sobota, 3 listopada 2007

PiS wraca do ratusza

Iwona Szpala
2007-11-02, ostatnia aktualizacja 30 minut temu

Aresztowany za korupcję były minister sportu w rządzie PiS Tomasz Lipiec chce wrócić do pracy w ratuszu. Podobnie jak 60 innych urzędników stołecznej ekipy Lecha Kaczyńskiego, którzy awansowali po wygranej PiS przed dwoma laty i korzystali z urlopu bezpłatnego

Lipiec za czasów stołecznej prezydentury Lecha Kaczyńskiego był dyrektorem Warszawskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. W 2005 r. dostał nominację na ministra sportu, jednak z samorządem nie rozstał się do końca - wziął urlop bezpłatny. - Tak zrobiło przeszło 60 osób z PiS-owskiej ekipy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, które po wygranej braci Kaczyńskich w 2005 r. przeszły do wyższych urzędów - mówi Jarosław Jóźwiak, wicedyrektor gabinetu prezydenta Warszawy. - Jeśli będą chcieli wrócić do samorządu, musimy im zaproponować takie same warunki, jakie mieli tu poprzednio.

W PO spodziewają się, że byłe PiS-owskie kadry upomną się o swoje. Spekulują, że do miasta będą chciały wrócić głównie osoby, które zajmowały wysokie stanowiska w administracji rządowej. Dla nich porażka PiS oznacza załamanie karier. - Wyjścia są dwa: praca dla miasta albo odejście za porozumieniem stron. To jednak wiąże się z kosztami, bo mają prawo do trzymiesięcznych odpraw - wyjaśnia Jóźwiak.

Jako pierwszy ze swoich praw postanowił skorzystać były minister sportu Tomasz Lipiec, jeszcze zanim upomniała się o niego prokuratura. Po tym, jak zdymisjonowano go z funkcji ministra sportu, nie pojawił się w ratuszu, choć miał tak obowiązek. Wykazał jednak czujność: gdy ratusz przysłał mu wypowiedzenie z art. 52 (dyscyplinarne), odwołał się do sądu pracy.

Czekaliśmy na pana Lipca tydzień, ale nie przyszedł

- Czekaliśmy na pana Lipca tydzień, ale nie przyszedł. Okazało się, że chce byśmy go przywrócili do pracy, choć formalnie ją porzucił - relacjonuje Jóźwiak.

Kolejnym urlopowanym, który chciałby zasilić ekipę Hanny Gronkiewicz-Waltz, jest Bartłomiej Szrajber, PiS-owski poseł ostatniej kadencji. Byłby to już kolejny powrót tego polityka w szeregi samorządowców. W 2001 r. po zdobyciu poselskiego mandatu wziął urlop bezpłatny jako wicedyrektor Żoliborza, a gdy przegrał kolejne wybory do Sejmu w 2005 r. ponownie został samorządowcem. - Pan Szrajber wraca na niezłych warunkach. Jest głównym specjalistą z pensją sięgającą 7 tys. zł brutto, którą ustalili jego PiS-owsy przełożeni. To stawka maksymalna - mówi Jóźwiak.

Zgłoszenie się byłego posła do ratusza wzbudziło spore zaskoczenie, bo o ile w 2005 r. wracał do miasta rządzonego przez PiS, to teraz miałby zasilić szeregi politycznej konkurencji. Pracowałby w gabinecie prezydenta, który tworzą najbardziej zaufani ludzie Hanny Gronkiewicz-Waltz. Tam podejmowane są strategiczne decyzje, także polityczne. W dodatku, jak twierdzi Jóźwiak, nikt nie przypomina sobie, by Bartłomiej Szrajber wcześniej pracował u prezydenta.

To sytuacja ambarasująca obie strony

Szrajber twierdzi, że za czasów Lecha Kaczyńskiego "opracowywał analizy statystyczne". Zajęcie to nazywa "kilkumiesięcznym incydentem", który skończył się objęciem mandatu poselskiego po Mariuszu Kamińskim, gdy ten został szefem CBA. - W gabinecie prezydenta mogą mnie nie pamiętać, bo miałem pokój w piwnicy - przyznaje.

Mówi, że zanim wróci na samorządową posadę, chce porozmawiać z prezydent Gronkiewicz-Waltz. - To sytuacja ambarasująca obie strony. Uprzedziłem kolegów w PiS, że biorę sprawy we własne ręce i wracam do ratusza - mówi. - Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia z panią prezydent i jako były wybraniec narodu będę mógł coś wykreować. Zgłosiłem, że jestem do dyspozycji od stycznia. Na razie korzystam z trzymiesięcznej odprawy, która przysługuje byłym posłom.

Brak komentarzy: