czwartek, 28 czerwca 2012

Leo Beenhakker dla Sport.pl: Polska, wciąż śpiący gigant


Rozmawiał Michał Pol
28.06.2012 , aktualizacja: 28.06.2012 10:43
A A A Drukuj
Leo BeenhakkerFot. Bartosz Bobkowski / Agencja GazetaLeo Beenhakker
- Macie mnóstwo talentów, ale nie umiecie ich wykorzystać, odpowiednio wykształcić. I nadal śpicie! Takie są konsekwencje kierowania PZPN przez ludzi, którzy wciąż napawają się sukcesami z 1974 i 1982 roku - mówi w rozmowie ze Sport.pl były trener reprezentacji Polski Holender Leo Beenhakker.
Michał Pol: Jak pan ocenia występ reprezentacji Polski na Euro 2012? Marzył nam się awans do ćwierćfinału, a zajęliśmy ostatnie miejsce w najsłabszej grupie.

Leo Beenhakker, były trener reprezentacji Polski: Chyba trochę przesadziliście z optymizmem. Na papierze rzeczywiście wydawało się, że Polska może wyjść z grupy. Dla mnie zdecydowanym faworytem była Rosja, byłem pewien, że Polska przy wsparciu kibiców będzie walczyć o drugie miejsce i rzeczywiście walczyła do ostatniego meczu. Myślę, że chyba wszyscy nie docenili Grecji i jej pragmatycznego, ultradefensywnego stylu gry. Polacy i Rosjanie zagrali przeciwko niej zbyt zrelaksowani. Tymczasem przeciwko takiemu rywalowi nie wolno ani na moment stracić koncentracji, bo ci doświadczeni piłkarze potrzebują zaledwie jednej, dwóch okazji na mecz, żeby zdobyć gola. Nawet Niemcy przekonali się o tym w ćwierćfinale. Potrzeba dużego doświadczenia i zgrania, żeby wygrywać z tak niewygodnie grającym rywalem.

Dlaczego polskim piłkarzom starczyło sił zaledwie na pierwsze 30 minut w meczu z Grecją i Czechami, choć z Rosją potrafili zdominować fizycznie rywali?

- Uważam, że cała pierwsza połowa w meczu z Grecją była w wykonaniu Polaków świetna. Nie potrafię za to zrozumieć strategii na drugą połowę. Zamiast od razu wywrzeć presję na przegrywającym i grającym w dziesiątkę rywalu, dobić go drugim golem, polscy piłkarze cofnęli się i bronili wyniku 1:0. Odpowiedzialność za to ponosi trener. Powinien był kazać chłopakom "zabić" mecz, powinien im wpoić, że "jeszcze jeden goli i jest po sprawie, mamy trzy punkty". Niestety do końca spotkania w ogóle nie zmienił strategii. Za to w meczu przeciwko Czechom miałem wrażenie, że to już nie kwestia strategii, ale braku sił fizycznych, żeby grać dłużej na takim samym poziomie jak przez pierwsze 25 minut.

Podczas Euro 2008 najbardziej zawiedli w pańskiej drużynie ci, którzy w eliminacjach byli liderami drużyny, kapitan Maciej Żurawski, Jacek Krzynówek, Ebi Smolarek. Jak ocenia pan liderów reprezentacji Polski na Euro 2012?

- Jestem przekonany, że tacy piłkarze jak Marcin Wasilewski, Kuba Błaszczykowski czy Robert Lewandowski nie powinni mieć sobie wiele do zarzucenia. Zrobili, co mogli. Podjęli rolę liderów, dwaj z nich zdobyli po ładnym i ważnym golu. Trudno wymagać więcej, bo dostali zbyt mało wsparcia od kolegów. Gdybym miał wskazać piłkarza, który trochę mnie zawiódł, to wymieniłbym Ludo Obraniaka. Wydaje mi się, że można był oczekiwać od niego większego zaangażowania i przywództwa na boisku.

Kibicował pan Polsce?

- Oczywiście, że tak. Darzę was sympatią i sentymentem, z wielkimi emocjami oglądałem każdy z meczów Polaków. Przecież grało wielu "moich" piłkarzy, którzy przygodę w reprezentacji zaczynali u mnie. Przyjemnie mi było patrzeć, jak świetnie się rozwinęli, dojrzeli i przemienili się w gwiazdy, tacy piłkarze jak Kuba czy Lewandowski. Jak świetnym charyzmatycznym liderem potrafi być Wasilewski, jak ważne funkcje pełnią Łukasz Piszczek, Murawski, Obraniak, Dudka...

Tak bardzo liczyliśmy na naszą "trójkę z Borussii Dortmund", która wspólnie odpowiadała za 80 procent goli, jakie mistrzowie Niemiec strzelili w sezonie. Dlaczego nie byli w stanie grać tak w reprezentacji jak w klubie?

- To oczywiste. W klubie pracują ze sobą i pozostałymi zawodnikami przez okrągły rok, ich rozumienie stylu gry drużyny i kolegów staje się automatyczne. Na tym polega problem w większości reprezentacji, selekcjoner dostaje zawodników ostatniej chwili i niemal na chwilę przed meczem. Każdy w innym nastroju, z innym doświadczeniami w sezonie i oczekiwaniami. Popatrzcie na Holandię, trener Bert van Marwijk zabrał na Euro 2012 grupę znakomitych piłkarzy, tyle że każdy z nich gra na co dzień w innym klubie. Wielu z nich osiągnęło w tym sezonie wielkie sukcesy w swoich klubach. A jednak okazało, że tym razem nie byli w stanie stworzyć dobrej drużyny, jedności. Z drugiej strony trener Joachim Löw oparł sukces reprezentacji Niemiec na piłkarzach Bayernu Monachium, którzy mają za sobą fatalny sezon.

Kto wygra Euro 2012?

- Stawiam na Hiszpanię, mimo że nie gra tak pięknie jak przed czterema laty, ale nadal równie skutecznie. Wielkimi wygranymi Euro 2012 są Gianluigi Buffon, z obrońców John Terry, z pomocników Andrés Iniesta i Andrea Pirlo, a z napastników Mario Gómez. Absolutnie fantastyczni piłkarze, prawdziwe gwiazdy turnieju, którego poziom niezwykle mi się podoba. Padło mnóstwo goli, zobaczyłem kilka świetnych spotkań, rozegranych w cudownej atmosferze. Ale paradoksalnie najbardziej ekscytujący wydał mi się ten mecz, w którym nie padła żadna bramka, czyli Anglia - Włochy.

PZPN rozgląda się za nowym trenerem. Czy słusznie? Może mimo niepowodzenia Franciszek Smuda powinien nadal pracować z kadrą jak pan po Euro 2008?

- Niezręcznie mi to komentować, wolałby się nie wypowiadać ani udzielać żadnych rad w tej kwestii.

PZPN znów zamierza wybrać selekcjonera spośród wyłącznie polskich trenerów. Pana zdaniem powinniśmy raczej poszukać za granicą?

- No comments... sorry.

Wkrótce PZPN wybierze nowego prezesa. Co powinien w pierwszej kolejności zreformować, żebyśmy w przyszłości nie musieli liczyć tylko na "trójkę z Dortmundu"?

- Najważniejsza sprawa to zmiana całego systemu szkolenia młodzieży, której trzeba dokonać pod flagą PZPN, a nie pozostawić w gestii klubów. Macie mnóstwo utalentowanych dzieciaków, niech dobrze wykształceni, młodzi trenerzy przekazują im wiedzę, na czym polega nowoczesny futbol. Dla przykładu, Niemcy kilka lat temu po klęsce na Euro 2000 przewrócili do góry nogami strukturę szkolenia młodzieży właśnie pod flagą swojej federacji. Powstał konkretny, konsekwentnie realizowany plan szkolenia narybku, który przyniósł oszałamiające efekty. Zobaczcie, ile fantastycznych młodych niemieckich zawodników przyjechało na Euro 2012, pod względem średniej wieku Niemcy mają tu najmłodszą kadrę ze wszystkich! 

Niech PZPN wyśle sześciu utalentowanych polskich trenerów do Niemiec, niech pogadają z Mathiasem Sammerem, który jest mózgiem niemieckiego systemu szkolenia i stoi za całym sukcesem. Niech spędzą tam pracowicie trzy miesiące, a później niech realizują niemiecki plan w Polsce. Powtarzałem wam setki razy podczas mojego pobytu w Polsce, że jesteście śpiącym gigantem! Macie tu mnóstwo talentów, tylko nie umiecie ich wykorzystać, odpowiednio wykształcić. I co, nadal śpicie! Takie są konsekwencje kierowania PZPN przez ludzi, którzy do dziś napawają się sukcesami z 1974 i 1982 roku! Oddajcie polski futbol w ręce generacji młodych trenerów, którzy żyją współczesnością! Dynamicznym, kreatywnym, skorym do nauki i podpatrywania światowych trendów trenerom, którzy nie boją się innowacji!

Sportowego sukcesu na Euro 2012 nie odnieśliśmy, a organizacyjnie?

- Polacy mają prawo być z siebie dumni. Znakomicie zorganizowaliście Euro 2012. Wszyscy moi znajomi, z którymi rozmawiam po ich powrocie z Polski, chwalą infrastrukturę, wspaniałe stadiony, ale także niezwykłą życzliwość i gościnność Polaków. Pod tym względem jesteście prawdziwymi zwycięzcami tego turnieju. Gratuluję, Polsko!

wtorek, 26 czerwca 2012

PZPN krok od kompromitacji. Boenisch, Polanski i Perquis mogli nie zagrać na Euro!

Przemysław Iwańczyk
26.06.2012 , aktualizacja: 26.06.2012 19:45
A A A Drukuj
Eugen Polanski, Sebastian Boenisch i Damien Perquis przed meczem Polska - Grecja w Warszawie Fot. PASCAL LAUENER REUTERS Eugen Polanski, Sebastian Boenisch i Damien Perquis przed meczem Polska - Grecja w Warszawie
Dopiero 25 godzin przed meczem z Grecją FIFA dała zgodę na grę Sebastiana Boenischa, Eugena Polanskiego i Damiena Perquisa. Gdyby nie pomoc Niemców i Francuzów, tych piłkarzy nie byłoby na Euro albo w meczu otwarcia 8 czerwca byłby walkower. Ujawnił to w Wydarzeniach Roman Kołtoń z Polsatu Sport.
Według niego, 6 czerwca FIFA zasygnalizowała, że trzej zawodnicy nie mogą grać na Euro 2012, bo PZPN nie dopełnił wszystkich formalności zgłaszając ich do Euro. W PZPN przeoczono, że do FIFA musi trafić prośba samego zainteresowanego, a także dokumenty z urzędów państwowych i federacji, dla których ci zawodnicy dotychczas grali.

Sytuację - mimo Bożego Ciała - uratował mecenas Marcin Wojcieszak, który wcześniej był kuratorem w związku. Selekcjoner Franciszek Smuda nawet o tym się nie dowiedział. Dyrektor reprezentacji Konrad Paśniewski zabrał oświadczenia od Perquisa, Boenischa i Polanskiego. Sekretarz Niemieckiej Federacja Helmut Sandrock poświadczył w pośpiechu dokumenty Boenischa i Polanskiego, informując ile meczów zagrali w Niemczech i ile z nich było o punkty. O meczach Perquisa dla Francji - jednym oficjalnym - poinformował sekretarz generalny federacji francuskiej, Alain Christnacht.

Wcześniej PZPN nie zbierał takich potwierdzeń, bo Nigeryjczyk Emanuel Olisadebe i Brazylijczyk Roger Guerreiro nie grali nigdy dla swoich ojczyzn.

To jednak nie był koniec, bo pierwsze dokumenty zostały odrzucone przez FIFA. Z domów i procesji wyciągano urzędników, którzy formułowali odpowiednie potwierdzenia obywatelstwa. Dopiero tuż przed 17 komisja ds. statusu piłkarzy FIFA wydała pozytywną decyzję.

Odpowiedzialność wspólników w spółce z o.o.

2011/01/03 11:00:54

Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością jako spółka kapitałowa mająca osobowość prawną, samodzielnie odpowiada za swoje zobowiązania. Odpowiedzialność za zobowiązania obejmuje cały majątek spółki i w tym zakresie jest nieograniczona. Ograniczenie odpowiedzialności odnosi się do wspólników spółki z o.o., którzy zasadniczo nie odpowiadają za jej zobowiązania, ale ryzykują utratę wniesionych wkładów, gdy sytuacja finansowa spółki staje się trudna. Przepisy kodeksu spółek handlowych oraz przepisy szczególne przewidują szereg okoliczności, które mogą powodować powstanie odpowiedzialności po stronie wspólników. Planując wstąpienie do spółki z o.o. bądź jej utworzenie, warto zwrócić uwagę na potencjalne zagrożenia.
 
Dofinansowywanie spółki
Obecne przepisy pozwalają założyć spółkę z kapitałem zakładowym w wysokości 5000,00 zł. Dla przedsiębiorców kwota ta nie stanowi zazwyczaj dużego obciążenia i w związku z tym przystępują oni do spółki chętnie z wkładami ograniczającymi się do tej kwoty. Szybko okazuje się jednak, że wniesione środki wystarczają zaledwie na pokrycie kosztów założenia i rejestracji spółki (samo zgłoszenie do KRS kosztuje 1500 zł) oraz opłacenie pierwszych faktur za prowadzenie księgowości czy najem. Pojawia się zatem problem dofinansowania spółki, który może być rozwiązany przez podwyższenie kapitału zakładowego, dopłaty do kapitału bądź pożyczki wspólników. Na tym etapie działalności i z tak małym kapitałem raczej nie ma co liczyć na wsparcie instytucji finansowych. Oznacza to, że wspólnicy muszą zaangażować kolejne środki, aby zapewnić spółce możliwość rozwinięcia skrzydeł i zdobycia pierwszych przychodów.

Zwiększając kapitał zakładowy, wspólnicy ryzykują jego utratę w razie niepowodzenia przedsięwzięcia. Niestety, podobnie może być przy wnoszeniu dopłat czy udzieleniu pożyczki. Często wspólnicy lekką ręką podpisują umowę spółki, w której przewidziane są wysokie dopłaty do kapitału (przykładowo 100- lub 1000-krotność wartości udziałów). Jeżeli jednocześnie umowa spółki bądź większość w kapitale zakładowym nie gwarantują wspólnikowi wpływu na podjęcie uchwały o wniesieniu dopłat, może się okazać, że jego zobowiązania wobec spółki wzrosną drastycznie. W razie braku wpłaty ustanowionych dopłat spółka będzie mogła dochodzić nawet sądownie zapłaty wraz z odsetkami oraz dochodzić odszkodowania, o ile w związku z brakiem wpłaty poniosła szkodę.
 
Udzielając pożyczki spółce, wspólnik powinien mieć na uwadze, że zgodnie z przepisami art. 14 § 3 k.s.h. uważa się wierzytelność wspólnika z tytułu pożyczki udzielonej spółce z o.o. za jego wkład do spółki w przypadku ogłoszenia jej upadłości w terminie 2 lat od dnia zawarcia umowy pożyczki. Oznacza to, że w razie spełnienia wskazanych przesłanek wspólnik nie będzie miał możliwości zgłoszenia swojego roszczenia o zwrot pożyczki w postępowaniu upadłościowym.
O ile udzielona pożyczka z zasady podlega spłacie, o tyle dopłaty wnoszone przez wspólników mogą, choć nie muszą, podlegać zwrotowi. W pierwszej kolejności decyzję o zwrocie dopłat musi podjąć zgromadzenie wspólników, a nawet gdyby wspólnicy zdecydowali o zwrocie, może się okazać, że nie zostały spełnione wymagania ustawowe.
 
Zgodnie z art. 179 § 1 k.s.h. dopłaty mogą być zwracane wspólnikom, jeżeli nie są wymagane na pokrycie straty wykazanej w sprawozdaniu finansowym. Oznacza to, że gdy sprawozdanie finansowe wykazuje stratę, dopłaty nie mogą być zwrócone. Co prawda umowa spółki może zawierać odmienne postanowienia w kwestii możliwości zwrotu dopłat w przypadku występowania straty i przewidywać taką okoliczność (przepis art. 179 § 1 k.s.h. ma dyspozytywny charakter), ale przed wypłatą zarząd powinien skontrolować stan pokrycia kapitału zakładowego z uwagi na zapis art. 189 § 2 k.s.h. – i w razie braku pokrycia kapitału odmówić zwrotu dopłat.
 
Wypłaty na rzecz wspólników
Gwarancyjna rola kapitału zakładowego spółki z o.o. wiąże się m.in. z możliwością bezprawnych wypłat z majątku na rzecz wspólników. Obowiązuje generalny zakaz zwracania wspólnikom wszelkich wkładów bądź ich części, chyba że zwrot wynika z czynności przewidzianej przepisami. Przepis art. 189 § 2 k.s.h. zakazuje jakichkolwiek wypłat z majątku spółki, gdy jest on potrzebny do pełnego pokrycia kapitału zakładowego. Mało istotny, wydawałoby się, zapis zaczyna mieć dla wspólnika bardzo istotne znaczenie, jeżeli związany jest on ze spółką nie tylko więzami korporacyjnymi, ale też stosunkami cywilnoprawnymi czy innymi, ponieważ zakaz dotyczy wszelkich wypłat na rzecz wspólników. Nie ma znaczenia podstawa prawna roszczenia wspólnika o zapłatę, tzn. czy jest to roszczenie z tytułu zwrotu dopłat, udzielonych pożyczek, umów sprzedaży czy dostawy na rzecz spółki, czy nawet z tytułu umowy o pracę. Zakaz dotyczy wszystkich wypłat do momentu, w którym majątek spółki nie osiągnie poziomu równego wysokości kapitału zakładowego. W konsekwencji, jeśli wspólnik spółki jest jednocześnie jej pracownikiem albo świadczy usługi na jej rzecz na innej podstawie prawnej, to każda zapłata czy wypłata wynagrodzenia będzie bezprawna, jeśli nastąpi przy braku pokrycia kapitału zakładowego. W takiej sytuacji wypłata na rzecz wspólnika, choćby najbardziej zasadna, będzie pociągała za sobą zobowiązanie do jej zwrotu na rzecz spółki.

Zgodnie z brzmieniem art. 198 k.s.h. wspólnik, który wbrew przepisom prawa lub postanowieniom umowy spółki otrzymał wypłatę (odbiorca), zobowiązany jest do jej zwrotu. Członkowie organów spółki, którzy są odpowiedzialni za taką wypłatę, odpowiadają za jej zwrot spółce solidarnie z odbiorcą. Jeżeli zwrotu wypłaty nie można uzyskać od odbiorcy ani od osób odpowiedzialnych za wypłatę, za ubytek w majątku spółki, który jest wymagany do pełnego pokrycia kapitału zakładowego, odpowiadają wspólnicy proporcjonalnie do posiadanych przez siebie udziałów. Nie jest to zatem odpowiedzialność solidarna. Kwoty, których nie można ściągnąć od poszczególnych wspólników, rozdziela się między pozostałych wspólników w stosunku do ich udziałów. Teoretyczny brak odpowiedzialności wspólników spółki z o.o. staje się iluzoryczny w takich okolicznościach. Roszczenia przedawniają się z upływem trzech lat, o ile wspólnik otrzymał wypłatę w dobrej wierze. Jeśli odbiorca wiedział o bezprawności otrzymanej wypłaty, roszczenie przedawnia się dopiero z upływem 10 lat od dnia wypłaty.
 
Wkład do spółki
 
Przy wnoszeniu do spółki wkładów pieniężnych na pokrycie obejmowanych udziałów nie ma dla wspólnika ryzyka związanego z wadliwością wkładu. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w odniesieniu do wnoszonych aportów, tzn. wkładów niepieniężnych. Aportem mogą być rzeczy, prawa majątkowe, które można wycenić, określić ich wartość, umieścić w bilansie, zbyć, poddać egzekucji itp. Do spółki można więc wnieść samochód, drukarkę, nieruchomość, całe przedsiębiorstwo czy autorskie prawa majątkowe. Wnosząc aport, należy dokonać jego wyceny, która przełoży się na liczbę obejmowanych w zamian udziałów. Istotne jest przy tym, aby wartość aportu nie została określona zbyt wysoko w stosunku do jego wartości zbywczej (rynkowej). Wartość tę ustala się odpowiednio na dzień zawiązania spółki bądź uchwały o podwyższeniu kapitału zakładowego, uwzględniając, jaką cenę uzyskałaby spółka, chcąc sprzedać wniesione prawa. W razie przeszacowania wkładu wspólnik wnoszący wkład ponosi za to odpowiedzialność w oparciu o art. 175 § 1 k.s.h. bez względu na to, czy wiedział, czy też nie wiedział o przeszacowaniu wkładu oraz czy ponosi za to winę. Odpowiedzialność wspólnika ogranicza się do wyrównania spółce różnicy pomiędzy wartością zbywczą wkładu a wartością wskazaną przy wnoszeniu wkładu i jest solidarna z odpowiedzialnością członków zarządu, którzy dopuścili do rejestracji zawyżonego aportu. Termin przedawnienia dla odpowiedzialności wynikającej z art. 175 k.s.h. jest bardzo długi – wynosi 10 lat od dnia wniesienia wkładu. Dotyczy to zarówno wnoszenia wkładów przy zakładaniu spółki, jak i w związku z podwyższeniem kapitału zakładowego.
 
Wskazana odpowiedzialność ma charakter bezwzględnie obowiązujący, co oznacza, że nie można zwolnić wspólnika w drodze czynności prawnej czy uchwały zgromadzenia wspólników. Wspólnik i członkowie zarządu zobowiązani są wyrównać spółce brakującą wartość na jej żądanie.

Obok przeszacowania wkładu może się zdarzyć, że wkład wnoszony do spółki ma wady prawne bądź fizyczne (przykładowo: wniesiona do spółki nieruchomość jest zanieczyszczona w sposób uniemożliwiający jej użytkowanie bez poniesienia znacznych nakładów przez spółkę, a fakt ten ujawniony został dopiero przy przystąpieniu do prac na terenie nieruchomości; wniesiony do spółki samochód był wcześniej kradziony i w trakcie eksploatacji przez spółkę zgłosił się właściciel). W takiej sytuacji realna wartość wkładu dla spółki jest niższa bądź nawet wkład nie ma żadnej wartości. Podobnie jak przy zawyżeniu wartości udziałów niezbędne jest określenie wartości zbywczej wkładu w chwili wnoszenia na dzień objęcia udziału. Wspólnik, który wniósł do spółki wadliwy wkład, choćby o wadzie nie wiedział, zobowiązany jest do wyrównania spółce różnicy pomiędzy przyjętą wartością wkładu a jego wartością z uwzględnieniem ujawnionej wady. Umowa spółki może przewidywać dodatkowe konsekwencje dla wspólników z tytułu ujawnionych nieprawidłowości dotyczących wniesionych wkładów.

Odpowiedzialność wspólnika za wady wnoszonego przez niego wkładu czy zawyżenie jego wartości wynika z gwarancyjnego charakteru kapitału zakładowego spółki z o.o. Skoro to spółka odpowiada za zobowiązania całym swoim majątkiem, a wspólnicy ograniczają swoje ryzyko tylko do wnoszenia wkładów, nie ma wątpliwości, że wkłady powinny być niewadliwe i mieć dla spółki realną wartość odwzorowaną w bilansie.
 
Spółka w organizacji
Choć egzekwowanie roszczeń związanych z działalnością spółki w organizacji jest raczej sporadyczne, wspomnieć należy, że za zobowiązania spółki kapitałowej w organizacji odpowiadają solidarnie spółka i osoby, które działały w jej imieniu. Przepisy przewidują dodatkowo solidarną odpowiedzialność wspólników spółki z o.o. w organizacji z tymi osobami i spółką. Odpowiedzialność wspólników za takie zobowiązania ogranicza się do wartości niewniesionego wkładu na pokrycie objętych udziałów.

Jeżeli wspólnik będzie działał w imieniu spółki w okresie od jej zawiązania do czasu zarejestrowania w Rejestrze Przedsiębiorców, jego odpowiedzialność, solidarnie ze spółką, będzie miała charakter nieograniczony i osobisty.
 
Łączenie funkcji

Warto pamiętać o zbiegu tytułów odpowiedzialności, jeżeli wspólnik decyduje się na objęcie jeszcze innych stanowisk w spółce. Zazwyczaj takie sytuacje mają miejsce, jeżeli wspólnik zostaje powołany jednocześnie do zarządu spółki. W takiej sytuacji zaczyna pełnić dwie funkcje w spółce i w związku z każdą z nich ponosić odpowiedzialność. Pomijając odpowiedzialność z tytułu uczestnictwa w spółce ponoszoną jako wspólnik, należy wspomnieć, że jeden z bardziej „bolesnych” przepisów regulujących odpowiedzialność członków zarządu statuuje art. 299 § 1 k.s.h. Zgodnie z nim, jeżeli egzekucja przeciwko spółce okaże się bezskuteczna, członkowie zarządu odpowiadają solidarnie za jej zobowiązania. Bezsprzeczne jest w doktrynie i orzecznictwie, że odpowiedzialność wspólnika nie ogranicza się do zakresów wskazanych powyżej, jeżeli wiążą go ze spółką jeszcze inne stosunki umowne. Tak więc pełniąc funkcję członka zarządu, wspólnik musi się liczyć z dalszymi konsekwencjami płynącymi z pełnienia przez niego dodatkowych funkcji.
 
Autor artykułu: Agata Okorowska
radca prawny
Kancelaria Prawna LAW-TAXES.pl we Wrocławiu
www.law-taxes.pl

Odpowiedzialność za zobowiązania członków zarządu spółek kapitałowych

16.03.2006


Pomimo nieposiadania przez spółkę kapitałową środków na zaspokojenie swoich zobowiązań w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością można domagać się ich spłaty przez członków jej zarządu.

Pod pojęciem definicji ustawowej spółki kapitałowej rozumiemy spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością i spółkę akcyjną. Spółka kapitałowa posiada osobowość prawną i za zaciągnięte zobowiązania odpowiada majątkiem własnym. Cechą charakterystyczną takiego podmiotu jest posiadanie niejako „funduszu gwarancyjnego” w postaci kapitału zakładowego dla zaspokojenie ewentualnych wierzycieli. Celem takiej konstrukcji jest wyłączenie odpowiedzialności osobistej wspólników z ich majątków własnych. Wierzyciel spółki kapitałowej powinien móc skutecznie zaspokoić swoje roszczenie w drodze egzekucji z majątku spółki.

W sytuacji nieposiadania przez spółkę kapitałową wystarczających środków na spłatę zaciągniętych lub powstałych zobowiązań może dojść do bezskutecznej egzekucji z majątku spółki. W tym miejscu istotnym jest przedstawienie odmiennych skutków, jakie rodzi taka sytuacja w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością, a jakie w spółce akcyjnej.

W spółce akcyjnej ustawodawca nie przewidział odpowiedzialności innych podmiotów za zobowiązania spółki poza nią samą.

W odniesieniu do spółki z o.o., posiadającej z założenia mniejszy kapitał zakładowy, przyjęto, iż ryzyko wystąpienia opisanej powyżej sytuacji zdarzy się częściej. Podstawą zaspokojenia wierzycieli w omawianym przypadku jest odpowiedzialność cywilnoprawna członków zarządu spółki z o.o. za jej zobowiązania. Cywilnoprawna odpowiedzialność członków zarządu oznacza ujemne następstwa prawne, jakie przepisy prawa cywilnego wiążą z niewykonaniem przez nich określonego obowiązku lub generalnie niedołożeniem należytej staranności przy wykonywaniu obowiązków powierzonych w związku ze sprawowaną funkcją.

Bezskuteczna egzekucja

Dla ochrony wierzycieli tego rodzaju spółki kapitałowej wprowadzono w art. 299 Kodeksu spółek handlowych obostrzony mechanizm możliwości ich zaspokojenia przy braku środków własnych spółki. Wierzyciel nie musi zastosować wszystkich dostępnych mu sposobów egzekucji czy też wskazać wszystkich składników majątkowych podmiotu nadających się do pokrycia wierzytelności. Wystarczy wskazać brak skuteczności choć jednej egzekucji należności z któregokolwiek składnika majątku:

- może to być klasyczne działanie przez organ egzekucyjny, jakim jest komornik;

- wierzyciel może też domagać się wyjawienia majątku spółki przed samym wszczęciem egzekucji i uzyskać wykaz wskazujący na nadmiar wartości zobowiązań nad majątkiem dłużnika;

- wreszcie sąd właściwy do ogłoszenia upadłości spółki może oddalić jej wniosek w tej sprawie z uwagi na brak możliwości zaspokojenia kosztów samego postępowania z majątku wnioskodawcy;

- ten sam sąd może stwierdzić, iż majątek spółki został obciążony, np. na hipotece, w takim zakresie, że nie ma możliwości pokrycia z niego kosztów postępowania upadłościowego zarówno z majątku pozostałego, jak i części nieobciążonej.

W tym miejscu należy wskazać na rozbieżności w orzecznictwie Sądu Najwyższego dotyczące przeprowadzenia przez wierzyciela postępowania dowodowego na okoliczność bezskuteczności egzekucji. W wyroku z dnia 26 czerwca 2003 r. (V CK 416/01) SN stwierdził możliwość wykazania bezskutecznej egzekucji na podstawie każdego dowodu, z którego wynika, że spółka nie ma majątku pozwalającego na zaspokojenie wierzyciela pozywającego członków jej zarządu. Mając na uwadze cel wprowadzenia art. 299 K.s.h., przyjęte stanowisko zasługuje na aprobatę. Odmienne stanowisko zajął Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 21 września 2005 r. (V CK 129/05), stwierdzając konieczność posiadania przez wierzyciela tytułu egzekucyjnego wystawionego przeciwko spółce. Brak jednolitości orzecznictwa w omawianym zakresie zasługuje na krytykę.

Warto przypomnieć, że ustawodawca jednoznacznie wskazał w odniesieniu zarówno do spółki z o.o. w art. 151 § 4 K.s.h., jak i co do spółki akcyjnej w art. 301 § 5 K.s.h., brak odpowiedzialności wspólników spółki za jej zobowiązania. Wyjątek stanowi sytuacja, gdy wspólnicy spółki z o.o. są również członkami zarządu. Zgodnie z treścią wyroku Sądu Najwyższego z dnia 14 lutego 2003 r. (IV CKN 1779/00, OSNC 2004, nr. 5, poz. 76) przepis art. 159 § 3 K.h. (obecnie art. 151 § 4 K.s.h.) nie wyłącza przewidzianej w art. 298 § 1 K.h. (obecnie art. 299 § 1 K.s.h.) odpowiedzialności w stosunku do członków zarządu, będących zarazem wspólnikami spółki z ograniczoną odpowiedzialnością.

Odpowiedzialność zarządu

Odpowiedzialność członków zarządu spółki z o.o., zawarta w art. 299 K.s.h. i określona w nauce prawa jako odpowiedzialność subsydiarna, ma charakter „zastępczy” w stosunku do odpowiedzialności, jaką ponosi spółka za swoje zobowiązania. Przesłanką odpowiedzialności subsydiarnej jest bezskuteczność egzekucji w stosunku do pierwotnego dłużnika, jakim jest inny podmiot. Dopiero gdy majątek posiadany przez ten podmiot nie pokryje należnych zobowiązań, ma zastosowanie odpowiedzialność za ich zaspokojenie członków zarządu spółki. Co ważne, odpowiedzialność członków zarządu spółki z o.o. jest odpowiedzialnością osobistą, co oznacza, że odpowiadają oni za całość zobowiązań spółki., jest również odpowiedzialnością solidarną, co oznacza, że wszyscy odpowiadają za cały dług. Wierzyciel może wybrać, z majątku którego lub których członków zarządu dokona swojego zaspokojenia i w jakiej wysokości. Członkom zarządu, których majątek podlega egzekucji, przysługuje w stosunku do pozostałych roszczenie regresowe. Oznacza ono prawo domagania się na drodze sądowej zwrotu poniesionych należności od pozostałych zobowiązanych. Jego zakres określony jest stosunkowym pokryciem należności na nich przypadających.

Moment, od którego członek zarządu podlega odpowiedzialności za zobowiązania spółki z o.o., jest chwilą powołania go do zarządu. Nie ma znaczenia data zgłoszenia tego faktu do rejestru sądowego. Dokonanie wpisu do rejestru czy też wykreślenie z niego ma charakter deklaratoryjny. W razie wystąpienia zdarzeń uniemożliwiających wykonywanie obowiązków członka zarządu (np. choroby) nie będzie on ponosił odpowiedzialności. Osoby faktycznie pełniące funkcję członków zarządu spółki a niepowołane w skład zarządu nie ponoszą odpowiedzialności za zobowiązania spółki. Czym innym jest powołanie w skład organu uprawnionego do reprezentacji, a czym innym samo pełnienie funkcji. Osoba prawna działa przecież przez swoje organy.

Członek zarządu spółki z o.o. ponosi odpowiedzialność za wszystkie zobowiązania spółki powstałe między dniem powołania go do zarządu a wykreślenia z rejestru handlowego. W momencie wytaczania przeciwko niemu powództwa nie musi on być członkiem zarządu.

W tym miejscu warto dokładniej przyjrzeć się chwili powstania zobowiązań spółki, aby zostały one objęte odpowiedzialnością członków zarządu spółki na podstawie art. 299 K.s.h. Powszechnie brak wątpliwości co do odpowiedzialności za zobowiązania powstałe przed zaistnieniem przesłanek do ogłoszenia upadłości. Co w przypadku, gdy pomimo upływu terminu przewidzianego do zgłoszenia stosownego wniosku zarząd nie dopełnił tego obowiązku, spółka zaciąga dalej zobowiązania, a zgłoszenie upadłości następuje faktycznie w okresie późniejszym?

Sąd Najwyższy w uchwale z dnia 25 listopada 2003 r. ( III CZP 75/03) stwierdził, iż członkowie zarządu spółki z o.o. odpowiadają zarówno za zobowiązania istniejące w momencie zajścia przesłanek ogłoszenia upadłości, jak i za zobowiązania spółki powstałe dopiero po spełnieniu się przesłanek zgłoszenia wniosku o ogłoszenie upadłości..

Kontrowersje w orzecznictwie SN budzi określenie charakteru zobowiązań spółki, za które można pociągnąć do odpowiedzialności członków zarządu. Zgodnie z uchwałą SN z dnia 15.09.1993 r. (II UZP 1993 r.) odpowiedzialność członków zarządu może dotyczyć zarówno zobowiązań w rozumieniu art. 353 K.c., czyli „prywatnych”, jak i zobowiązań o charakterze publicznoprawnym.

Odmiennie - SN w uzasadnieniu do wyroku z dnia 24 czerwca 2004 r. (III CK 107/03) wywodzi, że nie jest dopuszczalna droga sądowa do dochodzenia, w trybie art. 299 K.s.h., należności publicznoprawnych od członków zarządu.

W orzecznictwie wystąpił również pogląd wyłączający odpowiedzialność członków zarządu spółki, w ramach art. 299 K.s.h., za zasądzone w tytule wykonawczym koszty procesu i koszty postępowania egzekucyjnego umorzonego następnie z powodu bezskuteczności egzekucji (I ACa 85/04, OSAB 2004 nr. 3 poz.16). Jest to pogląd krytykowany w doktrynie z powodu zmuszania niejako wierzycieli do ponoszenia nakładów finansowych z tytułu kosztów procesu przeciwko spółce z jednej strony, a z drugiej strony pozbawiania ich możliwości odzyskania poniesionych kosztów od członków zarządu spółki w razie bezskuteczności zaspokojenia ich z majątku spółki.

Uwolnienie się z odpowiedzialności

Członek zarządu spółki może uwolnić się od odpowiedzialności w następującym stanie faktycznym:

1) gdy wykaże, że we właściwym czasie zgłosił wniosek o upadłość spółki lub wszczęto postępowanie układowe;

2) gdy nie doszło do zgłoszenia wniosku o upadłość oraz nie wszczęto postępowania układowego nie z jego winy;

3) gdy, pomimo niezgłoszenia wniosku o upadłość lub niewszczęcia postępowania układowego, wierzyciel nie poniósł szkody.

W pierwszym przypadku należy wykazać, że stosowny wniosek zgłoszono we właściwym czasie, zgodnie z przepisami prawa upadłościowego i układowego. Zgodnie z art. 21 ust 1 Ustawy z dnia 28 lutego 2003 r. Prawo upadłościowe i naprawcze ( Dz. U. z 2004 r. nr 96 poz. 959 z późn. zm) członkowie zarządu, działając w imieniu dłużnika-spółki, są zobowiązani nie później niż w ciągu dwóch tygodni od dnia, w którym wystąpiła podstawa do ogłoszenia upadłości, zgłosić w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości. Istnieją dwie przesłanki ogłoszenia upadłości:

a) niewypłacalność spółki powstająca, gdy nie wykonuje ona swoich wymagalnych zobowiązań;

b) niewypłacalność spółki powstająca, gdy zobowiązania przekroczą wartość majątku spółki, niezależnie od tego, czy na bieżąco wykonuje ona swoje zobowiązania.

Obowiązek zgłoszenia wniosku o ogłoszenie upadłości spoczywa na zarządzie spółki bez względu na wartość niewykonanych zobowiązań czy długość opóźnienia ich wykonania. Sąd może oddalić wniosek o ogłoszenie upadłości, jeżeli opóźnienie w wykonaniu zobowiązań nie przekracza trzech miesięcy, a suma niewykonanych zobowiązań nie przekracza 10% wartości bilansowej przedsiębiorstwa dłużnika. Sąd nie oddali wniosku, jeżeli niewykonywanie zobowiązań ma charakter trwały albo gdy oddalenie wniosku może spowodować pokrzywdzenie wierzycieli.

Nie jest istotnym, kto z członków zarządu zgłasza wniosek o ogłoszenie upadłości, taki wniosek może zgłosić równie dobrze wierzyciel spółki. Wystarczającym jest uznanie, że wniosek złożono w czasie, kiedy spółka stała się niewypłacalna. Ustalenie początku okresu, od którego to nastąpiło, może budzić wątpliwości. Często zdarza się, iż jego ustalenie wymaga zasięgnięcia opinii biegłego.

W tym miejscu należy zaznaczyć, iż zapis art. 299 K.s.h. powołujący się na „otwarcie postępowania układowego” jest niedostosowany do noweli przepisów o postępowaniu upadłościowym z dnia 1 października 2003 r. W jej wyniku ustawodawca zastąpił postępowanie układowe, wprowadzając postępowanie upadłościowe z możliwością zawarcia układu oraz postępowanie naprawcze. Wszczęcie postępowania naprawczego, na podstawie art. 492 ust 1 i 2. Prawa upadłościowego i naprawczego, jest jedynie prawem, a nie obowiązkiem zarządu. Nie przewidziano żadnego terminu dla wszczęcia postępowania naprawczego. Można zatem przyjąć, choć budzi to kontrowersje, że wszczęcie postępowania naprawczego pozwala członkom zarządu spółki z o.o. uchylić się od odpowiedzialności za zobowiązania spółki.

W drugim przypadku należy wykazać brak winy członka zarządu spółki z o.o. w opóźnieniu lub zaniechaniu złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości. Wynika to z oparcia odpowiedzialności członka zarządu na domniemaniu winy. Ciężar dowodu braku tej winy obciąża członka zarządu. Powinien wykazać, iż jego działanie nie było bezprawne, tym samym nie naruszył swoich obowiązków, lub mimo naruszenia prawa nie można przypisać mu niedbalstwa w prowadzeniu spraw spółki. Klasycznym powodem może być wprowadzenie go w błąd co do danych o wynikach finansowych spółki czy dłuższa, usprawiedliwiona nieobecność, obejmująca okres, w którym wystąpiły przesłanki złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości. Nowi członkowie zarządu, składając, natychmiast po objęciu swojej funkcji i zapoznaniu się ze stanem finansów spółki, stosowny wniosek, również uwolnią się od odpowiedzialności. Uchyla przesłankę poniesienia odpowiedzialności wykazanie, że w okresie, kiedy dana osoba pełniła funkcję członka zarządu, stan finansów spółki nie uzasadniał złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości czy otwarcie postępowania układowego.

W trzecim przypadku należy wykazać mniejszy zakres zaspokojenia wierzyciela z majątku spółki w przypadku zgłoszenia wniosku o ogłoszenie upadłości lub wszczęcia postępowania układowego niż faktyczną wartość uzyskaną przez wierzyciela w chwili obecnej. O wystąpieniu ewentualnej szkody będziemy mogli mówić jedynie wtedy, gdy wystąpi różnica pomiędzy wielkością zaspokojonej wierzytelności w wyniku wszczęcia przytoczonych powyżej postępowań a rzeczywistym zaspokojeniem należności. Brak szkody oznacza brak uszczerbku dla wierzyciela. Z praktyki wynika, że dowodzenie braku szkody po stronie wierzyciela jest bardzo utrudnione.

Dochodzenie roszczeń

Powództwo przeciwko członkowi zarządu spółki z o.o. powinno zostać wniesione do sądu właściwego ze względu na miejsce zamieszkania członka zarządu. Podstawą jest przyjęcie, że nie mamy do czynienia z odpowiedzialnością odszkodowawczą członków zarządu. Większość doktryny odniosła się krytycznie do odmiennego stanowiska, jakie zajął SN w uchwale z dnia 22 września 1995 r. (III CZP 120/95).

Bieg przedawnienia roszczenia wierzyciela wobec członka zarządu spółki rozpoczyna się w dniu bezskuteczności egzekucji wierzytelności na podstawie prawomocnego tytułu egzekucyjnego, wystawionego przeciwko spółce, i wynosi trzy lata. Co do zasady, zgodnie z art. 118 § 1 K.c., takie wierzytelności zaliczane są do roszczeń związanych z działalnością gospodarczą. Istnieją jednak różne implikacje, nie zawsze przekonywające. Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 28 stycznia 2004 r. (IV CK 176/02) stwierdził, iż roszczenie wierzyciela przeciwko członkom zarządu za zobowiązania spółki z ograniczoną odpowiedzialnością ulega przedawnieniu w terminie określonym w art. 442 § 1 K.c. W tym przypadku przyjęto, że mamy do czynienia z roszczeniem o naprawienie szkody powstałej w wyniku czynu niedozwolonego, które przedawnia się w ciągu trzech lat od dnia, w którym poszkodowany dowiedział się o szkodzie i o osobie zobowiązanej do jej naprawienia. Wydaje się, że taka szkoda może mieć miejsce w przypadku omawianym powyżej, jako trzeci stan faktyczny umożliwiający uwolnienie się członka zarządu z odpowiedzialności za zobowiązania spółki. Należy przypomnieć, że co do zasady odpowiedzialność członków zarządu jest ściśle gwarancyjna, a nie odszkodowawcza. By podnieść roszczenie przeciwko członkom zarządu, należy ustalić, czy istnieje jakiekolwiek zobowiązanie spółki. Przyznaje się prawo podniesienia przez wspomniane osoby takich zarzutów przeciwko dochodzeniu należności, jakie przysługiwałyby spółce. Jeżeli spółka, podnosząc te zarzuty, zostałaby zwolniona z obowiązku zaspokojenia wierzyciela, to tym bardziej jej członkowie zarządu.

Wierzyciel, by skierować przeciwko członkom zarządu spółki z o.o. powództwo, powinien wykazać wystąpienie łącznie zarówno bezskuteczności egzekucji przeciwko spółce, jak i brak możliwości zwolnienia z odpowiedzialności za taki stan rzeczy członków jej zarządu. Wydaje się, iż powinno się dążyć w kierunku objęcia odpowiedzialnością członków zarządu wszystkich powstałych zobowiązań spółki. Należy odnieść się krytycznie do występowania braku jednolitości orzecznictwa sądów w zakresie wykładni postanowień art. 299 K.s.h.

(WIT)

Prokuratura: śledztwo ws. śmierci Petelickiego potrwa kilka miesięcy

Kilka mie­się­cy po­trwa śledz­two w spra­wie oko­licz­no­ści śmier­ci gen. Sła­wo­mi­ra Pe­te­lic­kie­go - po­wie­dział rzecz­nik pro­wa­dzą­cej po­stę­po­wa­nie Pro­ku­ra­tu­ry Okrę­go­wej w War­sza­wie Da­riusz Śle­po­ku­ra. Po­twier­dził, że prze­słu­cha­no dziś Ja­ro­sła­wa Ka­czyń­skie­go.

gen. Sławomir Petelicki, fot. Waldemar Kompała / Agencja Gazeta
gen. Sławomir Petelicki, fot. Waldemar Kompała / Agencja Gazeta

- Cze­ka­my na za­mó­wio­ne przez pro­ku­ra­tu­rę spe­cja­li­stycz­ne eks­per­ty­zy ba­li­stycz­ne, tok­sy­ko­lo­gicz­ne oraz bil­lin­gi po­łą­czeń zmar­łe­go. Ich uzy­ska­nie zaj­mie za­pew­ne kilka mie­się­cy - po­wie­dział pro­ku­ra­tor Śle­po­ku­ra.

O dzie­siej­szym prze­słu­cha­niu li­de­ra PiS po­in­for­mo­wa­ło Radio Zet. Ja­ro­sław Ka­czyń­ski zo­stał we­zwa­ny w związ­ku ze swą wy­po­wie­dzią z ze­szłe­go wtor­ku. - Kilka ty­go­dni przed tym wy­da­rze­niem (śmier­cią gen. Pe­te­lic­kie­go - red.) pewna osoba, po­wszech­nie znana, wy­mie­ni­ła go na krót­kiej li­ście osób, które bar­dzo dużo mówią, w związ­ku z czym są za­gro­żo­ne. Nie­któ­re z tych osób już zo­sta­ły na różne spo­so­by ude­rzo­ne - mówił wów­czas dzien­ni­ka­rzom Ka­czyń­ski. Pro­ku­ra­tu­ra już wcze­śniej za­po­wie­dzia­ła, że chce po­znać wie­dzę pre­ze­sa PiS w tej spra­wie i go prze­słu­chać.

Gen. Pe­te­lic­ki po­cho­wa­ny na Po­wąz­kach Woj­sko­wych. "To życie nie bie­gło pro­sty­mi dro­ga­mi"

Twór­ca i dwu­krot­ny do­wód­ca jed­nost­ki GROM gen. bryg. Sła­wo­mir Pe­te­lic­ki zo­stał dziś po­cho­wa­ny na Cmen­ta­rzu Woj­sko­wym na war­szaw­skich Po­wąz­kach. Jego życie nie bie­gło pro­sty­mi dro­ga­mi - wspo­mi­nał zmar­łe­go abp Sła­woj Le­szek Głódź.

Uro­czy­sto­ści po­grze­bo­we Pe­te­lic­kie­go roz­po­czę­ły się po­że­gna­niem w sie­dzi­bie jed­nost­ki GROM. Przed po­łu­dniem od­by­ła się msza św. w ka­te­drze po­lo­wej Woj­ska Pol­skie­go, którą kon­ce­le­bro­wa­li me­tro­po­li­ta gdań­ski i były bi­skup po­lo­wy WP abp Sła­woj Le­szek Głódź oraz obec­ny bi­skup po­lo­wy Józef Guz­dek.

- Miało to życie, tak nagle urwa­ne, wiele barw i od­cie­ni. Nie bie­gło pro­sty­mi dro­ga­mi. Sta­no­wi­ło świa­dec­two pol­skiej hi­sto­rii. Ludz­kich wy­bo­rów, de­cy­zji, de­kla­ra­cji i mo­ty­wa­cji – mówił o Pe­te­lic­kim abp Głódź.

- Sła­wo­mir Pe­te­lic­ki był przez wiele lat funk­cjo­na­riu­szem służb ko­mu­ni­stycz­ne­go sys­te­mu. Do­ce­nia­nym, od­no­szą­cym suk­ce­sy, na­gra­dza­nym. Nie spo­sób od­po­wie­dzieć, czy na dro­gach tam­tej służ­by nie miał mo­ral­nych wahań, wąt­pli­wo­ści, czy był tylko spraw­nym i sku­tecz­nym pro­fe­sjo­na­li­stą. Ale kiedy przy­szła w 1989 r. nowa rze­czy­wi­stość, opo­wie­dział się po stro­nie war­to­ści, z któ­rych po­wstał dom pol­skiej wol­no­ści. Wię­cej, po­czął im z od­da­niem słu­żyć - pod­kre­ślił abp Głódź. Wspo­mi­nał za­słu­gi Pe­te­lic­kie­go jako twór­cy i do­wód­cy GROM-u.

Szef MON To­masz Sie­mo­niak po­wie­dział na za­koń­cze­nie na­bo­żeń­stwa, że lu­dzie czynu nie lubią wielu słów, lecz po­zo­sta­wia­ją po sobie dzie­ła. - Ge­ne­rał Sła­wo­mir Pe­te­lic­ki stwo­rzył jed­nost­kę GROM. Słu­ży­ła ona i służy spra­wom waż­nym dla Pol­ski, na­szym war­to­ściom takim jak pokój, so­li­dar­ność, walka z ter­ro­ry­zmem. W wielu miej­scach na świe­cie zo­sta­wi­ła swój dobry ślad. Tę sławę GROM-u przy­wo­ła każde wspo­mnie­nie zwią­za­ne z ge­ne­ra­łem - mówił Sie­mo­niak. W roz­mo­wie z dzien­ni­ka­rza­mi na­zwał Pe­te­lic­kie­go "nie­spo­koj­nym pol­skim pa­trio­tą, który nie go­dził się z tym, że pewne rze­czy nie są tak, jak trze­ba usta­wio­ne przez ostat­nie 20 lat".

Prócz ro­dzi­ny zmar­łe­go, w mszy św. uczest­ni­czy­li szef BBN Sta­ni­sław Ko­ziej i rzecz­nik rządu Paweł Graś. Byli też szef Szta­bu Ge­ne­ral­ne­go WP gen. Mie­czy­sław Cie­niuch, do­wód­ca ope­ra­cyj­ny sił zbroj­nych gen. broni Edward Grusz­ka oraz do­wód­ca Wojsk Spe­cjal­nych i b. do­wód­ca GROM-u gen. bryg. Piotr Pa­ta­long. W mszy św. wzię­li udział także dawni współ­pra­cow­ni­cy gen. Pe­te­lic­kie­go, b. szef UOP gen. bryg. Gro­mo­sław Czem­piń­ski i b. wi­ce­szef MSWiA Woj­ciech Bro­chwicz. Po­ja­wi­li się ak­to­rzy Piotr Fron­czew­ski i Da­niel Ol­brych­ski (po­że­gnał zmar­łe­go cy­ta­tem z "Ham­le­ta" Szek­spi­ra) oraz muzyk Paweł Kukiz.

Na cmen­tarz przy­szli też żoł­nie­rze oskar­że­ni o zbrod­nię wo­jen­ną w afgań­skiej wio­sce Nan­gar Khel, któ­rych gen. Pe­te­lic­ki pu­blicz­nie bro­nił.

W ka­te­drze i na cmen­ta­rzu wartę przy trum­nie gen. Pe­te­lic­kie­go peł­ni­li żoł­nie­rze GROM w peł­nym rynsz­tun­ku. W ko­ście­le przed trum­ną na dy­wa­nie le­ża­ła po­je­dyn­cza biała róża. W kon­duk­cie, który po na­bo­żeń­stwie prze­je­chał na Po­wąz­ki, były m.​in. trzy bo­jo­we wozy Hu­mvee. W po­grze­bie wzię­ły udział także pocz­ty sztan­da­ro­we ze służb pod­le­głych MSW, har­ce­rze, kom­ba­tan­ci i we­te­ra­ni.

Po­grzeb na Po­wąz­kach odbył się z ce­re­mo­nia­łem woj­sko­wym. Zmar­łe­mu asy­sto­wa­ła or­kie­stra woj­sko­wa i kom­pa­nia ho­no­ro­wa, która od­da­ła trzy salwy. Gdy skła­da­no ciało do grobu, nad cmen­ta­rzem prze­le­cia­ły dwa woj­sko­we śmi­głow­ce.

Do­wód­ca jed­nost­ki GROM płk Piotr Gą­stał prze­ma­wia­jąc na cmen­ta­rzu, pod­kre­ślił, że ge­ne­rał spo­cznie nie­da­le­ko gro­bów ci­cho­ciem­nych, któ­rzy są pa­tro­na­mi jed­nost­ki. Przy­po­mniał, że Pe­te­lic­ki dbał o żoł­nie­rzy, któ­rzy skoń­czy­li służ­bę, i an­ga­żo­wał się w pomoc w le­cze­niu ran­nych. Jak za­zna­czył, Pe­te­lic­ki two­rząc GROM, otwo­rzył nowy roz­dział w hi­sto­rii Woj­ska Pol­skie­go.

Nie żyje gen. Sła­wo­mir Pe­te­lic­ki. To on stwo­rzył le­gen­dar­ny GROM

Ciało Pe­te­lic­kie­go zna­le­zio­no w ubie­głą so­bo­tę w pod­ziem­nym par­kin­gu wie­lo­ro­dzin­ne­go bu­dyn­ku, w któ­rym miesz­kał. Zna­le­zio­no przy nim broń, z któ­rej padł strzał. Za naj­bar­dziej praw­do­po­dob­ną przy­czy­nę śmier­ci ge­ne­ra­ła przy­ję­to sa­mo­bój­stwo. For­mal­ne śledz­two w tej spra­wie pro­wa­dzi sto­łecz­na pro­ku­ra­tu­ra okrę­go­wa. Wstęp­ną kwa­li­fi­ka­cją praw­ną jest art. 151 Kk, który prze­wi­du­je karę po­zba­wie­nia wol­no­ści od 3 mie­się­cy do lat 5 dla tego, kto na­mo­wą lub przez udzie­le­nie po­mo­cy do­pro­wa­dza czło­wie­ka do tar­gnię­cia się na życie. Taka kwa­li­fi­ka­cja z re­gu­ły jest przyj­mo­wa­na przy śledz­twach w spra­wie sa­mo­bójstw. Może się zmie­nić, jeśli po­ja­wi­ły­by się "nowe oko­licz­no­ści".

- Nic nie wska­zu­je, żeby można było zmie­nić przy­ję­tą kwa­li­fi­ka­cję wstęp­ną czynu z art. 151, pro­ku­ra­to­rzy nie na­tra­fi­li na żaden ślad, który wska­zy­wał­by na udział osób trze­cich, okre­śli­li bar­dzo sze­ro­ko za­kres swo­ich dzia­łań - mówił dzi­siaj rano pro­ku­ra­tor ge­ne­ral­ny An­drzej Se­re­met w radiu RMF FM.

Ujaw­nił, że po do­kład­nym prze­szu­ka­niu miesz­ka­nia ge­ne­ra­ła - łącz­nie z jego sej­fem - nie zna­le­zio­no żad­ne­go listu. - Żad­nych in­for­ma­cji, które mia­ły­by wska­zy­wać na motyw tego czynu, do tej pory nie udało się zna­leźć - dodał Se­re­met.

We­dług niego pro­ku­ra­to­rzy do­cie­ra­ją do ostat­nich pu­blicz­nych wy­po­wie­dzi Pe­telc­kie­go, by "wy­ja­śnić jego sta­tus ro­dzin­ny czy sy­tu­ację ro­dzin­ną, fi­nan­so­wą, zdro­wot­ną także".

Pe­te­lic­ki był ge­ne­ra­łem w sta­nie spo­czyn­ku; ofi­ce­rem wy­wia­du PRL, potem za­ło­ży­cie­lem i pierw­szym do­wód­cą jed­nost­ki GROM. We wrze­śniu skoń­czył­by 66 lat. W 1969 r. zo­stał ofi­ce­rem wy­wia­du MSW. Od 1973 do 1978 r. był at­ta­che kul­tu­ral­nym, na­uko­wym i pra­so­wym w Nowym Jorku, a od 1975 r. - wi­ce­kon­su­lem ds. Po­lo­nii. Od 1978 do 1983 r. pra­co­wał w cen­tra­li wy­wia­du. Pra­co­wał w pol­skiej am­ba­sa­dzie w Sztok­hol­mie, w la­tach 1987-1988 był za­stęp­cą na­czel­ni­ka kontr­wy­wia­du za­gra­nicz­ne­go, a od 1988 do 1989 r. - do­rad­cą mi­ni­stra spraw za­gra­nicz­nych i kie­row­ni­kiem ochro­ny pla­có­wek.

Był twór­cą i pierw­szym do­wód­cą (do 1995 r.) sfor­mo­wa­nej w 1990 r. słyn­nej jed­nost­ki an­ty­ter­ro­ry­stycz­nej GROM (Grupa Re­ago­wa­nia Ope­ra­cyj­no-Ma­new­ro­we­go). W maju 1996 r. zo­stał na krót­ko peł­no­moc­ni­kiem ów­cze­sne­go pre­mie­ra Wło­dzi­mie­rza Ci­mo­sze­wi­cza ds. prze­stęp­czo­ści zor­ga­ni­zo­wa­nej w Ra­dzie Państw Ba­se­nu Morza Bał­tyc­kie­go. Po­now­nie zo­stał do­wód­cą GROM w grud­niu 1997 r. Zo­stał od­wo­ła­ny we wrze­śniu 1999 r., po kon­flik­cie ów­cze­snym mi­ni­strem ko­or­dy­na­to­rem ds. służb spe­cjal­nych Ja­nu­szem Pa­łu­bic­kim. Po od­wo­ła­niu Pe­te­lic­ki prze­szedł w stan spo­czyn­ku i zajął się biz­ne­sem. Był współ­wła­ści­cie­lem firmy Grupa Grom, za­trud­nia­ją­cej by­łych żoł­nie­rzy GROM. Zo­sta­wił żonę i dwoje dzie­ci.

(TSz, RZ)

piątek, 22 czerwca 2012

Boniek: Przegraliśmy jak frajerzy. Franek i jego drużyna to spieprzyli

Boniek: Przegraliśmy jak frajerzy. Franek i jego drużyna to spieprzyli

Data dodania: 2012-06-22 06:00:09 ▪ Ostatnia aktualizacja: 2012-06-22 10:24:38

Polska

Cezary Kowalski

Boniek: Przegraliśmy jak frajerzy. Franek i jego drużyna to spieprzyli

Zbigniew Boniek (© FOT GRZEGORZ JAKUBOWSKI/POLSKAPRESSE)

- Generalnie to nasza drużyna miała prawo przegrać, zawsze przecież ktoś w sporcie musi być przegrany. Ale można było przegrać jak Szwecja, Ukraina czy Chorwacja. Z honorem, po wielkiej walce i dobrej grze. My przegraliśmy jak frajerzy. Czy się to komuś podoba, czy nie - mówi Zbigniew Boniek, legendarny piłkarz reprezentacji Polski, w rozmowie z Cezarym Kowalskim.

Uważa Pan, że blisko trzy lata pracy Franciszka Smudy to czas, który nie został stracony, i zostały stworzone solidne fundamenty pod reprezentacjęna eliminacje mistrzostw świata, które rozpoczynają się we wrześniu? 
Panie, jeszcze jedno takie pytanie i pójdę po alkomat, i poproszę, aby pan dmuchnął. (śmiech) Przez cały okres swojej pracy Smuda zagrał trzy poważne mecze o punkty, dwa zremisował, jeden przegrał. Dodam, że wszystkie graliśmy na własnym terenie. Gdyby ktoś w ten sposób rozpoczął jakiekolwiek eliminacje - od takich wyników, u siebie - od razu straciłby pracę, bo to pewnie oznaczałoby, że stracił również szanse awansu. No, nie można tego określić inaczej: to kompromitacja.
∨ Czytaj dalej

Reklamy Google

Oferta Dla Kibica
Mistrzowska Oferta od TESCO. Sprawdź Co Się Przyda Na Mecz!
www.Tesco.pl/Dla_Kibica

Pokoje na Euro 2012
Niskie Ceny Pokoi, 8km do Stadionu. WiFi,TV,Wyżywienie,Parking, Zobacz!
noclegiokecie.pl/Euro_2012_Warszawa

Nie chcę znęcać się nad Frakiem, bo jak śpiewała Maryla Rodowicz: "Ale to już było". Podobało mi się, że od razu po przegranym meczu powiedział, że odchodzi. Wyjechał sobie do Wadowic, koniec, kropka. No tak, skasował jeszcze solidnie PZPN na koniec, ale to nie nowina. Wiadomo przecież, jak bardzo Franek kasę lubi. Jakby była taka możliwość, to wziąłby nie tylko za te dwa punkty, ale także za wrażenia artystyczne. (śmiech) 

Waldemar Fornalik z Ruchu Chorzów ma zostać następcą Franciszka Smudy. To dobry kandydat na selekcjonera? 
Żaden nie jest zły. Pytanie tylko, czy prawdą jest, że cały sztab dobrać ma mu PZPN. A słyszałem, że tak, i drugim trenerem ma zostać dotychczasowy asystent Franciszka Smudy Jacek Zieliński, pewnie zostawią także trenera od przygotowania fizycznego, fizjologa, psychologa, trenera od napastników i tak dalej. Jeśli tak miałoby być, to od razu Fornalik stawia się na przegranej pozycji. Daje sobie wszystko narzucić i staje się marionetką. Zresztą Franek też kiedyś mówił, że nie potrzebny mu psycholog, bo kadra to nie dom wariatów. A jak zbliżał się turniej, to jednak ktoś taki znalazł się w kadrze i prowadził terapię z zawodnikami. 

Pytam się, co taki specjalista może zrobić w ciągu paru tygodni. Przecież on nawet nie zdąży poznać tych ludzi, do których powinien podchodzić indywidualnie. Nawrzucali grzybów do barszczu i spodziewali się sukcesu. To tak, jakby zebrać najbardziej doświadczone polskie piosenkarki - Santor, Rodowicz, Sobczyk, Sipińską - i kazać im grać w zespole oraz zmusić do zrezygnowania z prywatnych ambicji. Taki Fornalik, jeśli zostanie selekcjonerem, musi mieć swoich ludzi, być prawdziwym szefem i do tego mieć parasol ochronny. Widzieliśmy, jak Franek był pozbawiony wsparcia, jak miotał się i wypowiadał w każdej sprawie. Dzisiaj piłka nożna to jest towar. Nie wystarczy wygrywać, aby być dobrym. Za to dobrym można być nawet bez wygrywania. Trzeba jednak wiedzieć, jak w tym biznesie się poruszać. Prawdę mówiąc, to zatrudnienie Fornalika jest taką randką w ciemno. Nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie kotary. 

Pan kiedyś też zagrał w ciemno, ściągając z Cypru Jerzego Engela, który później, pierwszy raz po 16 latach, awansował z kadrą na mundial. 
Zgadza się, ale Jurek dostał prawdziwy parasol ochronny. Pamiętacie, ile meczów nie mógł wygrać, zanim zaczęło mu iść. Nie było konferencji prasowej, na której redaktor Kmiecik nie zadawał pytania wprost: Kiedy ten pan zostanie wyp... Nie jestem pewien, czy Fornalik jest w stanie dostać takie wsparcie w związku, jakie miał kiedyś Engel. Zresztą dyskusja o nowym selekcjonerze to nie jest największy problem polskiej piłki. To jest w ogóle bardzo mało istotne, kto nim będzie. 

Cała Polska tym żyje. 
Bo przecenia rolę trenera w piłce nożnej. Zastanawiam się, dlaczego kiedyś wszyscy trenerzy byli dobrzy? Wszyscy. Górski, Gmoch, Strejlau, Kulesza, nawet Wójcik. A teraz wszyscy są źli. I wie pan, dlaczego, bo jednak najwięcej zależy od samych zawodników. Trener może trochę pomóc albo trochę zaszkodzić, ale takiego radykalnego wpływu na drużynę nie ma. 

W takim turnieju jak Euro, w takiej drużynie jak Polska to trochę może jednak oznaczać zwycięstwo zamiast remisu albo remis zamiast porażki. 
No, zgadza się. Gdyby z Grekami wpuścił Sobiecha na ostatnie minuty i kazał grać długą piłką do napastników, to może by coś wpadło. Ja mówię jednak o pryncypiach. Nam się wydaje, że sport to jest nie wiadomo jaka dziedzina, i podchodzimy do niej przesadnie naukowo. Pamiętam, jak Małysz w pewnym momencie wpadł w dołek. Cały sztab zaangażowano, aby to badał. Psycholog, fizjolog zastanawiali się, pod jakim kątem nogę zgina, jak się wybija z progu. A jak się Aleksander Kwaśniewski zapytał Apoloniusza Tajnera, dlaczego Małysz przestał tak daleko skakać, to usłyszał, że oni przede wszystkim nie wiedzą, dlaczego w ogóle zaczął. A to przecież żona mu doradziła: Weź, Adam, i zacznij wreszcie skakać. No i zaczął. (śmiech) 

Czyli trener nic nie jest w stanie sknocić? 

Oczywiście, że jest. Pamiętam, jak po kilku dniach zgrupowania Robert Lewandowski powiedział, że jak tak dalej będzie trenował, to za dwa, trzy dni będzie biegał, ale do tyłu. No i sprawdziło się. Biegał do tyłu. Na pewno zawodnicy nie grali tak dobrze jak w klubach. Generalnie to nasza drużyna miała prawo przegrać, zawsze przecież ktoś w sporcie musi być przegrany. Ale można było przegrać jak Szwecja, Ukraina czy Chorwacja. Z honorem, po wielkiej walce i dobrej grze. My przegraliśmy jak frajerzy. Czy się to komuś podoba, czy nie. 

Co dalej z tą kadrą? 
Czterech, pięciu czy nawet sześciu zawodników powinno sobie dać spokój.

Na pewno nie jest też tak, jak mówi Smuda, że po Leo Beenhakkerze zastał spaloną ziemię i brał do kadry tylko nowych zawodnikówNo, to przeanalizujmy. Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek, Dudka, Murawski, Wasilewski, Brożek, Obraniak. Oni wszyscy byli powoływani za Beenhakkera. Nawet Szczęsnego Leo wziął jako pierwszy na zgrupowanie. Zasługą Franka są oczywiście te farbowane lisy. I to też nie wszystkie, bo przecież Obraniaka już za Leo farbowali. Muszę jednak przyznać, że te lisy, które zafarbował Franek, się jednak sprawdziły. Taki Boenisch popełnił kilka błędów, ale generalnie się spisywał. Jak na solidnego niemieckiego profesjonalistę przystało. (śmiech) 

Oglądał Pan konferencję Grzegorza Laty? 
Tak. I nie wiem, po co ją zorganizował. Jakieś tłumaczenie z pieniędzy na premie. Przecież to kompromitacja, że prezes mówi, że zaproponował ileś tam, ale się rada drużyny nie zgodziła. A co to związki zawodowe, w drużynie, która się kilka razy w roku zbiera. Prezes powinien powiedzieć, że dostaną pieniądze, ale za wyjście z grupy. Koniec kropka. A jak się nie podoba, to do widzenia i w kadrze będą grali inni. Co to jest, że piłkarze po przegranym turnieju domagają się kasy? Albo ten tekst o tym, że w sprawie wyboru trenera rozpoczyna jakieś procedury. Propozycje powinien przedstawić prezes po konsultacji z dyrektorem sportowym i tyle. A teraz co zarząd będzie wszczynał procedury i porównywał Skorżę do Fornalika, Engela do Probierza? Zrobią tajną naradę, a później tajne głosowanie? 

Kto jest Pana faworytem? 
Jak bym teraz powiedział, że Fornalik, to już właśnie bym go ugotował. Przecież wiadomo, że Lato zrobi dokładnie odwrotnie, niż chciałby Boniek. (śmiech) 

Prezes PiS Jarosław Kaczyński twierdzi, że Pan powinien uzdrowić polską piłkę i skorzystać ze znajomości z Michelem Platinim. 
Z całym szacunkiem dla tego wybitnego polityka, ale ja już odpowiedziałem. Nie uważam, aby politycy powinni zmieniać polska piłkę. Z Platinim gadam, ale nie koniecznie o polskiej piłce. Nie zamierzam mu jakichś donosów składać. Zresztą nie gram w drużynie pana prezesa Kaczyńskiego. 

Gra Pan w drużynie PO? 
W żadnej nie gram. Ja już od dawna nie gram w piłkę. (śmiech) Kuratora usiłowali wprowadzać już Dębski, Lipiec i Drzewiecki. Wszyscy wiemy, jak to się kończyło. Owszem, politycy mogliby w jakiś sposób kontrolować sport, ale rozsądnie. Nie tak jak minister Mucha na przykład, która nawet nie wiem, czy wie, że wydaje corocznie na polską piłkę pięć milionów złotych. Na gimnazja sportowe. Zamiast marnować tę kasę na 14- czy 17-latków, którzy już powinni grać w tym wieku w piłkę na wysokim poziomie, trzeba by to przeznaczyć dla najlepszych wojewódzkich związków, które szkolą młodzież. Zastanowić się, jak wykorzystać orliki, stworzyć rozsądny program itd. 

Ile stracimy finansowo na porażce Polaków już w pierwszej rundzie? 
Setki milionów złotych. Może nawet jakiś mały procent PKB. Rozmawiałem ze specjalistami. Mogła się ta koniunktura jeszcze pokręcić. A tak załamały się kontrakty sponsorskie, reklamy, marketing, odbije się taki wynik także na sprzedaży praw do transmisji eliminacji następnego turnieju, inwestycjach w futbol klubowy i wielu innych czynnikach. Żal zmarnowanej szansy, bo była okazja, aby naprawdę boom na piłkę się w Polsce pojawił. Skoro mecze wtelewizji oglądało po 15 mln ludzi, to znaczy, że nie byli to tylko kibice, ale ludzie, którzy po prostu kochają Polskę i tym futbolem z okazji tego święta się zainteresowali.
Te wszystkie zapewnienia o tym, że atmosfera jest świetna, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik, że jesteśmy świetnie przygotowani fizycznie i gotowi na każdą ewentualność, okazały się jednym, wielkim kitem. Znamienny był ostatni mecz Smudy. Trener, który słynął z tego, że jego zespoły zawsze grały ofensywnie, i swego czasu nawet na Hiszpanów wystawił trzech napastników, skończył w meczu, który musiał wygrać z jednym miotającym się w ataku Lewandowskim. Za to z trzema defensywnymi pomocnikami. 

wtorek, 19 czerwca 2012

Trzy samobójstwa, które niektórzy chcą połączyć w nieprzypadkowy ciąg


46 minut temu

Tragiczna śmierć gen. Sławomira Petelickiego, który popełnił samobójstwo, wywołała falę domysłów na temat tego, czy aby na pewno nikt nie pomógł twórcy GROM-u w targnięciu się na własne życie. Śledztwo prokuratury trwa. Część mediów i osób łączy jednak śmierć generała z innymi samobójczymi zgonami, ale wyniki śledztw często nie pozostawiają wątpliwości.

Sławomir Petelicki, fot. PAP/Radek Pietruszka
Sławomir Petelicki, fot. PAP/Radek Pietruszka

W dzień przed Wigilią, 23 XII 2009 r. w swoim domu znaleziono ciało Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego KPRM. 5 VIII 2011 r. zięć znalazł Andrzeja Leppera, który powiesił się w swoim gabinecie. 16 VI 2012 r. w garażu swojego domu od strzału w skroń zmarł gen. Sławomir Petelicki. Część prawicowych mediów i polityków łączy te zgony w ciąg, bo osoby te były albo krytykami obecnej władzy, albo miały zbyt wiele o niej wiedzieć. Pojawiła się nawet teza o 3-4 osobowym "komando seryjnych samobójców".

Wątpliwości albo wprost wyrażane przekonanie, że te trzy zgony nie są przypadkowe i w istocie nie są efektem targnięcia się na własne życie, znajdują duży posłuch w środowiskach prawicowych i sympatyzujących z nimi mediach. I tak np. Nowy Ekran, piórem swojego szefa Tomasza Parola, stwierdził, że za dziwnymi śmierciami w ostatnich trzech latach stoi "komando samobójców seryjnych".

REKLAMA

Bloger wyjaśnił też, że wszystkie te przypadki wyglądają "jak należy", bo nigdzie nie ma śladów osób trzecich, a jeśli nawet są, to nie zostają znalezione. Dodatkowo zagadkowe mają być terminy zgonów: na dzień przed podpisaniem ważnego kontraktu, na dwa dni przed świętami, w dniu ważnego meczu. - Następna ich cechą jest zawsze jakiś konflikt z salonem Donalda Tuska - stwierdził szef NE.

Niezalezna.pl kolekcjonuje opinie wątpiących w samobójstwo gen. Petelickiego, cytując przy tym np. Witolda Waszczykowskiego (poseł PiS, były wiceszef MSZ). - Zagadkowa śmierć - mówi. Serwis stwierdził też, że "w ocenie jej rozmówców, jeżeli ktoś chciał pozbawić gen. Petelickiego życia, wybrał doskonały moment". I dowód: obecny poseł PiS wytłumaczył, że wtedy (16 VI) "cała Polska, w tym oczywiście media, była zajęta ważnym meczem piłkarskim". Wtedy miał miejsce mecz Polska - Czechy w ramach Euro 2012.

Inny prawicowy polityk, Romuald Szeremietiew, były wiceszef MON, napisał w sieci, że otrzymał z poważnego źródła wiadomość, że w pewnym wpływowym gronie rozważano kwestię "uciszenia" jego samego. - Śmierć gen. Petelickiego zmusiła mnie do zabrania głosu. W związku z tym oświadczam, że jestem zdrowy, nie mam żadnych kłopotów natury osobistej lub finansowej i nie zamierzam popełniać samobójstwa.

Właśnie jego postanowił obszernie zacytować "Nasz Dziennik". A Szeremietiew powiedział: "Trudno przyjąć, że w Polsce ma miejsce wysyp samobójstw znanych osób, ale wygląda na to, że wszystkie te przypadki łączy fakt posiadania przez nie unikalnej wiedzy, która mogła grozić jakimś osobom". Gazeta o. Tadeusza Rydzyka wspomniała, przytaczając stwierdzenia byłego wiceszefa MON, że gen. Petelicki był bardzo krytyczny wobec aktualnych władz, zwłaszcza po katastrofie smoleńskiej.

Swoimi wątpliwościami podzielił się też prezes PiS Jarosław Kaczyński. Powód? Bo przed kilkoma tygodniami ktoś dobrze poinformowany powiedział mu o liście osób, których życie jest zagrożone. - Wśród tych zagrożonych był pan Petelicki. Został wymieniony wśród zagrożonych i już nie żyje. Zresztą niektóre z tych osób już zostały na różne sposoby uderzone. To jest przesłanka do sceptycyzmu wobec koncepcji samobójstwa - powiedział. Ale nazwiska swojego informatora nie zdradził.

Dalej. Często sprzyjający PiS-owi i prezesowi tej partii red. nacz. "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz napisał nawet: "W związku z narastającą falą aktów miłości, która towarzyszy nam w czasach rządów Donalda Tuska, pragnę oświadczyć, że nie mam skłonności samobójczych. (...) Gdyby jednak przyszło mi z jakiegoś powodu zakończyć życie przed terminem wyznaczonym przez nową ustawę emerytalną, uprzejmie proszę, by wyjaśnieniem tego wypadku nie zajmowali się ci sami prokuratorzy, którzy odkryli skłonności samobójcze u Andrzeja Leppera czy gen. Sławomira Petelickiego".

Zasugerował więc, że śledztwa prokuratorskie są niewiele warte. Ich wyniki często jednak są jednoznaczne.