ulast, PAP
2007-11-09, ostatnia aktualizacja 2007-11-09 16:52
Poseł PiS Jan Ołdakowski oraz posłanki Nelly Rokita i Lena Dąbkowska-Cichocka uważają, że padli ofiarą "politycznego szantażu" ze strony marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego (PO). Ołdakowski powiedział, że chce dalej kierować Muzeum Powstania Warszawskiego, a decyzję w sprawie pełnienia mandatu poselskiego pozostawia Komorowskiemu.
ZOBACZ TAKŻE
- Komorowski sugeruje Ołdakowskiemu 4-letni urlop (08-11-07, 20:38)
SONDAŻ
Komorowski wygasi mandat Ołdakowskiemu?
- Wydaje mi się, że zwyczaj, w którym marszałek Sejmu grozi odebraniem mandatu posłom opozycji to nie jest dobry zwyczaj - powiedział poseł. Jak dodał, marszałek powiedział mu, że jeśli do piątku do godz. 24 nie przestanie pracować w Muzeum Powstania Warszawskiego, wygasi mu mandat.
Ołdakowski przypominał, że w poprzedniej kadencji Sejmu łączył funkcje szefa muzeum z pełnieniem mandatu posła. Jak mówił, dysponuje ekspertyzami prawnymi, które mówią, że jest to możliwe. - Z obu tych funkcji wywiązywałem się dobrze - ocenił.
PO chce wykorzystać muzeum dla celów politycznych?
Poseł PiS Karol Karski żądania Bronisława Komorowskiego określił jako pierwsze niedemokratyczne działania marszałka. Powiedział, że w 1997 r. prezydia Sejmu i Senatu wyjaśniły, że można łączyć funkcję posła z pracami w instytucjach o charakterze kulturalnym. - Ta informacja zawarta jest w informatorze, który otrzymuje każdy poseł - podkreślił Karski.
Poseł podkreślił, że sam Ołdakowski dysponuje trzema ekspertyzami, które potwierdzają, że może kierować muzeum powstania, a jednocześnie być posłem. W jego ocenie, chęć usunięcia Ołdakowskiego ma drugie dno - obsadzenie na stanowisku dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego kogoś z PO.
Brak pisemnych informacji o groźbie utraty mandatu
Posłanki Nelly Rokita i Lena Dąbkowska-Cichocka zrezygnowały w czwartek ze stanowisk społecznych doradców prezydenta po tym, jak przedstawiciele Kancelarii Sejmu stwierdzili, że mogą one stracić mandaty poselskie, jeśli pozostaną na tych stanowiskach.
Dąkowska-Cichocka podkreśliła, że ani ona, ani Ołdakowski i Rokita, nie dostali "pisemnych informacji" na temat grożącej im utraty mandatu. Wyjaśniła, że ona i Nelly Rokita otrzymały informację telefoniczną "na zasadzie porady, że powinnyśmy złożyć rezygnację z funkcji społecznych doradców prezydenta".
"My żeśmy się poddały (...), mamy zobowiązania wobec wyborców - Nelly Rokita (zdobyła) ponad 6 tys. głosów, ja w Opolu ponad 18 tys. głosów" - podkreśliła. Zapowiedziała, że razem z Rokitą będą pomagać prezydentowi w jego pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz