Wojna w Afganistanie. Ośmiu talibów zabili polscy żołnierze w regularnej bitwie w Ghazni. Nie ponieśli strat, ale w prowincji, nad którą wkrótce przejmą kontrolę, jest coraz niebezpieczniej
Na przełomie października i listopada do Ghazni przyjedzie 1,8 tys. polskich żołnierzy
Talibowie zaczaili się przy szosie w dystrykcie Karabagh, ok. 50 km na południe od stolicy prowincji. Zaczęli strzelać do żołnierzy z karabinów maszynowych - z zagajnika i położonych przy drodze zabudowań.
Kiedy strzelaninę zauważył polski patrol, afgańscy żołnierze bronili się już kilkanaście minut. Komandosi z 6. Brygady Desantowo-Szturmowej z Krakowa oraz żołnierze 12. Brygady Zmechanizowanej ze Szczecina otoczyli rebeliantów. W stronę zagajnika Polacy strzelali z 30-mm działek zamontowanych na transporterach opancerzonych Rosomak, a z karabinów maszynowych - w kierunku nielicznych zabudowań, wśród których ukryli się talibowie.
Przygwożdżeni ogniem talibowie próbowali się wycofać. Kiedy kilku uciekło na motocyklach, Polacy ruszyli w pościg hummerami, cały czas strzelając z karabinów maszynowych.
W tym czasie uwolnieni z zasadzki afgańscy żołnierze zaczęli przeszukiwać budynki i zagajnik, w których znaleźli osiem ciał talibów. Wszyscy mieli przy sobie kałasznikowy. Według zapewnień wojska nie zginął żaden cywil.
W zagajniku ukrywało się jeszcze dwóch rebeliantów - w torbach mieli zapalniki do prowizorycznych min-pułapek. Wojsko znalazło też broń i sześć motocykli, których używają talibowie. Akcja trwała ponad półtorej godziny.
- Nie ponieśliśmy żadnych strat ani w ludziach, ani w sprzęcie. Cało z tej akcji wyszli także okrążeni Afgańczycy - mówi rzecznik dowódcy polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie mjr Jacek Popławski.
Z naszych informacji wynika, że w Ghazni do podobnych potyczek dochodzi ostatnio regularnie, nawet kilka razy w tygodniu. Talibowie chcą sparaliżować ruch na drodze Kabul - Kandahar.
Nasi żołnierze przyznają, że kontrolowanie trasy jest coraz trudniejsze. - Talibom donoszą miejscowi policjanci, którzy wiedzą często o naszych ruchach. Trudno jest więc zorganizować akcję prewencyjną - mówi nam polski oficer.
Problemem jest też to, że zgodnie z zasadami ustalonymi przez NATO Polacy nie mają prawa przeszukiwać budynków. Mogą to robić tylko afgańscy żołnierze, a nasi mogą jedynie zabezpieczać akcję.
Wojsko próbuje więc przechytrzyć donosicieli. - Wyjeżdżamy np. południową bramą, a jedziemy na północ - opowiada nam inny oficer. - Tę taktykę stosowaliśmy już w Iraku. Jest skuteczna, bo zanim policjanci, a potem talibowie połapią się, o co chodzi, jest już często za późno.
W Iraku sytuacja była jednak inna. Nawet w najgorszym okresie rzadko dochodziło tam do regularnych potyczek, choć zdarzało się, że Polacy w walce zabijali rebeliantów.
Do tak dużej bitwy jak ta w czwartek doszło niecałe dwa miesiące temu w prowincji Paktika. Zaatakowany polski patrol wezwał posiłki, udało się okrążyć talibów. Wojsko ocenia, że mogło wtedy zginąć nawet kilkunastu rebeliantów. Nie udało się policzyć zwłok, bo talibowie, którzy przeżyli, zabrali ciała zabitych.
Wkrótce wszystkie polskie siły w Afganistanie zostaną skoncentrowane w Ghazni i będą całkowicie odpowiadać za bezpieczeństwo tej prowincji. Już teraz trwa przemieszczanie polskich wojsk z baz w Paktice. Czwarta zmiana polskiego kontyngentu, która przyjedzie do Afganistanu na przełomie października i listopada, trafi już wyłącznie do Ghazni. Będzie liczyć prawie 1,8 tys. żołnierzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz