Autor: BOŻENA DUNAT, MAREK PAPRYKARZ
Strona: 1
BOŻENA DUNAT
MAREK PAPRYKARZ
Ćwiąkalski zatruł się kiełbasą
Za co naprawdę wyleciał minister sprawiedliwości.
To nie z powodu trzeciego wisielca były już dziś minister sprawiedliwości podał się do dymisji. Prawdziwą przyczyną była notatka służbowa oficera Biura Ochrony Rządu, którą na biurko premiera Tuska przysłał wicepremier Schetyna.
– Za to cię wypieprzę! A przy okazji całą resztę! – miał wrzeszczeć Tusk. – Pisz rezygnację.
•••
Co się stało?
Od korników z biurka premiera wiemy, że w trakcie cytowanej rozmowy zadzwonił telefon. Na słuchawce wisiał wicepremier Schetyna. Oznajmił Tuskowi, że w sobotę 17 stycznia 2009 r. Ćwiąkalski bawił w rezydencji Henryka Stokłosy – byłego senatora RP, niedawno aresztowanego i wypuszczonego z aresztu, podejrzanego o popełnienie wielu przestępstw, w tym przekupstwa. Fakt obecności ministra sprawiedliwości u byłego klienta (Ćwiąkalski był adwokatem Stokłosy, zanim został ministrem) potwierdzała notatka sporządzona przez towarzyszącego Ćwiąkalskiemu oficera BOR, który był też jego kierowcą. Borowik napisał ją, by się wytłumaczyć z tego, że gdy wyjeżdżał ze Śmiłowa (w tej miejscowości znajduje się wielohektarowa posiadłość Stokłosy), gospodarz kazał wrzucić do bagażnika rządowego bmw pięć kartonów z tzw. wiązanką pilską, czyli wędlinami produkowanymi w zakładach należących do eks-senatora. Polędwica, szynka, kabanosy, biała surowa kiełbasa i parówki śmiłowskie...
– Jedna paczka dla kierowcy – zdecydował Stokłosa, bo ludzkie z niego panisko.
Oficer BOR myślał o prezencie aż do rogatek Warszawy. Nie wiadomo, czy jest jaroszem, czy może sądził, że sprawa się wyda. Przecież co
najmniej trzydziestu ludzi widziało, jak pracownicy Stokłosy ładowali podarunek do bagażnika. Na wszelki wypadek napisał notatkę.
W sobotę Ćwiąkalski wpadł złożyć życzenia Stokłosie – dwa dni później wypadały imieniny Henryka. Przywiózł 30 czerwonych róż i obraz: olejne płótno, na którym namalowano Zamek Królewski w Warszawie. Minister wypił lampkę szampana i szklaneczkę whisky. Rozmawiał przede wszystkim z gospodarzem. Po odejściu od stołu panowie zamknęli się w gabinecie. Wizyta trwała mniej więcej półtorej godziny.
•••
Korniki twierdzą, że Tusk roześmiał się słysząc Schetynowe rewelacje.
– Czy to prawda? – zapytał Ćwiąkalskiego.
Minister potwierdził. Wyjaśnił, że nie widzi niczego złego w odwiedzinach u byłego klienta. W trakcie rozmowy na biurku premiera wylądowała kserokopia borowikowej notatki.
– Za to cię wypieprzę...
•••
Już po dymisji Ćwiąkalski i Tusk dali do zrozumienia, że doszło do niej z powodu samobójczej śmierci Roberta Pazika – trzeciego porywacza i zabójcy Krzysztofa Olewnika. Saper myli się tylko raz – powiedział zwolniony z pracy minister sprawiedliwości poczuwając się do odpowiedzialności politycznej za zdarzenie w płockim areszcie.
Mamy powody sądzić, że był to pretekst i ukłon obydwu polityków w stronę opinii publicznej. Premier policzył słupki i wyszło mu, że na dymisji Ćwiąkalskiego może trochę zyskać, a przynajmniej niedużo stracić.
Przyjrzyjmy się faktom:
lW poniedziałek 19 stycznia przed piątą rano klawisze z Płocka znaleźli wyhuśtane ciało Pazika;
lPrzez cały dzień zarówno politycy Platformy, jak i znawcy prawa (np. prof. Andrzej Zoll) zapewniali dziennikarzy, że jeśli ktokolwiek
zawinił, to na pewno nie był to minister sprawiedliwości;
lWe wtorek 20 stycznia przed ósmą rano taką opinię – po raz kolejny – wyraził także Ćwiąkalski w rozmowie z red. Janiną Paradowską w radiu TOK FM; zaprzeczył, że ma podać się do
dymisji;
lPo dziewiątej służby prasowe premiera ogłosiły, że Ćwiąkalski jednak złożył rezygnację, a Tusk ją przyjął; poranne spotkanie u premiera miało być poświęcone sprawie Olewników – co należy zrobić, żeby wyjść z niej z twarzą; o dymisji Ćwiąkalskiego ani jego podwładnych nikt wcześniej nie myślał.
Tusk ma wiele wad, ale do tej pory nie zdradzał nadmiernej skłonności do histerii. Zwłaszcza
histerii spóźnionej o dwadzieścia kilka godzin. Gdyby postanowił, że głowa Ćwiąkalskiego ma spaść za samobójstwo Pazika, wymusiłby dymisję w poniedziałek rano. Wtedy by to odniosło odpowiedni efekt propagandowy.
Tymczasem przez cały poniedziałek wszyscy politycy PO bronili Ćwiąkalskiego – najwyraźniej na polecenie kierownictwa partii. Wyszli
na wałów, gdy dobę później Tusk oświadczył: Nie mogę zaakceptować zaniechań, niechlujstwa i słabości służb, które odpowiadają za to samobójstwo. Odpowiedzialność ponosi za to minister sprawiedliwości.
Politycy PO dziwią się do dziś. Jak za pół
roku jakiś policjant zastrzeli kogoś przez przypadek, to Schetyna też będzie odwołany? – pytają.
Także PSL burzy się z powodu decyzji kadrowych premiera.
Logika wskazuje, że albo Tusk oszalał, albo śmierć Pazika była – tak właśnie twierdzimy – jedynie pretekstem do przewietrzenia resortu sprawiedliwości.
To naturalnie tylko domniemania. Potwierdza je jednak pozostające w dyspozycji redakcji „NIE” oświadczenie pracownika Farmutilu (fabryka Stokłosy) zawierające szczegóły wizyty Ćwiąkalskiego w Śmiłowie.
•••
Na przyjęciu imieninowym, które były senator wydawał w poniedziałek 19 stycznia, spodziewano się wicepremiera Waldemara Pawlaka oraz Andrzeja Leppera. Obaj ograniczyli się do złożenia życzeń przez telefon. Pawlak w ostatniej chwili oświadczył, że nie przyjedzie, bo sytuacja się zmieniła i będzie gnój. Lepper zapowiedział się w innym terminie, bo 19 stycznia cierpiał na grypę.
•••
Stokłosa był senatorem od 1989 r. i jednym z najbogatszych Polaków. Jeszcze dwa i pół roku temu bywanie w Śmiłowie było w dobrym tonie. Gdy zapraszał kolegów z parlamentu, stawiała się większość. Żartowano, że może organizować sesje
wyjazdowe Sejmu czy Senatu i w swoim obejściu stanowić prawo.
Szmalu wciąż ma niemało. Gorzej z przyjaciółmi. Od kiedy prokuratura wsadziła go do aresztu, a potem oskarżyła o popełnienie 21 przestępstw, bywanie w Śmiłowie przestało być trendy.
Wśród zarzutów jest również to, że w latach 1989–2005 Stokłosa miał korzystać z wielomilionowych umorzeń podatkowych, które załatwili mu skorumpowani urzędnicy Ministerstwa Finansów. Oraz to, że miał w kieszeni sędziego z Poznania, który wydawał wyroki po jego myśli.
Stokłosie nie podobało się w celi, choć tak dobrano współwięźniów, żeby nie odstawali od niego intelektualnie. Stać go było na najlepszych adwokatów, którym przyświecał jeden cel: uwolnienie pryncypała.
Stokłosa zarzucał sądy wnioskami o zwolnienie z aresztu. Ostatni rozpatrywano 15 grudnia 2008 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu uznał, że senator ma pozostać za kratami do końca marca 2009 r., bo grozi mu surowa kara, istnieje więc obawa ucieczki. Pełnomocnicy Stokłosy złożyli odwołanie. Rozpatrzył je w trybie ekspresowym (już 23 grudnia 2008 r.) Sąd Apelacyjny w Poznaniu. To rekord Polski w rozpatrywaniu odwołań.
Ciąg dalszy jest powszechnie znany. Sąd zwrócił Stokłosie wolność pod warunkiem wpłacenia poręczenia w kwocie 3 mln zł. Nakazał też, aby trzy razy w tygodniu eks-senator meldował się na policji. W kraju, w którym wielu ludzi żyje z zawartości śmietników, dostarczenie takiej kwoty zajęło rodzinie uwięzionego godzinę. Kaucję wpłacili synowie z pasierbem.
•••
Stokłosa wyszedł w Wigilię w samo południe. Przed Aresztem Śledczym w Szamotułach czekali dziennikarze i stęskniona żona Anna, a w Śmiłowie naszykowano kolację wigilijną.
Sielanka rodzinna trwała, dopóki nie wyłączono kamer. Już w samochodzie małżonkowie zaczęli się spierać. Nie poszło o nędzny wygląd uwolnionego (potwornie wychudł), ale o pieniądze. Tuż przed zatrzymaniem przez niemiecką policję w listopadzie 2007 r. Stokłosa podpisał pełnomocnictwa upoważniające panią Annę do reprezentowania go w jego firmach. Dzięki temu mogły normalnie funkcjonować. W ocenie senatora połowica bardziej przejmowała się dobrem swojego syna z wcześniejszego związku niż majątkiem rodu Stokłosów.
Wigilię i Boże Narodzenie Stokłosa spędził sam. Żona czmychnęła do rodziny i wróciła w drugi dzień świąt. Podobnie było w sylwestra. W noworoczną noc przyszedł złożyć życzenia jedynie Brunon Wolski, wójt miejscowości Kaczory.
4 stycznia 2009 r. wypadały 60. urodziny Stokłosy. Tym razem lokalni notable stawili się w komplecie. Oprócz wójta Kaczor przyszli m.in. starosta pilski Tomasz Bugajski (PO), przewodniczący rady powiatu Mirosław Mantaj (PO), powiatowy radny i szef powiatowych struktur PiS Jacek Ciechanowski oraz poseł SLD, a w przeszłości wiceminister
finansów, Stanisław Stec.
•••
Adwokaci Stokłosy przewidują, że proces będzie długi, bo też nie ma się do czego śpieszyć. Sądowy nakaz częstego pokazywania się policji nie jest
dla byłego senatora utrudnieniem, bo to na ogół nie on biega na komisariat, ale policja przychodzi do niego. To nie jest nic nagannego, sąd przecież nie określił, kto ma ruszać dupę.
Mecenasi sądzą, że Temida spojrzy na ich klienta życzliwie i zostanie skazany na 3 lata więzienia. Taki wyrok nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Więzienie będzie przykre, ale niebolesne, zważywszy że po odbyciu połowy kary można ubiegać się o przedterminowe zwolnienie, a trzynaście i pół miesiąca Stokłosa już odsiedział.
Na papu z pewnością wystarczy senatorowi do końca życia. Jego majątek szacuje się na ok. 2 mld zł, a na poczet ewentualnych zobowiązań prokuratura zabezpieczyła mienie o wartości 20,7 mln zł.
BOŻENA DUNAT
MAREK PAPRYKARZ
bdunat@redakcja.nie.com.pl
„NIE” o Stokłosie:
„Smród pana senatora”, nr 20/2004
„Dworak senatora Stokłosy”, 41/2004
„Książę na kościach”, 25/2006
„Kaczory tęsknią za Stokłosą”, 1/2007
„Stokłosa na siedząco”, 27/2008