wtorek, 5 lutego 2008

Laptop w wannie utopił prokurator od Blidy

Marcin Pietraszewski, Katowice
2008-02-05, ostatnia aktualizacja 2008-02-05 11:03

Szef Prokuratury Okręgowej w Katowicach nadzorujący śledztwo w sprawie Barbary Blidy utopił w wannie swój laptop. Do tego nieszczęśliwego wypadku doszło tuż przed odwołaniem go ze stanowiska

Zobacz powiekszenie
Fot. NYT NYT
Co dzieje się z laptopami?


Prokurator Krzysztof Błach jako szef katowickiej prokuratury prowadził narady, podczas których przygotowywano zarzuty i omawiano szczegóły akcji przeciwko Barbarze Blidzie. Z zeznań Tomasza Balasa, prokuratora, który podpisał nakaz zatrzymania byłej posłanki SLD, wynika, że to właśnie Błach nalegał, żeby obciążająca Blidę jej przyjaciółka Barbara Kmiecik pozostała bezkarna, i wydał polecenie, by działaczkę lewicy zatrzymać 25 kwietnia. Była posłanka SLD zastrzeliła się jednak we własnym domu podczas akcji służb specjalnych.

- W tej sprawie Błach koordynował przepływ informacji, jakich domagało się Ministerstwo Sprawiedliwości - mówi jeden z katowickich prokuratorów. Prosi jednak o zachowanie anonimowości. - E-mailował też z kolegami, którzy awansowali do Prokuratury Krajowej i stali się najbliższymi współpracownikami ministra Ziobry.

"Gazeta" dowiedziała się, że tuż przed odwołaniem ze stanowiska przez ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego Błach złożył w prokuraturze oświadczenie. Napisał, że jego służbowy laptop został zniszczony i prosi o obciążenie go kosztami jego zakupu. Prokurator tłumaczył współpracownikom, że pracował na nim podczas kąpieli i komputer przypadkowo wpadł mu do wanny, a informatyk stwierdził, że nie można go już naprawić.

- Prokurator Błach komputera nie zwrócił, ale 5 grudnia zapłacił za niego 3240 zł. W tej sytuacji nie prowadziliśmy żadnego postępowania wyjaśniającego - mówi prokurator Marta Dybek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Uszkodzony laptop został skreślony z ewidencji prokuratury i przeszedł na własność Błacha. Nie wiadomo, gdzie jest teraz.

Krzysztof Błach nie chciał wczoraj rozmawiać o laptopie: - Ze wszystkiego się rozliczyłem i nie ma dla mnie tematu.

Nie wiadomo, jakie informacje zawierał twardy dysk komputera Błacha. - Biorąc pod uwagę problemy, jakie spotkały laptop ministra Ziobry, historia z zatopieniem komputerem prokuratora Błacha może być nieprzypadkowa i powinna zostać wnikliwie zbadana. To mi wygląda na jakąś epidemię - mówi mecenas Leszek Piotrowski, pełnomocnik rodziny Blidów.

Kilka dni temu RMF FM ujawnił, że Zbigniew Ziobro, jego asystent i zastępca, odchodząc z ministerstwa, oddali laptopy z uszkodzonymi twardymi dyskami.

Paweł Odor z katowickiej firmy Ontrack, która zajmuje się odzyskiwaniem danych ze zniszczonych komputerów, zapewnia, że specjaliści nie mieliby żadnego problemu z odtworzeniem zawartości twardego dysku zalanego wodą. - Ratowaliśmy już dane komputerów wyłowionych podczas powodzi, więc dysk wyciągnięty z wanny nie byłby dla nas wielkim wyzwaniem - mówi Odor.

Na razie nie wiadomo, czy prokuratura z Łodzi wyjaśniająca okoliczności samobójstwa Barbary Blidy spróbuje ustalić, co zawierał twardy dysk laptopa Krzysztofa Błacha. Śledztwo zbliża się jednak do przełomowego momentu. Prokuratura postanowiła przesłuchać Jarosława Kaczyńskiego i Ziobrę. Były premier zeznania złoży w piątek, a były minister sprawiedliwości w poniedziałek. Te przesłuchania będą kluczowe dla potwierdzenia podejrzeń, czy były polityczne naciski w sprawie tzw. mafii węglowej.

Były szef MSWiA Janusz Kaczmarek i były szef policji Konrad Kornatowski zeznali, że szczegóły akcji przeciwko byłej posłance SLD omawiano na naradzie u premiera. "Kiedy pojawiła się możliwość wyjścia na układ lewicy, Jarosław Kaczyński stwierdził, że pokazanie tego układu wystarczy za wszystkie inne" - zeznał Kaczmarek.

Pilot CASY zachowywał się prawidłowo?

eb, pap, tvn24 05-02-2008, ostatnia aktualizacja 05-02-2008 12:17

Pilot samolotu wojskowego CASA C-295 M przed samą katastrofą nie wykonywał gwałtownych manewrów. Meldował do wieży lotów, że dobrze widzi pas startowy - podaje TVN24. Wojsko przestało pilnować leśnego terenu w pobliżu 12. Bazy Lotniczej w Mirosławcu, gdzie 23 stycznia doszło do katastrofy.

Porządkowanie miejsca katastrofy
autor zdjęcia: Bartosz Jankowski
źródło: Fotorzepa
Porządkowanie miejsca katastrofy
Msza św. w intencji ofiar katastrofy wojskowego samolotu transportowego CASA C-295M
autor zdjęcia: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Msza św. w intencji ofiar katastrofy wojskowego samolotu transportowego CASA C-295M

W weekend "Gazeta Wyborcza" poinformowała, że podczas drugiej próby zejścia do lądowania pilot miał skrócić manewr, ściąć tor lotu i w warunkach ograniczonej widoczności i orientacji zahaczyć skrzydłem samolotu o drzewo.

Wczoraj rzecznik Sił Powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski powiedział, że 1 lutego zakaz lotów został zniesiony. - Dowództwo Sił Powietrznych podjęło taką decyzję na podstawie pisma szefa komisji badania wypadków lotniczych - wyjaśnił.

Grzegorzewski nie ujawnił treści tego pisma. Dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik zapowiadał wcześniej, że zezwoli na loty transportowych maszyn CASA, po wykluczeniu przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego usterki technicznej jako powodu katastrofy.

Według sekretarza Krajowej Rady Lotnictwa Tomasza Hypkiego, wznowienie przez wojsko lotów transportowych maszyn CASA może oznaczać, iż "komisja badania wypadków lotniczych wykluczyła, by doszło do usterki technicznej wpływającej na bezpieczeństwo lotów samolotów typu CASA."

- Trudno jednak na tej podstawie jednoznacznie przesądzić, iż dotyczy to również maszyny, która uległa katastrofie - zastrzegł Hypki.

Porządkowanie miejsca katastrofy

- Posterunki zostały zdjęte wcześnie rano. Obecnie na miejscu katastrofy pracuje spychacz, który przygotowuje grunt pod ustawienie obelisku ku pamięci 20 poległych w katastrofie oficerów - powiedział mjr Bogdan Ziółkowski, rzecznik 12. Bazy Lotniczej w Mirosławcu.

Pod jednym z drzew pali się kilkanaście zniczy ustawionych przez rodziny zmarłych. Natomiast na terenie jednostki trwają prace nad przygotowaniem głazu, który ma być cmentarnym elementem obelisku poświęconego pamięci ofiar katastrofy.

Rzecznik dodał, że wojsko planuje jeszcze przeszukanie terenu wokół miejsca katastrofy W 12. Bazie Lotniczej. Cały czas pracują też eksperci z Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którzy w jednym z hangarów prowadzą oględziny szczątków samolotu CASA.

23 stycznia

CASA C-295 M z 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego w Krakowie rozbiła się 23 stycznia o godzinie 19.07 w czasie podchodzenia do lądowania w 12. Bazie Lotniczej. Maszyna spadła na zalesiony teren poza jednostką, ok. 800 metrów od pasa startowego. Na jej pokładzie było 16 wysokiej rangi oficerów Sił Powietrznych i 4 członków załogi. Wszyscy zginęli na miejscu.

Ofiary katastrofy to dziewięciu oficerów ze Świdwina, wśród nich dowódca 1. Brygady Lotnictwa Taktycznego oraz dowódcy 21. i 12. Bazy Lotniczej; pięciu oficerów z 12. Bazy Lotniczej i 8. Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu; zastępca dowódcy 22. Bazy Lotniczej w Malborku, specjalista z Dowództwa Sił Powietrznych w Warszawie i czterech członków załogi, żołnierzy z 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego w Krakowie.

Dzień po katastrofie dowództwo Sił Powietrznych zawiesiło loty pozostałych używanych przez polskie wojsko maszyn typu CASA.

Źródło : Rzeczpospolita

Czy zawiniły pociski?

Edyta Żemła, Łukasz Zalesiński 05-02-2008, ostatnia aktualizacja 05-02-2008 02:36

Tragedia w Nangar Khel. Polscy żołnierze z bazy Wazi Khwa w Afganistanie wysyłali do dowódcy meldunki, że amunicja moździerzowa jest uszkodzona. Potem jeden z pocisków spadł na afgańską wioskę

autor zdjęcia: Seweryn Sołtys
źródło: Fotorzepa

Dotarliśmy do meldunku do dowódcy Grupy Bojowej płk. Adama Stręka, sporządzonego przez oficera operacyjnego z zespołu bojowego „C”, czyli z bazy, w której służyli żołnierze zatrzymani w związku z tragicznymi wydarzeniami w Nangar Khel.

30 lipca 2007 r., dwa tygodnie przed ostrzałem wioski, w którym zginęli afgańscy cywile, żołnierze meldowali płk. Strękowi: „Podczas strzelania pociski moździerzowe koziołkują, to główny powód znacznego skrócenia donośności pocisków przy celowaniu i ładowaniu. Dla 1300 m (czyli przy strzelaniu na taki dystans – przyp. red.) upadały one 250 – 350 m od stanowiska ogniowego”.

Wadliwe pociski moździerzowe chybiały celu nawet o 1000 metrów

Meldunek kończy się wnioskiem, by dowódcy wycofali wadliwą amunicję z użytkowania. Do tego jednak nie doszło. Żołnierze w Afganistanie nadal strzelali tą samą amunicją. Dlaczego? – Przeprowadzono kolejne strzelania, które nie potwierdziły informacji z meldunku – mówi płk Stręk. Dodaje, że w związku z tym nie było podstaw, by wycofać amunicję. Żołnierze, z którymi rozmawiała „Rz”, mówią jednak, że usłyszeli, żeby nie robili zamieszania, tylko „zabrali się do roboty”. Dlatego 16 sierpnia z partią amunicji moździerzowej, w której stwierdzono wady, pojechali w okolice wioski Nangar Khel. Działając na podstawie informacji z polskiego i amerykańskiego rozpoznania wojskowego, mieli zlikwidować stanowiska talibów. Ustawili moździerz ponad kilometr od wioski. Chcieli ostrzelać wzgórza za zabudowaniami i okolice przed wioską. Jeden pocisk spadł jednak na wioskę. Zginęły kobiety i dzieci.

Czy przyczyną mogła być wada amunicji? – Informacje z meldunku potwierdzałyby tę tezę. Amunicja moździerzowa jest szczególnie podatna na czynniki zewnętrzne: meteorologiczne, klimatyczne, wilgotność – mówi gen. Stanisław Koziej, ekspert wojskowy, doradca ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. – Od samego początku tej sprawy uważałem, że jest splotem różnych zdarzeń, a nie celowo popełnioną zbrodnią.

13 listopada Żandarmeria Wojskowa zatrzymała sześciu weteranów afgańskiej misji. W związku z ostrzałem wioski prokuratura postawiła zarzuty siedmiu żołnierzom. Sześciu z nich zarzuciła zabójstwo ludności cywilnej, jednemu – atak na niebroniony obiekt cywilny.

Źródło : Rzeczpospolita