W pierwszym meczu turnieju kwalifikacyjnego do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie reprezentacja Polski przegrała z Hiszpanią 2:3.
Czytaj blogi sport.pl
Po ostatniej piłce trzeciego seta, wyrzuconej w aut przez Israela Rodrigueza, niewiele brakowało, by eksplodujący radością trener Raul Lozano uwiesił się na szyi Krzysztofa Ignaczaka. To był niebywale ciężki okres, Polakom długo kompletnie nic nie wychodziło i dopiero w mrożącej krew końcówce wydostali się z tarapatów i objęli prowadzenie 2:1. Nie bez solidnej pomocy rywali.
Później wydawało się, że biało-czerwoni opanowali sytuację, ale to rywale przetrwali ten twardy, obfitujący w zaskakujący zwroty bój. Po wieńczącym go zbiciu - niecelnym - Bartosza Kurka Polacy długo siedzieli na parkiecie. W milczeniu, zawieszając martwe, smutne spojrzenia w jakimś nieokreślonym punkcie w przestrzeni.
Już pierwsza akcja, w której zaszło nieporozumienie w nowiusieńkim duecie reprezentacyjnych przyjmujących, mogła wywołać niepokój. Później Dawidowi Murkowi i Krzysztofowi Gierczyńskiemu szło o niebo lepiej, ale, niestety, nie do końca meczu. - Oczekiwałem od siebie więcej, jestem rozczarowany - mówił ten pierwszy. - Hiszpanie pewnie się bardzo ucieszyli, że grając słabo pokonali Polskę. A najdziwniejsze, że łapały mnie skurcze, Krzyśka zresztą też, choć tutaj są mniejsze obciążenia niż w lidze, gdzie skaczemy więcej - dodał Murek, najsurowiej oceniający grę drużyny.
Reprezentację Raula Lozano w jej najlepszym okresie napędzał mocny i zrównoważony, skuteczny na obu skrzydłach atak. Tymczasem teraz kontuzje wpędziły kadrę w taki kryzys, że w Izmirze za regularne zbijanie odpowiadać mają niemal wyłącznie nowe - mniej lub bardziej - twarze. Gruszka, przesuwany po boisku przez całą karierę, to kapitan drużyny, ale jako atakujący nie grał w niej od lat. Murek też wrócił po długiej przerwie, Gierczyński poprzednie występy pewnie ledwie pamięta, Kurek niemal wszystkim dotychczasowym meczom przyglądał się jako rezerwowy, a Wika w kadrze debiutuje. Jeśli dołożyć do tej grupy cierpiącego, walczącego z bólem barku Sebastiana Świderskiego, to okaże się, że przy największym atucie reprezentacji rozbłysnął ogromny znak zapytania.
Wczoraj ten znak zapytania się nie zmniejszył, choć z żadnego skrzydła nie straszyło rażącą wyrwą w ataku. Już w trzecim secie jednak bombardowani agresywnym serwisem Polacy z trudem ciułali punkty, sporo z nich zawdzięczając niewymuszonym błędom przeciwnika. Zaciął się nawet Gruszka, który przez dwa sety zachowywał regularność, nie deprymował się pojedynczymi niepowodzeniami i utrzymywał 50-procentową skuteczność. W końcu jednak Lozano musiał zastąpić go Kurkiem. Ten dał dobrą zmianę, ale w najważniejszym być może momencie błysnął Gierczyński, przebijając się przez potrójny blok Hiszpanów.
A później nastąpiły dwa dziwne sety, w których Polacy wysoko prowadzili, a mimo to je przegrali. W rozstrzygających chwilach oglądaliśmy drużynę jeszcze bardziej odmienioną personalnie na każdej niemal pozycji - ze wspomnianym Kurkiem w roli atakującego, Marcinem Możdżonkiem, teoretycznie czwartym w hierarchii środkowym reprezentacji, Gruszką przywróconym na pozycję przyjmującego i Marcinem Wiką. Niestety, nikt nie uniknął błędów.
- Na takim poziomie trzeba utrzymać maksymalną koncentrację do samego końca - wzdychał Kurek. - Nam się nie udało, rozprężenie nastąpiło w najgorszym momencie.
- Każdy, łącznie ze mną, dołożył swoją pomyłkę i przyłożył się do porażki - wtórował mu Daniel Pliński. - Ale moim zdaniem zagraliśmy dzisiaj naprawdę dobrze, poszliśmy na maksa i nie możemy sobie wiele zarzucić. Hiszpanie okazali się po prostu minimalnie lepsi. Ja sądzę jednak, że jeśli z Włochom zagramy na podobnym poziomie, to zwyciężymy. Dlatego w żadnym razie się nie poddajemy.
Pliński pocieszał się jak mógł, ale niewykluczone, że gdyby mecz dzisiejszych rywali oglądał, byłby optymistą ostrożniejszym. Włosi rozbili bowiem Holandię w imponującym stylu, nawet jeśli ta wypadła zaskakująco słabo. Rozpędzali się z seta na set, każdego kolejnego wygrywali łatwiej, w ostatnim mknąc już w tempie iście rakietowym. A przede wszystkim zostawili po sobie wrażenie grupy potwornie zdeterminowanej, jak nigdy żądnej sukcesu i wpadającej w euforię po każdym zdobytym punkcie. Dla nich - podupadłego siatkarskiego supemocarstwa - rok 2008 bez igrzysk, na których występują nieprzerwanie od trzech dekad, byłby końcem świata. I dzisiaj z Polską zagrają tak, by końca świata uniknąć.
I set
Do pierwszej przerwy technicznej żadna drużyna nie mogła wywalczyć przewagi. Polacy prowadzili 2:1, Hiszpanie 7:5. Chwilę po niej na kilka punktów odskoczyli Polacy, którzy dobrą grą blokiem doprowadzili do stanu 12:9. Trener Hiszpanów wziął czas, ale na niewiele się to zdało, bo jego zawodnicy nie potrafili odrobić strat. Na drugą przerwę techniczną Polacy zeszli z prowadzeniem 16:13. Po niej Hiszpanie nie mieli już nic do powiedzenia i po kilku chwilach zrobiło się 19:15. Do końca seta nie było już momentu, w którym Hiszpanie mogliby dogonić siatkarzy Lozano. Po bardzo dobrym secie Polacy prowadzili z Hiszpanią 1:0.
II set
Znów początek seta był bardzo wyrównany, z tą różnicą, że tym razem na pierwszą przerwę techniczną z prowadzeniem zeszli Hiszpanie. Po chwili było już 11:8 i o czas poprosił Raul Lozano. Niewiele to zmieniło, Polacy cały czas nie potrafili odrobić straty i na drugą przerwę techniczną schodzili przegrywając 13:16. Dopiero po niej Polacy zaskoczyli i po chwili doprowadzili do stanu 16:17. Nie trwało to długo, bo kilku błędach drużyny Lozano Hiszpanie wyszli na prowadzenie 19:17. Później Hiszpanie doprowadzili do stanu 24:21. Polacy obronili dwa setbole, ale przy trzecim skapitulowali.
III set
Już na początku seta dzięki świetnej grze Guillermo Falasci Hiszpania wyszła na prowadzenie 6:2. Po chwili jeszcze powiększyła przewagę do 8:3. Polacy obudzili się po przerwie technicznej. Dzięki dobrej grze Gierczyńskiego doprowadzili do stanu 11:9. Potem błędy popełniali jedni i drudzy, przy drugiej przerwie technicznej Hiszpanie prowadzili 16:15. Później obie drużyny grały punkt za punkt, aż w końcu Polacy zdobyli dwa punkty z rzędu i wygrali 28:26.
IV set
Polacy fantastycznie zaczęli czwartego seta, bardzo szybko wyszli na prowadzenie 5:2. Hiszpanie odrobili kilka punktów ale na pierwszą przerwę techniczną Polacy zeszli z prowadzeniem 8:5. Później znowu dobrze grali Polacy i doprowadzili do stanu 14:11. Hiszpanie przejęli inicjatywę dopiero w końcówce, po serii błędów Polaków doprowadzili do stanu 21:19, a po kolejnych wygrali seta 25:21.
V set
Znów dobrze zaczęli Polacy, którzy wykorzystali błędy Hiszpanów i wyszli na prowadzenie 7:4. I znów Hiszpanie i dogonili, doprowadzając do stanu 8:8. Polacy jakby stanęli i pozwolili rywalom zdobyć kolejne punkty. Hiszpanie prowadzili już 12:8. Potem trzy punkty z rzędu zdobyli Polacy, ale nie udało im się wygrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz