niedziela, 13 października 2013

Rosja nie chce innych w Arktyce. Kara dla Greenpeace ma odstraszyć


13 października 2013, 9:56

Foto: mil.ruRosja wraca do Arktyki także militarnie

Rosja w sprawie aktywistów Greenpeace'u nie odpuści, bo ma to być odstraszający przykład dla innych, by nie interesowali się tym, co Moskwa robi w Arktyce. Dla Kremla ten obszar ma ogromne znaczenie strategiczne. Chodzi o ropę i gaz, a także panowanie nad ważnymi szlakami morskimi. Arktyczna "zimna wojna" toczy się już od kilku lat.

Rosyjski sąd surowy dla zagranicznych aktywistów Greenpeace: zostają w areszcie

Sąd Obwodowy w...
czytaj dalej »
Wszyscy zatrzymani przez specnaz FSB członkowie załogi Arctic Sunrise trafili do aresztu na 2 miesiące i czekają na proces. Za sam zarzut piractwa grozi im od 10 do 15 lat więzienia.

"Polityczna sprawa"

Dotychczasowa praktyka sądowa w Rosji pokazuje, że tak długi okres aresztu przedprocesowego oznacza w 99 proc. uznanie oskarżonego za winnego. Zresztą sam ten areszt może być wielokrotnie przedłużany, nawet łącznie do kilku lat.

Putin postrzega akcję Greenpeace jako personalny atak na niego, ponieważ zbiegła się ona w czasie z jego wystąpieniem na międzynarodowej konferencji dot. Arktyki w Salechard. Władze wyraźnie próbują sterroryzować Greenpeace, żeby nie wsadzał nosa do rosyjskiej Arktyki. Putin wierzy, że organizacje ekologiczne są używane przez rywali Rosji do paraliżowania ważnych projektów.

Nikołaj Pietrow

Od początku było widać, że Komitet Śledczy nie zwolni aktywistów Greenpeace'u po jakimś krótkim przetrzymaniu. Jak mówił Nikołaj Pietrow z Carnegie Moscow Center, „Putin postrzega akcję Greenpeace jako personalny atak na niego, ponieważ zbiegła się ona w czasie z jego wystąpieniem na międzynarodowej konferencji dot. Arktyki w Salechard. Władze wyraźnie próbują sterroryzować Greenpeace, żeby nie wsadzał nosa do rosyjskiej Arktyki. Putin wierzy, że organizacje ekologiczne są używane przez rywali Rosji do paraliżowania ważnych projektów”.

Dymisja fińskiej minister. Bo wsparła Greenpeace

Fińska minister...
czytaj dalej »
To ostatnie przekonanie jest popularne w kręgach rządzących. Jak powiedział „Niezawisimoj Gazecie” informator z Komitetu Śledczego, akcja Arctic Sunrise „to polityczna sprawa. Greenpeace to część światowego rządu; chcą zaszkodzić naszemu przemysłowi naftowemu”.

Podobnie uważa większość zwykłych Rosjan. To dlatego 60 proc. z nich popiera surowe decyzje władz ws. aktywistów Greenpeace'u. Kreml zdecydowanie odrzuca pomysły ustanowienia nad Arktyką kontroli społeczności międzynarodowej. - Arktyka jest niezbywalną częścią Federacji Rosyjskiej znajdującą się pod naszą suwerennością od kilku wieków – mówi Putin. Rosja, USA, Kanada, Dania i Norwegia konkurują o kontrolę nad różnymi częściami Arktyki, gdzie może być nawet 1/4 nieodkrytych światowych zasobów ropy i gazu.

Węglowodory pod lodem

Zrobią z aktywistów Greenpeace'u szpiegów? Aparatura o "podwójnym przeznaczeniu"

Rzecznik Komitetu...
czytaj dalej »
- Naszym priorytetowym zadaniem jest przekształcenie Arktyki w zaplecze surowcowe Rosji w XXI wieku. Aby to zrobić, powinniśmy rozstrzygnąć najpierw szereg specjalnych kwestii. Najważniejszą jest zabezpieczenie i możliwość skutecznej obrony interesów narodowych Rosji w tym regionie - mówił we wrześniu 2008 r. ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew. Bez zasobów arktycznych, produkcja rosyjska ropy spadnie do 2020 r. o ok. 1 mln baryłek dziennie.

A wyścig do arktycznych bogactw przyspiesza. Ocieplający się klimat może ułatwić dostęp do złóż. Jest o co walczyć. Geologowie oceniają, że w głębi Oceanu Arktycznego kryje się 1/3 światowych rezerw gazu naturalnego i 13 proc. globalnych zasobów ropy naftowej.

Ekonomiczną rywalizację komplikuje brak kompleksowego porozumienia ws. podziału obszaru Arktyki. Wiele krajów jest w trakcie składania roszczeń terytorialnych do ONZ w ramach „Konwencji o prawie morza” - traktatu, którego nie podpisały jednak USA.

Grzbiet Łomonosowa

"Greenpeace wiedział, na co się waży. W Rosji zapadają bardzo twarde wyroki"

- W krajach...
czytaj dalej »
Konfliktów i sprzecznych roszczeń terytorialnych jest niemało. USA i Rosja wciąż nie mogą ustalić dokładnej granicy morskiej od Morza Beringa poczynając, do Oceanu Arktycznego. Był co prawda traktat, podpisany jeszcze podczas zimnej wojny, ale Rosja – jako sukcesor ZSRR - odmówiła jego ratyfikacji. Archipelag Svalbard na północny zachód od Norwegii jest przedmiotem sporów Wielkiej Brytanii i Norwegii. USA i Kanada wciąż spierają się o granicę na Morzu Beauforta i o kontrolę nad Przejściem Północno-Zachodnim. Ottawa utrzymuje, że ma nad nim pełną suwerenność. Amerykanie postrzegają ten obszar jako wody otwarte, co daje automatyczne prawo do przechodzenia okrętów wojennych bez pytania kogokolwiek o zgodę. Kanada ma też konflikt z Danią o prawa do Wyspy Hans oraz przebieg granicy w cieśninie między Grenlandią a Wyspą Ellesmere. Rosja z kolei spiera się z Kanadą o Grzbiet Łomonosowa (podwodne pasmo górskie). Obie strony usiłują przekonać komisję ds. granic szelfu kontynentalnego w ONZ, że Grzbiet jest przedłużeniem ich własnych szelfów kontynentalnych. Dlaczego?

Prawo międzynarodowe mówi, że żadne państwo nie ma zwierzchnictwa nad Biegunem Północnym i otaczającym go Morzem Arktycznym. Każde z pięciu państw „arktycznych” (prócz Rosji - Kanada, USA, Dania i Norwegia) może jednak, zgodnie z konwencją ONZ z roku 1982, zwiększyć liczącą 370 km morską strefę ekonomiczną, jeśli dowiedzie, że obszar poza nią jest przedłużeniem szelfu kontynentalnego kraju.

Rosjanie: narkotyki na Arctic Sunrise. Prawnik Greenpeace: mogli podrzucić

Dla Rosji eksploatacja Grzbietu Łomonosowa oznaczałaby utrzymanie pozycji głównego dostawcy energetycznego Europy w XXI wieku. Zdobywając uznanie swych praw do Grzbietu Łomonosowa, Moskwa przejęłaby kontrolę nad2/3 arktycznych bogactw. To 1,2 mlnkm kwadratowych – obszar większy niż Teksas i Kalifornia razem wzięte - i prawo do eksploatacji złóż ropy i gazu w trójkącie Czukotka – Murmańsk - Biegun Północny.

Północny Szlak Morski

Rosja jest zazdrosna o kontrolę nad Północnym Szlakiem Morskim – najkrótszym wodnym połączeniem Atlantyku z Pacyfikiem wzdłuż brzegu Syberii. W nadchodzących latach będzie tam rósł ruch handlowy. Rosja uważa, że ma monopol na ten szlak i postrzega wody od Syberii po Biegun Północny jako de facto wody terytorialne. Już teraz rosyjskie wojsko rozważa wprowadzenie specjalnych zezwoleń dla każdego statku usiłującego nawigować na wodach Północnego Szlaku Morskiego od Murmańska po Alaskę. Bez takiej zgody każdy statek zostanie uznany za intruza, zatrzymany i przeszukany.

Warto przypomnieć, że okręt rosyjskich pograniczników śledził rejs Arctic Sunrise na Morzu Barentsa żądając zmiany kursu, jeszcze zanim jednostka Greenpeace'u dotarła do platformy wiertniczej. Choć pozostawała cały czas na wodach międzynarodowych.

Ochroną Północnego Szlaku Morskiego zajmie się flotylla ok. 30 okrętów, w tym czterech lodołamaczy i krążownika atomowego Piotr Wielki. Niedawno Putin powiedział działaczom swojej partii Jedna Rosja: - Z wielkim wysiłkiem i kosztami odtworzyliśmy bazę wojskową na Nowych Syberyjskich Wyspach, która została zamknięta w 1994 r.

Tam właśnie ma być główny port flotylli arktycznej, między Morzem Łaptiewa a Morzem Wschodniosyberyjskim, na północ od brzegów Jakucji. Duży wojskowy garnizon będzie tam stacjonował okrągły rok.

Militaryzacja Arktyki

W sferze bezpieczeństwa militarnego i ochrony granic państwowych Federacji Rosyjskiej w Regionie Arktycznym konieczne jest stworzenie zgrupowania sił konwencjonalnych Federacji Rosyjskiej i innych oddziałów, formacji militarnych i organów (przede wszystkim organów straży granicznej) w strefie arktycznej Federacji Rosyjskiej, które będzie zdolne do zapewnienia bezpieczeństwa militarnego w różnych wojskowo-politycznych okolicznościach.

"Podstawy Polityki Państwowej w Arktyce do 2020 roku"

Nowym elementem rywalizacji jest jej militaryzacja. Bezpośrednimi rywalami Rosji w Arktyce są członkowie NATO: USA, Kanada, Dania i Norwegia. Islandia nie posiada sił zbrojnych, a Szwecja i Finlandia nie mają bezpośredniego dostępu do Arktyki.

Rosja nasiliła testy rakietowe na Dalekiej Północy, a Norwegowie przesunęli na północ główną bazę wojskową. Rosja i USA zwiększyły aktywność okrętów podwodnych w Arktyce, a Kanada organizuje wielkie polarne manewry wojenne.

6 lipca 2011 minister obrony Anatolij Sierdiukow oficjalnie ogłosił więc utworzenie dwóch brygad „arktycznych”, przeznaczonych do obrony rosyjskiej części Dalekiej Północy.

Sztabowcy korzystają z doświadczeń arktycznych formacji innych krajów: Finlandii, Szwecji i Norwegii. Oprócz dwóch brygad regularnego wojska, trwają już też przygotowania „arktycznego specnazu” - Północnych Lwów Morskich.

Potężni gracze

Jeszcze kilka lat temu spory w Arktyce Rosja miała głównie z Kanadą, Ameryka nieszczególnie była zainteresowana tym obszarem.

Jednak w styczniu 2009, w ostatnich dniach rządów administracji Busha, Biały Dom wydał Prezydencką Dyrektywę Bezpieczeństwa Narodowego, nr 66, dotyczącą Arktyki.

Na arktyczną scenę wkracza też coraz śmielej inny globalny gracz. W marcu 2010 chiński kontradmirał Yin Zhuo ogłosił, że "Chiny muszą odgrywać niezbędną rolę w eksploracji Arktyki, bo mamy jedną piątą populacji świata". Pekin stara się więc rozwijać stosunki z "krajami arktycznymi" i uczestniczyć w takich organizacjach jak Rada Arktyczna. Śle też na Daleką Północ jedną ekspedycję naukową za drugą.

Symbolem arktycznych ambicji Państwa Środka jest największy lodołamacz świata. Pływa pod banderą nie rosyjską czy amerykańską, ale chińską. Nazywa się „Xue Long” (Śnieżny Smok).

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

wtorek, 8 października 2013

Pojedynek biskupów


Za­czę­ła się ba­ta­lia o to, kto bę­dzie nowym sze­fem epi­sko­pa­tu. Na razie toczy się w ukry­ciu. Ale coraz czę­ściej można wśród hie­rar­chów usły­szeć py­ta­nia: kard. Nycz czy abp Hoser? Ko­ściół otwar­ty czy twier­dza?

Kard. Kazimierz Nycz i abp Henryk Hoser Kard. Kazimierz Nycz i abp Henryk Hoser Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Tu jest po­dob­nie jak w po­li­ty­ce – do wy­bo­rów jesz­cze dużo czasu, ale kam­pa­nia wy­bor­cza już trwa. Wy­bo­ry prze­wod­ni­czą­ce­go epi­sko­pa­tu są – już ofi­cjal­nie – za­pla­no­wa­ne na ma­rzec 2014 r.

REKLAMA

Jest też ina­czej niż w po­li­ty­ce – tej kam­pa­nii nie widać. – Ona toczy się w kryp­cie. A prze­bieg tych kno­wań mo­że­my od­czy­ty­wać tylko ze zna­ków i ostat­nio taki znak otrzy­ma­li­śmy – mówi jeden z księ­ży i wy­ja­śnia:

– To za­wie­sze­nie roz­mów o za­mia­nie fun­du­szu ko­ściel­ne­go na do­bro­wol­ny odpis po­dat­ko­wy. Ne­go­cja­cje z rzą­dem pro­wa­dził kar­dy­nał Ka­zi­mierz Nycz, ale nie­daw­no bi­sku­pi uzna­li, że to roz­wią­za­nie jest nie­ko­rzyst­ne dla Ko­ścio­ła. W ten spo­sób dali jasny sy­gnał, że pora wy­eli­mi­no­wać Nycza z gry o sta­no­wi­sko szefa epi­sko­pa­tu.

Suk­ces, który jest po­raż­ką

A wy­da­wa­ło się, że Ko­ściół z rzą­dem jest do­ga­da­ny i kar­dy­nał Nycz może uwa­żać się za jed­ne­go z ojców tego suk­ce­su. Ne­go­cja­cje w spra­wie fun­du­szu ko­ściel­ne­go roz­po­czę­ły się po wy­bo­rach 2011 r. Rząd za­pro­po­no­wał, by stary sys­tem za­stą­pić do­bro­wol­nym od­pi­sem po­dat­ko­wym. Fun­dusz po­wstał w 1950 r., by re­kom­pen­so­wać Ko­ścio­ło­wi po­wo­jen­ne stra­ty. W 2013 r. bu­dżet pań­stwa prze­zna­czył na niego ponad 93 mln zł. Ne­go­cja­cje mię­dzy rzą­dem a epi­sko­pa­tem za­czę­ły się od pu­ła­pu 0,3 proc. po­dat­ku. Po roku roz­mów sta­nę­ło na 0,5-pro­cen­to­wym od­pi­sie. Kard. Nycz i mi­ni­ster ad­mi­ni­stra­cji Mi­chał Boni ogło­si­li na wspól­nej kon­fe­ren­cji ro­bo­czy kom­pro­mis. Był ma­rzec 2013 roku. Dwa mie­sią­ce póź­niej usta­le­nia po­twier­dzi­ła Kon­fe­ren­cja Epi­sko­pa­tu Pol­ski.

Otrą­bio­ny przez obie stro­ny suk­ces dziś oka­zu­je się jed­nak po­raż­ką. Dla­cze­go? Co się stało? Epi­sko­pat ogła­sza, że „nie osią­gnię­to kon­sen­su­su, stro­na ko­ściel­na zgło­si­ła sze­reg za­strze­żeń za­wie­ra­ją­cych roz­bież­no­ści w sto­sun­ku do pro­jek­tu rzą­do­we­go”, w związ­ku z czym „pro­jekt na­le­ży uznać za nie­uzgod­nio­ny i nie­po­prze­dzo­ny za­war­ciem sto­sow­nej umowy”. Mi­ni­ster Boni za­pew­nia w roz­mo­wie z „New­swe­ekiem”: – Nie widzę za­gro­że­nia ze­rwa­nia roz­mów. Mam na­dzie­ję, że cho­dzi o do­pre­cy­zo­wa­nie kilku kwe­stii, a nie pod­wa­ża­nie ca­ło­ści kom­pro­mi­su, w któ­re­go wy­pra­co­wa­nie obie stro­ny wło­ży­ły wiele pracy i do­brej woli.

W epi­sko­pa­cie sły­chać jed­nak co in­ne­go. Jeden z bi­sku­pów przy­zna­je: – Pod­wa­ża­nie kom­pro­mi­su to wotum nie­uf­no­ści wobec kard. Nycza. Od po­cząt­ku mó­wi­ło się, że jest on wy­sta­wio­ny przez Ko­ściół do tych ne­go­cja­cji. Wy­sta­wio­ny z za­ło­że­niem, że prze­gra, bo wy­da­wa­ło się mało praw­do­po­dob­ne, że uda się wy­pra­co­wać kom­pro­mis za­do­wa­la­ją­cy Ko­ściół.

Gdy mimo wszyst­ko się udało, hie­rar­cho­wie po­sta­no­wi­li suk­ces za­kwe­stio­no­wać. W epi­sko­pa­cie od dawna spe­ku­lu­je się, że ko­lej­nym jego prze­wod­ni­czą­cym mógł­by zo­stać któ­ryś ze sto­łecz­nych or­dy­na­riu­szy: kard. Nycz – me­tro­po­li­ta war­szaw­ski albo abp Hoser – bi­skup die­ce­zji war­szaw­sko-pra­skiej.

Kal­ku­la­cje i ro­sza­dy

Nycz z Ho­se­rem ry­wa­li­zu­ją ze sobą od dawna. Do pierw­sze­go star­cia do­szło w 2007 roku, gdy abp Sta­ni­sław Wiel­gus oskar­żo­ny o współ­pra­cę z SB zre­zy­gno­wał z funk­cji me­tro­po­li­ty war­szaw­skie­go tuż przed swoim in­gre­sem. Kan­dy­da­tów na na­stęp­cę było wów­czas trzech: bi­skup ko­sza­liń­sko-ko­ło­brze­ski Ka­zi­mierz Nycz, prze­wod­ni­czą­cy epi­sko­pa­tu abp Józef Mi­cha­lik i se­kre­tarz wa­ty­kań­skiej Kon­gre­ga­cji Ewan­ge­li­za­cji Na­ro­dów abp Hen­ryk Hoser.

Wy­bra­no Nycza. Przez lata był przy­go­to­wy­wa­ny przez swego zwierzch­ni­ka kard. Fran­cisz­ka Ma­char­skie­go na na­stęp­cę w Kra­ko­wie, ale Jan Paweł II na krót­ko przed śmier­cią wy­słał Nycza na Po­mo­rze, a die­ce­zja kra­kow­ska do­sta­ła się pa­pie­skie­mu se­kre­ta­rzo­wi Sta­ni­sła­wo­wi Dzi­wi­szo­wi. Nycz na ko­sza­liń­skiej zsył­ce po­zo­stał­by dłu­żej, gdyby nie lu­stra­cyj­na afera abp. Wiel­gu­sa. Jako me­tro­po­li­ta war­szaw­ski zo­stał do­dat­ko­wo kar­dy­na­łem. Było to w paź­dzier­ni­ku 2010 r., nie­speł­na sześć mie­się­cy po ka­ta­stro­fie smo­leń­skiej, co dla roz­po­li­ty­ko­wa­nych bi­sku­pów miało być zna­kiem, że Wa­ty­kan sta­wia na model ka­płań­stwa, jaki re­pre­zen­to­wał kard. Nycz, przed­kła­da­ją­cy po­trze­by du­cho­we wier­nych nad agi­ta­cję po­li­tycz­ną.

Abp Hoser w tym cza­sie prze­jął po Lesz­ku Sła­wo­ju-Gło­dziu die­ce­zję war­szaw­sko-pra­ską i zo­stał sze­fem ko­mi­sji bio­etycz­nej epi­sko­pa­tu. W 2009 r. Hoser i Nycz byli wy­mie­nia­ni w gro­nie naj­po­waż­niej­szych kan­dy­da­tów w wy­bo­rach prze­wod­ni­czą­ce­go epi­sko­pa­tu. Osta­tecz­nie bi­sku­pi za­gło­so­wa­li na do­tych­cza­so­we­go szefa, abp. Jó­ze­fa Mi­cha­li­ka. „Wi­docz­nie nie lubią zmian” – ko­men­to­wał bp Ta­de­usz Pie­ro­nek. W 2014 r. zmia­ny będą jed­nak ko­niecz­ne. – Abp. Mi­cha­li­ko­wi stuk­nie w roli szefa epi­sko­pa­tu dzie­sięć lat, więc pora wy­brać kogoś no­we­go, a przede wszyst­kim pol­ski Ko­ściół musi przy­go­to­wać się do zmian, które wpro­wa­dza nowy pa­pież Fran­ci­szek – mówi jeden z war­szaw­skich księ­ży.

Lu­dzie z oko­pów

– By­ło­by do­brze, gdyby bi­sku­pi brali pod uwagę, czy kan­dy­dat na prze­wod­ni­czą­ce­go epi­sko­pa­tu jest bliż­szy czy dal­szy sty­lo­wi pracy pa­pie­ża Fran­cisz­ka, bo jeśli będą to lu­dzie z dwóch róż­nych ga­lak­tyk, ucier­pi na tym wia­ry­god­ność pol­skie­go Ko­ścio­ła. Bi­sku­pi i ich de­cy­zje będą za­wsze pod lupą, będą kry­tycz­nie oce­nia­ne – uważa je­zu­ita Jacek Pru­sak, czło­nek re­dak­cji „Ty­go­dni­ka Po­wszech­ne­go”.

A z po­strze­ga­niem Ko­ścio­ła nie jest naj­le­piej. Tylko nie­wie­le ponad po­ło­wa spo­łe­czeń­stwa (56 proc.) do­brze oce­nia jego dzia­łal­ność. Co gor­sza, z roku na rok ro­śnie licz­ba osób na­sta­wio­nych do Ko­ścio­ła kry­tycz­nie (wzrost o 4 proc. – do 32 proc. – widać w ba­da­niu CBOS z wrze­śnia 2013 r.).

Na razie pol­ski epi­sko­pat nie wy­ra­ża en­tu­zja­zmu re­wo­lu­cją pa­pie­ża Fran­cisz­ka. Gdy ten mówi, że Ko­ściół ka­to­lic­ki zbyt ob­se­syj­nie sku­pia się na abor­cji, mał­żeń­stwach ho­mo­sek­su­al­nych i an­ty­kon­cep­cji, pol­scy bi­sku­pi mil­czą. Gdy po­stu­lu­je, by za udzie­la­nie sa­kra­men­tów obo­wią­zy­wa­ła co naj­wy­żej opła­ta co łaska, nie sły­chać ta­kich za­le­ceń hie­rar­chów dla pro­bosz­czów. Gdy nowy pa­pież za­chę­ca du­chow­nych do prze­sia­da­nia się z dro­gich li­mu­zyn do zwy­kłych sa­mo­cho­dów i sam daje przy­kład, rzecz­nik pol­skie­go epi­sko­pa­tu Józef Kloch, mówi: „Gdy bi­skup jeź­dzi sa­mo­cho­dem za 150 tys. zł, to nie jest prze­sa­da”.

Pol­scy hie­rar­cho­wie spra­wia­ją wra­że­nie, jakby chcie­li re­wo­lu­cję Fran­cisz­ka prze­cze­kać. A jeśli tak, to uła­twi im to ra­czej spec od wzno­sze­nia ba­ry­kad i ko­pa­nia oko­pów niż zwo­len­nik kom­pro­mi­su. W du­ecie Hoser – Nycz bez wąt­pie­nia ten pierw­szy jest gwa­ran­tem za­cho­wa­nia do­tych­cza­so­we­go sta­tus quo.

Abp Hoser na sta­no­wi­sku szefa epi­sko­pa­tu za­pew­niał­by kon­ty­nu­ację po­li­ty­ki obec­ne­go prze­wod­ni­czą­ce­go, abp. Mi­cha­li­ka. Obaj na­le­żą do przo­dow­ni­ków po­tę­pia­nia me­to­dy in vitro (dla Mi­cha­li­ka to eks­pe­ry­ment wo­ła­ją­cy o po­mstę do nieba, dla Ho­se­ra – powód do na­kła­da­nia eks­ko­mu­ni­ki), obaj sym­pa­ty­zu­ją z PiS i z Ta­de­uszem Ry­dzy­kiem. Obu do­ty­czą za­rzu­ty ukry­wa­nia przy­pad­ków pe­do­fi­lii w pod­le­głych im die­ce­zjach. Konto abp. Mi­cha­li­ka ob­cią­ża gło­śna spra­wa księ­dza pe­do­fi­la z Ty­la­wy, a konto abp. Ho­se­ra – ujaw­nio­ny w ostat­nich dniach przy­pa­dek księ­dza z Tar­cho­mi­na, który jesz­cze pół roku po otrzy­ma­niu wy­ro­ku za mo­le­sto­wa­nie mi­ni­stran­tów peł­nił funk­cję pro­bosz­cza.

Abp Hoser nie ma ostat­nio do­brej passy. Od lata tego roku nie scho­dzi z czo­łó­wek me­diów: naj­pierw był kon­flikt z ks. Woj­cie­chem Le­mań­skim, potem wąt­pli­wo­ści do­ty­czą­ce roli ar­cy­bi­sku­pa w cza­sach lu­do­bój­stwa w Rwan­dzie, gdzie przez lata peł­nił funk­cję wy­so­kie­go przed­sta­wi­cie­la Wa­ty­ka­nu, teraz spra­wa pro­bosz­cza z Tar­cho­mi­na. Abp. Ho­se­ra bro­nią po­sło­wie PiS, któ­rzy wy­sła­li do nun­cju­sza pa­pie­skie­go list w spra­wie me­dial­nej na­gon­ki na hie­rar­chę. Bro­nią go media ojca Ry­dzy­ka i broni szef epi­sko­pa­tu. Abp Mi­cha­lik o swoim war­szaw­sko-pra­skim ko­le­dze mówi: „czło­wiek o sze­ro­kich ho­ry­zon­tach, który spraw­dził się w służ­bie Ko­ścio­ła”. Służ­ba Ko­ścio­ła jest tu wy­ra­że­niem klu­czo­wym. Dla obu bi­sku­pów Ko­ściół hie­rar­chicz­ny, Ko­ściół po­słu­szeń­stwa, w któ­rym wier­ni cho­dzą na msze, słu­cha­ją kazań i dają na tacę, jest waż­niej­szy niż Ko­ściół otwar­ty na ewan­ge­li­za­cję i za­spa­ka­ja­nie po­trzeb du­cho­wych wier­nych, do czego wzywa pa­pież Fran­ci­szek.

Test bi­sku­pów

Kar­dy­nał Nycz, choć w po­glą­dach ra­czej kon­ser­wa­tyw­ny, jawi się na tle ar­cy­bi­sku­pów Mi­cha­li­ka i Ho­se­ra jako orę­dow­nik otwar­cia i zmia­ny. Jako jeden z nie­licz­nych po­tra­fił zna­leźć z pre­mie­rem Tu­skiem wspól­ny język, więc zo­stał re­pre­zen­tan­tem epi­sko­pa­tu w roz­mo­wach z rzą­dem. Przy­po­mnij­my, że w 2011 r. Do­nald Tusk, szy­ku­jąc się do re­elek­cji, obie­cał wy­bor­com: „Nasz rząd nie bę­dzie klę­czał przed księ­dzem, bo do klę­cze­nia jest Ko­ściół – przed Bo­giem”. Na an­ty­kle­ry­ka­li­zmie po­li­tycz­ny ka­pi­tał zbi­jał wtedy także Ja­nusz Pa­li­kot. Bi­sku­pi po raz pierw­szy od 1989 r. za­czę­li tra­cić grunt pod no­ga­mi.

Gdy jed­nak sy­tu­acja po­li­tycz­na za­czę­ła się zmie­niać i son­da­że PO po­szy­bo­wa­ły w dół, a wizja po­wro­tu do wła­dzy Ja­ro­sła­wa Ka­czyń­skie­go stała się re­al­na, zmie­ni­ła się i po­sta­wa ko­ściel­nych hie­rar­chów. Po­ja­wia­ły się py­ta­nia: może warto po­cze­kać z za­wie­ra­niem po­ro­zu­mień z rzą­dem PO? Może pre­zes PiS da wię­cej niż 0,5 proc. od­pi­su po­dat­ko­we­go, a może zgodę na ten odpis uda się prze­han­dlo­wać za wpro­wa­dze­nie re­li­gii na ma­tu­rze? Ko­ściół wie, że PiS jest gotów obie­cać dużo za po­par­cie w wy­bo­rach, bo zwłasz­cza na pro­win­cji lu­dzie gło­su­ją pod dyk­tan­do pro­bosz­cza.

Pro­pi­sow­ska frak­cja wśród bi­sku­pów na­bra­ła wia­tru w żagle. W ne­go­cja­cje epi­sko­pa­tu z rzą­dem dość nie­spo­dzie­wa­nie wkro­czył, o czym mało kto wie, nun­cjusz pa­pie­ski. Jakby nie do­wie­rza­jąc, że kard. Nycz może wy­pra­co­wać po­ro­zu­mie­nie tak, jak ży­czył­by sobie tego Wa­ty­kan, czyli na pod­sta­wie kon­kor­da­tu. Dzia­ła­nia nun­cju­sza zbie­gły się w cza­sie z osła­bie­niem Plat­for­my. Pol­skie­mu epi­sko­pa­to­wi były bar­dzo na rękę.

- Nie od dziś wia­do­mo, że we­wnętrz­na sy­tu­acja w epi­sko­pa­cie od­zwier­cie­dla scenę po­li­tycz­ną. To, jaki mamy układ sił w epi­sko­pa­cie, po­ka­żą zbli­ża­ją­ce się wy­bo­ry prze­wod­ni­czą­ce­go – mówi je­zu­ita Jacek Pru­sak. – Re­wo­lu­cja pa­pie­ża Fran­cisz­ka – do­da­je jeden z bi­sku­pów – po­le­ga na zro­zu­mie­niu, że to nie świat musi do­sto­so­wać się do Ko­ścio­ła, lecz Ko­ściół do zmie­nia­ją­ce­go się świa­ta, bo tylko wów­czas jego ofer­ta bę­dzie atrak­cyj­na dla wier­nych. Wybór mię­dzy kard. Ny­czem a abp. Ho­se­rem, jeśli to rze­czy­wi­ście oni będą kan­dy­da­ta­mi na no­we­go prze­wod­ni­czą­ce­go epi­sko­pa­tu, po­ka­że, czy pol­ski Ko­ściół zro­zu­miał sens tej re­wo­lu­cji.

Autor:
Aleksandra Pawlicka
Źródło: Newsweek

środa, 2 października 2013

Abp Hoser przeprasza: "Uderzam się w pierś ws. księdza z Tarchomina". I odwołuje ks. Lipkę


MIL, KAI, PAP
 
01.10.2013 20:41
A A A Drukuj
Abp Henryk Hoser w TVP Info

Abp Henryk Hoser w TVP Info (Fot. za TVP Info)

- Ks. Wojciech Lipka od jutra nie będzie kanclerzem kurii warszawsko-praskiej - powiedział w TVP Info abp Henryk Hoser. Przeprosił także za swoją reakcję ws. duchownego z parafii na Tarchominie skazanego za molestowanie nieletnich. - Przepraszam, jeżeli sytuacja sprawiła wrażenie, że była jakaś próba pomniejszenia czy niedostrzeżenia przestępstwa. Uderzam się w pierś, jeżeli tak to było zinterpretowane - zaznaczył.
Odwołanie ks. Lipki z funkcji kanclerza to efekt wypowiedzi duchownego podczas niedawnej konferencji w sprawie proboszcza z parafii na Tarchominie.

Przypomnijmy: Grzegorz K. w 2011 r. usłyszał zarzuty molestowania seksualnego, ale jeszcze do niedawna pełnił obowiązki proboszcza. Przez pół roku od usłyszenia wyroku (marzec 2013) nie został odwołany. Przez ten czas pełnił wszystkie obowiązki - odprawiał msze, spowiadał, prowadził też msze dla dzieci. W jego parafii posługę pełniło 32 ministrantów.

"Inna czynność seksualna" to "kwestia podlegająca interpretacji"

Po tym, jak sprawa została nagłośniona przez media, głos zabrała kuria warszawsko-praska. Podczas konferencji prasowej ks. Lipka zaznaczył, że diecezja wyjaśniała sprawę skazanego proboszcza wewnętrznymi kanałami. - Zarzuty się zupełnie nie potwierdzały i wyrok też nie potwierdza stawianych zarzutów - dodał. Podkreślił, że zarzuty dotyczyły roku 2001. - Gdyby były aktualne, reakcja byłaby natychmiastowa - zapewnił.

Dialog z ks. Lipką: "Nie jesteście Stolicą Apostolską. To nie wasza sprawa!" 

Na uwagę, że duchownego skazano w związku z "innymi czynnościami seksualnymi" wobec nieletniego, ks. Lipka powiedział, że "inna czynność seksualna" to "kwestia podlegająca interpretacji". Według TVN w akcie oskarżenia napisano, że doszło do "przytulania, całowania w ucho, wkładania języka do ucha".

- Ks. Lipka od jutra nie będzie kanclerzem - zapowiedział w TVP Info abp Hoser. Jak wyjaśnił, nie zgadza się ze stanowiskiem, jakie przedstawił duchowny w swojej wypowiedzi w trakcie konferencji. Dodał, że ksiądz spowodował wątpliwości co do stanowiska kurii w tej sprawie i "nie potrafił odczytać sytuacji".

Abp Hoser: Przepraszam w imieniu kurii. Biję się w pierś

Abp Hoser przeprosił także na antenie TVP Info za późną reakcję kurii ws. duchownego podejrzewanego o pedofilię. - Przepraszam, jeżeli sytuacja sprawiła wrażenie, że była jakaś próba pomniejszenia czy niedostrzeżenia przestępstwa. Przepraszam w imieniu diecezji. Uderzam się w pierś, jeżeli tak to było zinterpretowane - wyjaśniał. I dodał: - Dopóki sprawa nie została nagłośniona przez media, nie budziła zgorszenia.

- Z mojej strony nie zrobiłem nic, by opóźnić procedurę dochodzeniowo-karną w tej sprawie, ona trwa, odkąd została zgłoszona do sądu świeckiego, której przepisy kościelne dają pierwszeństwo przed procedurą kanoniczną - tłumaczył abp Hoser. - Grzech, przestępstwo pedofilii jest jednym z najcięższych, jakich może się dopuścić kapłan w swoim życiu, i wymaga bardzo zdecydowanej postawy traktowania tych przypadków. Ja co do pedofilów nie mam litości, ale muszę być sprawiedliwy. Proces musi być sprawiedliwy, dowody winy muszą być bezsporne - dodał. Zapowiedział też utworzenie grupy szybkiego reagowania na przypadki pedofilii w jego diecezji.

Rawa Blues Festival już 5.10!
Blues, rock, soul, jazz, folk, pop...Prawdziwa muzyczna alternatywa!
>>>
Lease&Drive Basic
Niska rata na Klasę B - 1249 zł/m-c w ofercie Lease&Drive Basic!
>>>
Bądź on-line z Orange dla Firm
Zyskaj 3 GB internetu oraz nielimitowane rozmowy do Orange
>>>
Reklama BusinessClick
"Czy coś się komuś stało przez te pół roku?"

Abp Hoser tłumaczył także, że zwłoka w odwołaniu proboszcza wynikała z tego, że przypadek dotyczył sprawy sprzed 12 lat, a obwiniony i skazany nieprawomocnie ksiądz nie dopuścił się recydywy. - Czy przez te pół roku (od wyroku - red.) stało się coś, co spowodowało komuś jakąś szkodę komukolwiek? - pytał.

Podkreślił, że na wstrzemięźliwość w odsuwaniu proboszcza z Tarchomina miał wpływ fakt, że na przełomie ubiegłego i obecnego roku odsunął od pracy dwóch innych księży, którym zarzucano molestowanie nieletnich. W jednym przypadku toczy się proces, a w drugim okazało się, że młody ksiądz był niesłusznie posądzany. - Drugi młody ksiądz, który dostał dekret odejścia mało się nie załamał - okazało się, że cała sprawa była fałszywa - tłumaczył. Pytany, czy w przypadku proboszcza z Tarchomina podejrzewa, że zarzuty również mogą okazać się fałszywe, abp Hoser odparł: - Tutaj wydaje się, że wszystko będzie potwierdzone. Nie wiadomo jeszcze w jakim zakresie winy.

Ks. Lemański: Wsłuchałem się w słowa przełożonego i 

Do stanowiska abp. Hosera odniósł się też ks. Lemański - odwołany proboszcz podwarszawskiej Jasienicy. - Usłyszałem przeprosiny za wypowiedzi w sprawie tarchomińskiej, ale wsłuchiwałem się w słowa mojego przełożonego i nie usłyszałem tam przeprosin dla ofiar - powiedział w rozmowie w TVP Info. Najważniejsze są skrzywdzonedzieci. Im, ich rodzinom należy się niski ukłon Kościoła i przeprosiny. Jeśli choć jedno dziecko zostało skrzywdzone, to jest to wystarczający powód, żeby episkopat przeprosił tę osobę - podsumował.