Wczoraj wieczorem detektyw Krzysztof Rutkowski poinformował, że matka poszukiwanej półrocznej Magdy przyznała się, że dziewczynka zginęła przez przypadek, kiedy po kąpieli wypadła jej z kocyka. Kobieta wskazała miejsce, w którym miała ukryć ciało córki, jednak policja nie odnalazła tam ciała małej Magdy. Jak poinformowano, matka została zatrzymana i jeśli jej stan na to pozwoli zostanie przesłuchana. - W tej chwili nasze działania są skupiane na tym, aby zweryfikować tę informację, którą otrzymaliśmy wczoraj. Musimy wszystko sprawdzić. Oprócz informacji od detektywa nie mamy żadnych innych dowodów, że mama Magdy mówi prawdę. Nie znamy żadnego innego przebiegu wypadków. Policjanci przeczesują centymetr po centymetrze ten teren - mówił na antenie TVN 24 przedstawiciel policji.
Na miejsce poszukiwań jedzie także specjalna grupa policji z georadarem, który zostanie wykorzystany do określenia, czy "nastąpiło naruszenie struktury ziemi". – Czekamy aż ten sprzęt do nas dojedzie – powiedział policjant biorący udział w poszukiwaniach.
- Miejsce, które wskazała matka może być prawidłowym miejscem, jednak wymaga to dokładnego przeszukania terenu. Dziecko mogło być wcześniej w znalezionym zawiniątku – powiedział prywatny detektyw Krzysztof Rutkowski. Jak dodał detektyw, to nie było pierwsze takie zachowanie matki półrocznej Madzi. – Zdarzyło się, że zostawiła dziecko na dwa tygodnie bez opieki. Detektyw podkreślił również, że "matka miała opory w precyzyjnym określeniu miejsca". – Nie chciała tam iść, zaczęła płakać. Przyznała się do tego, że dziecko nie żyje – podkreślił.
- Matka wskazywała miejsce między drzewami, gdzie zostawiła dziecko. Przechodziła ona przez kładkę, podprowadziła nas pod to miejsce. Nie mogłem siłą prowadzić jej do tego miejsca, gdyż stawiała opory – powiedział w dalszej części swojej wypowiedzi.
Krzysztof Rutkowski zaznaczył, że matka przyznała się do tego czynu, po wykonaniu przez ekipę detektywa, gry operacyjnej.
Jak powiedział Onetowi Krzysztof Rutkowski w czasie gry operacyjnej próbowano wraz z matką odtworzyć scenę zniknięcia dziecka. Podstawiono fałszywych świadków, którzy twierdzili, że nie było żadnego porwania. To przekonało kobietę, by zdradzić prawdę. - To był piąty rozważany przeze mnie wariant o którym jednak nie chciałem dokładnie mówić - powiedział nam Rutkowski.
Zapytany oto, czy ojciec półrocznej Madzi może mieć coś wspólnego z wydarzeniem, Rutkowski powiedział, że sądzi, że "ojciec nie wiedział o wydarzeniu". – Przesłuchaliśmy go w pokoju obok, gdzie załamał się całkowicie – dodał.
Jak podkreślił detektyw "martwe dziecko owinęła ona w koc i wywiozła wózkiem. Szukała miejsca, gdzie może to dziecko ukryć".
Jak powiedział Adam Jachimczak ze śląskiej policji, "po przyjeździe ekipy, technicy odnaleźli pakunek, lecz niczego w nim nie znaleźli". - Musimy przeszukać cały teren, centymetr po centymetrze - zaznaczył.
- Jej stan nie pozwala na przeprowadzenie rzetelnej rozmowy. Mamy nadzieję, że zawęzi nam ona teren poszukiwań i powie, gdzie mogła ukryć zwłoki - dodał mówiąc o matce dziewczynki. Zaznaczył, że "to teren nad rzeką, nad niezbyt czystą rzeką". - Ta ulica kończy się wałem, jest tam kilka drzew. Nie można tego nazwać parkiem - dodał.
- Musimy dowiedzieć się, co naprawdę się stało. Nie mogę wykluczyć, że ktokolwiek z rodziny będzie przesłuchiwany w tej sprawie – podkreślił.
Adam Jachimczak zaznaczył, że "przez ostatnie dni zgłosiło się na policję parę osób, które wniosły coś do sprawy, ale nie były to informacje przełomowe".
Dziewczynka zginęła przez przypadek. Wypadła z kocyka
Z informacji do których dotarł Onet wynika, że dziewczynka zginęła przez przypadek. Według relacji matki dziecko wypadło jej z kocyka w domu, uderzyło główką o próg i zmarło. Będąca w szoku matka ukryła zwłoki. Historia z napadem i porwaniem została przez nią wymyślona.
Informacje uzyskał od matki detektyw Krzysztof Rutkowski po "grze operacyjnej" jaką przeprowadził ze swoimi ludźmi. Według informacji do których dotarliśmy, matka zgodziła się na rozmowę wyłącznie z detektywem podczas której przyznała się do wszystkiego i wskazała miejsce ukrycia zwłok.
Informację Rutkowski potwierdził także na antenie TVP Info. Powiedział, że śmierć dziewczynki była nieszczęśliwym wypadkiem. To nie było zabójstwo. Madzia wypadła matce z rąk i uderzyła główką o ziemię, w wyniku czego zmarła.
- Dziecko wypadło jej z ręki. Później nie wiedziała co zrobić z nim. Zostawiła je przy drzewie, przy którym toczyły się poszukiwania. Były one niedokładne, dziecko nie było zakopane, leżało tuż przy drzewie - mówił Rutkowski. Dodał, że policja jest już na miejscu znalezienia dziewczynki. Dodał, że ojciec ani świadkowie nie wiedzieli o tym co się stało. - Matka wyrażała żal - dodał detektyw.
Już po północy matka została przekazana policji przez grupę Rutkowskiego. - To nie było porwanie, był to śmiertelny wypadek. Dziecko wyślizgnęło się z bardzo śliskiego kocyka - mówił detektyw na antenie TVN 24. - Dla nas istotnym szczegółem jest zachowanie przed badaniem wariografem. Matka wyraźnie była zdenerwowana przed próbą na wariografie. Mężczyzna wskazany przez nią jako porywacz był jej wymysłem w celu zrzucenia odpowiedzialności z siebie - wyjaśniał Rutkowski.
Policja wciąż jednak nie potwierdza, że półroczna Madzia nie żyje. Cały czas trwają działania operacyjne w miejscu nad Czarną Przemszą, które policji wskazał Rutkowski. - Zabezpieczamy teren i czekamy na przyjazd grupy procesowej. Nie możemy potwierdzić wersji o śmierci dziecka, ponieważ mamy odnaleziony pakunek, ale nie wiemy co w nim jest - mówił komisarz Paweł Warchoł z sosnowieckiej policji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz