15.10.2016 14:06
Zakłopotania całą sytuacją nawet nie próbują ukrywać przedstawiciele Akademii Szwedzkiej. - To bardzo nietypowe – mówi jeden z członków instytucji Per Waestberg, komentując problemy z przekazaniem Dylanowi informacji o nagrodzie. Jak dotąd Akademii udało się skontaktować tylko z agentem Boba. On sam nie odbiera telefonu.
Media przypominają z tej okazji, że noblowska procedura wymaga, aby sam zainteresowany zadecydował, czy przyjmuje wyróżnienie, a co za tym idzie, czy pojawi się w Sztokholmie 10 grudnia na uroczystej gali wręczenia nagrody. W historii już raz doszło do tego, że wskazany przez Akademię pisarz odrzucił jej wybór – w1964 przyjęcia Nobla w dziedzinie literatury odmówił Jean-Paul Sartre. Mimo to oficjalnie jest zaliczany do grona noblistów.
Czy piosenki to literatura?
Milczenie Boba jest tym bardziej kłopotliwe i zaskakujące, że przyznanie mu literackiej nagrody Nobla wywołało na świecie burzliwą dyskusję. Na anglojęzycznym Twitterze i Facebooku oraz w mediach tradycyjnych przetaczają się dyskusje, które z perspektywy anglosaskiego odbiorcy mogą być cokolwiek zaskakujące. Piosenki Dylana od lat są bowiem tematem poważnych akademickich kursów na amerykańskich uniwersytetach. Jego teksty doczekały się książkowych wydań. W2004 brytyjski krytyk Christopher Ricks wydał kilkusetstronicowe opracowanie poświęcone analizie tekstów Boba, w której porównuje jego twórczość do dzieł takich angielskich poetów jak Keats czy Eliot.
Tymczasem w sporach przy okazji Nobla dla wokalisty powracają fundamentalne pytania: czy jego piosenki to w ogóle literatura, czy Dylan zasługuje na taka nagrodę, czy Akademia przypadkiem nie deprecjonuje swoim tegorocznym wyborem historii literackiego Nobla. - Ta nagroda w żaden sposób nie jest radykalna – grzmi brytyjski „Guardian" piórem Australijki Natalie Kon-yu. - Po raz kolejny Akademia wyróżniła białego mężczyznę – podkreśla ta pisarka i nauczycielka akademicka, wskazując że prawdziwym przełomem w literackim Noblu byłoby nie otwarcie na symbolizowany przez Dylana świat muzycznej popkultury, lecz uznanie wkładu w literaturę kobiet i autorów z innych niż europejski kręgów kulturowych. - Świat nie potrzebuje Dylana z nagrodą Nobla. I bez tego wiemy że Bob jest geniuszem – pisze muzyczny portal „Pitchfork". - Jestem fanem Dylana, ale ta nagroda to efekt źle pojmowanej nostalgii, której źródła tkwią w prostatach podstarzałych hippisów – dosadnie podsumowuje brytyjski pisarz Irvine Welsh.
Niczym Orfeusz naszych czasów
Ale wybór Akademii ma tez swoich gorących zwolenników. Entuzjastycznie zareagowali na niego między innymi Bruce Springsteen czy legenda muzyki folkowej i dawna życiowa partnerka Boba Joan Baez. Ale też wymieniana od lat jako kandydatka do literackiego Nobla pisarka amerykańska Joyce Carol Oates czy autor głośnych „Dzieci północy" i „Szatańskich wersetów" Salman Rushdie. - Od czasów Orfeusza pieśń i poezja były ze sobą ściśle powiązane. Dylan jest wspaniałym spadkobiercą tradycji bardów. Świetny wybór – napisał ten ostatni na swoim koncie na Twitterze.
Tym ciekawiej byłoby się dowiedzieć, co o tym wszystkim myśli sam zainteresowany. On jednak wciąż milczy. Kilka godzin po ogłoszeniu decyzji Akademii jak gdyby nigdy nic zagrał koncert w hotelu The Cosmopolitan w Las Vegas, nie wspominając ze sceny ani słowem o wiadomościach płynących ze Szwecji. A w piątkowy wieczór wystąpił na gromadzącym rockowych weteranów festiwalu Desert Trip.
Wielu fanów spodziewało się że to właśnie ta wielka, podzielona na dwa weekendy impreza na kalifornijskiej pustyni będzie najlepszą okazją, aby Bob wreszcie skomentował wybór Akademii. - Mam nadzieję że to będzie historyczne wydarzenie. Sporo osób uważało, że tydzień temu Bob był najmniej interesującym artystą z całego zestawu występującego na Desert Trip. Może teraz zdobędzie u widzów więcej szacunku – mówił w rozmowie z lokalną prasą jeden z fanów, nawiązując do ukazujących się po pierwszym weekendzie recenzji, wedle których na imprezie o wiele bardziej niż Dylan interesujące koncerty dali The Rolling Stones, Paul McCartney czy Neil Young. Najprawdopodobniej to właśnie Nobel z literatury i nadzieja, że Dylan odniesie się do niej ze sceny sprawiły, że ceny wyprzedanych już dawno biletów na Desert Trip podskoczyły u koników w piątek nawet o kilkadziesiąt procent.
Bob nie byłby jednak sobą, gdyby i tym razem nie zagrał na własnych warunkach. Świadkowie piątkowego koncertu podkreślali co prawda, że tym razem bard był dużo bardziej żywiołowy, niż tydzień wcześniej. Zamiast kryć się za fortepianem, zza którego wyśpiewywał kolejne piosenki, tym razem stał na skraju sceny trzymając mikrofon w dłoni. Przez cały koncert nie powiedział jednak ani słowa, które odnosiłoby się do decyzji Akademii. Zresztą w ogóle nie mówił między piosenkami zbyt wiele. Nie zmienił też znacząco programu występu. Dwie jego ostatnie studyjne płyty to hołd złożony amerykańskiej tradycji sprzed czasów rock'n'rolla – nowe wersje popowych standardów z lat 30., 40. i 50. pamiętane ze starych audycji radiowych, broadwayowskich musicali i hollywodzkich filmów. Dlatego też obok jego klasycznych songów takich jak „Don't Think Twice, It's All Right" czy „Ballad Of A Thin Man" na koncercie zabrzmiały też amerykańskie evergreeny. Na bis publiczność usłyszała jeden z najbardziej przełomowych numerów Boba - „Like A Rolling Stone", którego tydzień wcześniej nie zagrał. Ale już zupełnie na koniec wokalista wykonał starą, napisaną ponad pół wieku temu przez Cy Colemana dla Franka Sinatry piosenkę „Why Try To Change Me Now?". - Dlaczego nie mogę być bardziej konwencjonalny? Ludzie gadają, ludzie się gapią. Już zapomnieliście że zawsze byłem waszym klaunem? Więc dlaczego chcecie mnie zmieniać właśnie teraz? - mówią słowa tej piosenki.
Czyżby Dylan w ten sposób postanowił jednak skomentować zarówno decyzję Szwedzkiej Akademii, jak i oczekiwanie fanów, że jednak odniesie się jakoś do jej wyboru?