Zaskoczony potępieniem, jakie spadło na niego za wprowadzenie stanu wyjątkowego, prezydent gen. Pervez Musharraf obiecał, że zaplanowane na połowę stycznia wybory parlamentarne odbędą się najpóźniej do połowy lutego
ZOBACZ TAKŻE
- Jak politycy w Pakistanie ukradli studentom rewoltę (15-11-07, 02:00)
- Pakistan się chwieje (14-11-07, 02:00)
- Prezydent Musharraf obiecuje wybory w styczniu (12-11-07, 03:00)
- Wybory w Pakistanie mogą zostać odroczone (07-11-07, 02:00)
- UE wzywa Musharrafa do ustąpienia z funkcji szefa armii i przeprowadzenia wyborów w styczniu (06-11-07, 20:27)
- Musharraf nie patrzy na Zachód (06-11-07, 02:00)
- Pakistan w stanie wyjątkowym (05-11-07, 02:00)
Naprawdę Musharrafowi chodziło o utrzymanie zagrożonej władzy. Mimo wygranych w październiku wyborów prezydenckich jego dalsze panowanie zależało od decyzji sądu najwyższego. Ma on orzec czy w generalskim mundurze i na stanowisku szefa sztabu armii Musharraf miał prawo w ogóle ubiegać się o urząd prezydencki. Generał wymienił kilku sędziów trybunału i może być teraz spokojny o werdykt.
Przeciwko stanowi wyjątkowemu poza opozycją najostrzej zaprotestowali Amerykanie, najważniejsi sojusznicy Pakistanu, uzależnieni jednocześnie od Islamabadu w sprawie poparcia dla interwencji USA w sąsiednim Afganistanie. W środę prezydent George Bush zadzwonił do Musharrafa i, nie przebierając w słowach, zażądał, by niezwłocznie przeprowadził uczciwe wybory do parlamentu i ściągnął w końcu mundur.
I w czwartek Musharraf wszystko to obiecał, a jego ministrowie dodali, że stan wyjątkowy "za miesiąc, dwa" zostanie zniesiony. Generał nie podał co prawda terminu, kiedy przebierze się w garnitur, ale Waszyngton z wyraźną radością przyjął jego obietnicę.
Niezadowolona - według jednych szczerze, według innych nie - pozostaje wciąż Benazir Bhutto, była premier i najsławniejsza z pakistańskich polityków. W październiku dobiła ona targu z Musharrafem i wróciła z ośmioletniego wygnania w Londynie i Dubaju, by wygrać styczniowe wybory, wrócić do rządu i podzielić się władzą z generałem.
Taki był plan opracowany przez strategów z Waszyngtonu coraz bardziej zaniepokojonych falą terroru w Pakistanie i coraz wyraźniejszą niechęcią Musharrafa do współpracy wojennej. Duet Musharraf - Bhutto miał dać rząd doskonały.
W czwartek na wieść o obietnicy prezydenta Bhutto oświadczyła, że nie wierzy, by generał dotrzymał słowa. - Chcemy konkretnych terminów - kiedy będą wybory i kiedy zdejmie mundur - zażądała.
W środę Bhutto wezwała Pakistańczyków do buntu przeciwko generałowi, a na piątek zapowiedziała pierwszy z wielkich protestacyjnych wieców w Rawalpindi.
Policja ostrzega Benazir, że w stanie wyjątkowym wiece są zakazane i że w Rawalpindi, podobnie jak w październiku w Karaczi, zaczaili się na nią zabójcy. Przed miesiącem, podczas triumfalnego powrotu Bhutto do kraju, w zamachu bombowym, którego była celem, zginęło ponad 150 osób, a pół tysiąca zostało rannych.
Nie wszyscy w Pakistanie wierzą w nagłą wojowniczość byłej premier, która przez pierwsze trzy dni stanu wyjątkowego zachowywała dziwne milczenie. Znawcy pakistańskiej polityki uważają, że Bhutto prowadzi podwójną grę. Po cichu układa się z generałem i Amerykanami w sprawie podziału władzy, a głośno nawołuje do buntu, by umocnić swoją wiarygodność jako niezłomnej bojowniczki o wolność i demokrację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz