niedziela, 19 lutego 2012

Prof. Bartoszewski kończy 90 lat. "Władku kochany!", "Jest pan dobrem narodowym"


mar, PAP
19.02.2012 , aktualizacja: 19.02.2012 13:14
A A A Drukuj
Prof. Władysław BartoszewskiFot. Marcin Stępień / Agencja GazetaProf. Władysław Bartoszewski
- Moja recepta na życie jest receptą umiarkowanego realisty-optymisty, lubię życie i lubię ludzi, lubię ludzi takimi, jakimi są - powiedział Władysław Bartoszewski podczas swojego jubileuszu na Zamku Królewskim. Podkreślił także, że bardzo lubi młodych ludzi, bo oni są przyszłością. - Nie ma drugiego człowieka, który miałby taki bogaty, piękny życiorys - mówił z kolei prezydent przypominając wypowiedź Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
- Szanowny Jubilacie, panie ministrze, Władku kochany - takimi słowami prezydent zwrócił się do Bartoszewskiego.

- Twój wybitny przyjaciel Jan Nowak-Jeziorański powiedział, że nie zna drugiego takiego człowieka, który miałby taki bogaty i piękny życiorys. Życiorysu nie dostaje się, nie kupuje się w sklepie, trzeba go samemu wykuć, wyrąbać idąc przez niełatwą rzeczywistość - mówił prezydent. Dodał, że wszyscy z czystym sumieniem i głębokim przekonaniem mogą te słowa powtórzyć.

Jak zaznaczył, Bartoszewski zawsze w życiu kierował się "niesłychanie silną busolą, kompasem, który pokazuje, gdzie jest słuszna sprawa, słuszna strona". - Nie wszystkim się to udawało. Tobie Władku udało się przez tyle, tyle lat stawać po stronie słusznej sprawy - podkreślił Komorowski.

Życzył jubilatowi "Plurimos Annos". Wręczył Bartoszewskiemu medal z jego wizerunkiem i napisem: - Temu, który odważył się być niepokorny.

Premier: Jest pan bezcennym dobrem

- Jest pan bezcennym dobrem nie tylko narodowym, ale też bezcennym dobrem w życiu wielu z nas - w ten sposób zwrócił się do prof. Bartoszewskiego premier.

Donald Tusk, rozpoczynając swoje wystąpienie na Zamku Królewskim zaznaczył, że na tle takiej biografii jak Bartoszewskiego, wszystkie słowa wypadają blado. Premier zaznaczył, że część z obecnych na sali wchodzi w wiek, kiedy traci się naturalne drogowskazy, takie jak dziadkowie czyrodzice. - Ale my jesteśmy szczęściarzami, bo mamy prawa - powiedział.

- W ostatnich latach (...) traktowaliśmy pana niezmiennie jak serdeczny i wyjątkowy drogowskaz w życiu i pracy - mówił premier.

- Droga pani Zofio, panie Władysławie, my wszyscy was po prostu bardzo kochamy - skończył premier Tusk, zwracając się do małżeństwa Bartoszewskich.

Bartoszewski: Nie żałuję ani jednego słowa

Jubilat mówił o ciągłości pokoleń między tymi, którzy są przyszłością, a tymi, którzy są przeszłością: - Oby z tego łańcucha pokoleń wyciągać dobre doświadczenia z poprzedniego ogniwa oraz starać się zrozumieć przyczyny złych, błędnych działań i omijać je.

Bartoszewski przypomniał, że pierwszą książką jaką wydał w Trzeciej Rzeczpospolitej była publikacja zatytułowana "Warto być przyzwoitym" (taki też tytuł nadano niedzielnej uroczystości na Zamku Królewskim). - Myślę, że po kilkudziesięciu latach nie zmieniłem zdania i sądzę, że nie zdążę już go zmienić na tym świecie, że trzeba odróżniać pojęcia wartości i opłacałności. Na pewno warto być przyzwoitym, a czy to się dorywczo opłaca, to już zupełnie inna sprawa - powiedział.

Odnosząc się do swoich innych tekstów podkreślił, że niczego, co napisał, nie żałuje. - Do największych radości mojego życia publicznego, ale i osobistego zaliczam, że - chcę to tutaj wyznać z perspektywy napisania ponad 2 tys. tekstów drukowanych, mniejszych i większych oraz 40 książek - nie żałuję ani jednego słowa od strony niewierności czy rozmijania się z wartościami - zaznaczył.

Prof. Bartoszewski - polityk, historyk, żołnierz AK

Bartoszewski podziękował za wszystkie słowa, które pod jego adresem padły podczas uroczystości.

Władysław Bartoszewski to polityk, działacz społeczny, historyk, dziennikarz, pisarz, więzień Auschwitz, żołnierz Armii Krajowej, działacz Polskiego Państwa Podziemnego, uczestnik Powstania Warszawskiego, dwukrotnie minister spraw zagranicznych, kawaler Orderu Orła Białego, obecnie sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów odpowiadający za dialog międzynarodowy.

W jubileuszu, który ma bardzo uroczystą oprawę, uczestniczą też liczni politycy, w tym ministrowie i ludzie kultury. Prezydent i premier przybyli na Zamek Królewski w towarzystwie małżonek.

Krew na konferencji prasowej

10:44, 19.02.2012 /Daily Mail


KOLEJNY SKANDAL. CHISORA POBIŁ SIĘ Z HAYEM

Krew na konferencji prasowej
Fot. Action Press/East NewsHaye był górą? Szara koszulka należy do Chisory
Dereck Chisora najwyraźniej nigdy nie opuszcza ringu. Nawet 12 rund z Witalijem Kliczką w sobotnią noc nie osłabiło jego zapału do walki, bo na konferencji prasowej po walce z Ukraińcem bokser wymienił ciosy z byłym mistrzem świata Davidem Hayem. Zaczęło się, gdy Haye wytknął Chisorze jego trzy porażki z rzędu. Ten w odpowiedzi stwierdził, że Haye jest "żenującym pięściarzem" i powinien mu to powiedzieć w twarz. Podszedł do "Hayemakera" i zaczęło się piekło.
Po 12-rundowym pojedynku o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej organizacji WBC przegranym przez Chisorę z Witalijem Kliczką na punkty, obaj pięściarze uczestniczyli w konferencji prasowej. Na tej pojawił się też nieoczekiwanie David Haye - pięściarz, który w ub. roku stracił tytuł mistrza świata federacji WBA na rzecz młodszego z braci Kliczków - Władimira. 
Nie było 41. nokautu w karierze Witalija Kliczki, był za to dopiero 3.... czytaj więcej »


Postawa Haye'a w tamtym pojedynku (wyraźnie unikał walki i "uciekał" rywalowi) wywołała falę krytyki ze strony komentatorów boksu i samych kibiców. Haye tłumaczył się jednak kontuzją małego palca prawej stopy, która miała mu uniemożliwić rywalizację z Władimirem jak "równy z równym".

"Powiedz mi to w twarz"

Gdy w czasie konferencji prasowej Haye nagle się odezwał, wykrzykując pod adresem sztabu braci Kliczków oskarżenia, że ci blokują zorganizowanie rewanżu z Władimirem, Dereck Chisora postanowił skupić uwagę na sobie. Zapytał "Hayemakera" jak się ma osławiony palec, po czym uznał, że jest on tylko "krzykaczem, a nie prawdziwym pięściarzem".

Haye, który wyśmiał trzy porażki Chisory z rzędu wciąż jednak pokrzykiwał, w związku z czym adresat tych inwektyw stwierdził: - Skoro chcesz to dalej mówić, powiedz mi to w twarz - a po chwili wstał i ruszył w stronę drugiego Brytyjczyka.

Sytuacja od razu wymknęła się spod kontroli. Pięściarze stanęli naprzeciwko siebie i padły właściwie równoczesne ciosy z obu stron. Do rozdzielania zawodników rzucili się trenerzy i członkowie ich sztabów, i wtedy pojawiła się krew. Menedżer Haye'a Adam Booth stwierdził, że został uderzony szklaną butelką w głowę przez Chisorę. Ten jednak wykrzykiwał, że to Haye zaatakował go szkłem.
Skandalem zakończyło się oficjalne ważenie Witalija Kliczki i Derecka...czytaj więcej »
      Nie obchodzi mnie to, czy w ringu czy poza nim. Chcę go dostać. Dostanę go.      
Dereck Chisora grozi Davidowi Haye'owi


W efekcie urodzony w Zimbabwe pięściarz zapowiedział, że "znajdzie Haye'a" i będzie z nim walczył. - Nie obchodzi mnie to, czy w ringu czy poza nim. Chcę go dostać. Dostanę go - zagroził.

Kliczko zawiedziony

W kompletnym zamieszaniu trwającym około 4-5 minut spokój zachowali tylko bracia Kliczko. Witalij, który wygrał w sobotę po raz 46. w karierze stwierdził, że jest "zawiedziony" tym, co zobaczył. - To się posunęło za daleko. W sporcie, jakim jest boks, takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Walczyć należy na ringu, a nie poza nim. Krew na konferencji prasowej..? Jestem niemile zaskoczony - stwierdził.

Tymczasem Dereck Chisora, któremu udało się wcześniej podsumować walkę, był zawiedziony jej rozstrzygnięciem, ale nie wynikiem na korzyść Ukraińca. - Przyjechałem tu, żeby walczyć, a nie dostać kasę. Wyszedłem na ring i dzisiaj przegrałem z doświadczeniem. Czy Kliczko zrobił mi krzywdę? Nie - wytłumaczył.

O rewanżu z Witalijem Kliczką na konferencji prasowej nie mówiono, ale po wymianie ciosów z Davidem Hay'em na pewno brytyjskie media zaczną budować atmosferę wokół pojedynku tego ostatniego z Chisorą. Dla obu byłby to pojedynek domowy, bo walka odbyłaby się w Londynie.

adso/tr

sobota, 18 lutego 2012

Żyd z pieniążkiem podbija Polskę


Joanna-Tokarska Bakir*
2012-02-18, ostatnia aktualizacja 2012-02-18 22:11

Sklep z dewocjonaliami, Częstochowa
Sklep z dewocjonaliami, Częstochowa
 Fot. Sebastian Adamus / Agencja Gazeta

Jest w naszych domach, biurach, restauracjach i na wystawach hipermarketów. Jako podarunek dla obcokrajowców sprawdza się lepiej niż wódka Chopin. Wszyscy go kochamy

Sklep z dewocjonaliami, Częstochowa
Fot. Sebastian Adamus / Agencja Gazeta
Sklep z dewocjonaliami, Częstochowa
SERWISY

Czekamy na Wasze listy. Napisz: listydogazety@gazeta.pl



Pomijając liczne festiwale kultury żydowskiej, jeden z najbardziej charakterystycznych elementów współczesnych polskich wyobrażeń o Żydach stanowi inwazja wizerunku zupełnie świeżej daty, przedstawiającego tzw. Żyda z pieniążkiem. To unikalny, specyficznie polski produkt regionalny, wielokulturowy oscypek a la polonais. Pod postacią figurek i obrazów można go odnaleźć nie tylko w domach, ale też w kancelariach adwokackich, bankach, w większych i mniejszych sklepach, warsztatach i pracowniach, biurach, schroniskach wysokogórskich, a nawet koszernych restauracjach (np. Anatewka w Łodzi), gdzie figurki takie otrzymujemy wraz z rachunkiem.

Jego obecność nie dziwi nikogo na internetowych stronach kwitnącego polskiego biznesu. Autor artykułu "Ucz się od Żyda" na portalu www.hotmoney.com zaleca powieszenie go obok indeksu Nikkei 225 obrazującego zmiany kursy akcji na tokijskiej giełdzie, bo "patrząc na te dwa obrazy, można się dużo nauczyć. Żyd podnosi monetę nieprzypadkowo! Podnosi i wpatruje się w nią, bo zastanawia się, co z tym pieniążkiem zrobić. Widać, że jego ruchy nie są szybkie, ale pełne refleksji niczym szachisty. (...) Ma sakiewkę pełną pieniędzy, ale ten jeden pieniążek też jest dla niego ważny".

Także kierownictwo supermarketu Leroy Merlin eksponuje "Żyda z pieniążkiem" na warszawskiej wysmakowanej wystawie.

Instrukcja obsługi Żyda 

W internecie znajdziemy liczne rady dotyczące zastosowania "Żyda z pieniążkiem", a także jego brata "Żyda z cytryną". Blogerka Aga pisze w poście zatytułowanym "Żydek": "W każdym domu powinny znajdować się co najmniej dwie postacie lub figurki Żyda. Jeden z pieniążkami, drugi z cytryną. Figurka Żyda z pieniążkiem ma przynieść domownikom szczęście, dostatek (...) i przynosić farta w interesach. Drugi Żydek, z cytryną, ma pilnować, by w naszym domu nigdy nie zabrakło jedzenia i picia. Przysłowia są mądrością narodu, więc chociaż odrobina prawdy musi w tym być".

"Żyd z pieniążkiem" w niczym nie przypomina znanej cepeliowskiej figurki starozakonnego Żyda żałobnika ani wirtualnej figury mściciela, wielce prawdopodobnej w kraju, który tak bardzo Żydów doświadczył. W szczególnej cenie są ci dobrotliwi, o łagodnym wyrazie twarzy. Istnieją niezliczone warianty "Żyda z pieniążkiem": "Żyd z czosnkiem", "Żyd w kosmosie", "Żyd nie naprzeciw drzwi do mieszkania", "Żyd Mikołaj", "Żyd wieczny tułacz", "Żyd z workiem na pieniądze", "Żyd amerykański z monetą w lewej ręce na szczęście", "Żyd ze świeczką i pieniądzem na szczęście, zadowolony", "Żyd z pięciorublówką", "Żyd jesienny pan", "Żyd księgowy". Zawsze jest to jednak postać ojcowska: starszy mężczyzna z brodą, często z pejsami, w kapeluszu lub kipie. Zaopatrzony jest zwykle w najstarsze, odnotowane już w XIII-wiecznej "Bible moralisée", żydowskie akcesorium lichwiarza: sakiewkę lub pieniądz.

Jeden z internautów zamieszcza następujący "przepis na Żyda z pieniążkiem": "Powinien być ortodoksyjny, a więc pejsaty i w jarmułce. Najlepiej pochylony nad księgami rachunkowymi. (...) Obowiązkowo na płótnie, wykonany w technice olejnej. Koniecznie w złotych ramach". Żyda można niedrogo zamówić: "Malować może student ASP, bo wtedy cena jest niższa niż u absolwenta". Z kupieniem gotowego też nie będzie problemu, bo "Księgowego, krawca i obwoźnego sprzedawcę, ubranych w czarne, długie chałaty, kupić można wszędzie. Szczególnie w krakowskich Sukiennicach". 

Żyd lepszy niż wódka Chopin 

Wódka Chopin w charakterze souveniru dla obcokrajowców jest już démodé, przebija ją "Żyd z pieniążkiem". W towarzystwie pobratymców może trafić np. do domu znajomych we Francji. "I stoją tak na półpiętrze domu, pomiędzy starą tłocznią do wina a dużą drewnianą cykadą, wymalowaną w prowansalskie motywy. A biznes znajomego nabrał jakby przyspieszenia" - zapewnia internauta. 

Co zrobić, aby przyniósł nam finansowe powodzenie? Tu obowiązują ściśle określone zasady. Pierwsza: nie wystarczy obrazek kupić, trzeba go od kogoś dostać. Druga: wizerunek musi jakiś czas wisieć do góry nogami. Trzecia: za ramkę należy włożyć grosik. "Żyd fajny, obrazek fajny, a jak trochę gorzej mam z kasą, Żyda wieszam do góry nogami, i kasa mu z kieszeni wylatuje, i znowu dobrze..." - zapewnia internautka. 

Zdaniem niektórych obrazek powinien mieć "dwie zawieszki: jedną normalnie na górze i drugą na dole, aby w sobotę (szabas?) obrazek z Żydem odwrócić do góry nogami tak, żeby wszystkie zgromadzone przez niego pieniądze wysypały mu się z sakiewek i pozostały w domu". 

Z przesądem jest też związany noworoczny rytuał: "Kiedy rok dobiega końca, portret jest odwracany do góry nogami, aby Żyd zgubił pieniądze i w przyszłym roku liczył je na nowo". Co potwierdza kolejny wpis: "Niektórzy wieszają go krzywo, tak aby pieniążki niby wpadały do sakiewki na stole (bo tak przeważnie jest on przedstawiany na obrazie). Ponadto powinien on wisieć przy wejściu do domu i być odwracany albo w piątek (szabas) albo pod koniec roku, tak aby sakiewka na Nowy Rok mogła się ponownie zapełniać".

Wyhaftuj sobie Żyda 

W błyskawicznym tempie rozwija się w Polsce mitologia "Żyda z pieniążkiem" jako współczesnego odpowiednika Anioła Stróża. Pewna hafciarka usiłowała wykonać "Żyda z pieniążkiem" w systemie krzyżykowym: "Ostatnio usłyszałam, że powieszony w przedpokoju obraz Żyda trzymającego złote monety przynosi szczęście w sprawach finansowych:-) Pomyślałam, że zamiast kupować obraz, mogę go wyhaftować. Niestety, nigdzie nie mogę znaleźć wzoru. Dziewczyny, może macie coś takiego w swoich zbiorach?" - pyta zaniepokojona internautka. Natychmiast otrzymuje od koleżanek wzór, ale ocenia go jako zbyt pracochłonny. Odpisuje: "Już haftuję od pół roku Anioła Stróża dla mojego synka i czas mi się kurczy. Może ktoś znajdzie coś mniejszego?".

Odpowiedzią na jej post jest ostrzeżenie: "Kochane koleżanki! Muszę was przestrzec! Żyda sprawdziłam na sobie jakiś czas temu i do tej pory nie mogę się pozbierać! Po kilku miesiącach wiszenia w przedpokoju po prostu puścił nas z torbami. Mój mąż wrzucił go do pieca i nawet ramki nie pozwolił zostawić (to była reprodukcja). (...) Serdecznie pozdrawiam wszystkie hafciarki i życzę dużo kasy, żeby obyło się bez Żyda".

Z wpisu wynika, że półdemoniczna istota, którą naiwni Polacy wpuszczają pod swój dach, przejawia typową "żydowską niewdzięczność". Szkodzi, zamiast chronić dom, do którego ją wpuszczono. Trudno się dziwić, że nerwowi gospodarze szybko pozbywają się intruza.

Skrzaty i Żydzi 

"Żyda z pieniążkiem" można by uznać za etnograficzną ciekawostkę, gdyby nie skala zjawiska i jego paradoksalny kontekst: dawni Żydzi krwiopijcy wracają jako opiekuńcze duchy Polaków! Trudno oprzeć się odczuciu, że internauci nieświadomie odnoszą się do holocaustowej przeszłości, gdy "Żyd z pieniążkiem" zostaje "wrzucony do pieca" czy, w innej wypowiedzi, "schowany do szafy". Nieświadomość opowiadających, którzy z podobnych asocjacji tych nie zdają sobie sprawy, świadczy o tym, jak głęboka jest wciąż w Polsce segregacja pamięci polskiej i żydowskiej. Spróbujmy sobie wyobrazić, że gdzieś na świecie wiesza się na szczęście Polaków katolików...

Przykładem „powrotu wypartego” jest związana z „Żydem z pieniążkiem” przysłowie przywołane przez jedną z internautek: „Stare ludowe przysłowie mówi: »Kto nie ma w domu Żyda - temu bida «. (...) Przysłowia są mądrością narodu, więc chociaż odrobina prawdy musi w tym być”. To, co internautce wydaje się „starym przysłowiem”, jest w rzeczywistości zepsutą wersją przedwojennego: „Kiedy bida, to do Żyda”, stanowiącego refleks żydowskich kredytów, sprzedaży „na kreskę”. Zważywszy realia przedwojennej segregacji Polaków i Żydów, o których sam Bronisław Malinowski mówił, że były bardziej drastyczne niż te z południa Stanów Zjednoczonych, w wersji, którą przytacza internautka, przysłowie kompletnie nie ma sensu. Do polskiego domu Żyd wpuszczany był co najwyżej do sieni - jak w przysłowiu: „Żyd w sieni, pieniądz w kieszeni”. Mocą skojarzeń związanych z historią najnowszą przysłowie nabiera gorzkiego sensu jako refleks wojennego bogacenia się Polaków na przechowywanych Żydach, „wstawiania ich do znajomych jak w komis”. 

Tak czy inaczej, rozumiany "Żyd z pieniążkiem" wpisuje się dziś w długi szereg domowych demonów - skrzatów, chobołdów, kłobuków, latańców, plonków, chowańców, inkluzów i sporyszy - chroniących oczyszczone z Żydów polskie domy. Zajmuje miejsce przy drzwiach ("po lewej stronie w sieni czy przedpokoju"), które etnograf Kazimierz Moszyński łączył z umieszczaniem figurek przodków u Ugrofinów i dawnych Słowian, a nawet z wyobrażeniami świętego kąta, miejsca, gdzie wieszano święte obrazy.

Demon domowy, pisał Moszyński, "ukazuje się czasem w postaci człowieka, (...) z postaci bywa podobny do zmarłego dziada czy ojca. (...) Wierzy się ogólnie, że sporzy chacie, przy czym dopuszcza się nawet kradzieży w cudzych zagrodach. Jeśli się z nim dobrze obchodzić i karmić go jak należy, tedy w ogóle jak najściślej współżyje z domownikami: pracuje dla nich, cieszy się ich szczęściem, smuci ich smutkiem, ostrzega przed wszelkim niebezpieczeństwem".

Wspólnymi właściwościami nowszych demonów domowych Słowian, twierdził, jest "bardzo intensywnie występujący motyw mnożenia bogactwa (w pieniądzach, zbożu)" i "przebywanie tylko u niektórych ludzi: u bogaczy (szczególnie jeśli ich majątek dziwnie szybko rośnie...".

Demoniczność przemieniona w trywialność 

W kraju, którego społeczeństwo tak bardzo wzbogaciło się na "zniknięciu" swoich Żydów, sporzący "Żyd z pieniążkiem" to czysta groteska. Groteska, twierdził Lee Byron Jennings, stanowi połączenie ridicula i formidolosa, rozbawienia i lęku, cech przerażających i śmiesznych. Groteska to demoniczność przemieniona w trywialność. Prezentuje ona "w niewinnej masce to, co okropne, a jej żartobliwość jest stale na skraju załamania się pod naciskiem ukrytej grozy". 

Szukając wyjaśnień dziwacznej koniunktury na "Żyda z pieniążkiem", zwracamy się do Freuda. W "Totemie i tabu" rozwija on koncepcję "późniejszego posłuszeństwa", ściśle związaną z ewolucją sumienia. W tym ujęciu sumienie nie rodzi się przy wtórze trąb archanielskich. Jego źródłem jest mord założycielski, którego na przywódcy hordy pierwotnej dopuścili się jego zbuntowani synowie. Zdaniem Freuda synowie ojcobójcy "unieważnili swój czyn, oświadczając, że zabijanie substytutu ojca, totema, jest niedozwolone, i wyrzekli się owoców swojego czynu, odmawiając sobie uwolnionych kobiet". Zarówno religia totemiczna, jak i samo sumienie są wytworem poczucia winy synów, "próbą złagodzenia go i zjednania skrzywdzonego ojca poprzez późniejsze posłuszeństwo". Ludzkie społeczeństwo uważa Freud za oparte na winie za wspólnie popełnioną zbrodnię, a moralność za potrzebę zadośćuczynienia, którego domaga się świadomość owej winy. 

Jakkolwiek szalona może się to wydawać optyka, pozwala ona ujrzeć groteskowe praktyki Polaków w innym, mniej irracjonalnym świetle. "Żyd z pieniążkiem" chroniący polski dom, z którego go wypędzono, byłby w tym ujęciu koślawym znakiem inicjacji moralnej, do której przygotowywać się może, jak potrafi, polska świadomość zbiorowa. 

*Joanna Tokarska-Bakir - antropolożka kultury, eseistka, autorka m.in. książki "Legendy o krwi. Antropologia przesądu" (2008).

Pełna wersja tego tekstu będzie stanowiła wstęp do książki pod red. Joanny Tokarskiej-Bakir "PL: tożsamość wyobrażona", która ukaże się w tym roku w wydawnictwie Czarna Owca


Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75475,11172689,Zyd_z_pieniazkiem_podbija_Polske.html#ixzz1mluzL9Zz