niedziela, 14 lutego 2016

Obama, mimo protestu Republikanów, mianuje następcę zmarłego sędziego Scalii w Sądzie Najwyższym

jagor, PAP
 
14.02.2016 09:35

A A A
Sędzia Antonin Scalia

Sędzia Antonin Scalia (CHAD RACHMAN/AP)

1. Zmarł Antonin Scalia - sędzia Sądu Najwyższego USA 
2. Scalia był przeciwnikiem aborcji, bronił prawa do posiadania broni 
3. Prezydent Obama zamierza mianować nowego sędziego Sądu Najwyższego 
4. Zdaniem Republikanów, następcę powinien mianować nowy prezydent

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

- Planuję wypełnić konstytucyjny obowiązek i nominować w odpowiednim czasie następcę sędziego Scalii - powiedział Obama w specjalnym oświadczeniu, jakie wygłosił w sobotę wieczorem czasu lokalnego w Białym Domu. Jak dodał, oczekuje, że Senat przeprowadzi w sprawie tej nominacji "uczciwe przesłuchania i głosowanie".

Prezydent nie wymienił jednak żadnego nazwiska ewentualnego kandydata, podkreślając, że nie jest to odpowiedni moment. - Teraz jest czas na wspominanie sędziego Scalii - podkreślił, składając kondolencję żonie i rodzinie zmarłego.

Obama o Scalii: Genialny umysł prawny o barwnych poglądach

Obama powiedział, że Scalia - "genialny umysł prawny o barwnych poglądach", całe swe życie "poświęcił demokracji i rządom prawa". Był synem imigranta z Włoch, ojcem 9 dzieci, miłośnikiem opery i polowań - podkreślił.

Scalia zmarł w wielu 79 lat nocy z piątku na sobotę "z przyczyn naturalnych" podczas pobytu w prywatnej rezydencji w luksusowym ośrodku turystycznym Big Bend, w południowo zachodnim Teksasie. Znaleziono go martwego w sobotę rano. Prezydent Barack Obama na wieść o śmierci sędziego przekazał "najszczersze kondolencje" rodzinie zmarłego.

Scalia został mianowany na sędziego Sądu Najwyższego w 1986 r. przez prezydentaRonalda Reagana. Dał się poznać jako zdecydowany konserwatysta i zwolennik dosłownej interpretacji konstytucji USA. Opowiadał się m. in. za ograniczeniem praw policji do przeszukań i za większą ochroną praw oskarżonych. Był też zdecydowanym przeciwnikiem aborcji oraz bronił konstytucyjnego prawa do posiadania broni przez obywateli. Scalia znany był z pełnych pasji i zaangażowania wystąpień podczas posiedzeń sądu.

Clinton: On nigdy nie udawał, że był kimś innym niż był

Były prezydent USA Bill Clinton pytany o komentarz po śmierci sędziego Scalii powiedział: - Może trudno w to uwierzyć, ale lubiłem go bo on nigdy nie udawał, że był kimś innym niż był. Nawiązując do jego bardzo konserwatywnych poglądów, Clinton przyznał, że podobnie myśli część obywateli w USA "i na tym właśnie polega demokracja".

Kandydaci Partii Republikańskiej: To trzeba opóźnić

Kandydaci ubiegający się o prezydencką nominację Partii Republikańskiej (GOP) zgodnie zaapelowali, by Senat USA uniemożliwił prezydentowi Obamie nominowanie nowego członka Sądu Najwyższego, na następcę zmarłego sędziego Antonina Scalii.

- To trzeba opóźnić, opóźnić, opóźnić - apelował lider republikańskich sondaży prezydenckich Donald Trump podczas debaty telewizyjnej, jaka odbyła się w sobotę wieczorem czasu lokalnego w Karolinie Południowej.

Przywódca republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell oświadczył, że dopiero następny prezydent USA powinien dokonać nominacji następcy Scalii.

Sędziów Sądu Najwyższego mianuje prezydent jednak Senat - obecnie kontrolowany przez Republikanów - musi zatwierdzić jego nominację.

Śmierć sędziego zmieni układ sił w Sądzie Najwyższym

Analitycy podkreślają, że śmierć sędziego Scalii może spowodować zmianę rozkładu sił w Sądzie Najwyższym, w którym konserwatyści mieli dotychczas przewagę nad liberałami. Prezydent Obama mógłby bowiem mianować piątego liberalnego sędziego w liczącym 9 sędziów Sądzie Najwyższym, co spowodowałoby, że uzyskaliby oni większość. Jednak taka nominacja spotkałaby się zapewne ze sprzeciwem kontrolujących Senat Republikanów.

Dotychczasowa konserwatywna większość sędziów blokowała wiele inicjatyw Obamy jak np. w kwestii reformy prawa imigracyjnego, ograniczenia dostępu do broni palnej, czy walki ze zmianami klimatu.

Sąd Najwyższy jest najwyższym organem w systemie sądownictwa USA. Składa się z 9 sędziów, którzy sprawują tę funkcję dożywotnio. Jest ostateczną instancją apelacyjną nad wszystkimi sądami federalnymi oraz nad sądami stanowymi w sprawach dotyczących prawa federalnego. Rozpatruje też jako pierwsza i ostatnia instancja niektóre nieliczne sprawy. Sąd Najwyższy ma też ostateczny głos w interpretacji federalnego prawa konstytucyjnego.

Bp Tadeusz Pieronek: Kościół ma obowiązek rozmawiać nawet z diabłem

Małgorzata Skowrońska, Michał Olszewski
 
13.02.2016 01:01

A A A
Bp Tadeusz Pieronek

Bp Tadeusz Pieronek (Fot. Mateusz Skwarczek)

Polscy duchowni nie przepadają za Franciszkiem. On jest zbyt ewangeliczny, za dużo wymaga. Z bp. Tadeuszem Pieronkiem rozmawiają Małgorzata Skowrońska i Michał Olszewski
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Bp Tadeusz Pieronek - ur. w 1934 r., profesor nauk prawnych; negocjował z rządem RP kształt konkordatu, w latach 1993-98 był sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski.

Małgorzata Skowrońska, Michał Olszewski: Co to znaczy w dzisiejszej Polsce "myśleć po chrześcijańsku"? 

Bp Tadeusz Pieronek: Stawiać się w defensywie. Chrześcijaństwo i wiara w Boga zobowiązują nas do troski o własną tożsamość, ale też sprzeciwiają się temu, żeby nasz sposób myślenia i system wartości narzucać innym. Bóg nigdy nie wymagał od człowieka niczego pod przymusem.

To paradoks, ale w odwrocie są dzisiaj środowiska katolicyzmu otwartego, które nie próbują siłą i groźbą narzucać katolickiego sposobu myślenia całemu społeczeństwu. "Tygodnik Powszechny" przez wielu katolickich publicystów i biskupów uznawany jest za wroga Kościoła. 

- To bolesne pęknięcie wśród ludzi o podobnym systemie wartości. "TP" po 1989 r. upolitycznił się i zapłacił za to wysoką cenę. Wielu księży odbiera go jako antykatolickie pismo, choć przymiotnik "katolicki" ma w nazwie, bo redakcja nie boi się spotkać z ludźmi inaczej myślącymi, o innych systemach wartości. Mnie też bez przerwy zarzucają, że rozmawiam z mediami wrogimi Kościołowi. A rozmawiać trzeba. Kościół ma obowiązek rozmawiać z każdym, nawet z diabłem. Rozmowa, jeśli nie jest napastliwa i szuka czegoś, co można by nazwać wspólnym przyczółkiem, to coś, na co warto postawić.

Testem na chrześcijańskie myślenie była dla Polaków kwestia uchodźców. Zdaliśmy? 

- Jako chrześcijanin mam obowiązek, żeby pierwszym moim odruchem było otwarcie rąk. Jeżeli ktoś tego nie widzi, niech się zapyta, gdzie jest jego chrześcijaństwo, gdzie jego miłość bliźniego, która jest drugim po miłości Boga najważniejszym przykazaniem. Oczywiście po tym odruchu serca trzeba się udać po rozum do głowy. Młodzi ludzie, którzy tak niechętnie patrzą na uchodźców, nie wiedzą, co to znaczy być wykluczonym, jakie upokorzenia się z tym wiążą. Wiedeński kard. Schönborn też był uchodźcą. Podzielam jego poglądy, że mamy moralny obowiązek zajęcia się uchodźcami. Sam byłem jako dziecko wysiedlony, za okupacji musiałem pracować, przeżyłem komunizm. Chrześcijańska opieka powinna jednak dotyczyć nie tylko tych, którzy emigrują z powodu wojen, ale też tych, którzy szukają lepszego życia, tzw. emigrantów zarobkowych. Przecież nie wszyscy Polacy wyjeżdżali kiedyś do USA, a później z PRL-u z powodów politycznych. Możliwe, że Europa nie potrzebuje siły roboczej tak jak wtedy Stany, ale nasz kontynent się starzeje.

Imigranci i my. Dekalog ks. Halika



Polacy przeciwni uchodźcom od razu powiedzą, że przecież mamy jako kraj więcej problemów niż zamożna Europa, którą na uchodźców stać. 

- I znowu: my, my, my. Uczestniczyłem w spotkaniu, podczas którego rzecznik praw obywatelskich Teresa Lipowicz w odpowiedzi na negację otwarcia granic dla uchodźców opowiedziała o układzie rządu Gierka z Niemcami, na mocy którego Polska sprzedała - tak to trzeba określić - milion Polaków, którzy wyjechali do Niemiec. To byli np. Mazurzy i Ślązacy, których oddaliśmy, żeby niby łączyć rodziny, a tak naprawdę chodziło o pieniądze. Bp Jop, który dostał diecezję opolską, płakał, bo na wyludnionej ziemi nie było ani wiernych, ani księży.

Mówimy: mieliśmy prawo wyjeżdżać, a oni mieli obowiązek nas przyjąć za wszystkie krzywdy wojenne i powojenne. A teraz nie mamy żadnych obowiązków wobec potrzebujących. 

- To myślenie niesięgające do człowieczeństwa. Mamy prawo i obowiązek zaopiekować się uchodźcami. Nie widzę usprawiedliwienia dla tych, którzy kierują się egoizmem. Oberwę za to, ale powiem: nam się za dobrze powodzi. Zaraz ktoś odparuje, że przecież nie zarabiamy tyle, co Niemcy. Z punktu widzenia ekonomicznego tak, ale ma on w przypadku chrześcijanina znaczenie drugorzędne. Nie umieramy z głodu. Jest bieda w Polsce, ale ona jest wszędzie. Jedźcie do Ameryki Południowej zobaczyć.

Przeciwnicy integracji powiedzą, że muzułmanie nie odnajdują się w kulturze europejskiej, a to rodzi problemy. 

- Jeżeli żąda się całkowitej integracji, to nie jest to pomoc, ale wyniszczenie kultury. Romowie przymusowo osiedlani w Nowej Hucie też się nie odnaleźli, bo zrobiono coś wbrew ich kulturze i zwyczajom. Papież Franciszek wezwał, żeby każda parafia przyjęła uchodźcę. Dobre, ale ryzykowne. Łatwe do zniesienia, ale ci ludzie muszą mieć swoje środowisko, żeby zachować tożsamość. Muszą mieć kontakt z innymi swoimi. Jeśli Kraków przyjąłby tysiąc uchodźców, nie będą się czuli osamotnieni, pomogą sobie.

Twórcy portalu Euroislam: Otwórzcie oczy. Szariat jest nie do pogodzenia z kulturą europejską



Potrzebujemy uchodźców ze względów demograficznych? 

- Angela Merkel w 2011 r. przyznała, że Niemcy potrzebują, bo naród umiera. My też powinniśmy dostrzec, że jako społeczeństwo się starzejemy. Też mamy poważny problem demograficzny. To nasz chrześcijański obowiązek i konieczność znalezienia środka, który nam zapewni przyszłość. Wielokulturowość, której tak wielu się obawia, nie polega na tym, że wszystko jest takie samo. Wielokulturowość to uznawanie tożsamości wszystkich. I taką regułę można przyjąć. Liban to robi od setek lat. Miał niegdyś większość chrześcijańską, w tej chwili ma muzułmańską, ale z konstytucji wynika, że jeżeli prezydentem jest katolik, to premierem - muzułmanin. To się da zrobić, tylko trzeba chcieć. Zresztą historia Europy obfituje w przykłady tej wielokulturowości. Nawet podczas okupacji muzułmańskiej rządzący uznali, że zamiast niszczyć innowierców, lepiej, żeby płacili podatki. Do tego trzeba dorosnąć. Mieć jakąś pojemność umysłową, w której się to wszystko zmieści, w której nie muszą wszyscy wyciągać szabelki i mordować się nawzajem.

Po 1945 r. przyzwyczailiśmy się, że Polska jest jednonarodowa od gór do morza, i każda próba podważenia tego pewnika wywołuje strach połączony z furią. Nie trzeba nawet patrzeć na Syryjczyków: mocniejsze próby podkreślenia własnej tożsamości przez Ślązaków traktowane są jak zamach na naszą państwowość. 

- Przed wojną mieliśmy 25 proc. mniejszości, przede wszystkim prawosławnej i żydowskiej. Idealnie nie było. Narodowcy tłukli Żydów. Mój ojciec prowadził sklep i z Żydami handlował. Od narodowców dostał pisemne ostrzeżenie, które mam do dzisiaj, że jeśli nie zaprzestanie tych kontaktów, zlikwidują go. Taka atmosfera była. Ale też w naszej wiosce żyły w miarę spokojnie cztery rodziny żydowskie, a żydowskie dziewczynki uczyły się u nas w domu z moimi siostrami.

Nacjonalistyczne nastroje wracają. Nie są marginesem, ale głośno i bez wstydu wypowiadanymi zdaniami, że "Breivik jest potrzebny", że "trzeba szykować sanatoria w Auschwitz"... 

- Takie myślenie - może nie w tak mocnych słowach - pojawia się także, mówię to z bólem, wśród duchowieństwa.

Co Kościół na to? Młody ksiądz z Wrocławia ryczy na demonstracjach o wielkiej Polsce katolickiej i narodowej. Prowadzi pochody ultranacjonalistów i ksenofobów. 

- Boję się, że będzie gorzej, bo tego typu zachowania są atrakcyjne dla młodych ludzi. Brunatne koszule wróciły, a Kościół w takiej sytuacji musi pokazać swoją siłę. Jego siłą jest jednak nie gęba, ale serce. Byłoby bardzo dobrze, gdyby ci, którzy uważają się za chrześcijan, dowodzili tego w czynie. Niepokoi mnie, gdy ktoś chce się ubrać w jakiś mundurek, bo mu to politycznie gra. Polityczne wykorzystanie religii to najgorsza rzecz, jaka może się stać.

Przemówienia na Marszu Niepodległości. Ks. Jacek Międlar: Nie chcemy w Polsce Allaha, nie chcemy gwałtów



Przykład kolejny: Jarosław Gowin, nadzwyczaj chętnie odwołujący się do dziedzictwa ks. Józefa Tischnera. Postponując przeciwników politycznych, mówi o tym, że kontynuują dziedzictwo przodków, że stalinizm dziadków wciąż w nich tkwi... 

- Przepraszam, ale co to ma wspólnego z Tischnerem?

Każdego człowieka można posądzić i napiętnować dlatego, że miał przodka, który popełnił grzech pierworodny. My odpowiadamy za to, co robimy, a nasi pradziadowie za swoje sprawki. Jestem przykro zaskoczony tym, w jaki sposób niektórzy chodzą na pasku władzy. Jeśli mają inne poglądy, a są zobowiązani ukazem partyjnym do wypowiadania bzdur, to jak to nazwać? Czy przeobrażeniem człowieka, który chodzi na sznurku i gnębi innych tylko dlatego, że ma do spłacenia dług polityczny?

Gowin nie jest wyjątkiem. Władzę objęli ludzie, którzy odwołują się do wartości katolickich. A jednocześnie wprowadzają w obieg język rewanżu, zemsty za krzywdy rzekome i prawdziwe. I uznają, że dostali mandat do sprawowania władzy absolutnej. 

- Jedna trzecia tych, którzy głosowali, zgodziła się, żeby PiS rządził. I tyle. Nikt PiS nie dał jednak legitymacji do rządzenia w stylu: odrzucam obowiązujące prawo i tworzę swoje. To z jednej strony megalomania, a z drugiej - odruch bardzo gwałtownej zemsty. Śledziłem dyskusję o Trybunale Konstytucyjnym. Jedno wystąpienie wydawało mi się streszczać całą dyskusję. Poseł Jerzy Meysztowicz z Nowoczesnej powiedział krótko: to, co robicie, widać w waszych oczach i szyderczych uśmiechach. To kwintesencja.

Dlaczego Kościół milczy? Henryk Woźniakowski, opisując sytuację w Polsce dla jednego z europejskich portali chrześcijańskich, przyznał, że w tych fundamentalnych dyskusjach brakuje głosu Kościoła. Oberwał za to od polskich biskupów. 

- Kościół to nie tylko duchowni i nie tylko biskupi. Widocznie biskupi nie widzą potrzeby, żeby zabierać głos. Można by zapytać: dlaczego? Wydaje mi się, że tak czy inaczej wspierali PiS różnymi sposobami. Chcieli, to mają.

Kolędowanie po dobrej zmianie. Ksiądz puka do drzwi



A może Kościołowi jest wygodnie z PiS? 

- W sprawach, którym Kościół się sprzeciwiał, jak in vitro czy ustawa o przemocy w rodzinie, PiS może być dla Kościoła wygodny, ale ten mariaż jest ryzykowny. I w końcu zacznie uwierać, jak każde powiązanie religii z polityką.

Język nowej władzy nie uwiera Kościoła? 

- Powinien uwierać. PiS upolitycznia Kościół i uniemożliwia pogodzenie myślenia chrześcijańskiego z obowiązkiem służby wszystkim obywatelom.

Czy to już wojna plemienna? 

- Mam nadzieję, że jeszcze nie. Niepokoi mnie jednak, że polski podział dotyczy tych, którzy stoją blisko siebie, jeśli chodzi o wartości czy sposób myślenia. Te różnice mimo, wydawałoby się, wspólnego systemu wartości są dość poważne, ale też wynikają z zagubienia umiejętności nienapastliwej rozmowy.

Za pół roku do Polski przyjedzie papież Franciszek na Światowe Dni Młodzieży. Załagodzi polsko-polską wojnę? 

- Widzę w tym pewną trudność, bo mentalność i kultura tego papieża są inne niż nasze. Spojrzenie na polskie sprawy może nie być więc wyostrzone. Na pewno jednak Franciszek pociąga swoją postawą. To, co powie, będzie chwytać, ale pytanie, na jak długo. Inna sprawa, jakie ma rozeznanie w sprawach polskich. Nasza era w Watykanie dobiegła końca, nie odgrywamy tam szczególnie istotnej roli.

Nasi duchowni nie przepadają za Franciszkiem. 

- On jest zbyt ewangeliczny, za dużo wymaga.

Jak potoczą się losy nowej władzy? 

- To pytanie o to, jak potoczą się nasze losy. Ekonomicznie możemy nie wytrzymać wszystkich obietnic, które zostały złożone. Koszty w końcu i tak zostaną przerzucone na społeczeństwo. Jeśli zaś chodzi o wojnę plemienną, również przychodzą mi do głowy same czarne scenariusze.

Czy Franciszek jest lewakiem?



Potrzebujemy zgody narodowej i zjednoczenia. Krakowski profesor Andrzej Nowak zaproponował, żeby w ramach wychodzenia z tych dwóch gett, w których znaleźli się Polacy, zbudować kopiec imienia Jana Pawła II. To może nas połączyć? 

- Nie sądzę, żeby Janowi Pawłowi II czy Polsce taki pomnik był potrzebny. Kościuszkę uczciliśmy kopcem długo po jego śmierci, z kopcem dla papieża poczekajmy ze sto lat. Tym bardziej że taki gest dziś jest groteskowy, zwłaszcza jako metoda, która miałaby dać narodowi moc do zjednoczenia się. Jeśli szukamy czegoś, co nas jako naród może zjednoczyć, powinniśmy kopać głębiej. Nie przez pomniki, ale rewizję poglądów. Z mojego punktu widzenia jako chrześcijanina musi to być jakieś głębokie nawrócenie się. Z obu stron. "Nawrócenie" nie znaczy jednak odwrócenia poglądów o 180 stopni. To raczej rzetelna próba odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy i na czym chcemy budować przyszłość.

Magazyn Świąteczny to coś więcej - więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy - w polityce, kulturze, nauce.


10 tysięcy złotych dziennie. Tyle zarabiał w 2015 Mateusz Morawiecki jako prezes banku. Ale to i tak nie jest rekord w branży

Rafał Hirsch
 
12.02.2016 10:18

Minister Rozwoju Mateusz Morawiecki. Do listopada 2015 był prezesem banku BZ WBK.

Minister Rozwoju Mateusz Morawiecki. Do listopada 2015 był prezesem banku BZ WBK. (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Z opublikowanego dziś raportu rocznego BZ WBK wynika, że prezes Morawiecki zarobił w ubiegłym roku łącznie z premiami i nagrodami 3,07 mln PLN. Ale to i tak nie są wyjątkowo duże zarobki w branży bankowej.

Mateusz Morawiecki był prezesem BZ WBK do 9 listopada. 3,07 mln PLN dla kogoś, kto był na stanowisku przez 313 dni w roku daje 9813 PLN na dzień. 

Na kwotę 3,07 mln PLN składa się 1,62 mln PLN wynagrodzenia. Nie licząc dziewięciu dni listopada daje to średnio 162 tysiące miesięcznie za pierwsze 10 miesięcy roku. Do tego Morawiecki dostał 1,36 mln PLN w formie nagród za poprzednie lata. Do tego dochodzi 94,6 tysięcy PLN w formie ubezpieczenia na życie. 

Prezes Morawiecki zarobił w 2015 w BZ WBK łącznie ponad 3 miliony złotychźródło: raport roczny BZ WBK

Na pierwszy rzut oka to dużo, ale tak naprawdę prezes Morawiecki w 2015 zarobił mniej niż rok wcześniej. W 2014 jego dochody w banku sięgnęły 3,62 mln PLN. 
Prezes Morawiecki z pewnością nie był rekordzistą w branży. Z opublikowanego kilka dni temu raportu rocznego Pekao SA wynika, że prezes tamtego banku – Włoch Luigi Lovaglio zarobił w 2015 9,49 mln PLN. Najlepiej zarabiający Polak zasiadający w zarządzie Pekao SA – Grzegorz Piwowar zainkasował w 2015 2,39 mln PLN

ZOBACZ TEŻ: Miały być problemy w polskich bankach i już są. Będzie program naprawczy w Banku Ochrony Środowiska


Porównanie zarobków prezesów Pekao SA i BZ WBK wygląda ciekawie zwłaszcza na tle wyników finansowych samych banków. Prezes Pekao zarabia 3 razy więcej, ale w 2015 większy zysk wypracował BZ WBK. Bank droższego prezesa Lovaglio zarobił netto 2,29 mld PLN, a bank mniej drogiego prezesa Morawieckiego zarobił 2,33 mld PLN.

Liczby te jasno też pokazują, że wypłacanie prezesom milionowych pensji nie jest dla banków odczuwalnym kosztem. Przy takich zyskach stać je na to bez żadnego problemu.

Press Cardin, McCain, Durbin Urge Polish Government to Recommit to the Rule of Law, Human Rights, Protection of Media

Thursday, February 11, 2016

WASHINGTON – U.S. Senators Ben Cardin (D-Md.), John McCain (R-Ariz.) and Richard J. Durbin (D-Ill.) have written to the Prime Minister of the Republic of Poland urging her to restore Poland's position as a leading democracy in Central Europe. In the letter to Prime Minister Beata Szyd?o, the senators expressed support for a strong bilateral relationship as well as concerns regarding recently passed Polish laws that could infringe on fundamental values including freedom of the press and an independent judiciary. The Senators encouraged her government to reinforce its respect for universal human rights, the rule of law, and adherence to liberal democratic principles.

 

"We are strong advocates for our robust bilateral relationship. It is in that spirit in which we appeal to you -- we urge you to recommit to the shared democratic values enshrined in the Helsinki Accords and EU charter as a means towards ensuring stability, prosperity and peace in Europe," Cardin, McCain and Durbin wrote. 

 

The full text of the letter follows and can be downloaded here.

 

The Honorable Beata Szyd?o

Prime Minister of the Republic of Poland

00-583 Warsaw
Al. Ujazdowskie 1/3

 

Dear Prime Minister Szyd?o:

 

We represent a bipartisan group of Senators that are friends of Poland and have close ties to Polish-American communities in the United States. We are writing to express concern about recent actions taken by the Polish Government that threaten the independence of state media and the country's highest court and undermine Poland's role as a democratic model for other countries in the region still going through difficult transitions. We urge your government to recommit to the core principles of the OSCE and the EU, including the respect for democracy, human rights, and rule of law that has made Poland such a strong and vibrant member of the Community of Democracies and a stalwart ally of the United States in the heart of Central Europe. 

 

Last month, the European Commission for the first time used its powers under the Rule of Law Framework to open a preliminary assessment into two recently passed pieces of Polish legislation to determine whether they breach the EU's "fundamental values". We understand that the first law would curb the ability of the Constitutional Court to use its powers to strike down laws that it determines to be unconstitutional. We understand that the second law would threaten the independence of state broadcasters and press freedom in the country.  These laws could serve to diminish democratic norms in Poland, including the rule of law and independence of the judiciary.  An erosion of democracy in Poland would undermine liberal institutions that have successfully expanded prosperity, peace, stability, and tolerance within Europe at a time when these institutions are greatly needed. 

 

Since the fall of communism, Poland's successful integration into Western institutions has produced an economically prosperous and militarily strong example for the region's post-communist states to follow. Poland's accession into NATO more than 16 years ago has strengthened the alliance's eastern flank and created a bulwark against further Russian incursions into Eastern Europe. U.S.-Polish relations have flourished due to membership in shared institutions, commitment to liberal ideals, and strong diaspora ties between our two countries. 

 

We are strong advocates for our robust bilateral relationship. It is in that spirit in which we appeal to you -- we urge you to recommit to the shared democratic values enshrined in the Helsinki Accords and EU charter as a means towards ensuring stability, prosperity and peace in Europe. 

 

Sincerely,

Amerykańscy senatorowie piszą do Szydło. "Jesteśmy zaniepokojeni sytuacją w Polsce"

mm
 
14.02.2016 00:10

A A A
John McCain/Beata Szydło

John McCain/Beata Szydło (For. AP)

1. Senatorowie USA napisali list otwarty do premier Szydło
2. Są "zaniepokojeni ostatnimi działaniami polskiego rządu"
3. Wzywają premier Szydło do szanowania zasad demokracji

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

 List podpisało trzech senatorów: były kandydat na prezydenta i weteran wojenny John McCain z partii Republikańskiej oraz dwóch Demokratów Benjamin L. Cardin oraz Richard J. Durbin. Reprezentują oni grupę członków Senatu, "przyjaciół Polski", z dwóch największych amerykańskich partii politycznych.

Co napisali w liście? Oto główne punkty:

- Senatorowie wyrażają zaniepokojenie "ostatnimi działaniami polskiego rządu które zagrażają niezależności mediów publicznych i Trybunału Konstytucyjnego".

- ''Podważona została rola Polski jako demokracji, która jest wzorem dla innych krajów w regionie'' - oceniają.

- Senatorowie wezwali polski rząd do przestrzegania ''kluczowych wartości OBWE i Unii Europejskiej'', w tym do poszanowania demokracji, praw człowieka i rządów prawa". Te wartości uczyniły Polskę tak silnym członkiem demokratycznej wspólnoty i ważnym sojusznikiem USA - podkreślili.

- Naruszenie demokracji w Polsce mogłoby osłabić dobrobyt, stabilność i tolerancję w Europie w tak trudnych czasach - ocenili.

- Senatorowie zapewnili, że ich apel wynika z chęci rozwijania obustronnych relacji. 'W tym właśnie duchu apelujemy o poszanowanie demokratycznych wartości w celu wzmocnienia stabilności i pokoju w Europie".

CZYTAJ CAŁY LIST>> 

Endokrynolog: Miłość jest chorobą. W klasyfikacji WHO ma nawet swój numer F63.9

jg, PAP
 
14.02.2016 , aktualizacja: 14.02.2016 08:24

A A A
Para zakochanych na

Para zakochanych na "Moście Miłości" w Kijowie, na Ukrainie. (Fot. Efrem Lukatsky AP)

Drżenie rąk, rozszerzenie źrenic, zaczerwienienie, potliwość - to fizyczne objawy zakochania. W kontaktach z ukochanym zachowujemy się irracjonalnie.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

- Jak to jest z tą miłością? - zapytało radio TOK FM endokrynologa i ginekologa z Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach docenta Pawła Madeja. - Bodźce z narządów wzroku czy słuchu dochodzą do odpowiednich części mózgu i w hipokampie zaczyna wydzielać się tzw. hormon miłości czyli fenyloetyloamina. Wydzielany jest w kilkanaście sekund od dotarcia bodźców. W konsekwencji dochodzi do reakcji biochemicznych, a na zewnątrz określamy to zakochaniem - tłumaczy lekarz.

Dr Madej tłumaczy, że konsekwencją produkcji fenyloetyloaminy jest wydzielanie dodatkowych hormonów w mózgu. Należą do nich: dopamina, serotonina i noradrenalina. - Konglomerat tych hormonów powoduje, że nasze ciało zaczyna się inaczej zachowywać. Jesteśmy aktywni, możemy pracować dzień i noc bez objawów apatii czy zmęczenia. Dochodzi do tego drżenie rąk, rozszerzenie źrenic, zaczerwienienie, potliwość. To wszystko są cechy zakochania - mówi. - Zostało to zakwalifikowane jako choroba psychiczna. W klasyfikacji WHO ma swój numer F63.9, mówiący o tym, że jest to jednostka chorobowa.

Jakie są objawy zakochania? Zdaniem dr. Madeja zakochanie to nic innego, jak kompletnie irracjonalne zachowanie w stosunku do osób, do których wyrażamy zainteresowanie. - Chcemy być z nimi cały czas być, jesteśmy bezkrytyczni w stosunku do ich wad, zachowujemy się irracjonalnie. Zrobimy z tą osobą rzeczy, których na co dzień w ogóle nie robimy np. pójdziemy na basen, choć nie umiemy pływać, pójdziemy do opery, choć nienawidzimy opery - mówi lekarz. 

Wiek nie jest żadną barierą

Stan silnego zakochania nigdy jednak nie trwa wiecznie. "Ma swój czas, ten czas jest indywidualny dla par, średnio wynosi 2-3 lata. Po tym okresie poziom dominujących hormonów - czyli fenyloetyloaminy i dopaminy - opada. Jeżeli do tego czasu ten związek nie wytworzył innych relacji pozytywnych, m.in. seksualnych, to najprawdopodobniej się rozpadnie" - wyjaśnił specjalista. 

Jeśli jednak związek trwa, to w organizmach tworzących go osób zaczynają być wydzielane zupełnie inne hormony - tzw. endorfiny, czyli morfinopodobne czynniki biochemiczne w mózgu. Należą do nich m.in. oksytocyna i wazopresyna. Oksytocyna jest hormonem płodności dla kobiet, hormonem pozwalającym sprowokować i wywołać poród, który jest też wydzielany w dużych ilościach podczas laktacji. 

U mężczyzny dominuje wazopresyna, która w łączności z testosteronem daje poczucie silnego związku, wzajemnej pozytywnej zależności. "Jeżeli wytworzymy te pozytywne relacje i te hormony będą wydzielane, to związek prawdopodobnie przetrwa długie lata" - zapewnił doc. Madej. 

Nauka potwierdza, że wiek nie jest barierą dla zakochania. "Można być zakochanym w wieku lat kilkunastu i 80 - nie starzejemy się w tym sensie, że te hormony nie są wydzielane" - podkreślił ekspert. Posłuchaj audycji >>

Ekspert: Miłość romantyczna to wytwór kultury, a nie uczucie czy stan naturalny

Jeszcze inaczej o miłości mówi specjalista w zakresie badań nad kulturą współczesną. - Wbrew utartym opiniom romantyczna miłość nie jest ani uczuciem, ani stanem naturalnym - podkreśla prof. Waldemar Kuligowski wykładowca w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Według prowadzonych badań coś takiego jak miłość romantyczna, czyli bardzo intensywne zakochanie związane też z relacją erotyczną, taki rodzaj idealizacji partnera występuje czy występowała jedynie w jednej trzeciej społeczeństw, więc z całą pewnością nie mamy do czynienia z czymś uniwersalnym - mówił profesor w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

- Gdyby spojrzeć tylko na naszą kulturę, można by powiedzieć, że jest to rzecz niezwykle świeża i z bardzo krótką tradycją. Przez długie tysiąclecia o takiej miłości nie było mowy i pojawiła się ona na dobrą sprawę dopiero w XIX wieku, a i to nie w całym społeczeństwie, a jedynie w elicie kulturalnej i wśród artystów. W klasach średnich, na wsiach, jeszcze w połowie XX wieku miłość nie funkcjonowała w takim znaczeniu, jakbyśmy to sobie wyobrażali dzisiaj - mówił.

Zdaniem Kuligowskiego, zanim miłość rozgościła się w społeczeństwie w kształcie, w jakim znamy ją obecnie, była uczuciem bardzo niepożądanym. - Oczywiście istniały rodziny, małżeństwa, ludziom rodziły się dzieci i uprawiano seks, ale miłość nie musiała temu wcale towarzyszyć i zdarzała się dość rzadko - mówił.

- Miłość romantyczną zaczęli propagować dopiero ok. 200 lat temu poeci, niektórzy z nich nawet z tego powodu popełnili samobójstwo. Inni o tej miłości bajali jak Mickiewicz i pomalutku, bardzo wolno ten romantyzm rozchodził się po społeczeństwie. Najpewniej dopiero cezura II wojny światowej była tym momentem, kiedy miłość się upowszechniła i dzisiaj uważamy ją za taką piękną i jedyną, a w niej nic naturalnego nie ma - podkreślił.

Według profesora, bardzo istotny wpływ na postrzeganie miłości i jej współczesny obraz mają wytwory kultury i środki masowego przekazu. Do niedawna, jak zaznaczył Kuligowski, hegemonem na tym polu była literatura, później kino, internet. Obecnie wpływów środków masowego przekazu na obraz miłości jest tak wiele, że trudno jednoznacznie wskazać, który z nich ma największą siłę oddziaływania. - Wszystkie te wizerunki miłości w książkach, muzyce, filmie przekonują nas, że dziś dla szczęścia człowieka, dla jego dobrostanu, zakochanie się jest właściwie niezbędne. Jeszcze 100 lat temu byłaby to pewnie herezja, a dziś uznajemy, że to warunek szczęścia jednostki - dodał.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Max Kolonko w TVP powie "jak jest"? Nowy szef "Jedynki": Jestem wielbicielem jego talentu

lulu
 
13.02.2016 10:25

A A A
Mariusz Max Kolonko i jego program

Mariusz Max Kolonko i jego program "Mówię jak jest". (Fot. You Tube)

Nowy dyrektor telewizyjnej Jedynki nie wyklucza, że stacja nawiąże współpracę z Mariuszem Maxem Kolonką. Nad jego umiejętnościami rozpływał się w rozmowie z portalem dziennik.pl.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

- Może tak się złoży, że pan Max Kolonko otrzyma ofertę z naszej strony. Nie chciałbym jednak komunikować tego przez media -zastrzegł Jan Pawlicki .

Dyrektor TVP1 nie szczędził miłych słów pod adresem dziennikarza.

- Bardzo serdecznie pozdrawiam pana Maxa Kolonkę. Jestem wielbicielem jego talentu, ponieważ trzeba potrafić "szyć" przez pół godziny do kamery, żeby ludzie tego słuchali i jednocześnie utrzymywać poziom zainteresowania i adrenaliny - rozpływał się w rozmowie z dziennik.pl.

Z kolei kreśląc plany dla TVP1, Pawlicki mówił także o telenoweli historycznej i serialu o Żołnierzach Wyklętych.

Kiedyś korespondent, dziś vloger

O tym, że Kolonko może wrócić do TVP po zmianie władz, już wcześniej donosiły media. "Newsweek" dowiedział się, że może dostać swój program.

Mariusz Max Kolonko przez długi czas był korespondentem TVP w Stanach Zjednoczonych. Obecnie jest znany głównie ze swojego autorskiego kanału YouTube, "MaxTV - Mówię Jak Jest", na którym komentuje bieżące wydarzenia z konserwatywnego punktu widzenia.

Endokrynolog: Miłość jest chorobą. W klasyfikacji WHO ma nawet swój numer

jg, PAP
 
14.02.2016 , aktualizacja: 14.02.2016 08:24

A A A
Para zakochanych na

Para zakochanych na "Moście Miłości" w Kijowie, na Ukrainie. (Fot. Efrem Lukatsky AP)

Drżenie rąk, rozszerzenie źrenic, zaczerwienienie, potliwość - to fizyczne objawy zakochania. W kontaktach z ukochanym zachowujemy się irracjonalnie.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

- Jak to jest z tą miłością? - zapytało radio TOK FM endokrynologa i ginekologa z Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach docenta Pawła Madeja. - Bodźce z narządów wzroku czy słuchu dochodzą do odpowiednich części mózgu i w hipokampie zaczyna wydzielać się tzw. hormon miłości czyli fenyloetyloamina. Wydzielany jest w kilkanaście sekund od dotarcia bodźców. W konsekwencji dochodzi do reakcji biochemicznych, a na zewnątrz określamy to zakochaniem - tłumaczy lekarz.

Dr Madej tłumaczy, że konsekwencją produkcji fenyloetyloaminy jest wydzielanie dodatkowych hormonów w mózgu. Należą do nich: dopamina, serotonina i noradrenalina. - Konglomerat tych hormonów powoduje, że nasze ciało zaczyna się inaczej zachowywać. Jesteśmy aktywni, możemy pracować dzień i noc bez objawów apatii czy zmęczenia. Dochodzi do tego drżenie rąk, rozszerzenie źrenic, zaczerwienienie, potliwość. To wszystko są cechy zakochania - mówi. - Zostało to zakwalifikowane jako choroba psychiczna. W klasyfikacji WHO ma swój numer F63.9, mówiący o tym, że jest to jednostka chorobowa.

Jakie są objawy zakochania? Zdaniem dr. Madeja zakochanie to nic innego, jak kompletnie irracjonalne zachowanie w stosunku do osób, do których wyrażamy zainteresowanie. - Chcemy być z nimi cały czas być, jesteśmy bezkrytyczni w stosunku do ich wad, zachowujemy się irracjonalnie. Zrobimy z tą osobą rzeczy, których na co dzień w ogóle nie robimy np. pójdziemy na basen, choć nie umiemy pływać, pójdziemy do opery, choć nienawidzimy opery - mówi lekarz. 

Wiek nie jest żadną barierą

Stan silnego zakochania nigdy jednak nie trwa wiecznie. "Ma swój czas, ten czas jest indywidualny dla par, średnio wynosi 2-3 lata. Po tym okresie poziom dominujących hormonów - czyli fenyloetyloaminy i dopaminy - opada. Jeżeli do tego czasu ten związek nie wytworzył innych relacji pozytywnych, m.in. seksualnych, to najprawdopodobniej się rozpadnie" - wyjaśnił specjalista. 

Jeśli jednak związek trwa, to w organizmach tworzących go osób zaczynają być wydzielane zupełnie inne hormony - tzw. endorfiny, czyli morfinopodobne czynniki biochemiczne w mózgu. Należą do nich m.in. oksytocyna i wazopresyna. Oksytocyna jest hormonem płodności dla kobiet, hormonem pozwalającym sprowokować i wywołać poród, który jest też wydzielany w dużych ilościach podczas laktacji. 

U mężczyzny dominuje wazopresyna, która w łączności z testosteronem daje poczucie silnego związku, wzajemnej pozytywnej zależności. "Jeżeli wytworzymy te pozytywne relacje i te hormony będą wydzielane, to związek prawdopodobnie przetrwa długie lata" - zapewnił doc. Madej. 

Nauka potwierdza, że wiek nie jest barierą dla zakochania. "Można być zakochanym w wieku lat kilkunastu i 80 - nie starzejemy się w tym sensie, że te hormony nie są wydzielane" - podkreślił ekspert. Posłuchaj audycji >>

Ekspert: Miłość romantyczna to wytwór kultury, a nie uczucie czy stan naturalny

Jeszcze inaczej o miłości mówi specjalista w zakresie badań nad kulturą współczesną. - Wbrew utartym opiniom romantyczna miłość nie jest ani uczuciem, ani stanem naturalnym - podkreśla prof. Waldemar Kuligowski wykładowca w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Według prowadzonych badań coś takiego jak miłość romantyczna, czyli bardzo intensywne zakochanie związane też z relacją erotyczną, taki rodzaj idealizacji partnera występuje czy występowała jedynie w jednej trzeciej społeczeństw, więc z całą pewnością nie mamy do czynienia z czymś uniwersalnym - mówił profesor w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

- Gdyby spojrzeć tylko na naszą kulturę, można by powiedzieć, że jest to rzecz niezwykle świeża i z bardzo krótką tradycją. Przez długie tysiąclecia o takiej miłości nie było mowy i pojawiła się ona na dobrą sprawę dopiero w XIX wieku, a i to nie w całym społeczeństwie, a jedynie w elicie kulturalnej i wśród artystów. W klasach średnich, na wsiach, jeszcze w połowie XX wieku miłość nie funkcjonowała w takim znaczeniu, jakbyśmy to sobie wyobrażali dzisiaj - mówił.

Zdaniem Kuligowskiego, zanim miłość rozgościła się w społeczeństwie w kształcie, w jakim znamy ją obecnie, była uczuciem bardzo niepożądanym. - Oczywiście istniały rodziny, małżeństwa, ludziom rodziły się dzieci i uprawiano seks, ale miłość nie musiała temu wcale towarzyszyć i zdarzała się dość rzadko - mówił.

- Miłość romantyczną zaczęli propagować dopiero ok. 200 lat temu poeci, niektórzy z nich nawet z tego powodu popełnili samobójstwo. Inni o tej miłości bajali jak Mickiewicz i pomalutku, bardzo wolno ten romantyzm rozchodził się po społeczeństwie. Najpewniej dopiero cezura II wojny światowej była tym momentem, kiedy miłość się upowszechniła i dzisiaj uważamy ją za taką piękną i jedyną, a w niej nic naturalnego nie ma - podkreślił.

Według profesora, bardzo istotny wpływ na postrzeganie miłości i jej współczesny obraz mają wytwory kultury i środki masowego przekazu. Do niedawna, jak zaznaczył Kuligowski, hegemonem na tym polu była literatura, później kino, internet. Obecnie wpływów środków masowego przekazu na obraz miłości jest tak wiele, że trudno jednoznacznie wskazać, który z nich ma największą siłę oddziaływania. - Wszystkie te wizerunki miłości w książkach, muzyce, filmie przekonują nas, że dziś dla szczęścia człowieka, dla jego dobrostanu, zakochanie się jest właściwie niezbędne. Jeszcze 100 lat temu byłaby to pewnie herezja, a dziś uznajemy, że to warunek szczęścia jednostki - dodał.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!