Papież Benedykt XVI nie przyjmie Dalajlamy podczas jego grudniowej wizyty we Włoszech. - Watykan nie chce zaogniać stosunków z Pekinem - mówi Marco Politi, watykanista dziennika "La Repubblica".
Dalajlama jest duchowym przywódcą Tybetańczyków zwalczanym przez Chiny, które wokół jego każdej oficjalnej wizyty zagranicznej urządzają dyplomatyczny skandal. Posądzają kraje goszczące Dalajlamę o wspieranie oddzielenia się Tybetu od Chin.Papieże od Pawła VI, poprzez Jana Pawła II, po Benedykta XVI przyjmowali dotychczas Dalajlamę podczas jego wszystkich podróży do Rzymu. Szczególnie serdecznie witał go zawsze polski papież - doskonale rozumiejący, czym są komunistyczne represje. W 1986 r. zaprosił Dalajlamę na wspólną modlitwę o pokój w Asyżu. Przywódcy prześladowanych Tybetańczyków pozwolono ustawić posążek Buddy w jednej z franciszkańskich kaplic.
Tym razem Watykan - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - nie chce przyjąć u siebie niewygodnego gościa. - Kuria rzymska nie chce drażnić Pekinu, bo ma nadzieję na kompromis w sprawie wyświęcania chińskich biskupów - twierdzi włoski watykanista Marco Politi.
Chińscy katolicy, których liczbę szacuje się na 8-12 mln, są podzieleni. Kościół podziemny, pomimo nacisków komunistycznych władz, uznaje pełną zwierzchność Rzymu. "Kościół patriotyczny" jest lojalny wobec państwa, a Pekin narzuca mu wyznaczonych przez siebie biskupów.
Zszycie obu Kościołów jest głównym celem azjatyckiej polityki Stolicy Apostolskiej. Papież ma nadzieję, że porozumienie z Pekinem zakończy represje wobec katolików z obu odłamów Kościoła i zapobiegnie schizmie, czyli ich trwałemu podziałowi.
Ponadto w Rzymie coraz głośniej mówi się o religijnym odrodzeniu w Chinach. Z niemałymi sukcesami wykorzystują je protestanci nawracający Chińczyków, nie czekając na pozwolenie władz. Według katolickich szacunków aż 90 proc. Chińczyków przyjmujących dziś chrześcijaństwo to zielonoświątkowcy i inni protestanci.
W zamian za porozumienie z Chinami Watykan jest więc gotowy błyskawicznie zerwać stosunki dyplomatyczne z Tajwanem i przenieść swą nuncjaturę do Pekinu, a Benedykt XVI wysyła sygnały, że jest gotów dać Pekinowi gwarancje, że Kościół po jego oficjalnym uznaniu przez Pekin nie będzie się mocno wtrącał do polityki.
- Chińczycy boją się efektu "Solidarności", czyli niezależnego Kościoła wspierającego opozycję. Watykan usiłuje uśmierzać te lęki - mówi Politi.
Najsilniejszym pojednawczym gestem Benedykta XVI był list do chińskich katolików wystosowany przed kilkoma miesiącami. Komentatorzy odczytali go jako propozycję kompromisu oraz przychylny krok wobec chińskich biskupów wyznaczonych przez Pekin - formalnie nieuznających jurysdykcji papieża.
W Watykanie wybuchł nawet publiczny spór wokół przekładu listu na język chiński oraz załączonej wykładni sekretariatu stanu. Kardynał Joseph Zen z Hongkongu ogłosił, że tłumacze zbyt uwypuklili tony pojednawcze wobec Pekinu. - Pomimo to w Watykanie panuje nadzieja, że Pekin docenił pojednawczy gest Benedykta XVI - twierdzi Politi.
Niewykluczone, że pojednawczą odpowiedzią Pekinu na watykańskie gesty były niedawne nominacje biskupów "Kościoła patriotycznego", które jednocześnie cieszyły się aprobatą Rzymu. Choć więc nawet nie rozpoczęły się oficjalne negocjacje, to kuria rzymska liczy na szerszy kompromis w sprawie wyznaczania biskupów. Jak za czasów PRL państwo miałoby zatwierdzać kandydatów proponowanych przez papieża.
Czy dla niepewnych rozmów o ugodzie z Pekinem papież jest gotów milczeć m.in. o prawach prześladowanych Tybetańczyków? - Pamiętajmy, że Benedykt XVI już raz przyjął Dalajlamę, choć nie robi tego wielu światowych przywódców. Może nie powinniśmy zbyt surowo oceniać jego dyplomatycznych zabiegów wobec Pekinu. Ich celem jest obrona praw, także prześladowanych, katolików - mówi Politi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz