piątek, 9 listopada 2007

Musharraf ustępuje w sprawie wyborów i stanu wyjątkowego

wj
2007-11-09, ostatnia aktualizacja 2007-11-08 17:29

Zaskoczony potępieniem, jakie spadło na niego za wprowadzenie stanu wyjątkowego, prezydent gen. Pervez Musharraf obiecał, że zaplanowane na połowę stycznia wybory parlamentarne odbędą się najpóźniej do połowy lutego

Panujący od 1999 r. Pervez Musharraf wprowadził w sobotę stan wyjątkowy, twierdząc, że w wyniku politycznej dywersji prowadzonej przeciwko niemu przez nieprzyjazne sądy państwo zostało sparaliżowane. I nie może już skutecznie walczyć z terrorystami i fanatykami religijnymi pragnącymi wciągnąć Pakistan w światową świętą wojnę.

Naprawdę Musharrafowi chodziło o utrzymanie zagrożonej władzy. Mimo wygranych w październiku wyborów prezydenckich jego dalsze panowanie zależało od decyzji sądu najwyższego. Ma on orzec czy w generalskim mundurze i na stanowisku szefa sztabu armii Musharraf miał prawo w ogóle ubiegać się o urząd prezydencki. Generał wymienił kilku sędziów trybunału i może być teraz spokojny o werdykt.

Przeciwko stanowi wyjątkowemu poza opozycją najostrzej zaprotestowali Amerykanie, najważniejsi sojusznicy Pakistanu, uzależnieni jednocześnie od Islamabadu w sprawie poparcia dla interwencji USA w sąsiednim Afganistanie. W środę prezydent George Bush zadzwonił do Musharrafa i, nie przebierając w słowach, zażądał, by niezwłocznie przeprowadził uczciwe wybory do parlamentu i ściągnął w końcu mundur.

I w czwartek Musharraf wszystko to obiecał, a jego ministrowie dodali, że stan wyjątkowy "za miesiąc, dwa" zostanie zniesiony. Generał nie podał co prawda terminu, kiedy przebierze się w garnitur, ale Waszyngton z wyraźną radością przyjął jego obietnicę.

Niezadowolona - według jednych szczerze, według innych nie - pozostaje wciąż Benazir Bhutto, była premier i najsławniejsza z pakistańskich polityków. W październiku dobiła ona targu z Musharrafem i wróciła z ośmioletniego wygnania w Londynie i Dubaju, by wygrać styczniowe wybory, wrócić do rządu i podzielić się władzą z generałem.

Taki był plan opracowany przez strategów z Waszyngtonu coraz bardziej zaniepokojonych falą terroru w Pakistanie i coraz wyraźniejszą niechęcią Musharrafa do współpracy wojennej. Duet Musharraf - Bhutto miał dać rząd doskonały.

W czwartek na wieść o obietnicy prezydenta Bhutto oświadczyła, że nie wierzy, by generał dotrzymał słowa. - Chcemy konkretnych terminów - kiedy będą wybory i kiedy zdejmie mundur - zażądała.

W środę Bhutto wezwała Pakistańczyków do buntu przeciwko generałowi, a na piątek zapowiedziała pierwszy z wielkich protestacyjnych wieców w Rawalpindi.

Policja ostrzega Benazir, że w stanie wyjątkowym wiece są zakazane i że w Rawalpindi, podobnie jak w październiku w Karaczi, zaczaili się na nią zabójcy. Przed miesiącem, podczas triumfalnego powrotu Bhutto do kraju, w zamachu bombowym, którego była celem, zginęło ponad 150 osób, a pół tysiąca zostało rannych.

Nie wszyscy w Pakistanie wierzą w nagłą wojowniczość byłej premier, która przez pierwsze trzy dni stanu wyjątkowego zachowywała dziwne milczenie. Znawcy pakistańskiej polityki uważają, że Bhutto prowadzi podwójną grę. Po cichu układa się z generałem i Amerykanami w sprawie podziału władzy, a głośno nawołuje do buntu, by umocnić swoją wiarygodność jako niezłomnej bojowniczki o wolność i demokrację.

Brak komentarzy: