niedziela, 11 stycznia 2015

Nie chcę być celebrytką ani "czarną Osi"! - Osi Ugonoh o tym, jak zamierza wykorzystać popularność po "Top Model 4"


Natalia Kędra
 
06.01.2015 14:00
A A A Drukuj
Osi Ugonoh - wywiad dla Lula.pl

Osi Ugonoh - wywiad dla Lula.pl (kolaż Lula.pl)

Z podium programu "Top Model" trafiła do prestiżowej agencji D'VISION. Osi Ugonoh nie chce zmarnować swojej szansy i wierzy, że ma większe szanse na sukces od poprzedniczek. Rozmawiamy z najgłośniejszą bohaterką w historii polskiego "Top Model".

Wygraną Osi Ugonoh w czwartej edycji "Top Model" umieściłyśmy w rankingu najważniejszych wydarzeń w polskiej modzie 2014. Z laureatką spotkałam się w grudniu, gdzieś pomiędzy pokazemŁukasza Jemioła i show La Manii. W obu wzięła udział, planowała podróż na święta do Irlandii, tuż po powrocie pojawiła się z bratem w "Dzień Dobry TVN". Zawsze w dobrym humorze, ubrana z artystycznym zacięciem (w jej stylizacji zawsze musi być akcent mocnego koloru!). Zapamiętałam jej świetny oranżowy płaszcz, szeroki uśmiech i zawstydzająco zdrowe przekąski, jak na modelkę przystało.


Natalia Kędra: Widziałam Cię na wybiegu w ostatnim pokazie Jemioła. Musiałaś konkurować w castingu czy zaproszono cię osobiście?

Osi Ugonoh: Casting odbył się chyba na tydzień przed finałem i nawet o nim nie wiedziałam! Ale dzień po finale zadzwonili do mnie z D'VISION [agencja Osi], że Łukasz Jemioł zaprosił mnie do pokazu. Bardzo się cieszyłam!

 

Zapytam cię o „Top Model". Dla mnie było szokiem, że w tej edycji modelkikonkurowały z modelami. Kalkulowaliście, że będziecie odpadać na zmianę?

W prawdziwym świecie mody kobieta i mężczyzna nigdy nie konkurują o to samo zlecenie, ale w programie było to OK. Chłopaki dodali luzu na planie. Nie myślałam w ten sposób: „teraz odpadnie chłopak, teraz dziewczyna", oceniałam po prostu ich zdjęcia. Oczywiście przypuszczałam, że będzie jakiś chłopak w finale, ale to dlatego, że myślałam, że [Michał] Baryza się naprawdę nadaje. Od samego początku wiedziałam, że on dojdzie do tego etapu. Miałam nawet proroczy sen!

 

Spodziewałaś się wygranej czy obstawiałaś, że wygra Michał Baryza?

Nie wiedziałam, czy to będą ja czy on. Mimo wszystko miałam nadzieję, że wygram.

Osi Ugonoh, Michał Baryza, Top ModelTVN/X-News

Co było dla ciebie największym wzywaniem? Pozowanie nad powierzchnią wody, naga sesja, pozowanie z surowym mięsem?

Szczerze, to nie konkretne sesje były trudne. Największym wyzwaniem było zdobyć pewność siebie przed obiektywem, zacząć pracować lepiej, uwierzyć w to, że się nadaję do modelingu. Przy każdym zadaniu wiedziałam, że uda mi się to zrobić. Nawet z flyboardem, mimo że nie umiem pływać! Wiedziałam, ze nie pozwolą mi się utopić, ufałam im.

 

Które zadanie w „Top Model" wspominasz najlepiej?

Zawsze mówię, że doskonale wspominam sesję w stadninie w Gałkowie, gdy pozowałam z koniem. Skupiłam się tylko na naturze, byłam zrelaksowana. Atmosfera podczas sesji była wspaniała.

Osi Ugonoh w sesji w GałkowieLara James / TVN

A spotkania z modelkami światowej sławy, Bar Rafaeli i Anją Rubik?

Bar Rafaeli jest sławna, jest dobrą modelką. Krępowało mnie, że jest taka piękna i będzie trzeba z nią pozować. Ale znacznie bardziej bałam się spotkania z Anją Rubik. Jest na topie, jest bardzo profesjonalna, naprawdę zna się na rzeczy. Bałam się krytyki, że powie mi np., że jestem za duża, że się nie nadaję. Okazało się, że jest bardzo miła. Zaskoczyło mnie, że czułam się tak komfortowo.

 

Martwiłaś się wzrostem czy sylwetką?

Mam 1,80 m czyli idealny wzrost do modelingu. Bardziej chodziło mi o biodra i nogi. Trenowałam sprint, więc mam trochę mięśni. Próbowałam je zbić, ale nie chcę zgubić wszystkiego. Nadal ćwiczę i jem zdrowo. Staram się po prostu jeść mniej a częściej. To przyspiesza metabolizm. No i trzeba ćwiczyć, tego nie da się uniknąć.

 

Na pewno masz już dosyć rozmów o rasizmie, ale muszę zapytać czy przejmowałaś się negatywnymi komentarzami w internecie?

Gdy szłam do programu, przygotowałam się psychicznie. Od razu powiedziałam sobie, że mogę się spotkać z hejtem ze względu na kolor skóry. Przecież wiem, jak jest w Polsce, różnie bywa. Dlatego bardzo mile mnie zaskoczyli ludzie tak pozytywnym odbiorem! Nie każdy musi mnie lubić - to oni tracą. Kocham mój kolor skóry i przecież go nie zmienię. Nie marnuję czasu na złe emocje.

Osi UgonohKAPiF

Nawet w krajach, gdzie jest większa różnorodność są takie problemy. Top modelka Jourdan Dunn często narzeka na rasizm, np. ograniczenia w liczbie ciemnoskórych modelek w pokazie. Spodziewasz się trudności czy uważasz, że inne modelki już przetarły szlaki?

Jestem świadoma, że w tej branży może występować problem rasizmu. Pamiętam jakChanel Iman mówiła na ten temat. Jeszcze nie ma tak wielu czarnych modelek w branży, może to jest w mentalności projektantów? Może wierzą, że biała modelka lepiej sprzeda kolekcję? Oczywiście, że tak nie jest i chciałabym, żeby takie myślenie się zmieniło. Ja lubię wyzwania. Jeśli ktoś mi mówi, że coś mi się nie uda, to ja to właśnie zrobię. Mój kolor skóry na pewno nie będzie mnie blokował. Mam nadzieję, że będę pracować z ludźmi, który będą mnie chcieli poznać jako Osi, a nie „czarną Osi".

 

Będziesz teraz pracować w Polsce czy chcesz spróbować rozwijać karierę w Irlandii, gdzie mieszka twoja rodzina?

Nie chcę wracać do Irlandii, idę przed siebie. W Irlandii też wysyłałam zdjęcia do agencji, ale nawet nie zależało mi, żeby mi wyszło. Cieszę się, że jestem w Polsce, tu zaczynam karierę i nowe życie. Ale oczywiście chcę podróżować, bo na tym polega praca modelki!

 

Masz dużą rodzinę. Jak przeżywasz rozłąkę? Na początku kariery pewnie przydałoby się wsparcie.

Jestem bardzo rodzinna i oczywiście tęsknię. Ale teraz się usamodzielniam i staram się o tym nie myśleć. Często rozmawiam z siostrą, która mieszka w Gdańsku, ale też z bratem i rodziną z Irlandii. Mam od nich bardzo dużo miłości. Ja robię swoje, oni robią swoje, ale na święta wszyscy się spotykamy i znów jesteśmy wielką szczęśliwą rodziną.

Ueme Ugonoh, Ogi Ugonoh, Osi UgonohInstagram.com/osiugonoh

Twoja mama mówiła w wywiadzie, że zawsze marzyłaś o modelingu. Które dziewczyny z branży są dla ciebie wzorem?

Mama tak mówi, ale tak naprawdę modelingiem zaczęłam się interesować na poważnie dopiero dwa lata temu i to ze względu na nią. Ale teraz dążę do celu, chcę wchłaniać wszystko, szybko się uczę.

Kto jest dla mnie wzorem? Zależy, o co chodzi - na wybiegu podobają mi się Gisele Bundchen i Naomi Campbell.

 

Jeśli musiałabyś tak jak Cara Delevingne i Kendall Jenner wybrać czy iść w pokazie Chanel albo Victoria's Secret, to co byś wybrała?

Victoria's Secret, na 100%!

 

Jakie jest twoje wymarzone zlecenie? O współpracy z którymi projektantami marzysz?

Najbardziej chciałabym pracować dla Givenchy albo Alexandra Wanga. Podobała mi się jego sportowa kolekcja dla H&M. Myślę, że bardzo bym do niej pasowała!

Osi UgonohLukasz Dziewic/HIRO

Nie wszystkim po „Top Model" udaje się utrzymać na fali. Chyba pierwszy raz rozmawiam z „absolwentką" programu, która miałaby takie parcie do przodu i optymizm, że się uda!

Jestem straszną marzycielką. Jak już się rozmarzę, to nie mogę przestać! Mam teraz 20 lat, więc nie ma co tracić czasu, trzeba iść do przodu. Póki mogę łatwo utrzymać sylwetkę! Po programie musimy iść przed siebie, nie, nawet biec. Mamy teraz swoje pięć minut i trzeba je dobrze wykorzystać.

 

Oglądałam wiele edycji „America's Next Top Model" i niektóre z tych dziewczyn robią prawdziwą karierę po programie. Innym bardziej zależy, żeby być celebrytkami niż modelkami. Ja nie chcę być sławna za nic! Jeśli mam być sławna, to za moją ciężką pracę.

wtorek, 6 stycznia 2015

Mi-2. Polski hoplita


Mi-2. Polski hoplita

Kategorie: Historia wojskowościPolskaPowszechnaRosjaXX i XXI wiek

2009-06-25 20:27 Łukasz Męczykowski

Na paradach i uroczystościach to potężny Mi-24 przyciąga uwagę gapiów i fotoreporterów. Mało kto pamięta, że pierwszym uzbrojonym śmigłowcem w WP była maszyna o całkiem niepozornym wyglądzie. Pierwotnie służyła do... oprysków pól.

śledź nowości w histmag.org:

Newsletter

Śmigłowce po raz pierwszy zagościły na wojnie w roku 1944, kiedy to wprowadzono je do uzbrojenia wojsk USA i III Rzeszy. Były to maszyny transportowe, uzbrojone tylko i wyłącznie w celach samoobrony. Broń ofensywną zaczęto montować na nich w czasie wojny w Korei, jednak dopiero wojna w Wietnamie ukazała w pełni możliwości, jakie oferuje uzbrojony w rakiety i broń automatyczną śmigłowiec. Lecąc wolniej niż samolot, ma większe szansę na precyzyjne zlokalizowanie celu, a także na dłuższe oddziaływanie na niego ogniem broni pokładowej. Jest też bardzo zwrotny, dzięki czemu odcinek czasu pomiędzy atakami (jeśli zachodzi konieczność ponownego nalotu na ten sam cel) jest stosunkowo mały. Duża celność ostrzału w pełni rekompensuje niewielki (w porównaniu z samolotem myśliwsko – bombowym) udźwig ładunku bojowego.

Pierwowzorem śmigłowca szturmowego stał się amerykański UH-1. Ta maszyna do dziś jest, w pewnym sensie, jednym z symboli wojny w Wietnamie. Już od 1962 uzbrajano ją w różnorodne modele karabinów maszynowych, granatników i rakiet1. Dzięki temu desant śmigłowcowy posiadał własną „latającą artylerię". Bardzo szybko wyszła na jaw jej podstawowa wada – wrażliwość na ogień obrony naziemnej. Sama idea była jednak bardzo obiecująca.

Tymczasem za „żelazna kurtyną"...

Podstawą do stworzenia „komunistycznego" śmigłowca uzbrojonego stał się Mi-2. Prototyp wzbił się w powietrze po raz pierwszy 22 września 1961 roku2. Na początku miał być maszyną wyłącznie pasażersko – transportową. Na wiosnę 1962 roku gotowa była wersja rolnicza, mająca za zadanie prowadzić oprysk pól3. ZSRR przekazał całą dokumentację Polsce, która to w ramach podziału zadań pomiędzy poszczególne części „imperium" miała zająć się produkcją tego typu. W ten sposób popularna „mi dwójka" stała się jedyną maszyną latającą radzieckiej konstrukcji produkowaną wyłącznie poza granicami Związku Radzieckiego4. Warto wspomnieć, że Polsce przekazano dokumentację prototypową, co zmusiło polskich konstruktorów do sporządzenia odpowiedniej dokumentacji produkcyjnej5.

Mi-2

Pierwszy zmontowany w Polsce Mi-2 (aczkolwiek z części dostarczonych z ZSRR) wystartował 26 sierpnia 1965 roku, a pierwsza maszyna złożona z części krajowej produkcji wzbiła się w powietrze 4 listopada 1965 roku. Według polskich norm, nowy śmigłowiec powinien nosić oznaczenie SM-3, będące oczywistą kontynuacją SM-1 i 2. ZSRR zażądał jednak utrzymania własnego nazewnictwa6. Wpływ na to miała zapewne decyzja o planowanym eksporcie tych maszyn do innych krajów, a ZSRR zależało na promowaniu rodzimych przedsiębiorstw, a nie zakładów leżących w „najweselszym baraku".

Mi-2 ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, fot. Łukasz Męczykowski.

Rolnik uzbrojony

Transformacja cywilnego śmigłowca w nosiciela uzbrojenia odbyła się w latach 1967-697. Pierwszym wariantem uzbrojonym był Mi-2 U[zbrojenie] S[trzeleckie]. Konstrukcyjnie od innych wersji różnił się przebudową kabiny pilotów i montażem kilku wiązek elektrycznych, oraz instalacją fotokarabinu S-13 i 2 niewielkich wysięgników. Uzbrojenie stanowiło jedno działko NS-23 i 4 karabiny maszynowe PK kalibru 7,62 mm, zamontowane parami (jedno nad drugim po obu stronach kadłuba)8. Całość dawała dość znaczącą siłę ognia, biorąc pod uwagę gabaryty śmigłowca. Ta modyfikacja nakładała na całą konstrukcję spore obciążenia, nie ze względu na masę działka (38 kg), ale na siłę odrzutu, wynoszącą 1500 kg. Ze względu na zastosowanie amunicji typu OZT (odłamkowo – zapalająco – smugowa) i BZ (przeciwpancerno – zapalająca) Mi-2 posiadało skromne możliwości niszczenia pojazdów mechanicznych9.

Działko NS-23, Mi-2 ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, fot. Łukasz Męczykowski.

Dostawy do jednostek liniowych rozpoczęły się w 1973 roku, a dokładniej 2 listopada, kiedy to pierwsze śmigłowce uzbrojone dotarły do 56 Pułku Lotnictwa Wojsk Lądowych, stacjonującego w Inowrocławiu (5 września dostarczono pierwsze „zwykłe" Mi-2, pełniące funkcje łącznikowo – transportowe)10. Krótko po tym uzbrojone Mi-2 dotarły do 49 Pułku Lotnictwa Wojsk Lądowych, stacjonującego w Pruszczu Gdańskim. Już w maju uczestniczyły w ćwiczeniach11.

Wersje rakietowe: URN i URP

Niedługo po tym powstała kolejna modyfikacja Mi-2, U[zbrojony] R[akiety] N[iekierowane]. W tym wariancie boczne, zewnętrzne stanowiska karabinów maszynowych zastąpione zostały dwiema wyrzutniami rakiet 57 mm MARS-2, mieszczącymi po 16 niekierowanych rakiet przeciwpancernych i burząco-odłamkowych. W oknach zainstalowano 2 km PK, pozostawiono też działko12. Maksymalny zasiąg rakiet to ok. 7000 metrów, jednak silnik rakiety pracuje maksymalnie do ok. 360 metrów, więc ten zasięg jest do osiągnięcia tylko i wyłącznie przy strzale po krzywej balistycznej. Ta metoda jest praktycznie nie do zastosowania w warunkach bojowych, ponadto celność na tym dystansie byłaby niemal zerowa13.

Wyrzutnia Mars-2, Mi-2 ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, fot. Łukasz Męczykowski.

Część URN powstała przez przebudowę US, dlatego też trudno jest znaleźć te drugie w muzeach14. Pierwsze „u-er-eny" pojawiły się w 49 Pułku na początku stycznia 1973 roku, niedługo potem dotarły do 56 Pułku15. Dzięki modyfikacjom, powstała maszyna zdolna zwalczać cele lekko opancerzone, a także powierzchniowe. Całość konstrukcji nadal nie uległa poważnej przebudowie.

Po wprowadzeniu wersji URN, nastąpiła kilkuletnia przerwa przed „narodzinami" kolejnego modelu, Mi-2 URP[rzeciwpancerne]. Jak w wypadku całości koncepcji, idea uzbrojenia śmigłowca w rakiety przeciwpancerne została zapożyczona z Zachodu. Już w 1958 roku Francuzi rozpoczęli próby ze śmigłowcami uzbrojonymi w rakiety SS 10, Amerykanie zainteresowani potencjałem takiej konstrukcji wkrótce przyjęli francuskie rozwiązania i rozpoczęli własne prace w tej dziedzinie. Amerykańskie śmigłowce przeciwpancerne pojawiły się w Wietnamie w roku 1972, pod postacią UH-1 z rakietami TOW16. Polski śmigłowiec przeciwpancerny, wprowadzony do służby w listopadzie 1975 roku, zaopatrzono (prócz NS-23) w 4 rakiety przeciwpancerne 9M14M „Malutka"17.

Wyrzutnia PPK Malutka na śmigłowcu Mi-2.

Pocisk o kalibrze 125 mm miał maksymalny zasięg 3000 metrów (min. 500)18. Tym razem kabina pilotów uległa poważniejszej modyfikacji, jako że prawe miejsce zajął operator wyrzutni przeciwpancernych pocisków kierowanych. Jego „narzędziem" pracy był pulpit, składający się z 2 lampek, 5 przycisków, jednego przełącznika i drążka sterującego. Proces oddania strzału był stosunkowo nieskomplikowany. Po podjęciu decyzji o otwarciu ognia, strzelec za pomocą przełącznika wybierał jedną z 4 prowadnic. Jeśli rakieta była na swoim miejscu, zapalała się lampka kontrolna. Po naciśnięciu przycisku rakieta startowała, przez pierwsze kilkadziesiąt metrów lecąc prosto. Dopiero po chwili operator mógł przejąć nad nią kontrolę. Rakieta lecąc do celu obracała sie wokół własnej osi z prędkością 8,5 obrotów na sekundę, co pomagało utrzymać właściwy kierunek lotu19. Sterowanie odbywało się za pomocą 2 ruchomych dysz. Po detonacji rakiety, operator korzystał z jednego z 4 przycisków, uruchamiających tzw. „nożyce". Gdyby tego nie zrobił, za śmigłowcem ciągnąłby się przewód sterujący rakietą. Po detonacji pocisku przewód nie jest już potrzebny, dlatego specjalne nożyce, znajdujące się na wyrzutni, odcinają go. Operator podczas prowadzenia rakiety posługiwał się najczęściej własnym wzrokiem. Owszem, Mi-2 URP wyposażono w lunetę celowniczą, nie jest ona jednak wystarczająco stabilizowana. Na wyposażeniu WP śmigłowce w tej wersji uzbrojenia pojawiły się w 1975 roku20.

Ciekawy pojedynek

Dwa lata później doszło do ciekawego zdarzenia. Podczas strzelań pokazowych dla dowódców Wojsk Lotniczych państw Układu Warszawskiego 49 Pułk stanął do zawodów ze stacjonującym na terenie NRD sowieckim gwardyjskim pułkiem śmigłowców bojowych, wyposażonym w śmigłowce Mi-24, wchodzące właśnie do uzbrojenia. Nieoczekiwanie, Mi-2 URP osiągnęły lepsze wyniki21.

Mi-2T (wersja transportowa) z 49 PŚB na lotnisku Krzesiny; fot. Radomil, lic. CC ASA 3,0.

Lokalny patriotyzm (prawie od urodzenia jestem mieszkańcem Pruszcza Gdańskiego) kazałby przypisać zwycięstwo tylko i wyłącznie kunsztowi bojowemu pilotów z 49 PLWL. Jednak jako historyk muszę podkreślić kilka prawdopodobnych okoliczności „łagodzących" porażkę Rosjan. Mi-24D, jak już wspomniałem, dopiero co wchodził do uzbrojenia, więc załogi mogły nie być jeszcze dobrze zaznajomione z nowym sprzętem. Ponadto Mi-24D używa sterowanych radiowo rakiet „Falanga", w których (w przeciwieństwie do kierowanych przewodowo pocisków „Malutka") system kierowania podatny jest na zakłócenia. Nie bez znaczenia jest także fakt, że Mi-2 leci po prostu wolniej, dając więcej czasu (niewiele, ale zawsze) operatorowi na nakierowanie rakiety na cel. Nie znając dokładnego przebiegu strzelania, nie mogę zrobić nic więcej jak podejść z ostrożnością do przyczyn zwycięstwa pilotów z pruszczańskiej jednostki.

Modyfikacje

Od 1965 prowadzono w ZSRR prace nad uzbrojeniem Mi-2 w wymienione już rakiety przeciwpancerne typu „Falanga", przy jednoczesnym zwiększeniu liczby wyrzutni z 4 do 6. W innym wariancie helikopter mógł przenosić 4 zasobniki MARS-2. Śmigłowiec w nowej konfiguracji był gotowy do prób na początku lat 70-tych, jednak wojsko straciło zainteresowanie nim z racji pojawienia się Mi-2422. Tak więc jedyną kierowaną rakietą przeciwpancerną odpalaną z Mi-2 pozostała „Malutka".

Zmodyfikowanym wariantem URP jest Mi-2 URP-G[ad]. Standardowe mocowanie zamieniono na zintegrowaną belkę „Salamandra-Gniewosz", pozwalającą na instalację pod końcówką każdego z wysięgników 2 rakiet przeciwlotniczych „Strzała" 2M, zainstalowanych na belce „Gad"23. Jak w wypadku poprzednich konwersji, większość URPG powstała z przebudowy URP. Jedynie 3 maszyny zbudowano w 1985 roku od podstaw24.

Belka Salamandra-Gniewosz.

URPG nie był jedynym wariantem uzbrojonym w rakiety przeciwlotnicze. W roku 1982 rozpoczęto prace nad Mi-2 URS[trzała]. Podstawą był śmigłowiec URN, tyle że zamiast wyrzutni MARS-2 instalowano belkę „Gad", z dwiema rakietami naprowadzanymi termicznie. W teorii, URS miał chronić z powietrza postępujące kolumny własnych wojsk. W praktyce okazało się, że rakieta ma szansę przechwycić cel jedynie z tylnej półsfery. To, w połączeniu z brakiem jakiegokolwiek systemu wykrywania celu, doprowadziło do zaniechania tego projektu25. Warto jednak wspomnieć, że w jednostkach praktykowano zakładanie na śmigłowce belek „Gad", tworząc w polowy sposób URS-y26.

Polak potrafi

Inną polową przeróbką było połączenie w jednej maszynie „połowy" uzbrojenia wersji URPG i URN (z zachowaniem NS-23 i ew. km-ów w oknach). W ten sposób powstała wersja, którą przy pewnej dozie samozaparcia można by nazwać Mi-2 URNPG. Na podstawie ikonografii można też stwierdzić, że istnieją przeróbki bez belki „Salamandra-Gniewosz", tylko ze standardową, występującą w URP, więc trzeba by wziąć również pod uwagę wersję URNP27. Rzecz jasna, całe te piętrowe nazwy buduję tylko jako ciekawostkę, nie próbuje narzucać ich nikomu. Dzięki takim modyfikacjom podczas strzelań poligonowych swoje zadania może wykonywać zarówno pilot (działko i rakiety niekierowane), jak i operator ppk (2 wyrzutnie „Malutkich"). W ten sposób szkolą się 2 osoby, a paliwo zużywa tylko jeden śmigłowiec.

Powyższe zestawienie nie wyczerpuje listy wersji uzbrojonych śmigłowca Mi-2. Praktycznie każdy model używany w wojsku można wyposażyć w 2 karabiny maszynowe PK, mocowane w oknach, czyniąc z niego powietrzną kanonierkę. Działko, prócz wspomnianych wersji, posiadały także Mi-2 R[ozpoznanie] O[bserwacja]28. Dla porządku należy wspomnieć, że w WP, prócz maszyn transportowych, służyły także maszyny powietrznego minowania narzutowego („Platan"), rozpoznania chemicznego i zadymiania (RS – rozpoznania skażeń i Ch – chemiczny), powietrzna stacja dowodzenia (PPD – punkt powietrzny dowódczy), ratownictwa morskiego i lądowego (RM i RL), rozpoznawcza ® szkolna (Sz) i fotogrametryczna (FM)29.

Teoria na 5, a w praktyce...

Różne wersje śmigłowca uzbrojonego Mi-2 do dziś służą w Wojsku Polskim. Trzeba jednak powiedzieć, że dzieje się tak z powodu braku następców, nie zaś z powodu znacznej skuteczności bojowej tych maszyn. UH-1 mogły dość swobodnie działać na niebie Wietnamu, gdyż Viet Cong nie dysponował silna obroną przeciwlotniczą. W warunkach europejskich Mi-2 zostałyby dosłownie „zdmuchnięte" z nieba przez zestawy lufowe, bądź też rakietowe. Konstrukcyjnie, mimo uzbrojenia, Mi-2 pozostał maszyną rolniczą. W centrum maszyny, tuż za plecami pilotów znajduje się zbiornik paliwa, dokładnie pomiędzy wspornikami uzbrojenia. Nad kabiną znajduje się niczym nie opancerzony zespół napędowy. W wypadku trafienia krótką nawet serią, śmigłowiec zostanie poważnie uszkodzony. W tej kwestii można porównać go do czołgów radzieckiej produkcji. Są niewielkie, co czyni z nich trudny cel do zlokalizowania i trafienia, jednak kiedy pocisk nieprzyjaciela dotrze do swojego celu, z dużą dozą prawdopodobieństwa trafi w załogę bądź też jakiś ważny podzespół. Załodze nie zapewniono jakichkolwiek środków ochronnych, prócz standardowych hełmów lotniczych. Idąc dalej, w wypadku konieczności opuszczenia maszyny, pilot ma do swojej dyspozycji tylko niewielkie okienko, odpalane w razie potrzeby (jego towarzysz ma ułatwione zadanie, gdyż z tej strony śmigłowca znajdują się duże drzwi, podobne do samochodowych). Rzecz jasna w czasie projektowania Mi-2 nikt nie słyszał nawet o odstrzeliwaniu łopat czy też katapultowaniu kabiny załogi. Te „niedoskonałości" budowy starano się zneutralizować intensywnymi ćwiczeniami latania na niskich, a nawet skrajnie niskich wysokościach, co miało zapobiec detekcji. W wersji URN atak przeprowadza się z tzw. „górki", czyli śmigłowiec „odkleja się" od terenu w minimalnej odległości od celu stromym wznoszeniem, następnie pilot przechyla gwałtownie maszynę do przodu, mierząc do celu. Po odpaleniu salwy kopie gwałtownie w orczyk, zawracając o 180 stopni i pikuje w kierunku ziemi, by jak najszybciej zniknąć nieprzyjacielowi z oczu. Większym problemem jest odpalenie rakiet ppanc z wersji URP, gdyż operator musi mieć stały kontakt wzrokowy z celem, a co za tym idzie pilot musi pokazać część sylwetki swej maszyny wrogowi.

A to już koniec. Mi-2T o numerze seryjnym 510610018 oznaczony napisem „Poza służbą"- trenażer dla lotniskowej Straży Pożarnej. Fot. Łukasz Męczykowski.

Skąd więc nazwa?

Wobec wątpliwej wartości bojowej, może dziwić nadana tej maszynie nazwa kodowa NATO: „Hoplite". Częścią wyjaśnienia jest to, że kod każdego radzieckiego śmigłowca musiał zaczynać się na literę H, jak „helicopter". Sama nazwa jest też przejawem pewnej kurtuazji, ale przy okazji doskonale charakteryzuje przewidywalny przebieg służby bojowej załóg Mi-2. W razie ocieplenia „zimnej wojny", członkowie obydwu pułków, pełniąc funkcję bezpośredniego wsparcia własnej piechoty zmechanizowanej, znaleźliby się na pierwszej linii frontu. Niewątpliwie swoje zadania staraliby się wykonać z pełnym profesjonalizmem, lecz z czasem straty w ludziach i sprzęcie doprowadziłyby do utraty zdolności bojowej przez obydwie jednostki. Jeszcze gorszy los byłby udziałem załóg rozpoznających zasięg skażeń po uderzeniach atomowych. Jeśli nie zostaliby zestrzeleni podczas misji, czekałaby ich pewna śmierć od promieniowania.

Większy brat Hoplity, Mi-24 Hind („Łania") doczekał się wielu monografii, opisujących wyczerpująco jego historię i najdrobniejsze elementy kadłuba. Tymczasem Mi-2, pełniący przez lata rolę „konia roboczego" pułków śmigłowcowych doczekał się w kraju, prócz kilku artykułów, tylko skromnej monografii w serii TBiU. Za granicą sytuacja przedstawia się niewiele lepiej i gdyby nie witryny internetowe prowadzone przez entuzjastów lotnictwa (co zresztą widać w mojej bibliografii) większość historii uzbrojonych „mi dwójek" poszłaby w zapomnienie razem ze starzejącymi się maszynami i odchodzącymi na emeryturę żołnierzami.

Zobacz też

  1. Początki przemysłu czołgowego w Polsce Ludowej

Bibliografia

Źródła:

  1. Przeciwpancerny pocisk kierowany 9M14M (9M14). Opis Techniczny, Warszawa 1968.
  2. Szymański E., Uzbrojenie śmigłowca Mi-2, Oleśnica 1994.

Opracowania, artykuły, materiały internetowe:

  1. 56 Pułk Śmigłowców, 56 KPŚB.
  2. Kronika, 49 PSB (strona nieaktywna, link do wersji zarchiwizowanej).
  3. Mi-2 Helicopter. History of Development, MIL Moscow Helicopter Plant.
  4. Mil Mi-2 Hoplite, „helis.com".
  5. PZL Świdnik Mi-2, www.plock.edu.pl.
  6. Czwalinga J., Mi-2 „Hoplite", „Zlinek", No. 4, Vol. III.
  7. Drendel L., Huey, Carrollton 1983.
  8. Fiszer M., Gruszczyński J., Bylica T., The Mi-2 Helicopter, „combataircraft.com".
  9. Girke T., Bader G., Mi-2, Rinteln 1998.
  10. Grzegorzewski J., Śmigłowiec Mi-2, Warszawa 1979.
  11. Zaloga S., Balin J.G., Anti-tank helicopters, London 1986.

Przypisy

1 L. Drendel, Huey, Carrollton 1983, s. 30.

2 Mi-2 Helicopter. History of Development, MIL Moscow Helicopter Plant.

3 J. Grzegorzewski, Śmigłowiec Mi-2, Warszawa 1979, s. 2.

4 Mil Mi-2 Hoplite, „helis.com".

5 J. Grzegorzewski, op. cit., s. 2.

6 M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, The Mi-2 Helicopter, „combataircraft.com", s. 1.

7 Ibidem.

8 Ibidem, zbudowano tylko 30 sztuk; patrz też: T. Girke, G. Bader, Mi-2, Rinteln 1998, s. 3; J. Czwalinga, Mi-2 „Hoplite", „Zlinek", No. 4, Vol. III, s. 111.

9 E. Szymański, Uzbrojenie śmigłowca Mi-2, Oleśnica 1994, s. 9-11.

10 56 Pułk Śmigłowców, 56 KPŚB; nazewnictwo jednostek zmieniało się z biegiem lat.

11 Kronika, 49 PSB (strona nieaktywna, link do wersji zarchiwizowanej).

12 E. Szymański, op. cit., s. 9 – 11.

13 E. Szymański, op. cit., s. 58.

14 M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, op. cit., s. 3; prawdopodobnie na świecie przetrwał tylko jeden Mi-2 US, w muzeum w Nikaragui (zob. fotografię).

15 M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, op. cit.; 56 Pułk Śmigłowców, 56 KPŚB.

16 S. Zaloga, G. J. Balin, Anti-tank helicopters, London 1986, s. 4, 6.

17 M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, op. cit., s. 3.

18 Przeciwpancerny pocisk kierowany 9M14M (9M14). Opis Techniczny, Warszawa 1968, s. 6.

19 E. Szymański, op. cit., s. 82.

20 M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, op. cit., s. 3, patrz też: 56 Pułk Śmigłowców, 56 KPŚB.

21 Kronika, 49 PSB; M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, op. cit. przesuwają opisane zdarzenie na 1976 i ćwiczenia Tarcza-76.

22 Mi-2 Helicopter. History of Development, MIL Moscow Helicopter Plant.

23 E. Szymański, op. cit., s. 9-11.

24 M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, op. cit., s. 3

25 Ibidem.

26 Zob. fotografię.

27 Fot. w serwisie airliners.net; pierwsza strona okładki pisma „Zlinek", No. 4, Vol. III.

28 M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, op. cit., s. 3.

29 J. Czwalinga, op. cit., s. 111; M. Fiszer, J. Gruszczyński, T. Bylica, op. cit., s. 3-4; PZL Świdnik Mi-2, www.plock.edu.pl.

Zredagował: Kamil Janicki


niedziela, 4 stycznia 2015

Oczy armii szeroko otwarte - oni stoją na straży polskiej przestrzeni powietrznej

Polska Zbrojna |  dodane (10:05)
udostępnij
5
AAAdrukuj


Oczy armii  szeroko otwarte - oni stoją na straży polskiej przestrzeni powietrznej
Polska Zbrojna / Arch. 3 BRT
opinie
Konflikt na Ukrainie wymusza zwiększoną dbałość o bezpieczeństwo nie tylko granic lądowych, lecz także przestrzeni powietrznej. O tym, kto stoi na straży polskiego nieba, pisze "Polska Zbrojna". 

Dotychczasowe doświadczenia z konfliktów wojennych pokazują, jak ważne jest wczesne wykrycie nieprzyjacielskich statków powietrznych. Dobrze zorganizowane rozpoznanie i skuteczna obrona przestrzeni powietrznej mogą zapobiec dużym stratom w ludziach, sprzęcie i infrastrukturze. Stąd wynika ogromna ranga jednostek radiotechnicznych, będących oczami armii. Istnieją co prawda nowoczesnesystemy wczesnego ostrzegania i dozoru, takie jak natowskie samoloty AWACS (Airborne Warning And Control System), które niedawno były wykorzystywane także na polskim niebie, ale w czasie sytuacji kryzysowych niezbędne są również naziemne systemy rozpoznania powietrznego. Czy my wystarczająco dokładnie monitorujemy na co dzień przestrzeń powietrzną nad Polską? Czy jesteśmy dobrze przygotowani do jej rozpoznania na wypadek konfliktu? 

Dyżur na okrągło 

Po restrukturyzacji naszych sił zbrojnych od sierpnia 2008 roku jedyną jednostką nadzorującą przestrzeń powietrzną nad Polską jest 3 Wrocławska Brygada Radiotechniczna (3 BRt). To specyficzny związek taktyczny - od innych wyróżniają go nie tylko struktura i dyslokacja, lecz także to, że o każdej porze dnia i nocy blisko 200 jej żołnierzy pełni nieustający dyżur bojowy w narodowym systemie obrony powietrznej oraz w składzie natowskiego zintegrowanego systemu obrony powietrznej i przeciwrakietowej (NATINAMDS). Brygada jest także włączana we wszystkie istotniejsze szkolenia sił powietrznych, wojsk lądowych, marynarki wojennej, a nawet wojsk specjalnych. 

Dowodzeni z Wrocławia radiotechnicy są rozsiani na terenie całego kraju. Ponad 2100 żołnierzy i pracowników wojska stacjonuje aż w 35 miejscach. Od dowództwa mieszczącego się przy ulicy Granicznej we Wrocławiu do najdalej położonego posterunku trzeba przejechać około 700 km. Takie rozmieszczenie żołnierzy jest jednak niezbędne, aby kontrolować całą przestrzeń powietrzną Polski oraz zaglądać daleko poza granice kraju. 

Według nowego systemu zaopatrzenia logistycznego pododdziały wrocławskiej brygady znajdują się w rejonach odpowiedzialności aż czterech regionalnych baz logistycznych i są zabezpieczane przez 24 wojskowe oddziały gospodarcze (WOG) lub jednostki wojskowe, które pełnią funkcję oddziałów gospodarczych. 

- Taka rozproszona dyslokacja nie ułatwia pracy, ale radzimy sobie - tłumaczy mjr Paweł Młynarczyk, szef sekcji logistyki (S4) 3 Brygady Radiotechnicznej. - Chociaż procedury w każdej bazie i oddziale gospodarczym są takie same, to w tym wypadku musimy na przykład przygotować znacznie więcej dokumentów, niż gdy brygada znajduje się w jednym garnizonie. W strukturach oddziałówgospodarczych w całym kraju utworzono jednak grupy zabezpieczenia, które jako filie WOG-ów zaopatrują jednostki wojskowe i pododdziały bezpośrednio w ich miejscu dyslokacji, co jest dla nas sporym ułatwieniem. 

Justyna i Bożena na emeryturę 

Program modernizacyjny przyjęty w 2008 roku, zmierzający do unowocześnienia pododdziałów radiotechnicznych, przebiega bez zakłóceń. Zrezygnowano już ze wszystkich poradzieckich radarów, a teraz są wycofywane także stacje NUR-31 - odległościomierze (Justyna) wdrożone w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, i NUR-41 - wysokościomierze (Bożena) pracujące na posterunkach od lat 90. Ich miejsce zajmuje sprzęt najnowszej generacji – trójwspółrzędne stacje radiolokacyjne NUR-15 (Odra). Radiotechnicy mają już cztery takie urządzenia, a do 2017 roku stopniowo dostaną jeszcze osiem. 

Udział w sojuszniczym systemie NATINAMDS wymusił na naszych radiotechnikach dokładne kontrolowanie nieba na większych odległościach i wysokościach. Stacje radiolokacyjne zapewniają wykrycie obiektów powietrznych, tworząc strefę rozpoznania radiolokacyjnego, która sięga daleko poza granice kraju. Takie rozwiązanie wymaga bardzo nowoczesnych urządzeń, które są kompatybilne ze sprzętem sojuszników. Na trzech posterunkach radiolokacyjnych ustawiono więc stacje RAT-31 DL włoskiej produkcji, które mogą prowadzić rozpoznanie na odległość ponad 400 km. Nowe radary już zbierają dane, ale na razie są testowane. Do systemu operacyjnego zostaną włączone na początku 2015 roku. 

Wycofywane z eksploatacji nie pójdą jednak na złom. W brygadzie opracowano koncepcję ich wykorzystania w charakterze mobilnych modułów radiolokacyjnych. Będą uzupełnieniem każdego z batalionów. Posłużą do zabezpieczenia radiolokacyjnego różnego rodzaju uroczystości, pokazów lotniczych lub zawodów samolotowych, czyli dodatkowych działań brygady, niezwiązanych z pełnieniem dyżurów bojowych. 

Równolegle z wprowadzaniem nowych stacji radiolokacyjnych nastąpiło unowocześnienie systemów łączności. Dało to radiotechnikom możliwość szybkiej i niezakłóconej współpracy między poszczególnymi stanowiskami rozpoznania, dowodzenia i elementami obrony nieba nad krajem. 

Dwa obroty anteny 

Operatorzy radarów nie widzą numeru rejestracyjnego obserwowanego samolotu. Na ekranie urządzenia mają jedynie symbol elektroniczny obiektu unoszącego się w powietrzu. Coś, co z pozoru zagraża naszemu bezpieczeństwu, może okazać się zwykłym balonem. W tej służbie doświadczenie operatora ma ogromne znaczenie, trudno sobie bowiem wyobrazić, by do lecącego powoli balonu podrywać dyżurną parę myśliwców. Dlatego wraz z wdrażaniem do użytku najnowszych zdobyczy techniki ważne jest ciągłe podnoszenie kwalifikacji przez ludzi obsługujących te urządzenia. 

Radiotechnicy na bojowych dyżurach muszą być niezwykle czujni. Najstarsi z nich opowiadają, że gdy stacjonowały u nas wojska radzieckie, z lotniska w okolicach Brzegu często startowały samoloty MiG-25 z czerwoną gwiazdą. Nowoczesne na owe czasy maszyny leciały zazwyczaj w kierunku Warszawy. Jeśli nie zostały wykryte tuż po starcie i weszły na wysokość 20 tys. m, stawały się niemożliwe do wykrycia. Na zlokalizowanie takiego samolotu polski operator radaru miał zaledwie dwa obroty anteny, czyli kilkanaście sekund. Jeśli tego nie zrobił i obecność takiego samolotu nie została odnotowana na polskim niebie, obsługa stawała do raportu i była surowo karana. 

Obecnie specjaliści wojsk radiotechnicznych zdobywają kwalifikacje nie tylko w Centrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie. Inżynierów, techników i operatorów nowoczesnych radarów przygotowują do obsługi urządzeń ich producenci. - Moja nauka obsługi nowoczesnego sprzętu wyprodukowanego we Włoszech trwała około dwóch lat - mówi kpt. Artur Szymański, dowódca 110 Posterunku Radiolokacyjnego Dalekiego Zasięgu w Łabuniach-Reformie koło Zamościa. - Zaczęło się od kursów języka angielskiego drugiego i trzeciego stopnia, a zakończyło udziałem w testach urządzeń przeznaczonych dla mojego posterunku w okolicach Rzymu. Jako dowódca posterunku odbyłem również wszystkie kursy przeznaczone dla inżynierów, administratorów, operatorów, a nawet instruktorów. 

Ciągłe testowanie 

Podczas nieustającego dyżuru bojowego informacje radiolokacyjne ze wszystkich posterunków są przesyłane bezpośrednio do systemu dowodzenia - mobilnej jednostki dowodzenia operacjamipowietrznymi oraz ośrodków dowodzenia i naprowadzania, skąd przekazuje się je do Centrum Operacji Powietrznych - Dowództwa Komponentu Powietrznego. Dzięki temu cały czas dysponuje ono rzeczywistym obrazem sytuacji powietrznej nad naszym krajem oraz daleko poza nim. 

Brygada wspomaga też misję Air Policing, polegającą na pełnieniu dyżurów bojowych w zintegrowanym systemie obrony powietrznej i przeciwrakietowej państw nadbałtyckich. Wspiera systematycznie strzelania na poligonie w Ustce oraz zapewnia bezpieczeństwo w trakcie wielu ważnych spotkań, odbywających się w naszym kraju, między innymi podczas 19. sesji Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu oraz 9. sesji Spotkania Stron Protokołu z Kioto. Radiotechnicy zabezpieczali również przestrzeń powietrzną w czasie Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej EURO 2012. 


Komentarz 

Gen. bryg. Krzysztof Żabicki, szef Zarządu Wojsk Radiotechnicznych w Inspektoracie SiłPowietrznych Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych
- W 2015 roku rozpoczniemy następny etap modernizacji sprzętu wojsk radiotechnicznych. Do pododdziałów 3 Brygady Radiotechnicznej trafią kolejne stacje radiolokacyjne typu NUR-15M. Pozwoli to radiotechnikom uzyskać większe możliwości rozpoznania przestrzeni powietrznej oraz znacznie poprawić manewrowość. Cieszę się, że wdrażamy sprzęt polskiej produkcji, między innymi dlatego, że może on być szybciej serwisowany, a krajowy producent dokłada starań, by kolejne stacje radiolokacyjne były coraz doskonalsze. 

Za kilka lat chcemy pozyskać nowe typy radarów dalekiego zasięgu oraz tak zwane pasywne radary typu PCL, korzystające z fal elektromagnetycznych promieniowanych przez inne emitery. Jestem przekonany, że polskich naukowców i inżynierów stać na wdrożenie do produkcji systemów tej klasy. Radary typu PCL będą stanowiły uzupełnienie strefy rozpoznania radiolokacyjnego konwencjonalnych, aktywnych stacji radiolokacyjnych. 



Gen. bryg. Wojciech Lewicki, dowódca 3 Wrocławskiej Brygady Radiotechnicznej: 
- W razie kryzysu jesteśmy w stanie we właściwym czasie utworzyć sieć dodatkowych posterunków radiolokacyjnych, dzięki którym możemy obniżyć dolną strefę rozpoznania radiolokacyjnego, co bezpośrednio przekłada się na możliwości wykrywania obiektów powietrznych. 

*** 

3 Wrocławska Brygada Radiotechniczna 

W skład 3 BRt wchodzą cztery bataliony radiotechniczne, których dowództwa stacjonują w Sandomierzu, Lipowcu, Chojnicach i we Wrocławiu. W strukturach batalionów funkcjonuje 17 kompanii radiotechnicznych, będących jednocześnie stałymi posterunkami radiolokacyjnymi. Obsługują one także sześć posterunków dalekiego zasięgu typu Backbone oraz siedem stacji kontroli AVIA-W, nadzorujących przestrzeń powietrzną wokół lotnisk wojskowych. 

Z sześciu posterunków radiolokacyjnych dalekiego zasięgu trzy - usytuowane w miejscowościach Roskosz koło Białej Podlaskiej, Wronowicach koło Łasku i Brzoskwini koło Krakowa - używają radarów rodzimej produkcji typu NUR-12M. Na końcowym etapie wdrożenia do zadań są trzy kolejne posterunki w miejscowościach Chruściel koło Braniewa, Szypliszkach koło Suwałk i Łabunie koło Zamościa, wyposażone w radary włoskiej produkcji typu RAT-31DL. 

Do strefy rozpoznania radiolokacyjnego włączono także niedawno dwie kolejne mobilne stacje radiolokacyjne polskiej produkcji - NUR-15M. Urządzenia trójwspółrzędne o zasięgu do 240 km potrafią wykryć i automatycznie śledzić do 120 obiektów powietrznych lecących na pułapie do 30 km. W strukturze niektórych kompanii radiotechnicznych jest także siedem stacji radiolokacyjnych typu AVIA, które obserwują przestrzeń powietrzną wokół krajowych lotnisk na odległość do 100 km.