niedziela, 14 lutego 2016

Bp Tadeusz Pieronek: Kościół ma obowiązek rozmawiać nawet z diabłem

Małgorzata Skowrońska, Michał Olszewski
 
13.02.2016 01:01

A A A
Bp Tadeusz Pieronek

Bp Tadeusz Pieronek (Fot. Mateusz Skwarczek)

Polscy duchowni nie przepadają za Franciszkiem. On jest zbyt ewangeliczny, za dużo wymaga. Z bp. Tadeuszem Pieronkiem rozmawiają Małgorzata Skowrońska i Michał Olszewski
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Bp Tadeusz Pieronek - ur. w 1934 r., profesor nauk prawnych; negocjował z rządem RP kształt konkordatu, w latach 1993-98 był sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski.

Małgorzata Skowrońska, Michał Olszewski: Co to znaczy w dzisiejszej Polsce "myśleć po chrześcijańsku"? 

Bp Tadeusz Pieronek: Stawiać się w defensywie. Chrześcijaństwo i wiara w Boga zobowiązują nas do troski o własną tożsamość, ale też sprzeciwiają się temu, żeby nasz sposób myślenia i system wartości narzucać innym. Bóg nigdy nie wymagał od człowieka niczego pod przymusem.

To paradoks, ale w odwrocie są dzisiaj środowiska katolicyzmu otwartego, które nie próbują siłą i groźbą narzucać katolickiego sposobu myślenia całemu społeczeństwu. "Tygodnik Powszechny" przez wielu katolickich publicystów i biskupów uznawany jest za wroga Kościoła. 

- To bolesne pęknięcie wśród ludzi o podobnym systemie wartości. "TP" po 1989 r. upolitycznił się i zapłacił za to wysoką cenę. Wielu księży odbiera go jako antykatolickie pismo, choć przymiotnik "katolicki" ma w nazwie, bo redakcja nie boi się spotkać z ludźmi inaczej myślącymi, o innych systemach wartości. Mnie też bez przerwy zarzucają, że rozmawiam z mediami wrogimi Kościołowi. A rozmawiać trzeba. Kościół ma obowiązek rozmawiać z każdym, nawet z diabłem. Rozmowa, jeśli nie jest napastliwa i szuka czegoś, co można by nazwać wspólnym przyczółkiem, to coś, na co warto postawić.

Testem na chrześcijańskie myślenie była dla Polaków kwestia uchodźców. Zdaliśmy? 

- Jako chrześcijanin mam obowiązek, żeby pierwszym moim odruchem było otwarcie rąk. Jeżeli ktoś tego nie widzi, niech się zapyta, gdzie jest jego chrześcijaństwo, gdzie jego miłość bliźniego, która jest drugim po miłości Boga najważniejszym przykazaniem. Oczywiście po tym odruchu serca trzeba się udać po rozum do głowy. Młodzi ludzie, którzy tak niechętnie patrzą na uchodźców, nie wiedzą, co to znaczy być wykluczonym, jakie upokorzenia się z tym wiążą. Wiedeński kard. Schönborn też był uchodźcą. Podzielam jego poglądy, że mamy moralny obowiązek zajęcia się uchodźcami. Sam byłem jako dziecko wysiedlony, za okupacji musiałem pracować, przeżyłem komunizm. Chrześcijańska opieka powinna jednak dotyczyć nie tylko tych, którzy emigrują z powodu wojen, ale też tych, którzy szukają lepszego życia, tzw. emigrantów zarobkowych. Przecież nie wszyscy Polacy wyjeżdżali kiedyś do USA, a później z PRL-u z powodów politycznych. Możliwe, że Europa nie potrzebuje siły roboczej tak jak wtedy Stany, ale nasz kontynent się starzeje.

Imigranci i my. Dekalog ks. Halika



Polacy przeciwni uchodźcom od razu powiedzą, że przecież mamy jako kraj więcej problemów niż zamożna Europa, którą na uchodźców stać. 

- I znowu: my, my, my. Uczestniczyłem w spotkaniu, podczas którego rzecznik praw obywatelskich Teresa Lipowicz w odpowiedzi na negację otwarcia granic dla uchodźców opowiedziała o układzie rządu Gierka z Niemcami, na mocy którego Polska sprzedała - tak to trzeba określić - milion Polaków, którzy wyjechali do Niemiec. To byli np. Mazurzy i Ślązacy, których oddaliśmy, żeby niby łączyć rodziny, a tak naprawdę chodziło o pieniądze. Bp Jop, który dostał diecezję opolską, płakał, bo na wyludnionej ziemi nie było ani wiernych, ani księży.

Mówimy: mieliśmy prawo wyjeżdżać, a oni mieli obowiązek nas przyjąć za wszystkie krzywdy wojenne i powojenne. A teraz nie mamy żadnych obowiązków wobec potrzebujących. 

- To myślenie niesięgające do człowieczeństwa. Mamy prawo i obowiązek zaopiekować się uchodźcami. Nie widzę usprawiedliwienia dla tych, którzy kierują się egoizmem. Oberwę za to, ale powiem: nam się za dobrze powodzi. Zaraz ktoś odparuje, że przecież nie zarabiamy tyle, co Niemcy. Z punktu widzenia ekonomicznego tak, ale ma on w przypadku chrześcijanina znaczenie drugorzędne. Nie umieramy z głodu. Jest bieda w Polsce, ale ona jest wszędzie. Jedźcie do Ameryki Południowej zobaczyć.

Przeciwnicy integracji powiedzą, że muzułmanie nie odnajdują się w kulturze europejskiej, a to rodzi problemy. 

- Jeżeli żąda się całkowitej integracji, to nie jest to pomoc, ale wyniszczenie kultury. Romowie przymusowo osiedlani w Nowej Hucie też się nie odnaleźli, bo zrobiono coś wbrew ich kulturze i zwyczajom. Papież Franciszek wezwał, żeby każda parafia przyjęła uchodźcę. Dobre, ale ryzykowne. Łatwe do zniesienia, ale ci ludzie muszą mieć swoje środowisko, żeby zachować tożsamość. Muszą mieć kontakt z innymi swoimi. Jeśli Kraków przyjąłby tysiąc uchodźców, nie będą się czuli osamotnieni, pomogą sobie.

Twórcy portalu Euroislam: Otwórzcie oczy. Szariat jest nie do pogodzenia z kulturą europejską



Potrzebujemy uchodźców ze względów demograficznych? 

- Angela Merkel w 2011 r. przyznała, że Niemcy potrzebują, bo naród umiera. My też powinniśmy dostrzec, że jako społeczeństwo się starzejemy. Też mamy poważny problem demograficzny. To nasz chrześcijański obowiązek i konieczność znalezienia środka, który nam zapewni przyszłość. Wielokulturowość, której tak wielu się obawia, nie polega na tym, że wszystko jest takie samo. Wielokulturowość to uznawanie tożsamości wszystkich. I taką regułę można przyjąć. Liban to robi od setek lat. Miał niegdyś większość chrześcijańską, w tej chwili ma muzułmańską, ale z konstytucji wynika, że jeżeli prezydentem jest katolik, to premierem - muzułmanin. To się da zrobić, tylko trzeba chcieć. Zresztą historia Europy obfituje w przykłady tej wielokulturowości. Nawet podczas okupacji muzułmańskiej rządzący uznali, że zamiast niszczyć innowierców, lepiej, żeby płacili podatki. Do tego trzeba dorosnąć. Mieć jakąś pojemność umysłową, w której się to wszystko zmieści, w której nie muszą wszyscy wyciągać szabelki i mordować się nawzajem.

Po 1945 r. przyzwyczailiśmy się, że Polska jest jednonarodowa od gór do morza, i każda próba podważenia tego pewnika wywołuje strach połączony z furią. Nie trzeba nawet patrzeć na Syryjczyków: mocniejsze próby podkreślenia własnej tożsamości przez Ślązaków traktowane są jak zamach na naszą państwowość. 

- Przed wojną mieliśmy 25 proc. mniejszości, przede wszystkim prawosławnej i żydowskiej. Idealnie nie było. Narodowcy tłukli Żydów. Mój ojciec prowadził sklep i z Żydami handlował. Od narodowców dostał pisemne ostrzeżenie, które mam do dzisiaj, że jeśli nie zaprzestanie tych kontaktów, zlikwidują go. Taka atmosfera była. Ale też w naszej wiosce żyły w miarę spokojnie cztery rodziny żydowskie, a żydowskie dziewczynki uczyły się u nas w domu z moimi siostrami.

Nacjonalistyczne nastroje wracają. Nie są marginesem, ale głośno i bez wstydu wypowiadanymi zdaniami, że "Breivik jest potrzebny", że "trzeba szykować sanatoria w Auschwitz"... 

- Takie myślenie - może nie w tak mocnych słowach - pojawia się także, mówię to z bólem, wśród duchowieństwa.

Co Kościół na to? Młody ksiądz z Wrocławia ryczy na demonstracjach o wielkiej Polsce katolickiej i narodowej. Prowadzi pochody ultranacjonalistów i ksenofobów. 

- Boję się, że będzie gorzej, bo tego typu zachowania są atrakcyjne dla młodych ludzi. Brunatne koszule wróciły, a Kościół w takiej sytuacji musi pokazać swoją siłę. Jego siłą jest jednak nie gęba, ale serce. Byłoby bardzo dobrze, gdyby ci, którzy uważają się za chrześcijan, dowodzili tego w czynie. Niepokoi mnie, gdy ktoś chce się ubrać w jakiś mundurek, bo mu to politycznie gra. Polityczne wykorzystanie religii to najgorsza rzecz, jaka może się stać.

Przemówienia na Marszu Niepodległości. Ks. Jacek Międlar: Nie chcemy w Polsce Allaha, nie chcemy gwałtów



Przykład kolejny: Jarosław Gowin, nadzwyczaj chętnie odwołujący się do dziedzictwa ks. Józefa Tischnera. Postponując przeciwników politycznych, mówi o tym, że kontynuują dziedzictwo przodków, że stalinizm dziadków wciąż w nich tkwi... 

- Przepraszam, ale co to ma wspólnego z Tischnerem?

Każdego człowieka można posądzić i napiętnować dlatego, że miał przodka, który popełnił grzech pierworodny. My odpowiadamy za to, co robimy, a nasi pradziadowie za swoje sprawki. Jestem przykro zaskoczony tym, w jaki sposób niektórzy chodzą na pasku władzy. Jeśli mają inne poglądy, a są zobowiązani ukazem partyjnym do wypowiadania bzdur, to jak to nazwać? Czy przeobrażeniem człowieka, który chodzi na sznurku i gnębi innych tylko dlatego, że ma do spłacenia dług polityczny?

Gowin nie jest wyjątkiem. Władzę objęli ludzie, którzy odwołują się do wartości katolickich. A jednocześnie wprowadzają w obieg język rewanżu, zemsty za krzywdy rzekome i prawdziwe. I uznają, że dostali mandat do sprawowania władzy absolutnej. 

- Jedna trzecia tych, którzy głosowali, zgodziła się, żeby PiS rządził. I tyle. Nikt PiS nie dał jednak legitymacji do rządzenia w stylu: odrzucam obowiązujące prawo i tworzę swoje. To z jednej strony megalomania, a z drugiej - odruch bardzo gwałtownej zemsty. Śledziłem dyskusję o Trybunale Konstytucyjnym. Jedno wystąpienie wydawało mi się streszczać całą dyskusję. Poseł Jerzy Meysztowicz z Nowoczesnej powiedział krótko: to, co robicie, widać w waszych oczach i szyderczych uśmiechach. To kwintesencja.

Dlaczego Kościół milczy? Henryk Woźniakowski, opisując sytuację w Polsce dla jednego z europejskich portali chrześcijańskich, przyznał, że w tych fundamentalnych dyskusjach brakuje głosu Kościoła. Oberwał za to od polskich biskupów. 

- Kościół to nie tylko duchowni i nie tylko biskupi. Widocznie biskupi nie widzą potrzeby, żeby zabierać głos. Można by zapytać: dlaczego? Wydaje mi się, że tak czy inaczej wspierali PiS różnymi sposobami. Chcieli, to mają.

Kolędowanie po dobrej zmianie. Ksiądz puka do drzwi



A może Kościołowi jest wygodnie z PiS? 

- W sprawach, którym Kościół się sprzeciwiał, jak in vitro czy ustawa o przemocy w rodzinie, PiS może być dla Kościoła wygodny, ale ten mariaż jest ryzykowny. I w końcu zacznie uwierać, jak każde powiązanie religii z polityką.

Język nowej władzy nie uwiera Kościoła? 

- Powinien uwierać. PiS upolitycznia Kościół i uniemożliwia pogodzenie myślenia chrześcijańskiego z obowiązkiem służby wszystkim obywatelom.

Czy to już wojna plemienna? 

- Mam nadzieję, że jeszcze nie. Niepokoi mnie jednak, że polski podział dotyczy tych, którzy stoją blisko siebie, jeśli chodzi o wartości czy sposób myślenia. Te różnice mimo, wydawałoby się, wspólnego systemu wartości są dość poważne, ale też wynikają z zagubienia umiejętności nienapastliwej rozmowy.

Za pół roku do Polski przyjedzie papież Franciszek na Światowe Dni Młodzieży. Załagodzi polsko-polską wojnę? 

- Widzę w tym pewną trudność, bo mentalność i kultura tego papieża są inne niż nasze. Spojrzenie na polskie sprawy może nie być więc wyostrzone. Na pewno jednak Franciszek pociąga swoją postawą. To, co powie, będzie chwytać, ale pytanie, na jak długo. Inna sprawa, jakie ma rozeznanie w sprawach polskich. Nasza era w Watykanie dobiegła końca, nie odgrywamy tam szczególnie istotnej roli.

Nasi duchowni nie przepadają za Franciszkiem. 

- On jest zbyt ewangeliczny, za dużo wymaga.

Jak potoczą się losy nowej władzy? 

- To pytanie o to, jak potoczą się nasze losy. Ekonomicznie możemy nie wytrzymać wszystkich obietnic, które zostały złożone. Koszty w końcu i tak zostaną przerzucone na społeczeństwo. Jeśli zaś chodzi o wojnę plemienną, również przychodzą mi do głowy same czarne scenariusze.

Czy Franciszek jest lewakiem?



Potrzebujemy zgody narodowej i zjednoczenia. Krakowski profesor Andrzej Nowak zaproponował, żeby w ramach wychodzenia z tych dwóch gett, w których znaleźli się Polacy, zbudować kopiec imienia Jana Pawła II. To może nas połączyć? 

- Nie sądzę, żeby Janowi Pawłowi II czy Polsce taki pomnik był potrzebny. Kościuszkę uczciliśmy kopcem długo po jego śmierci, z kopcem dla papieża poczekajmy ze sto lat. Tym bardziej że taki gest dziś jest groteskowy, zwłaszcza jako metoda, która miałaby dać narodowi moc do zjednoczenia się. Jeśli szukamy czegoś, co nas jako naród może zjednoczyć, powinniśmy kopać głębiej. Nie przez pomniki, ale rewizję poglądów. Z mojego punktu widzenia jako chrześcijanina musi to być jakieś głębokie nawrócenie się. Z obu stron. "Nawrócenie" nie znaczy jednak odwrócenia poglądów o 180 stopni. To raczej rzetelna próba odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy i na czym chcemy budować przyszłość.

Magazyn Świąteczny to coś więcej - więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy - w polityce, kulturze, nauce.


Brak komentarzy: