Podczas rewizji w domu Piotra Bączka z komisji weryfikacyjnej WSI doszło do szarpaniny między dziennikarzami TVP a funkcjonariuszami ABW
ZOBACZ TAKŻE
- Wierny Macierewiczowi (14-05-08, 01:00)
- WSI na sprzedaż? (14-05-08, 01:00)
Wczoraj o 6 rano funkcjonariusze ABW weszli z prokuratorskim nakazem przeszukania do domu Bączka w Konarach k. Warszawy. O 10.30 przyjechała tam ekipa programu "Misja specjalna" TVP z kamerą. Zdołała wejść do domu w trakcie akcji. Zaskoczeni oficerowie ABW przerwali rewizję i zadzwonili do prokuratury. Prokurator kazał zabrać dziennikarzom nagranie i usunąć ekipę TVP. ABW odebrała telewizji taśmę. Między jednym z funkcjonariuszy a dziennikarzem Filipem Rdesińskim doszło do szarpaniny.
Po południu posłowie PiS protestowali przeciwko utrudnianiu przez ABW pracy mediów.
A telewizja w oficjalnym oświadczeniu uznała, że działania ABW wobec jej ekipy to "akt przemocy i zamach na wolność i niezależność mediów oraz łamanie określonych w konstytucji praw człowieka i podstawowych zasad obowiązujących w państwie demokratycznym". Po godz. 22 Bączek wystąpił na żywo w "Misji specjalnej". Powiedział, że ABW zarekwirowała mu kilkanaście materiałów archiwalnych i nośniki danych (pendrive). - To była realizacja prowokacji wymierzonej w komisję -ocenił Bączek.
Co ma prokuratura?
W tym samym czasie co u Bączka ABW rewidowała warszawskie i lubelskie mieszkania Leszka Pietrzaka, również członka komisji weryfikacyjnej, byłego prokuratora IPN.
Przeszukania były też u płk. Aleksandra Lichockiego (dawnego oficera Wojskowej Służby Wewnętrznej) i byłego dziennikarza TVP i "Wprost" Wojciecha Sumlińskiego.
Prokuratura stawia Lichockiemu i Sumlińskiemu zarzuty, że powołując się na wpływy w komisji - czyli u Bączka i Pietrzaka - "sprzedawali" oficerom WSI pozytywną weryfikację. Mieli też obiecywać różnym osobom, że za pieniądze załatwią wykreślenie ich nazwisk z przygotowywanego raportu z weryfikacji WSI lub aneksu do tego raportu.
O śledztwie w sprawie nadużyć w komisji "Gazeta" pisała w marcu. - Przeciwko członkom komisji weryfikacyjnej kierowane są najbardziej perfidne i plugawe zarzuty zmierzające do uniemożliwienia pracy - mówił po naszych publikacjach Jan Olszewski, b. premier, doradca prezydenta i szef tej komisji. Antoni Macierewicz, likwidator WSI, pierwszy szef komisji, dodawał, że to "akcja polityczna pewnych mediów", być może "wspieranych przez ludzi z b. WSW".
Komisja kierowana przez Olszewskiego podjęła uchwałę, że wobec weryfikatorów prowadzi się "szeroko zakrojoną operację policyjno-polityczną".
Wczorajsze rewizje u członków komisji oraz zarzuty stawiane Lichockiemu i Sumlińskiemu mogą świadczyć o tym, że prokuratura ma dowody na nadużycia w komisji. Czy jednak Lichocki i Sumliński składali korupcyjne propozycje rzeczywiście w imieniu weryfikatorów? Według źródeł "Gazety" prokuratura znalazła dowody, że Sumliński znał się i kontaktował z Pietrzakiem i Bączkiem. To od nich miał w 2007 r. dostawać materiały z nieujawnionego jeszcze raportu z weryfikacji WSI. Ale nie ma to jeszcze nic wspólnego z korupcją.
Z kolei od Lichockiego odcina się Macierewicz i oskarża go wręcz o przygotowanie prowokacji przeciwko komisji. Jednak b. oficerowie WSI pamiętają, że gdy Macierewicz likwidował WSI, Lichocki należał do jego zaufanych ludzi i był przewodnikiem po środowisku peerelowskich specsłużb.
Olszewski: To prowokacja
Wieczorem oświadczenie w sprawie akcji ABW i prokuratury wydał Olszewski: "Członkowie Komisji Weryfikacyjnej od początku jej działalności byli przedmiotem szykan i prowokacji ze strony środowisk, których interesom zagroziła likwidacja WSI. Nigdy jednak dotąd działania te nie były firmowane przez najwyższe organy władzy powołane do strzeżenia praworządności. Stawia to na porządku dziennym pytanie: jakie siły w aparacie państwowym są zainteresowane uniemożliwieniem dokończenia procesu weryfikacji WSI?".
Skąd się wzięła Agora?
W dokumencie prokuratury ujawnionym wczoraj na stronach internetowych "Rzeczpospolitej" jest informacja, że Lichocki i Sumliński oprócz zarzutów korupcyjnych mają też zarzut ujawnienia treści aneksu "pracownikom spółki Agora" (wydawcy "Gazety"). Nie wiadomo, na jakiej podstawie sformułowano taki zarzut. Ani Lichocki, ani Sumliński nigdy nie kontaktowali się w tej sprawie z dziennikarzami "Gazety". Nikt z "Gazety" lub Agory nie był też przesłuchiwany w śledztwie.
Po południu posłowie PiS protestowali przeciwko utrudnianiu przez ABW pracy mediów.
A telewizja w oficjalnym oświadczeniu uznała, że działania ABW wobec jej ekipy to "akt przemocy i zamach na wolność i niezależność mediów oraz łamanie określonych w konstytucji praw człowieka i podstawowych zasad obowiązujących w państwie demokratycznym". Po godz. 22 Bączek wystąpił na żywo w "Misji specjalnej". Powiedział, że ABW zarekwirowała mu kilkanaście materiałów archiwalnych i nośniki danych (pendrive). - To była realizacja prowokacji wymierzonej w komisję -ocenił Bączek.
Co ma prokuratura?
W tym samym czasie co u Bączka ABW rewidowała warszawskie i lubelskie mieszkania Leszka Pietrzaka, również członka komisji weryfikacyjnej, byłego prokuratora IPN.
Przeszukania były też u płk. Aleksandra Lichockiego (dawnego oficera Wojskowej Służby Wewnętrznej) i byłego dziennikarza TVP i "Wprost" Wojciecha Sumlińskiego.
Prokuratura stawia Lichockiemu i Sumlińskiemu zarzuty, że powołując się na wpływy w komisji - czyli u Bączka i Pietrzaka - "sprzedawali" oficerom WSI pozytywną weryfikację. Mieli też obiecywać różnym osobom, że za pieniądze załatwią wykreślenie ich nazwisk z przygotowywanego raportu z weryfikacji WSI lub aneksu do tego raportu.
O śledztwie w sprawie nadużyć w komisji "Gazeta" pisała w marcu. - Przeciwko członkom komisji weryfikacyjnej kierowane są najbardziej perfidne i plugawe zarzuty zmierzające do uniemożliwienia pracy - mówił po naszych publikacjach Jan Olszewski, b. premier, doradca prezydenta i szef tej komisji. Antoni Macierewicz, likwidator WSI, pierwszy szef komisji, dodawał, że to "akcja polityczna pewnych mediów", być może "wspieranych przez ludzi z b. WSW".
Komisja kierowana przez Olszewskiego podjęła uchwałę, że wobec weryfikatorów prowadzi się "szeroko zakrojoną operację policyjno-polityczną".
Wczorajsze rewizje u członków komisji oraz zarzuty stawiane Lichockiemu i Sumlińskiemu mogą świadczyć o tym, że prokuratura ma dowody na nadużycia w komisji. Czy jednak Lichocki i Sumliński składali korupcyjne propozycje rzeczywiście w imieniu weryfikatorów? Według źródeł "Gazety" prokuratura znalazła dowody, że Sumliński znał się i kontaktował z Pietrzakiem i Bączkiem. To od nich miał w 2007 r. dostawać materiały z nieujawnionego jeszcze raportu z weryfikacji WSI. Ale nie ma to jeszcze nic wspólnego z korupcją.
Z kolei od Lichockiego odcina się Macierewicz i oskarża go wręcz o przygotowanie prowokacji przeciwko komisji. Jednak b. oficerowie WSI pamiętają, że gdy Macierewicz likwidował WSI, Lichocki należał do jego zaufanych ludzi i był przewodnikiem po środowisku peerelowskich specsłużb.
Olszewski: To prowokacja
Wieczorem oświadczenie w sprawie akcji ABW i prokuratury wydał Olszewski: "Członkowie Komisji Weryfikacyjnej od początku jej działalności byli przedmiotem szykan i prowokacji ze strony środowisk, których interesom zagroziła likwidacja WSI. Nigdy jednak dotąd działania te nie były firmowane przez najwyższe organy władzy powołane do strzeżenia praworządności. Stawia to na porządku dziennym pytanie: jakie siły w aparacie państwowym są zainteresowane uniemożliwieniem dokończenia procesu weryfikacji WSI?".
Skąd się wzięła Agora?
W dokumencie prokuratury ujawnionym wczoraj na stronach internetowych "Rzeczpospolitej" jest informacja, że Lichocki i Sumliński oprócz zarzutów korupcyjnych mają też zarzut ujawnienia treści aneksu "pracownikom spółki Agora" (wydawcy "Gazety"). Nie wiadomo, na jakiej podstawie sformułowano taki zarzut. Ani Lichocki, ani Sumliński nigdy nie kontaktowali się w tej sprawie z dziennikarzami "Gazety". Nikt z "Gazety" lub Agory nie był też przesłuchiwany w śledztwie.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz