„Trzeba utrzymać nasze miejsce w ramach koalicji – miejsce partnera, a nie obiektu i zerwać z ta nieszczęsną polską tradycją zaczynania za każdym razem wszystkiego od nowa”. Tymi słowami minister Józef Beck uzasadnił decyzję o ewakuacji władz polskich do Rumunii. Mostem w Kutach opuszczali Polskę politycy, dowódcy, żołnierze i cywile.
Górska miejscowość wypoczynkowa
Na skraju przedwojennej Polski, na styku Pokucia i Bukowiny, na Huculszczyźnie, znajdują się Kuty, niewielkie miasteczko położone nad rwącym Czeremoszem. Do 1939 roku Czeremosz wyznaczał linię granicy polsko-rumuńskiej (historycznie mołdawskiej). W okresie międzywojennym w Kutach mieszkało 1300 Polaków, 1900 Hucułów, 3300 Żydów i ponad 500 Ormian. Kuty były najsłynniejszą siedzibą polskich Ormian. Była to ruchliwa osada, założona w XVI wieku, rozbudowana przez hetmana ruskiego Michała Potockiego w 1716 roku. Ormianie mieli tam swój kościół, a każdego roku, 13 czerwca, organizowali słynny odpust, na który zjeżdżała się ludność ormiańska z całej Bukowiny, historycznej Besarabii i nawet z Armenii.
Na przedmieściach, w Starych Kutach, przed wojną znajdowały się wille wypoczynkowe, bardzo popularne wśród letników przyjeżdżających z całej Polski. Kuty popularność zdobyły jako górska miejscowość wypoczynkowa, przepięknie zlokalizowana, podobnie jak Kosów, Jaremcze, Delatyń, huculskie miejscowości – Żabie i Worochta oraz położony wysoko w górach, znany z mineralnych źródeł, Burkut nad Czarnym Czeremoszem. Malownicze okolice przecinał szum górskich potoków. Tam kończyła się Polska, której granice w na Pokuciu miały prawie 700 lat.
Na drugim brzegu Czeremosza, na Bukowinie, znajduje się miejscowość Wyżnica, w której przed wojną mieszkał słynny na całej Bukowinie, tajemniczy rabin cudotwórca. Właśnie w Wyżlicy we wrześniu 1939 roku znajdywali schronienie ostatni polscy żołnierze wycofujący się pod ostrzałem sowieckich czołgów.
Wybuch II wojny światowej i sowiecka agresja na Polskę z 17 września 1939 roku, zmieniły historyczną mozaikę Kut. Żydów wymordowali Niemcy. Ormian i Polaków przegnało lub wymordowało OUN - UPA. Sowieci ponownie zajęli Pokucie wraz z innymi terenami wschodniej Polski. Kuty stały się zapomnianą, podupadłą, ukraińską miejscowością na granicy województw Iwano-Frankowskiego i Czerniowieckiego, po wojnie zagarniętego Rumunii. Do dziś z przedwojennej zabudowy w dobrym stanie zachowały się budynki miejskie z końca XIX i początku XX wieku, kościół katolicki (w czasach sowieckich mieścił się w nim skład spożywczy), osiemnastowieczny kościół ormiański przerobiony na cerkiew oraz ratusz, zabudowania wokół rynku miejskiego, polska strażnica graniczna i cmentarz zlokalizowany w północnej części miasteczka, na którym spoczywa wielu polskich Ormian.
Ostatni most na końcu Polski
Na granicy z Rumunią istniał drewniany most. Zniszczono go na początku lat czterdziestych. Na polskim brzegu rzeki znajdowała się strażnica graniczna. Przetrwała czas wojny i sowieckiej aneksji. W miejscu mostu wisi dziś kładka przerzucona nad rwącą rzeką.
Po przełamaniu przez Niemców polskich linii obronnych na Sanie, 11 września, polskie naczelne dowództwo planowało utworzyć ostatnią linię obrony na rzekach Dniestr i Stryj w południowo-wschodniej Polsce oraz we Lwowie i w Przemyślu, pozostających w obronie izolowanej. Na górskim obszarze tzw. Przedmurza Rumuńskiego, chronionego przez oddziały KOP – „Podole”, miały się koncentrować polskie jednostki, cofające się z innych odcinków frontu. Zakładano, że w górzystym obszarze, w czasie jesiennych deszczy, dywizje niemieckie nie będą mogły wykorzystać przewagi uzbrojenia i sprzętu. W górskich terenach siły broniących się Polaków i atakujących Niemców mogły być bardziej wyrównane, niż na nieosłoniętych równinach. O losach ewentualnej kampanii na Pokuciu decydować mogła artyleria i piechota, której Polska wciąż miała sporo. Dowództwo polskie liczyło na pomoc Francji i Anglii, zakładając utrzymanie się na tym odcinku przez kolejne tygodnie, aż do czasu kontrofensywy na froncie zachodnim. Ta jednak, mimo ustaleń sojuszniczych, nigdy przez Francję i Anglię nie została podjęta.

12 września los Polski był przesądzony. Sojusznicy zdecydowali się nie podejmować działań zaczepnych i zrezygnowali z udzielenia wsparcia stronie polskiej. Ostateczny cios wycofującym się polskim oddziałom zadały armie sowieckie, które uderzyły na wschodnie tereny II Rzeczpospolitej rankiem 17 września 1939 roku, łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji, który miał obowiązywać do 1945 roku. Wobec przygniatającej przewagi wroga, sowieci uderzyli w sile prawie 2 milionów żołnierzy, 4000 czołgów i 1800 samolotów, nieliczne polskie oddziały nie mogły nawiązać walki.
Ewakuacja
Już 17 września do Kut przybył prezydent Ignacy Mościcki, wraz z nim pojawili się przedstawiciele najważniejszych organów konstytucyjnych II RP, tymczasowo rozlokowanych w Śniatyniu, Kołomyi i Kosowie. Tego samego dnia przybył do Kut rząd polski, który wcześniej obradował w Kołomyi. Na wieść o sowieckiej agresji zdecydowano o ewakuacji najwyższych przedstawicieli państwowych na stronę rumuńską. Premier Felicjan Sławoj Składkowski, prezydent Ignacy Mościcki i minister spraw zagranicznych Józef Beck podjęli wówczas decyzję najtrudniejszą w trakcie kampanii wrześniowej, uzasadnioną jednak racją stanu i logiką polityczną. Pozwoliło to, mimo internowania w Rumunii, na zachowanie ciągłości władz państwowych i utworzenie armii polskiej i rządu na emigracji we Francji i później w Anglii.
W nocy z 17 na 18 września terytorium II RP opuścili prezydent, rząd i minister spraw zagranicznych, który negocjował warunki pomocy strony rumuńskiej, w zamian za odstępstwa od wcześniejszych układów o wzajemnej pomocy wojskowej w wypadku ataku sowieckiego. Wobec totalnej klęski polskich armii, Rumuni nie byli skłoni do wystawienia własnych oddziałów przeciwko Armii Czerwonej. Nad ranem 18 września na stronę rumuńską przejechał sztab główny na czele z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym oraz marszałkowie Sejmu i Senatu. Przez cały dzień drewnianym mostem w Kutach przejeżdżali i przechodzili przedstawiciele administracji i najwyższych instytucji państwowych. Przewieziono skarbiec wawelski i wozy ze złotem przeznaczonym na prowadzenie wojny.
Mimo wcześniejszych ustaleń, długo negocjowanych ze stroną rumuńską, polskie władze nie mogły skorzystać z droit de passage (prawo przejazdu) i internowano je w Bicaz, Krajowej i w Slanicach. Rumuni nie pomogli stronie polskiej głównie w wyniku nacisków dyplomacji sowieckiej, niemieckiej oraz francuskiej, dla której lepszym rozwiązaniem było promowanie generała Władysława Sikorskiego, niż podtrzymywanie przegranej ekipy marszałka Rydza Śmigłego i Władysława Raczkiewicza.
Między 18 a 21 września drogą przez most w Kutch wycofywali się żołnierze, wśród nich generał Władysław Sikorski. Odwrót osłaniały resztki polskiego lotnictwa i oddziały KOP – „Podole”, dowodzone przez pułkownika Marcelego Kotarbę, które przez kilka dni odpierały ataki sowieckich jednostek pancernych. W walkach z sowietami pod Kutami zginął podchorąży Tadeusz Dołęga-Mostowicz, znany pisarz, autor „Kariery Nikodema Dyzmy”. Sowieci zajęli Kuty dopiero 21 września. Wówczas czołgi 12. Armii zablokowały most.

Mimo klęski wrześniowej, jeszcze w październiku i listopadzie, polscy żołnierze i cywile potajemnie przekraczali granicę na Czeremoszu. Próbowali przechodzić przez rzekę brodami. Wielu z nich dostało się do sowieckiej niewoli lub zginęło w potyczkach ze zbrojnie występującymi przeciw Polakom Ukraińcami.
Żołnierze Wojska Polskiego opuszczali Polskę również przez przełęcze w karpackich Gorganach i Czarnohorze, na pograniczu z Węgrami i Rumunią. Taką drogę przebyła m.in. grupa operacyjna „Stryj” i jedyni nie pobici w kampanii wrześniowej - żołnierze 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej, dowodzonej przez pułkownika Stanisława Maczka, którzy w połowie stanu osobowego (ponad 1500 ludzi) wycofali się jako zorganizowana jednostka wojskowa ze sprzętem.
Doliną Świcy, przez Heczkę w Gorganach, granicę polsko-węgierską przekroczył generał Kazimierz Sosnkowski. Nie wszystkim udało się opuścić Polskę. Do sowieckiej niewoli dostało się ponad pół miliona żołnierzy. Dwukrotnie więcej Polaków dotknęły masowe deportacje oraz terror komunistycznych i nazistowskich okupantów we wschodnich terenach II RP.
Mikołaj Falkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz