Półfinał Polska – Bułgaria. Zwycięzca sobotniego meczu zagra w niedzielę o złoto, prawdopodobnie z Rosją, która jest faworytem w spotkaniu z Francją
Daniel Castellani nie mówi tego głośno, ale mecz z Bułgarią rozpocznie sprawdzonym składem z Pawłem Zagumnym (rozegranie), Piotrem Gruszką (atak), Bartoszem Kurkiem i Michałem Bąkiewiczem (przyjęcie), Danielem Plińskim i Marcinem Możdżonkiem (środkowi) oraz Piotrem Gackiem w roli libero.
Na trybunach świecącej pustkami hali Halkapinar siądą jak zwykle Krzysztof Ignaczak i Marcel Gromadowski. – Nic się nie zmieni. Nie zagram już do końca tych mistrzostw, bo zwycięskiej drużyny się nie zmienia. I Castellani się tego trzyma – powiedział „Rz” Ignaczak.
Nie tylko jego zdaniem największe niebezpieczeństwo grozi nam ze strony atakującego Bułgarów Władymira Nikołowa i przyjmującego Mateja Kazijskiego. Obaj to gracze najwyższej klasy, ten drugi niejednokrotnie już otrzymywał prestiżowe nagrody przyznawane najlepszym siatkarzom świata.
– Pamiętam jeszcze, jak był rozgrywającym. To stare dzieje, mało kto o nich wie. Dopiero później przekwalifikowano go na przyjmującego i zrobił zawrotną karierę – mówi o dwumetrowym Kazijskim Paweł Woicki, zmiennik Zagumnego.
Opinia o Bułgarach od lat się nie zmienia. – Wystarczy ich zdenerwować lub poczekać, aż sami się pokłócą – zwykł mawiać Ryszard Bosek, mistrz świata i złoty medalista olimpijski w drużynie Huberta Wagnera. Bosek wie, co mówi, bo kiedy był trenerem Jastrzębskiego Węgla, grał tam as bułgarskiej siatkówki Plamen Konstantinow. – W przyjęciu to on był profesorem, ale gadał na boisku jak mało kto. Przegadać go mógł tylko kolega z reprezentacyjnej drużyny, a później trener Bułgarów Martin Stojew – wspomina Bosek.
Dziś Konstantinowa i Stojewa już nie ma. Jest za to ceniony włoski trener Silvano Prandi i grupa wciąż młodych, ale doświadczonych zawodników, którzy chcą wygrać z reprezentacją coś naprawdę wielkiego. Kazijski w siatkówce klubowej zdobył już wszystko, ale z drużyną narodową tylko brązowy medal mistrzostw świata.
Oprócz Kazijskiego i Nikołowa są w tej drużynie jeszcze bardzo dobry libero Teodor Salparow, przyjmujący Todor Aleksiew i Metodi Ananiew, solidni środkowi Christo Cwetanow i Wiktor Josifow oraz utalentowany rozgrywający Andriej Żekow, który rozgrywa jeden z najlepszych swoich turniejów.
Raul Lozano, gdy wyjeżdżał z Polski, nie ukrywał, że chce zostać trenerem bułgarskiej reprezentacji, gdyż znał jej potencjał. To nie przypadek, że Bułgarzy chyba najczęściej w ostatnich latach wygrywali z Brazylią, ale prawdą jest też, że gdy przychodzi do najważniejszych meczów, najczęściej zawodzą.
Tak było chociażby na mistrzostwach świata w Japonii, gdzie przegrali półfinał z Polakami 1: 3. Warto jednak pamiętać, że wtedy nie załamali się tą porażką, wygrali później z Serbami i zdobyli brązowy medal.
Gdyby w Izmirze byli Mariusz Wlazły, Michał Winiarski i Sebastian Świderski, mecz z Bułgarami nie miałby faworyta. Teraz są nim nasi rywale. Nikołow narzekał publicznie, że podział na grupy w tych mistrzostwach był niesprawiedliwy, pokazał palcem na Polaków, że to oni mieli najwięcej szczęścia, a teraz będzie miał okazję własnoręcznie udowodnić, że ma rację.
– Nikołow i Kazijski potrafią atakować z siłą pneumatycznego młota, równie niebezpiecznie serwują. Jeśli odrzucą nas zagrywką od siatki, to będzie problem – mówi Ignaczak. Drużyna Castellaniego przyjechała do Turcji najbardziej osłabiona ze wszystkich i półfinał wydawał się być marzeniem. Teraz czas na kolejny krok. Polacy czekają na medal mistrzostw Europy bardzo długo, od 1983 roku.
- Janusz Pindera z Izmiru
Sobota• Polska - Bułgaria (godz. 16.30)
• Rosja - Francja (19.30)
Niedziela
• Mecz o 3. miejsce (16.30)
• Finał (19.30)
Mecze Polaków w Polsacie, pozostałe spotkania w Polsacie Sport.
Daniel Castellani, trener Polaków:
Jeszcze nie tak dawno nie myślałem, że możemy w tym składzie tak dobrze grać. Liczyłem na solidny występ w mistrzostwach Europy, ale na nic więcej. Najważniejsza jest mentalność, trzeba wierzyć, że każdego można pokonać. Oczywiście technika i taktyka są ważne, ale bez wiary w siebie nie ma mowy o zwycięstwach. Moja rola w czasie meczu jest prosta. Muszę reagować na to, co zrobi przeciwnik. Jego zadaniem jest sprawić nam jak największy problem, a ja powinienem go możliwie szybko rozwiązać.
Piotr Gacek:
Z meczu na mecz gramy pewniej. Nawet jak przegrywamy i robimy błędy, nie ma w nas niepokoju, bo wiemy, że stać nas na więcej. Bartek Kurek czy Kuba Jarosz radzą sobie coraz lepiej i spokój wrócił. Nie wiem, kto wygra w sobotę, wszystko jest możliwe. Bułgarzy grają w najsilniejszym składzie, więc zapewne myślą, że pójdzie im łatwo, ale ja na ich miejscu nie byłbym taki pewny. To drużyna silna fizycznie, dysponująca potężnym atakiem i serwisem. Szczególnie trudną zagrywkę ma Nikołow, równie mocną jak Kazijski, ale mniej rotowaną.
Bartosz Kurek:
Nie lubię porównań z Kazijskim. On przecież już tyle osiągnął, a ja dopiero zaczynam. Przed sezonem dla wielu byłem skreślony. Słyszałem, że nie mam ambicji, bo wolę być rezerwowym w Skrze, niż grać w słabszym klubie. Na szczęście nie przejmuję się takimi opiniami. W każdej chwili mogę liczyć na pomoc kolegów, ta dobra chemia bardzo nas wszystkich wzmacnia. Gdy myślę o sobotnim półfinale, to przed oczami mam wygrany przez Polskę mecz z Bułgarią w Japonii. Mnie tam nie było, warto byłoby to powtórzyć już z moim udziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz