NIE MOŻE MÓWIĆ, WIĘC PISZE

Fot. wloszczowska.webworld.pWłoszczowska nie traci humoru
Maja Włoszczowska po koszmarnym wypadku w Canberze ma problemy z mówieniem, ale na swojej stronie internetowej uspokoiła wszystkich fanów. - Po upadku byłam pewna, że złamałam szczękę, co wywołałoby sporo komplikacji. Tymczasem jest cień szansy, że jeszcze w tym roku wystartuję w zawodach - napisała i z humorem dodała, że "dzwonnik z Notre Dame też był na swój sposób uroczy".
- To twarda dziewczyna - powiedział o Mai Włoszczowskiej ordynator oddziału chirurgii w szpitalu w Canberze. Polka po wypadku na czwartkowym treningu (spadła ze skały na twarz) przeszła zabieg oczyszczenia rany. Lekarze musieli założyć jej wiele szwów.
- Jestem w takim stanie, że nie umiem o niczym myśleć - przyznała kolarka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Jak Quasimodo?
- W chwili obecnej daleko mi do wyglądu kobitki, która w ostatnim numerze Men's Health udziela panom rad dotyczących jazdy na rowerze, ale pocieszam się, że dzwonnik z Notre Dame też jest na swój sposób uroczy. Przede wszystkim jestem szczęśliwa, że wszystko i tak się względnie dobrze skończyło, opuchlizna powinna zejść po tygodniu, szwy znikną po czterech - dodała jednak na swojej stronie internetowej.
Ścigać się i wygrywać
Pechową Włoszczowską podczas australijskich mistrzostw pomściła Aleksandra Dawidowicz, która zdobyła złoty medal. - Bardzo bym chciała, by więcej niż o moim wypadku mówiło się o złocie Oli - powiedziała srebrna medalistka z Pekinu.
Niebezpieczny wypadek mógł odbić się na psychice kolarki, ale ta wydaje się nie przejmować kłopotami zdrowotnymi. - Chcę dalej się ścigać, chcę dalej wygrywać. Co może być bardziej fantastycznego niż praca, która jest takim fajnym hobby - deklaruje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz