Tekst: MACIEJ SAMCIK
2007-10-11, ostatnia aktualizacja 2007-10-11 14:18
Pourlopowa susza w portfelu? Z pomocą spieszą banki, które chętniej niż kiedykolwiek pożyczają nam pieniądze niemal na piękne oczy. Wystarczy pokazać dowód osobisty.
ZOBACZ TAKŻE
- Studenci nie chcą zaciągać tanich kredytów (10-10-07, 21:38)
- Kredyty: Banki nie lubią zatrudnionych na okres próbny (10-10-07, 10:13)
- "GP": Banki kręcą na prowizjach od kredytów (08-10-07, 08:47)
- Studenci żyją na kredyt? Nie wszyscy (04-10-07, 18:23)
- "GP": Firmy z nieaktualną nazwą nie dostaną kredytów (03-10-07, 00:45)
- "Trybuna": Wszyscy biorą kredyty, a co potem? (29-09-07, 02:45)
- Wydajemy ponad połowę pensji na kredyty i rachunki (28-09-07, 03:00)


Po USA krąży dowcip, że kredyt może tam dostać każdy, komu bije tętno. U nas są już banki, w których na szybką pożyczkę zasłuży każdy, kto pokaże dowód osobisty. Ale uwaga: w kredytach aż roi się od pułapek! Jakich?
SERWISY
Tej jesieni dostęp do szybkich pożyczek mamy wyjątkowo łatwy. Coraz więcej banków wprowadza bowiem do oferty "kredyty na dowód". Takie, które możemy wziąć nie tylko bez żyranta, ale nawet bez zaświadczenia o dochodach. Bank sprawdzi jedynie nasze dane z dowodu osobistego i zajrzy do danych BIK, by ustalić, czy mamy tam czystą kartę.
Jeszcze rok-dwa lata temu w takich pożyczkach specjalizowały się tylko małe banki żyjące z drogich, ale szybkich kredytów. Takie jak Eurobank, który jako pierwszy wprowadził pożyczki na dowód. Od kilku miesięcy pieniądze bez żadnych formalności możemy pożyczyć także w największych bankach detalicznych, np. w PKO BP (słynna już "max pożyczka, mini rata") czy w BZ WBK ("wszyscy biorą, a Ty?").
Wygląda na to, że pieniądze leżą na ulicy. Nic, tylko brać kredyt i wspomóc kulejący domowy budżet. Ale szybki kredyt rzadko jest tak tani, jak wygląda na pierwszy rzut oka. Bankowcy bardzo dobrze znają powiedzenie, że w przyrodzie nic nie ginie, a zwłaszcza pieniądze, które bank powinien zarobić na każdym udzielonym szybkim kredycie.
Dziś w "Pieniądzach" piszemy o najpopularniejszych sztuczkach bankowców. Co powinno cię zaniepokoić w ulotkach, reklamówkach, na plakatach i w umowach kredytowych? Zanim skusisz się na szybką gotówkę, koniecznie przeczytaj nasz przewodnik. Może uda ci się uniknąć przynajmniej niektórych kosztownych pułapek zastawianych przez bankowców
1. Niskie oprocentowanie, ale nie dla każdego
Średnie oprocentowanie kredytów gotówkowych to 12-14 proc. w skali roku. Bez kłopotu można jednak znaleźć oferty pożyczek oprocentowanych znacznie niżej niż na 10 proc. rocznie. Zanim skusisz się na taką "promocyjną" ofertę, sprawdź, czy przypadkiem niskie oprocentowanie nie jest pułapką, za którą kryją się znacznie wyższe rzeczywiste odsetki. Jakie pułapki wchodzą w grę?
(Niskie procenty, ale... tylko na krótki termin. Bank co prawda oferuje niskie oprocentowanie, ale pod warunkiem, że pożyczymy niewielką kwotę i szybko oddamy pieniądze, np. w ciągu roku. Jeśli pożyczasz pieniądze na dłużej - a tak robi przygniatająca część kredytobiorców, bo dłuższy termin oznacza niższą pojedynczą ratę - oprocentowanie jest już znacznie wyższe. Chodzi o to, żeby klient wszedł do banku skuszony niskim oprocentowaniem podawanym na plakatach.
(Niskie procenty, ale... liczone z góry. Gdy zaciągasz kredyt, odsetki powinieneś płacić od rzeczywistego zadłużenia. Czyli jeśli np. pożyczysz 10 tys. zł i spłacisz 2 tys. zł, to bank winien naliczać procenty już tylko od pozostałych 8 tys. zł. Ale niektóre banki są sprytne i naliczają całe oprocentowanie z góry, od całej kwoty kredytu. Tego nie widać gołym okiem, bo bank w obu przypadkach i tak sumuje odsetki i przelicza wszystko na tzw. raty równe. Ale różnica jest kolosalna. Na przykład spłacając 5 tys. zł przez rok przy stopie 10 proc., zapłacisz ok. 250 zł odsetek przy ich naliczaniu od rzeczywistego zadłużenia oraz ok. 500 zł, gdy są naliczane z góry. Sumując wszystkie raty własnego kredytu i odejmując od nich pożyczoną od banku kwotę, z łatwością ustalisz, który sposób stosuje twój bank.
(Niskie procenty, ale z... ubezpieczeniem. Część banków stosuje niskie oprocentowanie kredytów, ale tylko pod warunkiem, że klient jednocześnie dodatkowo opłaci polisę ubezpieczenia spłaty kredytu. Tę pułapkę szerzej opisujemy niżej.
(Niskie procenty, ale... tylko po spełnieniu dodatkowych warunków. Niektóre banki uzależniają udzielenie kredytu o preferencyjnym oprocentowaniu od przedstawienia przez klienta np. wyciągów z konta osobistego potwierdzonych przez bank, który je prowadzi. Ich uzyskanie kosztuje, nie mówiąc już o straconym czasie. Gotówka potrzebna "na wczoraj", a pani z okienka kusi dużo łatwiej dostępną gotówką, ale... już na mniej atrakcyjnych warunkach. Czasem banki proponują niskie oprocentowanie tylko swoim klientom, obcych traktując dużo gorzej.
2. Wysoka prowizja bankowa
Głównym - poza odsetkami - kosztem każdego kredytu jest prowizja pobierana przez bank. Zgodnie z prawem jej maksymalna wysokość to 5 proc. wartości przyznanych pieniędzy. Uważaj na prowizję, zwłaszcza gdy bierzesz kredyt na krótko, bo jest pobierana z góry i tym samym dużo bardziej bolesna, niż odsetki wynikające z oprocentowania! Odsetki płaci się zwykle od coraz mniejszej kwoty zadłużenia, a prowizję - od całości zadłużenia.
Innymi słowy - 5 proc. prowizji oznacza dla twojej kieszeni dużo wyższy wydatek niż wyższe o 5 proc. oprocentowanie. Jeśli dasz się skusić na reklamę kredytu oprocentowanego na 9 proc. rocznie, to po opłaceniu 5-proc. prowizji wyjdziesz na tym gorzej, niż gdybyś wziął pozornie dużo droższy kredyt oprocentowany na 17 proc., ale bez prowizji!
W niektórych bankach prowizji się nie płaci, ale tylko wtedy, jeśli jest się stałym klientem. Jeśli spłaciłeś już w danym banku kredyt albo masz w nim konto osobiste, masz szansę na niższą prowizję albo jej całkowite zniesienie.
3. Dodatkowa polisa ubezpieczeniowa
Banki coraz częściej odbijają sobie niskie oprocentowanie, narzucając klientom dodatkowy koszt w postaci polisy ubezpieczeniowej, którą klient musi wykupić razem z kredytem. Składka - najczęściej płacona jednorazowo przy zaciąganiu pożyczki - może sięgnąć nawet 5 proc. jej wartości! Jeśli dodamy te 5 proc. do oprocentowania kredytu, często okaże się, że nie jest on już tak atrakcyjny, jak wygląda na plakatach reklamowych. Czasami banki nie zmuszają klientów do wykupienia polisy, ale "motywują" ich do tego, narzucając do każdego nieubezpieczonego kredytu wyższe oprocentowanie.
Pal licho, jeśli ubezpieczenie rzeczywiście daje wymierne korzyści, np. po stracie pracy przez kredytobiorcę firma ubezpieczeniowa przejmuje spłatę wszystkich pozostałych do uregulowania rat. Często jednak ochrona wynikająca z wykupienia polisy jest czysto iluzoryczna (np. ubezpieczyciel przejmuje opłacanie składek tylko na trzy miesiące), a składka - jak najbardziej prawdziwa.
Bankowcy starają się, by dodatkowy koszt wynikający z konieczności wykupienia polisy nie wyglądał groźnie. Przecież to tylko 0,4 proc. kwoty kredytu miesięcznie! - przekonują niewinnym głosem. Ale te 0,4 proc. pomnożone przez 12 miesięcy daje już prawie 5 proc. w skali roku!
4. Odsetki od... prowizji
Nie masz pieniędzy na zapłacenie 5-proc. prowizji za udzielenie kredytu albo na opłacenie składki ubezpieczeniowej? Bank bardzo chętnie także i te koszty za ciebie wyłoży. Jak? Po prostu dopisze je do kredytu. Za tę pozorną wielkoduszność bankowców przyjdzie ci, niestety, dodatkowo zapłacić. Kwota kredytu okazuje się wówczas wyższa niż wartość pieniędzy, które dostaniesz do ręki. Ale przede wszystkim za te dorzucone do kredytu koszty będziesz też musiał zapłacić odsetki! Płacisz dwa razy - prowizję i odsetki od tej prowizji. Raty będą więc boleśniejsze dla kieszeni, niż mogłoby się wydawać.
5. Konieczność założenia konta osobistego
Wniosek kredytowy prawie wypełniony, a tu nagle bankowiec puka się w czoło - zapomnieliśmy o założeniu konta! To często spotykana scenka, bo coraz więcej banków wymaga od klientów zaciągających szybkie kredyty, by posiadali w banku ROR. Oficjalne tłumaczenie - żeby było łatwiej płacić raty. Mniej oficjalne - żeby łatwiej było namierzyć klienta, który nie spłaca kredytu w terminie. Całkiem nieoficjalne - żeby zarobić dodatkowe kilka procent.
Bo koszt konta bankowego, nawet jeśli zapłacimy za nie np. tylko 6 zł miesięcznie, w skali całego roku urasta do 72 zł. Jeśli pożyczamy np. 2 tys. zł, to owe 72 zł stanowią 3,5 proc, wartości kredytu. To taka dodatkowa, ukryta prowizja.
6. Dodatkowe opłaty za każdą zmianę umowy
Odsetki, procenty, prowizje - to wszystko jest bardzo ważne, ale sprawdź też, czy bank, w którym chcesz pożyczyć pieniądze, jest elastyczny. Czy będziesz mógł bez konieczności składania oficjalnych próśb czy wniosków - i płacenia dodatkowych prowizji! - zmienić wysokość raty twojego kredytu lub okres spłaty. Czy będziesz mógł zawiesić spłatę kredytu na miesiąc lub dwa, gdybyś wpadł w finansowe tarapaty.
Porównaj oferty, czyli RRSO
Zanim cokolwiek w banku podpiszesz, policz wszystkie koszty kredytu: odsetki, opłaty, prowizje. Poproś bankowców, by ci wszystko spisali w skali roku i w złotych, nie w procentach. Zsumuj wszystkie koszty i sprawdź, czy gra jest warta świeczki.
Poproś bankowców, by podali ci tzw. RRSO twojego kredytu, czyli tzw. rzeczywistą roczną stopę oprocentowania. Każdy bank ma obowiązek ją podać. Wprawdzie wskaźnik ten nie do końca odzwierciedla koszt kredytu (jeśli chcesz wiedzieć, ile zapłacisz odsetek - RRSO raczej do niczego ci się nie przyda), ale wszystkie banki mają obowiązek liczyć ów wskaźnik w taki sam sposób.
To ułatwia porównywanie ofert, gdy np. masz do wyboru dwa banki. Jeśli nie masz czasu lub ochoty porównywać tabel odsetek, opłat i prowizji - po prostu sprawdź RRSO obu. Kredyt o niższym RRSO jest zawsze tańszy, choć niekoniecznie tani. Aby wybrać tani kredyt, musisz już pofatygować się i policzyć wszystkie obciążenia "na piechotę".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz