wyjaśniał Drapikowski. - Na szacie Matki Boskiej pojawia się np. linia elektrokardiogramu. Na znak, że w sercu narodu bije serce Matki.

W szatę Jezusa artysta wmontował także pomalowany na biało fragment metalu z biało-czerwoną szachownicą. To fragment Tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem. - To wyraz hołdu wszystkim, którzy tam zginęli - mówił Drapikowski.

Nad fragmentem rozbitego prezydenckiego samolotu szeroka złota ślubna obrączka. Związana jest z nią niezwykła historia o tragicznej polskiej miłości i wierności. Obrączkę tę na palcu miał mężczyzna wieziony podczas okupacji do Auschwitz. Zdjął ją z palca, zawinął w kartkę papieru, na której napisał adres żony. Obrączka do żony trafiła, mężczyzna z obozu nie wrócił. Kobieta do swojej śmierci nie zdejmowała jej z palca. Na Jasną Górę rodzinną pamiątkę przyniosły ich dzieci. W sobotę z jasnogórskiego szczytu wzruszająca historię rodziny opowiadali córka i wnuk.

Suknia waży 17 kg. Powstawała dwa lata. Pracował nad nią Drapikowski i wszyscy jego pracownicy. Do tytanowego podkładu przy pomocy superprecyzyjnego lasera mocowali kolejne klejnoty, ostrożnie, by niczego nie uszkodzić. Bo jest np. w koronie Jezusa Chrystusa brylantowa brosza z atrybutami męki Pańskiej. To najprawdopodobniej fragment koron, które w darze dla Cudownego Obrazu przekazał król Władysław III Waza, a które później zaginęły i odnalazły się tylko we fragmentach.

Bo - jak twierdzą historycy - już na przełomie XV i XVI wieku korony dla Matki Boskiej Częstochowskiej przekazywali władcy i wielmoże: Władysław Jagiełło, Władysław IV Waza, królowa Eleonora, żona Michała Korybuta Wiśniowieckiego, August II. Sukniami - według Drapikowskiego - ikonę osłaniano początkowo dla ochrony przed sadzami z płonących świec. Dopiero potem - by oddać jej cześć. Dziś jasnogórski Cudowny Obraz ma dziewięć sukien. Dwie z nich są dziełem Mariusza Drapikowskiego. Suknię bursztynową napisał w 2005 roku, jako uzupełnienie dla papieskich koron, które w przeddzień śmierci pobłogosławił Jan Paweł II.

Najnowsze korony i suknia dla Cudownego Obrazu to dar Polaków z okazji wyjątkowej - sto lat temu, w 1910 roku, 22 maja na Jasnej Górze odbyła się uroczystość rekoronacji ikony Czarnej Madonny koronami podarowanymi przez papieża Piusa X. Zastąpiły pierwsze papieskie korony z 1717 roku, dar papieża Klemensa XI. W nocy z 22 na 23 października 1909 roku zostały one skradzione. Podejrzenie do dziś pada na władze carskie, zwłaszcza że car Mikołaj II koniecznie chciał podarować częstochowskiej ikonie własne korony. Polacy takiego daru od zaborcy nie chcieli. Papież Pius X uchronił Polaków od konieczności przyjęcia niechcianego daru. Na uroczystość nie mógł wówczas przyjechać metropolita lwowski, dziś święty abp Józef Wilczewski. Carskie władze nie dały mu pozwolenia na odwiedzenie Częstochowy. W stulecie tamtych wydarzeń kazanie z jasnogórskiego szczytu wygłosił jego następca, dzisiejszy metropolita lwowski abp Mieczysław Mokrzycki.

Źródło: Gazeta Wyborcza Częstochowa


Więcej... http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,35271,8337762,Jasna_Gora__Nowe_szaty_Krolowej.html#ixzz0ymWPIHor