Gorący dzień... Jestem zszokowany poziomem zakłamania w naszym kraju. Doprawdy przydałby się kolejny Gombrowicz, i to jak bardzo!
Czy trzeba wyjaśniać aż tak elementarną kwestię, że moim prawem wolnego człowieka w wolnym kraju – nie tylko prawem posła – jest stawiać pytania tak, jak się to robi w krajach demokratycznych, w Stanach Zjednoczonych, Francji czy Anglii!? Polski prezydent jest osobą publiczną i wszelkie wiadomości na temat jego zdrowia nie mają charakteru prywatnego – dotyczą bowiem głowy państwa. Pogłoski, kuluarowe dyskusje, zniknięcia na kilka dni, wizyty w szpitalach, wrażenia po niektórych konferencjach prasowych, unikanie dziennikarzy po spotkaniach, czyż to wszystko nie upoważnia do pytania, tylko do pytania!, o zdrowie prezydenta? Czy krążące po całym Sejmie, od roku, setki plotek na ten temat – czy to także nie wymaga, w trosce o dobro prezydenta, jednoznacznej i publicznej komunikacji w tej sprawie?
Był taki czas, że odpowiedź na pytanie o zdrowie pierwszego sekretarza partii owiana była największą tajemnicą. Ale to było dwadzieścia lat temu, w Związku Radzieckim!!! W USA każde pytanie o zdrowie prezydenta spotyka się z racjonalną odpowiedzią ze strony jego urzędników. Obywatel ma prawo wiedzieć, czy najważniejsza postać w jego kraju cierpi na chorobę nerek, przypadłości alkoholowe lub jakiekolwiek inne, bo od tego jaki jest stan zdrowia głowy państwa zależy bardzo wiele: sprawność systemu obronności, kursy walut i akcji, funkcjonowanie władz państwowych.
Nie widzę powodu, by takich pytań nie stawiać również w Polsce i szanuję np. Lecha Wałęsę czy Zbigniewa Religę za to, że o swoich chorobach potrafili mówić otwarcie i że nie obawiali się żadnych pytań. Lepsze jest stawianie spraw publicznych w sposób otwarty niźli międlenie ich w gabinetowych i korytarzowych dyskusyjkach. Być może nie jesteśmy jeszcze do podobnej debaty – jeśli kogoś razi moja otwartość, to przepraszam. Ale całą resztę, zwłaszcza polityków, dopinguję: żądajcie prawdy, jakakolwiek ona jest. Jesteśmy nieustannie poddawani różnym testom i wszystkie nasze sprawy muszą być transparentne dla opinii publicznej. Także w kwestii nadużywania alkoholu! Także wtedy, albo zwłaszcza wtedy, kiedy dotyczy to osób piastujących najważniejsze stanowiska w państwie.
Pod prąd
Tak, wyraziłem ubolewanie. Przeprosiłem. Dobrze wychowanemu człowiekowi przeprosiny nie przychodzą z wielkim trudem. Nie było moim celem wywołanie skandalu polegającego na obrażaniu głowy państwa. Zbyt mocno szanuję urząd Prezydenta RP, niezależnie od własnych sympatii politycznych, by nie wiedzieć, że obraza głowy państwa źle służy polskim interesom.
Nigdy nie postawię publicznego pytania osobie sprawującej urząd państwowy w sprawie jej rozterek uczuciowych, preferencji seksualnych, wiary czy sporów domowych. To jest ta strefa prywatności, której przekraczać nie powinniśmy. Ale zdrowie tak ważnej osoby publicznej nie jest, moim zdaniem, ulokowane w strefie prywatności; ono ma lub może mieć bardzo bezpośredni wpływ na działalność tej osoby w obszarze obowiązków sprawowanych na rzecz dobra publicznego. A zatem – ma wpływ na życie wielu obywateli.
Na każde pytanie można znaleźć dobrą odpowiedź. Nawet na pytania najtrudniejsze. Gdybyśmy w dniu publikacji moich wątpliwości otrzymali szybki i jednoznaczny komunikat ze strony Kancelarii Prezydenta, dziś opinia publiczna nie miałaby za sobą dwóch dni jałowej politycznie debaty. „Tak” lub „nie” załatwiłoby sprawę i uspokoiło zarówno moje sumienie, jak i część uczestników dyskusji. I przy okazji dałoby dobre świadectwo kancelaryjnym urzędnikom: są otwarci, nie boją się trudnych pytań, sprawnie odpowiadają w każdej sytuacji, dostarczając społeczeństwu wiedzy na temat życia i zdrowia głowy państwa.
Stało się jednak inaczej, wbrew moim intencjom. Stało się też niestety tak, że jeśli w przyszłości polityk poweźmie informację o pogorszeniu się zdrowia prezydenta, premiera czy marszałka, to zamiast ją ujawnić – dla dobra publicznego – będzie milczał w obawie przed środowiskowym i medialnym ostracyzmem.
Powiedziałem i napisałem: przepraszam, nie chcąc brnąć głębiej w bezsens tego skandalu. Ale problem nie znika – nie znika problem dostępu obywatela do pełnej wiedzy o funkcjonowaniu głowy państwa, nie znika też spór o stosunek do zasady transparentności życia politycznego. I tak jak kilka dni temu dziennikarze wraz z politykami rzucili się na newsa w sprawie roszczeń mojej byłej żony, to choć sam czułem się podle jako człowiek, występując w roli polityka musiałem udzielać odpowiedzi. Sami się na to skazaliśmy – ja, Suski, Kaczyńscy, Tusk, Borowski, każdy z polskich polityków. I dobrze nam tak.
Dotknąłem ważnej sprawy, choć może w polskiej demokracji – zbyt wcześnie. Dlatego z przykrością odbieram opinie wielu zacnych komentatorów, w tym Piotra Zaremby i Macieja Rybińskiego, widzących w moim działaniu jakąś nikczemność (nie widzieli jej, gdy ich gazety ukamienowały doktora G., smutne...). Dlatego z przykrością, choć bez żalu, czytałem tysiące komentarzy na mój temat w sieci Internetu. I z tym większą przyjemnością chciałbym podziękować wszystkim, którzy w ostatnich dniach zachowali spokój, trzeźwą ocenę sytuacji i którzy myśleli podobnie jak ja.
Odkładam na bok podobne tematy, być może nadal będziemy o nich plotkowali w zaciszu sejmowych korytarzy... Chcę zająć się pracą komisji Przyjazne Państwo i udowodnić niedowiarkom, że można zmieniać Polskę także wówczas, kiedy idzie się pod prąd.
1 komentarz:
Ty i niesiolowskim ,to jeden gatunek czlekoksztaltnych.Wystarczy przeczytac twoj zyciorys.Jakie relacje miales z wlasnym ojcem ,matka,szkola.Ale ten gatunek jest sprytny i sprytem zdobyles cos w zyciu.To co roisz teraz jako posel to jest smieszne,jakiej chcesz slawy,pluciem na oponentow politycznych jej nie zdobedziesz.Dzieci twoje beda sie toba wstydzic.Dla mnie osoby wyksztalconej,ktora tez cos zrobila w zyciu i ma sie czym pochwalic,ty jestes taka gnida,ktora trzeba tepic,tepic i jeszcze raz tepic.Moze ktos to zrobi ?
Prześlij komentarz