W SKOK-u Wołomin bezdomni pozaciągali kredyty na miliony złotych. Dziwne, prawda? Jeszcze dziwniejsze jest to, że je spłacają. Prokuratura i ABW podejrzewają, że w ten sposób ktoś pierze pieniądze.
Zobacz także

Kredyty ze wsparciem unijnym oraz z gwarancjami państwa
Na co liczyć mogą startujące przedsiębiorstwa? Niskie oprocentowanie, wsparcie unijnego kapitału i korzystne... Zobacz więcej 9 maja, 16:02
Asieńka zniknęła, zabierając 50 mln zł
Joanna K. jest jedną z najbardziej poszukiwanych osób na Dolnym Śląsku. Jej sprawę prowadzi Prokuratura... Zobacz więcej 3 sty, 11:49- Z pieniędzmi się liczymy 27 gru 12, 06:23
- Liberalizacja polityki kredytowej dopiero za pół roku 20 gru 12, 15:53
SKOK Wołomin, drugą co do wielkości spółdzielczą kasę oszczędnościowo-kredytową (po SKOK-u Stefczyka), przetrzepuje właśnie prokuratura. Kasa, która ma 70 tys. klientów i aktywa warte prawie 2 mld zł, udzielała wielomilionowych kredytów tak zwanym słupom posługującym się sfałszowanymi dokumentami. Najdziwniejsze, że te kredyty są regularnie spłacane. Prokuratura zastanawia się, o co chodzi. Szefowie wołomińskiego SKOK-u twierdzą, że nie mają pojęcia i sprawa ich martwi, tym bardziej że zaufanie klientów do kas i tak zostało nadwerężone przez raport Komisji Nadzoru Finansowego, z którego wynika, że kondycja finansowa kas jest marna.
Dziwne rzeczy
Wszystko zaczęło się od... wyrzutów sumienia. Pewien mężczyzna, zatrzymany w związku z zupełnie inną sprawą, z aresztu napisał do prokuratury list. – Sam się w nim oskarżył – mówi nam osoba znająca kulisy śledztwa. – Przyznał, że jako podstawiony „słup” zaciągnął ogromny kredyt w SKOK-u Wołomin, że dostał za to parę groszy, choć samego kredytu na oczy nie widział. Na końcu dodał, że na pewno nie był jedyny. I miał rację.
Mechanizm przestępstwa wyglądał tak: naganiacz pod budką z piwem albo na dworcu werbował ludzi, którzy za parę groszy byliby skłonni wybrać się do SKOK-u Wołomin po pożyczkę. – Jeszcze nie do końca trzeźwy gość szedł do oddziału, kładł na biurku zaświadczenie o zarobkach z pieczątkami dużej firmy wskazujące, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy zarobił kilkaset tysięcy złotych, i dostawał pieniądze – mówi nasz informator. Zabezpieczeniem pożyczek były hipoteki na nieruchomościach, których wyceny sfałszowano, na przykład kredyt na 3 mln zł zabezpieczała działka warta sto razy mniej. SKOK Wołomin udzielił 12 tego typu pożyczek, w sumie na około 25 mln zł. Prokuratura ma dokumenty, zeznania, osadzenie winnych wydaje się formalnością (do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko 15 osobom, „słupom”
i naganiaczom).
– Nigdy nie zdarzyło się, żeby działka o wartości 30 tys. zł była zabezpieczeniem pożyczki na wiele większą skalę – zaprzecza ustaleniom śledczych Joanna Przywoźna, wiceprezes SKOK Wołomin. – Natomiast jeśli chodzi o sprawę sfałszowanych dokumentów, to zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez osoby, które je przedłożyły. Ale strat nie ponieśliśmy, kredyty są spłacane – zapewnia Joanna Przywoźna.
I właśnie to jest najdziwniejsze. No bo po co brać lewe pożyczki i potem je spłacać? Sensu w tym zagadkowym procederze szuka grupa prokuratorów i agentów ABW. Podejrzewają, że w SKOK-u Wołomin prano brudne pieniądze, a w przedsięwzięciu pomagał ktoś z wewnątrz. Jeden z przesłuchiwanych przez prokuraturę pijaczków zeznał bowiem, że odwiedzał oddział kasy poza godzinami pracy. – Dzwonił domofonem, ktoś otwierał mu drzwi i wpuszczał do środka – relacjonuje śledczy.
Sprawa jest – jak mówią prokuratorzy – rozwojowa. Może zaszkodzić losom najbardziej dynamicznie rosnącej w ostatniej dekadzie Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej i błyskotliwej karierze jej prezesa, Mariusza Gazdy.
Anioł
Kilkanaście lat temu w Polsce mówiło się, że Wołomin to miasto mafii. Od dwóch lat wiadomo, że to miasto Prawa i Sprawiedliwości, które przejęło władzę w wyborach samorządowych dwa lata temu, po czym na miejskie urzędy i spółki nastąpił desant kilkudziesięciu powiązanych z partią Kaczyńskiego spadochroniarzy ze stolicy (liderem lokalnego PiS jest wpływowy poseł Jacek Sasin, były wojewoda mazowiecki).
Ale tak naprawdę Wołomin to miasto Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej Wołomin. To jeden z największych pracodawców w okolicy i na pewno najbogatszy. Roczne przychody kasy, działającej od Krosna na Podkarpaciu po Kalisz w Wielkopolsce, znacznie przekraczają 200 mln zł i są wyraźnie wyższe niż budżet gminy Wołomin! W pierwszym kwartale kasa zarobiła na czysto 24 mln zł. To więcej, niż miasto wyda w tym roku na inwestycje. SKOK Wołomin to podstawa finansowania każdej większej lokalnej imprezy sportowej i kulturalnej, instytucja nagradzana wszystkimi lokalnymi wyróżnieniami biznesowymi dla najbardziej dynamicznych firm i najlepszych pracodawców. Prezes Mariusz Gazda dostał ostatnio wyróżnienie Anioł Stróż Ziemi Wołomińskiej przyznane na wniosek mieszkańców za krzewienie wartości chrześcijańskich i patriotycznych. Mieszkańcy zachodzą teraz w głowę, jak to możliwe, że „stróż” dopuścił do tego, by w chlubie Wołomina dochodziło do nieprawidłowości. On sam nie znalazł czasu na rozmowę z „Newsweekiem”, by to wyjaśnić.
Mariusz Gazda założył SKOK Wołomin piętnaście lat temu. Kasa ma rodowód osobliwy, bowiem większość SKOK-ów wywodzi się z zakładowych komórek NSZZ Solidarność, natomiast Wołomin powstał na bazie... spółdzielni mieszkaniowej, czyli instytucji z sektora uchodzącego za przechowalnię przedstawicieli dawnego systemu. To w klitce wydzierżawionej od spółdzielni (której Gazda był prezesem) powstał pierwszy punkt kasowy, zalążek SKOK-u Wołomin, zatrudniający dwie kasjerki.
Pracownicy okolicznych banków spółdzielczych, którzy kiedyś z politowaniem patrzyli na mało profesjonalną konkurencję, dziś zagryzają wargi, gdy Gazda sunie przez miasto audi z szoferem. – Nie mam pojęcia, jak grupie ludzi z podrzędnej spółdzielni mieszkaniowej, bez żadnej wiedzy o finansach, udało się zbudować taką firmę – mówi jeden z nich z przekąsem.
Czytaj na drugiej stronie: agresywna polityka rynkowa SKOK Wołomin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz