wtorek, 15 kwietnia 2008

Trzeci raz Berlusconi

Tomasz Bielecki, Rzym
2008-04-15, ostatnia aktualizacja 2008-04-15 00:12

Zobacz powiększenie
Fot. GREGORIO BORGIA AP

Miłośnik futbolu, miliarder i magnat telewizyjny wygrywa z politykiem intelektualistą. Zmęczeni i zniecierpliwieni coraz gorszymi zarobkami i emeryturami Włosi liczą na cud gospodarczy po zmianie rządu

Wstępne wyniki wyborów dawały wczoraj wieczorem centroprawicowej koalicji Silvio Berlusconiego ok. 8 pkt proc. przewagi nad centrolewicową Partią Demokratyczną kierowaną przez niedawnego burmistrza Rzymu, pisarza i dziennikarza Waltera Veltroniego. Zwolennicy Berlusconiego wyszli na ulice Rzymu, by świętować jego rychły powrót na fotel premiera. A był nim już dwukrotnie.

-Koniec z komunistami, lewakami, przefarbowanymi katolikami -mówili o odchodzącym rządzie Romano Prodiego.

Przeciwnicy Berlusconiego nazywają go drugim Putinem i śmiertelnym zagrożeniem dla włoskiej demokracji. Zwolennicy widzą w nim jedyny ratunek przed klasą zawodowych i nudnych polityków, którzy pogrążają Włochy w szarości i kryzysie.

Dla tych drugich jest błyskotliwym magnatem medialnym, dla pierwszych- brutalnym monopolistą, który jako premier wspierał brudnymi metodami kanały telewizyjne należące do jego rodziny. Dla jednych jest przestępcą podatkowym, dla drugich - godnym podziwu spryciarzem, który potrafi wykorzystywać luki prawne. Dla zwolenników to telewizyjny mesjasz, a dla wrogów - 71-letnia podreperowana sylikonem gwiazdka.

-Berlusconiemu pomagał nie tylko czar jego telewizji, ale i zmęczenie Włochów centrolewicą. Odchodzący rząd zrobił wiele dobrego dla gospodarki, ale ludzie nie zdążyli dostrzec efektów reform -mówi publicysta Gigi Riva.

W 2008 r. wzrost gospodarczy ma wynieść zaledwie 0,5 proc. Włosi coraz mniej zarabiają i dostają coraz niższe emerytury w porównaniu z innymi krajami "starej" Europy i dlatego szukają ratunku w zmianie rządu.

Zarówno Berlusconi, jak i Veltroni obiecywali obniżki podatków i ułatwienia wprowadzeniu drobnego biznesu. Ich programy ekonomiczne były tak podobne, że Włosi ukuli dla nich żartobliwą zbiorczą nazwę "Veltrusconi".

Brak wyraźnych różnic programowych sprawił, że dla wielu Włochów ważniejsza była przeszłość i styl obu polityków. Wybierali między Berlusconim, który wyzywał rywali od głupków i naiwniaków, a Veltronim zapewniającym o szacunku dla rywali. Między Berlusconim, który tłumaczył młodym kobietom, że ślub z jego synem to najszybsza droga do zrobienia kariery, a Veltronim mówiącym o programach wspierających emancypację kobiet i młodych bezrobotnych.

Odrzucili byłego komunistę Waltera Veltroniego, którego idolem jest Mały Książę, a zagłosowali na tradycjonalistę Berlusconiego oskarżanego, że tak jak Książę Machiavellego dla władzy cynicznie manipuluje społeczeństwem. Rzeczywiście, będąc po raz drugi premierem (2001-06), wyrzucał z publicznej telewizji niewygodnych dziennikarzy i kazał swym deputowanym uchwalać ustawy ratujące go przed procesami.

Lęk Włochów przed imigracją sprawił, że sprzymierzona z Berlusconim ksenofobiczna Liga Północna zdobyła aż 8 proc. głosów. Niewykluczone, że teraz stanie się tak wymagającym partnerem, że Berlusconi ją porzuci i za kilka miesięcy zgodzi się na wielką koalicję rządową z Veltronim. -Kampania była mniej agresywna niż w 2006 r. To może ułatwić porozumienie - uważa prawicowa publicystka Elisa Calessi.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: